Gdy się obudził był już poranek. Czuł
piasek pod powiekami. Nic dziwnego, gdy zerknął na zegarek zorientował się, że
spał co najwyżej półtorej godziny. Przetarł oczy. Jeszcze jeden dzień, jutro
wracają. Marzył o tym całe dwa tygodnie, a teraz pomyślał, że łatwiej byłoby mu
cokolwiek zrobić tutaj, na miejscu. Westchnął, podniósł się z miejsca i udał
się do kuchni, by zrobić sobie mocną kawę, która postawi go na nogi.
W kuchni zastał jedną z bliźniaczek,
również nadal ubraną w piżamę, siedzącą przy stole i dmuchającą na gorącą
herbatę.
- Cześć... – przerwał, rezygnując z
dodania imienia do powitania. Wydawało mu się, że to Kinga, ale nie był pewien,
a gdyby się wkopał, śmialiby się z niego do końca życia.
- Siema, szwagrze.
Kinga, miał rację. Wstawiając wodę na
herbatę, uśmiechał się do siebie. Ten wyjazd miał swoje plusy – nauczył się
rozróżniać bliźniaczki.
- Pewnie jesteś zadowolony. Jutro o tej
porze będziemy się zbierać – zagadnęła go dziewczyna.
- Wszystko mi jedno – odparł obojętnie.
Tak naprawdę nie miał okazji porozmawiać
z nią w ciągu tych dwóch tygodni – niemalże zawsze była ze Sławkiem, a wtedy
nie była zbyt rozmowna.
- Mi tam nie chce się wracać. Ech...
Angela też pewnie jest zła, szkoda, że poznała Kryspina dopiero teraz.
Słyszałam, co zrobił, co za facet... Wpadł jej w oko, co nie? Nic dziwnego.
Kurczę, jakie to było romantyczne. Każda dziewczyna pragnie być tak
rozpieszczana. A zresztą, co ja ci będę gadać? – uśmiechnęła się do niego
nieświadoma, że wolałby tego wszystkiego nie słyszeć.
Chłopak zalał kawę i usiadł po drugiej
stronie stołu. Już miał coś odpowiedzieć, gdy w drzwiach stanęła zaspana i
rozczochrana wierna kopia Kingi.
- Czeeeeść – ziewnęła przecierając oczy.
– Ale mnie bolą nogi...
Dawid poderwał się z miejsca.
- Siadaj. Chcesz kawy? Przed chwilą
gotowała się woda, zaparzy się jeszcze.
Angelika otworzyła szeroko oczy.
- Eee... To znaczy... tak, dzięki –
usiadła zaskoczona na jego miejscu.
Podczas gdy chłopak krzątał się przy
blacie kuchennym, ona spojrzała pytająco na siostrę, która tylko wzruszyła
ramionami.
I właśnie w tej chwili do kuchni weszła
Paulina.
- Siema wszystkim. Ale pogoda, co? Chyba
sobie dzisiaj nie połazimy po mieście – faktycznie, za oknem strasznie wiało i
zanosiło się na długą i obfitą ulewę. – O, Dawid, robisz kawę? Zrobisz mi też?
- Sama sobie zrób, rąk nie masz?
Kinga się zaśmiała i rzekła wstając z
miejsca i biorąc do ręki swój kubek z herbatą:
- Siadaj, Paula, ja wracam do łóżka, za
tłoczno się tu zrobiło, a i tak będziemy się dzisiaj kisić w domku.
Paulina usiadła patrząc z oburzeniem,
jak jej brat stawia przed Angeliką kubek z parującym napojem i cukierniczkę.
***
Zaczęło lać nim zdążyli zjeść śniadanie.
Cała piątka ponuro spoglądała za okno.
- Niezły ostatni dzień nad morzem –
marudził przez cały czas Sławek. – A tak chciałem iść popływać... Albo chociaż
wyjść na miasto połazić... Coś czuję, że zanosi się na cały dzień w domu... Ej,
szwagierko, a ten twój Kryspin nie chce wpaść ze znajomymi? – zwrócił się do
Angeliki. – Może jakaś imprezka by nam wyszła, czy coś...
Angelika pokręciła głową i gdy
przełknęła kęs chleba, który akurat miała w ustach, rzekła:
- Nie, oni dzisiaj gdzieś jadą kogoś
odwiedzić. Jutro rano ma tu wpaść.
Dawid spojrzał na nią uważnie.
- A nie wiesz, o której mieli jechać?
Mam do niego biznes.
Wzruszyła ramionami.
- Coś między jedenastą a dwunastą.
Chłopak zerknął na zegarek i zerwał się
mówiąc:
- Zdążę.
Po czym chwycił bluzę i nie zważając na
deszcz wybiegł z domku.
Następnego dnia pogoda również nie
zachwycała. Wszyscy z ponurymi minami krzątali się po domku, zbierali swoje
rzeczy i sprzątali, by oddać domek w takim stanie, w jakim go wypożyczyli. Z
ich pożegnalnego spaceru nic nie wyszło – non stop lało, a na dodatek często
przechodziły burze. W związku z tym wyjazd planowali mniej więcej na późne
popołudnie. Już około dziewiątej do drzwi zapukał Kryspin. Angelika od razu
zaprosiła go do środka.
- Usiądź – wskazała mu miejsce przy
stole. – Zaproponowałabym ci coś do picia, ale generalnie chyba wszystko jest
już w bagażniku... – rozejrzała się dookoła.
- Nie trzeba, dzięki – odparł.
Do kuchni wszedł Brutus. Angelika
chciała coś do niego powiedzieć, ale zawahała się widząc, że panowie zmierzyli
się dość nieprzyjaznym wzrokiem. Dziwne, przez cały czas raczej bardzo się
lubili. Dopiero po chwili dziewczyna przypomniała sobie, że chłopacy wczoraj
się spotkali. Cóż, najwyraźniej odbyli jakąś nieprzyjemną rozmowę.
Teraz nie zamienili ze sobą nawet
jednego słowa. Brutus opuścił kuchnię już po kilku sekundach.
- Pokłóciliście się? – zagadnęła Kryspina
dziewczyna przyglądając mu się uważnie.
- Niee, dlaczego? Po prostu nie możemy
dojść do porozumienia w pewnej sprawie – przez moment patrzył w miejsce, gdzie
przed chwilą zniknął Brutus, po czym rzekł swobodnym głosem spoglądając na
rudowłosą – To o której wyjeżdżacie?
***
Byli już w
połowie drogi. Paulina spała na tylnim siedzeniu, podczas gdy Sławek śmiał się
w głos z żartów wypowiadanych przez swojego młodszego brata. Obaj byli fanami
czarnego, czasem nawet kontrowersyjnego humoru. Kinga siedziała na przednim
siedzeniu i nie wierzyła w to, co słyszała. „Jak można się z czegoś takiego
śmiać?” – pytała sama siebie w myślach.
- A znasz ten? – zapytał starszy
Budzyński brata:
„Lekarz przychodzi do pacjenta po ciężkim wypadku:
- Mam dla pana dobrą i złą nowinę. Od której zaczniemy?
- Niech będzie zła - odpowiada pacjent.
- Musimy amputować panu obie nogi.
- A ta dobra?!
- Pacjent z sąsiedniego łóżka chce kupić pańskie kapcie.”
Tym razem i Angelika, wspólnie z siedzącym
obok niej Brutusem, wybuchnęła śmiechem. A kiedy jako tako się opanowali Dawid
opowiedział swój żart, który niedawno usłyszał od swojego kolegi.
„Na dyskotece Jasio podchodzi do siedzącej przy stole dziewczynki i pyta:
- Zatańczysz?
- Tak, chętnie.
- To dobrze, bo nie mam gdzie usiąść.”
Rudowłosej popłynęło kilka łez po
policzkach. Powoli przekonywała się do tego typu żartów. A ze strony chłopaków
zanosiło się na to, że nieprędko przestaną. Następny żart padł z ust Sławka.
- Co robi kobieta oglądając pustą kartkę
papieru? – zapytał.
Angelika wyczekiwała kontynuacji. Nieoczekiwanie
wtrącił się Brutus.
- Czyta swoje prawa!
Kinga zmierzyła zabójczym wzrokiem
swojego chłopaka, natomiast Angelika z oburzeniem spojrzała na rozbawionego
młodszego Budzyńskiego i szturchnęła go łokciem mówiąc przy tym:
- To wcale nie było zabawne.
- Oj no, nie obrażaj się, maleńka –
odparł przymilnie z lekkim uśmiechem na ustach oraz błyskiem w oku.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Gorzej ci? – zapytała zdziwiona. – Od kiedy
ty jesteś taki miły w stosunku do mojej osoby?
- Nie przesadzaj, Rudzieleńka. Ja... –
powiedział wygodnie opierając się o zagłówek. - ... zawsze byłem dla ciebie
miły.
- Taaa, jasne – odparła z ironią, po
czym spojrzała przez szybę. – Ile jeszcze będziemy jechać?
Po krótkiej chwili odpowiedział jej
Dawid.
- Jakieś trzy, może cztery godziny. A
co? Jak chcesz to się prześpij. Jestem nawet w stanie odstąpić ci moją poduszkę
– powiedział podając jej swojego małego jaśka.
- Nie, dzięki, raczej chodziło mi o mały
postój – rzekła niepewnie spoglądając na starszego z braci, który był w tej
podróży kierowcą i to on rządził podczas tej wyprawy.
- Nie ma mowy! – wtrącił Sławek, gdy
tylko usłyszał słowo „postój”.
- Stać na pierwszej stacji – dodał Brutus
wstawiając się za Angeliką.
- Postój był pół godziny temu i nie myślcie
sobie, że będzie następny.
- Chce się zatrzymać to się zatrzymaj.
Sam nie jedziesz – rzekł twardo Dawid.
Po dłuższej wymianie zdań Sławek, klnąc
pod nosem, zjechał z drogi widząc przydrożną stację paliw. Młodszy z braci
wysiadł wraz z Angeliką z samochodu i ruszył w kierunku drzwi od sklepu znajdującego
się na tamtejszej stacji.
- Chcesz może kawę albo herbatę? –
zapytał. – A może coś zimnego?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
Kompletnie nie rozumiała jego zachowania. Czemu nagle stał się dla niej taki
miły?
- Jak możesz to weź mi jakiś sok –
odparła kierując się w stronę toalety.
Dojeżdżali do Warszawy. Była już późna
noc. Brutus starał się dzielnie dotrzymywać towarzystwa bratu, gdyż dziewczyny
już od dawna spały. Widać było po starszym Budzyńskim, że zmęczenie również daje
mu się we znaki. Chwilowo Brutus szukał tematu, który mógłby rozpocząć, lecz
ubiegł go Sławek pytając:
- Tej, a co ty nagle zrobiłeś się taki troskliwy
w stosunku do Angeliki?
- Ja? – zapytał, wyrwany z rozmyśleń.
- Nie, ja – powiedział zerkając we
wsteczne lusterko. – Przecież widzę.
Dawid nie wiedział co odpowiedzieć.
Dziewczyna spała z głową na jego ramieniu. Lekko w niego wtulona, a on nie protestował.
Ba. Prawą ręką lekko obejmował ją w pasie, jednocześnie przytulając do siebie.
Choć akurat tego ostatniego Sławek nie mógł dostrzec, gdyż dziewczyna była
przykryta bluzą chłopaka, którą wcześniej, specjalnie dla niej, zdjął.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odparł
wymijająco.
- Tak, jasne. Wiesz... – zaczął. – Nie sądziłem,
że tak szybko...
- Mógłbyś choć raz się nie wtrącać i
zająć się swoim życiem? – przerwał mu lekko rozeźlony Dawid. – Słuchając twoich
rad wychodziłem na tym tragicznie, więc choć raz się nie wpieprzaj i pozwól mi
działać samemu.
Sławek uśmiechnął się półgębkiem. „Mój mały
braciszek wreszcie wrócił” – pomyślał skręcając w kierunku zjazdu prowadzącego
do Warszawy.
***
Anita stwierdziła, że choć na chwilę
odsapnie od nauki. Usiadła wygodnie w fotelu i zamknęła oczy. Powtarzała sobie
w myślach, że jutro wszystko się uda. Wiedziała, że może nie umie wszystkiego,
ale czuła się pewnie. Obiecała sobie, że jeśli już nie będzie wiedziała
odpowiedzi na jakieś pytanie, to się nie podda i będzie improwizować. W końcu
gra toczy się najwyższą stawkę, jej jeden rok nauki w szkole i przede wszystkim udowodnienie Robertowi, że
nie jest taka głupia za jaką ją miał, oczywiście w kwestii fizyki i korków
pobieranych u niego. Wiedziała, że gdyby jej się nie udało, to jej honor by na
tym ucierpiał, przegrałaby zakład, a Joker nie odpuściłby jej tego. „Muszę wygrać. Muszę” – pomyślała twardo
sięgając po telefon. Napisała wiadomość do Marcina z zapytaniem, czy jego
oferta podwiezienia i potowarzyszenia jej jest nadal aktualna. Już po chwili
przyszła potwierdzająca odpowiedź. Uśmiechnęła się w duchu. Nigdy by nie
przypuszczała, że po tym wszystkim co się wydarzyło, będzie miała w nim wsparcie,
że będzie chciała w nim je mieć.
Anita siedziała spięta na miejscu
pasażera w samochodzie. Miała na sobie białą, elegancką bluzkę i jeansy, włosy
także upięła inaczej niż zwykle, by zadowolić matkę, która od świtu chodziła za
nią twierdząc, że dobre pierwsze wrażenie to już połowa sukcesu. Ręce zaciskała
na dużym zeszycie, który trzymała na kolanach. Zagryzała usta, na pierwszy rzut
oka widać było, że jest bardzo zestresowana.
Obok niej na miejscu kierowcy siedział
Marcin. Jedną rękę trzymał opartą o kierownicę, drugą położył na kolanach. Od
pewnego czasu przyglądał się dziewczynie z mieszaniną troski i rozbawienia. W
końcu postanowił przerwać panującą ciszę.
- Anita, jesteśmy na miejscu.
- Wiem – odparła od razu.
- Spóźnisz się.
Zerknęła na niego krótko.
- Jeszcze czas.
Marcin westchnął.
- Idź i miej to za sobą.
- Nie zdam.
- Zdasz. Uciekaj, będę trzymał kciuki.
Dziewczyna otworzyła zeszyt i zaczęła go
wertować, zapewne chcąc jeszcze coś sprawdzić, ale Marcin wyciągnął jej go z
rąk, zamknął i odłożył na deskę rozdzielczą.
- Zmykaj już! – powiedział.
Anita otworzyła drzwi i wysiadając
mruknęła:
- Nienawidzę cię – na co chłopak
zareagował śmiechem.
Po chwili patrzył, jak dziewczyna
zmierza w kierunku szkoły.
Nie było jej dość długo. Marcin,
początkowo pewien jej sukcesu, teraz zaczął się denerwować. Wiedział, że choć
dziewczyna nie daje tego po sobie poznać, całym sercem zależy jej na zdaniu
tego egzaminu, więc ewentualna porażka mogłaby w połączeniu z wydarzeniami z
ostatnich miesięcy źle na nią wpłynąć. W końcu, po czasie, który wydawał się
być wiecznością, zobaczył, jak dziewczyna wychodzi ze szkoły. Idąc patrzyła na
niego bez emocji sprawiając, że jeszcze bardziej się zdenerwował. Gdy wreszcie
podeszła i nie zareagowała na jego pytające spojrzenie, zapytał:
- I?
Spojrzała mu w oczy i wybuchnęła
śmiechem:
- No zdałam – rzekła śmiejąc się
pogodnie.
- Jest! – krzyknął Marcin, podbiegając
do niej.
Chwycił ją w objęcia, uniósł i okręcił
się z nią dookoła. Gdy odstawił ją na ziemię, zdał sobie sprawę z tego, co
zrobił. Dziewczyna odsunęła się od niego nieco, oboje spoważnieli i
skonsternowani spuścili wzrok. Dopiero po krótkiej chwili Marcin odchrząknął i
rzekł nie patrząc na Anitę:
- To ten... Super, że się udało. Odwiozę
cię do domu.
Dziewczyna spojrzała na niego i
odpowiedziała:
- W sumie to miałabym do ciebie jeszcze
jedną prośbę.
Marcin podniósł wzrok i spojrzał na nią
pytająco.
- Mógłbyś pojechać ze mną do Roberta?
Jest mi coś winien i chciałabym, żebyś to udokumentował.
Chłopak przypomniał sobie, co dziewczyna
opowiadała mu o swoim zakładzie z młodszym z braci Czołgowskich i wybuchnął
śmiechem.
- Nie zrobisz tego – stwierdził.
- Chcesz się założyć? Tylko uprzedzam,
że zakładanie się ze mną jest nieopłacalne – śmiejąc się wsiedli do samochodu i
odjechali.
Po kilkunastu minutach byli już pod
drzwiami mieszkania Czołgowskich. Dziewczyna zapukała.
- Włącz kamerę. Zaraz się zacznie –
powiedziała wesoło.
- Anita, jesteś tego pewna? Po pierwsze,
nie wydaje mi się, aby ten cały Joker odezwał się do ciebie po tym wszystkim,
co chcesz mu zrobić, a po drugie chyba nie będę tam mile widzianym gościem –
odparł Marcin patrząc na nią uważnie.
- Nie przesadzaj. Najwyżej Rob w drodze
rewanżu da ci po pysku, za to, co mu wtedy zrobiłeś – zaśmiała się, jednak gdy
zobaczyła, że Marcin nie rozumie, o co jej chodzi, dodała – Wtedy na
imprezie... – przerwał jej dźwięk otwierających się drzwi. – Siema, jest
Robert? – przywitała się ze stojącym w wejściu brunetem przechodząc obok niego
w kierunku salonu.
- Cześć – odparł Wojtek mierząc
nieprzychylnym wzrokiem towarzysza blondynki i bez zastanowienia zamykając
przed nim drzwi.
„Taa...” – pomyślał Marcin – „Już to
widzę, jak ci dwaj wpuszczają mnie do siebie wiedząc o wszystkim, co zrobiłem
Anicie”.
Zza zamkniętych dobiegł go podniesiony
męski głos:
- On tu nie wejdzie!
- Wojtek, nie przesadzaj – odpowiedziała
mu dziewczyna, po czym otworzyła drzwi. – Dalej, Marcin, włączyłeś tą kamerę?
Ten niepewnie przekroczył próg
mieszkania spoglądając na rozeźlonego bruneta, którego jeszcze nie tak dawno
uważał za swojego rywala do serca ukochanej, po czym odparł:
- Już, już.
- Robert? – zawołała głośno Anita
grzebiąc w plecaku. – Mam dla ciebie niespodziankę!
Po chwili Joker wyszedł ze swojego
pokoju do salonu pytając przy tym:
- Co tak krzyczysz?
Wtedy zobaczył z kim jego przyjaciółka
przyszła. Diametralnie zmienił ton głosu.
- Co on tu robi?
- Nie tylko ty jesteś zdziwiony tym, z
kim się nasza Anitka teraz prowadza – wtrącił oschle Czarny.
- Dobra, dokończycie to później. Teraz
mam sprawę do załatwienia i to właśnie Marcin ma to wszystko udokumentować –
przerwała im Anita wyciągając nożyczki.
Joker zrobił najpierw przerażoną, a
później wściekłą minę.
- Chyba cię, dziewczynko, pojebało! Nie
dam ci się obciąć!
Wojtek wybuchnął śmiechem przypominając
sobie, jak brat powiedział mu o ich zakładzie, natomiast Marcin zrobił
zbliżenie na po raz ostatni idealnie ułożonego, czerwonego irokeza Jokera.
- Widzisz? – zapytał Joker na powitanie
Dorotę, która właśnie otworzyła mu drzwi. – Widzisz, co mi zrobiła... –
przerwał na widok śmiejącej się z niego dziewczyny.
Zrobił oburzoną minę i już miał się
odwrócić i odejść, gdy ta złapała go za rękę i powiedziała siląc się na powagę:
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam,
żeby to tak wyszło. Po prostu... jak ty wyglądasz?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, choć
jego mina wskazywała na to, że za chwilę albo wybuchnie pod wpływem gniewu,
albo najzwyczajniej w świecie po prostu się rozpłacze. Dorota widząc to
ścisnęła jego dłoń mocniej i pociągnęła za sobą do środka. Po dłuższej chwili
Robert leżał w salonie na kanapie z głową na kolanach dziewczyny i wyżalał się
jej, jak to potraktowała go Anita, jego najlepsza przyjaciółka. Choć w tej
chwili akurat zaprzysiągł sobie w duchu, że choćby nie wiadomo co się stało, nie
odezwie się do niej już nigdy.
- Przesadzasz – skomentowała Dorota. –
Sam się założyłeś.
- Byłem pewien, że nie da rady.
- Założyłeś się, a poza tym powinieneś
się cieszyć, że Anita przeszła do następnej klasy – odparła kobieta, jednak
widząc, że w żaden sposób mu nie pomogła, dodała – Przecież niedługo ci
odrosną.
- Niedługo? – oburzony podniósł się do
pozycji siedzącej. – Przecież to w latach trzeba liczyć!
Dorota, nie zastanawiając się ani chwili
dłużej, wdrapała się na jego kolana i oparła swoją głowę o jego tors.
- Dasz radę – mruknęła z uśmiechem.
Joker objął dziewczynę i oparł się
podbródkiem o jej głowę myśląc: „Jak ją spotkam, to zabiję”
Kilka godzin później wszedł do
mieszkania i bez słowa skierował się w stronę swojego pokoju, kompletnie
ignorując zszokowaną minę brata. Starszy Czołgowski wcześniej myślał, że jak go
zobaczy, to znów wybuchnie śmiechem, jednak gdy to nastąpiło był zszokowany.
Wstał i skierował się w stronę pokoju Roberta.
- Byłeś u fryzjera? – zapytał, zanim
jeszcze wszedł.
Była to prawda. Zaraz po wyjściu od
Doroty Joker udał się do pierwszego z brzegu zakładu fryzjerskiego i kazał
doprowadzić się do jakiegokolwiek ludzkiego wyglądu. Teraz był brunetem z
malutkim irokezem. Z nową fryzurą był nawet podobny do starszego brata.
- Wyjeżdżasz gdzieś? – dopytywał Wojtek,
gdyż Robert pakował swoje rzeczy do torby. Po dłuższej chwili stwierdził, że
brat najwyraźniej się obraził. I spakował już niemalże wszystkie swoje rzeczy.
– Wyprowadzasz się? – zapytał z niedowierzaniem, łapiąc Roberta za rękę i
zmuszając go, by na niego spojrzał, jednakże ten w brutalny sposób się
oswobodził i opuścił mieszkanie.
***
Wieczorem Anita udała się do hali, w
której zwykle spotykała się Trójka. Ruszyła w głąb pomieszczenia, w kierunku
głosów i już po chwili znalazła się w fioletowej sali, w której zazwyczaj
walczyli. Pierwszy dostrzegł ją Radek, któremu nie spodobało się nadejście
dziewczyny.
- Anita, co ty tutaj robisz? Nawet nie
myśl, że będziesz się z nami bić! Niedawno przeszłaś poważną operację...
- Ta tra ta ta – zanuciła, po czym
lekceważąco dodała – Nudzisz. Zdałam komisa, ścięłam Jokerowi irokeza – mówiła
przyciągając uwagę reszty mężczyzn i wyciągając dwie duże butelki wódki. – No i
mam imieniny. Świętujemy.
***
Świtało. Paulina spała w najlepsze,
jednak już za chwilę jej sen miały przerwać hałasy z zewnątrz.
- Paula!
Dziewczyna ani drgnęła. Wołanie się
powtórzyło. Kobieta gwałtownie usiadła na łóżku i powiedziała sama do siebie:
- Nie, to niemożliwe.
- Paulinko, kwiatuszku! – wołał Wojtek
bełkotliwym głosem.
Zszokowana podeszła do okna i gdy
zobaczyła bruneta w otoczeniu kilku kolegów, w tym i Radka, równie pijanych i nawołujących
ją, wyszła na balkon.
- Wojtek, czyś ty oszalał? – zapytała
oburzona.
Zobaczyła, że w tej samej chwili jej
rodzice wyszli na taras zobaczyć, co też się dzieje. Nie wspominając już o
ochroniarzach, którzy zmierzali w kierunku wydzierających się mężczyzn.
- Pauluś, kochanie! – zawył ponownie
Wojtek. – Kochasz mnie?!
- Przestań krzyczeć! – odparła.
- Kochasz? – zawołał, ignorując
śmiejących się z niego kolegów i Radka, który uwiesił się na nim i krzyknął mu
do ucha odpowiedź na zadane wcześniej pytanie:
- NIE!
- Radek, do jasnej cholery! – upomniała
przyjaciela kobieta. – Co wy wyprawiacie?
- Klękaj! – zawołał Witoń do Wojtka.
Rodzice Pauliny spojrzeli na córkę
oburzeni i zniesmaczeni pytając:
- O co tu chodzi?
Jednak ta nie była w stanie im odpowiedzieć,
gdyż nadal była zaskoczona zachowaniem Wojtka, Radka i pozostałych chłopaków.
Nie miała pojęcia jak wytłumaczyć ich zachowanie swoim rodzicom. Przeniosła
zwój wzrok z powrotem na mężczyzn i zobaczyła, że Wojtek faktycznie klęka.
- Paulinko, kochanie... – zaczął, a
dziewczyna zszokowana przyłożyła ręce do ust.
„To niemożliwe” – pomyślała, starając
się nie rozpłakać.
- Wiem, że pewnie się tego nie
spodziewałaś, ale wiem też, że chcesz tego tak samo...
- Pytaj w końcu – wtrącił Radek, po czym
wypił do końca przezroczysty napój z butelki, którą ze sobą przynieśli.
- Zamknij się – warknął Wojtek, po czym
zawołał o wiele łagodniej – Wyjdziesz za mnie?
Matka Pauliny prychnęła z oburzenia i
spojrzała karcąco na córkę.
- Nie rób żadnych głupot!
- Tak – odparła bez zastanowienia
Paulina, ignorując słowa matki i fakt, że jej nowy narzeczony jest kompletnie
nietrzeźwy. – Już do ciebie idę – i nim zdołał odpowiedzieć ruszyła w kierunku
drzwi od pokoju, by już za chwilę być przy nim na zewnątrz.
Anitę obudził ból brzucha. Otworzyła
oczy, ale bardzo szybko z powrotem je zamknęła – oślepiło ją jasne światło.
Zamrugała kilka razy i gdy tylko wyostrzył jej się wzrok dostrzegła, że coś
jest nie tak – leżała w cudzym łóżku, w cudzym pokoju, w cudzym mieszkaniu.
Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że doskonale znała to miejsce. Pewnie
wpadłaby w panikę, gdyby nie ostry ból, który poczuła w boku. Przez moment nie
mogła pozbierać myśli. Po chwili ból nieco zmalał, więc postanowiła wstać.
Usiadła, walcząc z okropnymi mdłościami. Gdy tylko jako tako upewniła się, że
nie zwymiotuje na podłogę, powoli zeszła z łóżka i ruszyła w stronę drzwi.
Zauważyła, że poza tym, że nie ma butów, jest kompletnie ubrana. Spróbowała
sobie przypomnieć, skąd się tu wzięła, jednak nie potrafiła; pamiętała jedynie
jak zaczynali całą paczką świętowanie jej sukcesu i imienin. Miała właśnie
położyć rękę na klamce, by otworzyć szerzej lekko uchylone drzwi, gdy znów
ćmiący ból w boku i w żołądku gwałtownie się zwiększył. Syknęła, jedną ręką
chwyciła się ściany, by nie upaść, drugą położyła na brzuchu. Zaciskając zęby
czekała, aż znów będzie w stanie iść dalej. Tym razem ból trwał dłużej. Gdy
zmalał, wzięła głęboki oddech i weszła do salonu.
Marcin siedział odwrócony do niej tyłem
i surfował po Internecie. Odwrócił się, gdy chrząknęła.
- Możesz mi wyjaśnić, co tu robię? –
zapytała zbulwersowana.
Chłopak parsknął śmiechem i odpowiedział
udając oburzenie:
- Mnie tam bardziej ciekawi, dlaczego
akurat do mnie zadzwoniłaś o trzeciej w nocy twierdząc, że nie masz transportu
i żądając, żebym natychmiast przyjechał.
Ręce jej opadły.
- Chyba żartujesz? – zapytała rumieniąc
się. – Ale obciach. Sory.
Marcin patrzył na nią szczerząc zęby.
- A jak tam twój kacyk? Coś blado
wyglądasz – zaśmiał się.
- Oj odwal... Ała! – krzyknęła nagle,
czując ponownie to ogłuszające kłucie i łapiąc się za brzuch.
Zrobiło jej się ciemno przed oczami i
pewnie by upadła, gdyby nie Marcin, który znalazł się przy niej w mgnieniu oka
i podtrzymał ją. Po chwili już siedziała na kanapie. Od razu podciągnęła kolana
pod brodę kuląc się. Ból nie ustępował.
- Co się dzieje? – w głosie Marcina
usłyszała przerażenie.
- Nie wiem! – odparła zduszonym głosem
czując łzy napływające jej do oczu. – Boli!
- Ale dlaczego?! – chłopak najwyraźniej
spanikował i nie wiedział, co zrobić.
Ból powoli zaczął ustępować. Dziewczyna
wzięła głęboki oddech i oddychając przez usta otarła oczy.
- Już... przechodzi – powiedziała słabo.
– Chyba przeholowałam – dodała zastanawiając się, co zrobić; te bolesne ataki
nie były normalne.
Sama była sobie winna, chłopacy ją
ostrzegali. Spojrzała na Marcina, był blady i przerażony.
- Ale... nie rozumiem!
Uśmiechnęła się słabo.
- Mam sieczkę z wątroby i żołądka w
brzuchu. Chyba nie powinnam imprezować.
- No tak – przez twarz chłopaka przemknęło
zrozumienie.
Tymczasem Anita zacisnęła palce na
kanapie. Czuła, że nadchodzi kolejna fala bólu. Jęknęła i ponownie się skuliła.
Marcin zacisnął dłoń na jej ramieniu i powiedział stanowczo:
- Dzwonię po karetkę.
- Nie! – krzyknęła przez łzy. – Nie!
Tylko nie to... proszę... Radek!
- Co? – nie wiedział, o co jej chodzi;
czuł, że zaraz chyba zacznie płakać razem z nią, nie wiedział, jak jej pomóc, a
nie mógł patrzeć jak się męczy.
- Radek! Mój telefon... zadzwoń do
niego, on będzie wiedział, co robić!
Minęło mnóstwo czasu nim Marcinowi udało
się dodzwonić do lekarza, porozumieć z nim (Radek także nie czuł się najlepiej
po wczorajszej imprezie) i wytłumaczyć, gdzie i po co ma przyjechać. Teraz stał
w drzwiach łazienki opierając się o ścianę z założonymi rękami i obserwując
uważnie Anitę skuloną na podłodze i drzemiącą z głową opartą o kolana.
Dziewczyna uparła się żeby przenieść się tu z salonu, ponieważ cały czas czuła
niepokojące mdłości. W pewnej chwili dziewczyna uniosła bladą twarz i spojrzała
nieco nieobecnym wzrokiem na Marcina, uśmiechając się delikatnie.
- Nie musisz mnie pilnować, nie mam
zamiaru umierać.
- A kto cię tam wie? Wolę mieć cię na
oku.
- Moja matka pewnie dzwoniła z tysiąc
razy. Zamorduje mnie, jestem pewna.
- Spokojnie, myśli, że jesteś u
koleżanki – gdy dziewczyna spojrzała na niego pytająco kontynuował – No co?
Wysłałem jej z twojego telefonu smsa, żeby się nie martwiła. W końcu jest w
ciąży.
Uśmiechnęła się słabo.
- Pomyślałeś o wszystkim. Dzięki –
zamilkła na chwilę, po czym zapytała – Dlaczego właściwie przyjechałeś? Zapewne
pomyliłam twoje imię z imieniem Michała, zadzwoniłam do ciebie w środku nocy
każąc przyjechać, a ty... po prostu przyjechałeś. Czemu?
Chłopak przyglądał się jej z uwagą, a
gdy w końcu zdecydował się coś powiedzieć usłyszeli domofon.
- To pewnie lekarz – rzucił Marcin przez
ramię kierując się w stronę drzwi.
- To zwyczajne, na szczęście chyba
niegroźne, zatrucie etanolem. Masz na tyle osłabiony organizm, że nie potrzeba
mu było dużo żeby zaczął się buntować. Wątroba boli, bo ze względu na
uszkodzenie nie jest w stanie przyjąć takiej ilości alkoholu – Radek z fachową
stanowczością mówił Anicie, co stwierdził badając ją powierzchownie i jakie
podjął kroki w celu wyleczenia jej. – Podałem ci tu na miejscu dożylnie cukry,
glukoza redukuje ilość alkoholu, podobnie zresztą jak sacharoza przyspieszająca
metabolizm etanolu już wchłoniętego do krwiobiegu.
- Daruj sobie te swoje mądre słowa,
których i tak nie rozumiem, zrób coś, żeby przestało boleć! – oburzyła się Anita
leżąc na łóżku Marcina.
Radek westchnął.
- Nie mogę ci podać silnych środków
przeciwbólowych ze względu na duże stężenie alkoholu. Ech... – zastanowił się
chwilę, po czym wygrzebał ze swojej torby lekarskiej fiolkę, igłę, strzykawkę i
zaczął przygotowywać zastrzyk. – Podam ci lek, ale w niewielkiej ilości, która
nie powinna po zmieszaniu się z etanolem wyrządzić szkód i niezbyt obciąży
wątrobę. Ale ty... – zerknął na Marcina, jednocześnie przygotowując Anitę do
domięśniowego zastrzyku. - ...będziesz musiał mieć ją na oku, albo chociaż
odstawić komuś pod opiekę, bo to lek narkotyzujący i nie do końca potrafię
stwierdzić, jaki będzie miał wpływ na jej zachowanie. Może będzie spała, może
będzie się zachowywała normalnie, a może zacznie jej odwalać jeszcze bardziej
niż zwykle – zakończył, wkłuwając igłę w skórę dziewczyny.
- Jasne – odparł Marcin, ignorując
wściekły okrzyk Anity „Ała! Kto cię uczył medycyny?!”.
- Anita, wieczorem wpadnę do ciebie,
będziesz już w domu?
- W domu – odparła nachmurzona, krzywiąc
się jednocześnie z bólu. – A czego chcesz?
- Sprawdzę, jak się będziesz czuła. Jak
nie będzie poprawy, to będzie znaczyło, że nasza kuracja nie zadziałała.
- I?
- I zawiozę cię na izbę, żeby cię
dokładniej zbadać – wzruszył ramionami.
- O nie, co to, to nie, na to się nie
zgodzę! – dziewczyna usiadła gwałtownie.
- Nikt nie będzie cię pytał o zdanie,
zwłaszcza, że jesteś nieletnia – podniósł się z miejsca. – Sugerowałbym, żebyś
się jeszcze trochę zdrzemnęła, szybciej wytrzeźwiejesz.
Na pożegnanie otrzymał tylko jej
wściekłe spojrzenie.