środa, 19 listopada 2014

Rozdział 94

Witajcie po długiej przerwie!

Przybywam dziś z nowym rozdziałem i, niestety, niezbyt dobrą wiadomością.
Karolina postanowiła zostać w UK już na stałe. Wiecie, co to znaczy, prawda? Wspominałam Wam już wcześniej, że nie chcę prowadzić tego bloga sama. Mój kontakt z Karą jest praktycznie zerowy, w ciągu kilku ostatnich miesięcy rozmawiałyśmy ze sobą może ze cztery godziny, co jest wynikiem żenującym. Jak możecie się domyślić, kiedy już udaje nam się pogadać, nie rozwodzimy się zbytnio nad blogiem - bardziej zależy nam na tym, żeby porozmawiać o sobie nawzajem.
Podjęłyśmy jednak decyzję, która może być światełkiem w tunelu dla tego bloga. Jesteśmy z nim bardzo zżyte, a historia zmierza już do końca, więc szkoda byłoby ją przerywać w tym momencie. Będziemy próbować. Może uda nam się od czasu do czasu zgrać przez Skype na więcej niż kilka minut. Wtedy być może udałoby nam się stworzyć plan, na którym opierałyśmy się do tej pory, i napisać coś, każda we własnym zakresie. Nie pytajcie jednak, kiedy to nastąpi, ponieważ same tego nie wiemy. Może na święta, może za rok, a może później? Nie wiem.

Wiem, że możecie być zawiedzeni. Nie mamy jednak innego wyjścia; każda z nas ma teraz swoje życie, Kara jest strasznie zabiegana, nawet na betę tego rozdziału czekałam ponad tydzień. Ja też nie mam zbyt wiele czasu - za chwilę biegnę na kolokwium, jest dużo nauki, żyję na walizkach i generalnie jest dużo ciężej, niż myślałam, że będzie.

Jeśli pomimo wszystko nadal chcecie czekać na nowe notki, a nie chcecie ciągle wchodzić na destination-paths i sprawdzać czy coś się pojawiło: zachęcam do podania jakiegoś kontaktu, np. adres e-mail. Wtedy na pewno poinformuję, że coś się tu dzieje :) Jeśli macie jakieś pytania - piszcie w komentarzu, na pewno odpowiem.

Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i życzę miłego czytania! :)

gulka3.

***

- Co to, do cholery, miało być?! Co on sobie wyobraża? Po co tam przylazł, żeby namieszać mi w głowie? Najpierw traktuje mnie jak dziwkę, a później śpiewa o nieszczęśliwej miłości?!
Anita nie przerywała przyjaciółce, pozwoliła jej wykrzyczeć to, co leżało jej na sercu. Wiedziała, że Dawid osiągnął swój cel – zasiał ziarno niepewności w sercu rudowłosej.
- Łazi za mną, daje mi urodzinowe prezenty i gra sympatycznego chłopca, podczas gdy jest chamem i tyle! Brzydzę się nim!
- Nieprawda – powiedziała łagodnie Anita.
Angelika westchnęła.
- No dobra, z tym już przesadziłam. Ale nadal nie rozumiem, czego on teraz ode mnie chce. Wtedy wszystko mi wyjaśnił, powiedział, że byłam jedną z iluś tam jego seksualnych przygód i tyle, żadnych niedomówień. Co jeszcze chce mi pokazać?
- Naprawdę nie wiesz?
Angelika spojrzała na Anitę śmiertelnie poważnym wzrokiem i zapytała chłodno:
- Teraz? Tak nagle go olśniło? Tyle lat mnie nie zauważał, a jak zobaczył mnie bez majtek to zaczęło mu zależeć?
- Angela! – krzyknęła Anita z oburzeniem.
- Przepraszam. Po prostu… już sama nie wiem, co myśleć. Nie rozumiem jego motywacji. Anita… o co chodzi? Na pewno wiesz, jestem pewna, że ci powiedział. Wytłumacz mi, proszę.
Anita zamyśliła się na chwilę. Czy miała prawo mówić przyjaciółce o tym, z czego zwierza jej się Dawid? Czy chłopak chciałby, żeby to zrobiła? Z drugiej strony, dziewczyna cały czas donosi mu o wszystkim, co usłyszała od rudowłosej. Czy nie byłoby sprawiedliwiej, gdyby Angelika także wiedziała na czym stoi? Może wtedy uda im się dojść do porozumienia?
Anita wiedziała jedno: była beznadziejną przyjaciółką.
- Powiedział – mruknęła. – To skomplikowane. A już na pewno nie jestem osobą, która powinna ci o tym opowiadać. To on powinien.
- Więc niech to zrobi!
- Głupio mu – powiedziała Anita łagodnie. – A poza tym Brutus nie jest z natury wylewnym facetem, nie lubi mówić o tym, co czuje.
- Och, zauważyłam. Zazwyczaj od razu przechodzi do czynów.
- Nie bądź złośliwa. On po prostu się pogubił.
- Bronisz go – odparła Angelika z wyrzutem.
- Staram się zrozumieć – poprawiła ją blondynka.
- To pomóż zrozumieć także mi!
Anita westchnęła.
- No więc… On… Wy… Kurczę! Po prostu, jak kopnęłaś go w tyłek i zaczęłaś zbliżać się do Kryspina, zdał sobie sprawę, co czuje… że się w tobie zakochał.
Rudowłosa przez chwilę przyglądała jej się szeroko otwartymi oczami, po czym wybuchnęła histerycznym śmiechem. Nagle gwałtownie spoważniała i rzekła zimnym głosem:
- Bzdura.
- Angela… Sama powiedziałaś, że chcesz zrozumieć. Więc nie przerywaj.
Opowiedziała jej wszystko, od początku do końca. Gdy skończyła, Angelika spojrzała na nią z mieszaniną szoku i rezygnacji w oczach.
- No to mamy problem – rzekła po chwili i pogrążyła się w myślach.
Anita postanowiła dać przyjaciółce kilka minut na przetrawienie tego, co usłyszała. Wyszła ze swojego pokoju pod pretekstem wyjścia do toalety oraz zrobienia czegoś do picia. Gdy wróciła, zastała Angelikę stojącą przy parapecie i wpatrującą się tępo w widok za oknem. Z trudem powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem, gdy uświadomiła sobie, że dziś o świcie sama stała w tym miejscu, w dokładnie tej samej pozycji, rozmyślając o swoich pokręconych uczuciach.
Weszła w głąb pokoju i postawiła na biurku dwa kubki z parującą zieloną herbatą. Wtedy też zdecydowała się przemówić.
- Angelika?
Rudowłosa otrząsnęła się z zadumy i dopiero teraz dostrzegła, że jej przyjaciółka jest już z powrotem w pokoju.
- Tak?
- Co teraz?
- Nie wiem – mruknęła. – Dawid… boli mnie to, co zrobił. Chcę zapomnieć o nim i o tym incydencie. Ale nie potrafię, rozumiesz? Nie umiem tak po prostu przestać o nim myśleć. Nie po tylu latach. Ale z drugiej strony pojawił się Kryspin i jest… dobrze. Jest cudowny – uśmiechnęła się. – I świetnie całuje.
- Brutus też świetnie całuje – wypaliła Anita bez zastanowienia.
Angelika spojrzała na nią z uniesionymi brwiami i po chwili obydwie wybuchnęły śmiechem.
- No dobra – po chwili Angela powróciła do tematu. – Co Dawid planuje zrobić dalej?
- Nie wiem.
Rudowłosa spojrzała na nią z politowaniem.
- Jasne.
- Mówię serio. Nawet nie wiedziałam, że planuje pójść na tę imprezę, co wy. Nie mam pojęcia, co teraz planuje.
Angelika westchnęła.
- To co mam zrobić? Co byś zrobiła na moim miejscu?
- To trudne pytanie. Poczekaj trochę i zastanów się, co czujesz. Pozwól wykazać się Dawidowi i nie patrz na niego tylko przez pryzmat tego, co stało się nad morzem. A później zdecydujesz, na którym z chłopaków bardziej ci zależy.
- Do dupy jest to wszystko – burknęła Angelika ze złością.

Gniew, który czuła, pogłębił się jeszcze bardziej, gdy Dawid wysłał jej wiadomość, w której poprosił o krótki spacer. W pierwszej chwili chciała napisać mu dosadnie, że ma się odczepić, a może lepiej odnaleźć go i trzasnąć w twarz, ale ostatecznie przypomniała sobie radę przyjaciółki i zgodziła się na rozmowę. Przynajmniej będzie miała okazję mu wygarnąć, gdy tylko zacznie ten drażliwy temat.
Założyła dżinsy i luźną koszulkę, poprawiła kitkę na głowie, narzuciła na ramiona rozpinaną bluzę i poszła na spotkanie. Idąc w jego kierunku o dziwo nie myślała o tym, jak bardzo zirytowało ją jego zachowanie. Przyszło jej za to na myśl, w jakim stopniu zmieniła się ich relacja. Jeszcze rok temu, gdy pojawiał się w pobliżu, chowała się w otoczeniu koleżanek z klasy, by ukryć rumieńce, które rozkwitały na jej policzkach, gdy tylko go zauważała. Teraz nie tylko jej nie krępował, ale wręcz budził chęć rywalizacji słownych, podczas których, bądź co bądź, oboje dobrze się bawili.
To znaczy do czasu.
- Cześć – przywitał się pogodnie, gdy w końcu stanęli obok siebie.
Ona nie była tak uprzejma, z jakiegoś powodu jego spokojny głos ją zirytował. Chciała, by od razu zaczął się tłumaczyć, przeprosił ją za wczoraj i przysiągł, że nie będzie się wtrącał w jej życie, a nie mówił głupie „cześć”.
- Czego chcesz?
Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.
- A czego mógłbym chcieć? Nie wiem, czy wiesz, ale homo sapiens są istotami społecznymi i mają w zwyczaju spotykać się ze znajomymi.
- I akurat pomyślałeś o mnie? – zakpiła.
- Byłaś pierwsza na liście kontaktów w telefonie.
Prychnęła. „Tak, Anita, to na pewno miłość”. Chciała to skomentować, odwrócić się, pójść do domu i wyładować na czymś (lub na kimś) swój gniew, ale Dawid chyba zdał sobie sprawę, że jego riposta zabrzmiała wyjątkowo nieuprzejmie, ponieważ dodał:
- Sorki. To było wredne.
- Było – warknęła.
Westchnął. Dlaczego ta baba musi wszystko utrudniać? Zadaje niepotrzebne pytania, on głupio odpowiada i kłótnia gotowa.
- Po prostu chcę iść na spacer i pomyślałem o tobie. Zapytałem, a ty się zgodziłaś. Nie musiałaś, jeśli nie miałaś ochoty.
Właśnie w tym momencie zrobiło się jej głupio. Może i nie powinna od razu zakładać, że miał złe intencje.
- Dobra, przepraszam. Gdzie chcesz iść?
Tego wieczoru, o dziwo, oboje wrócili do domów w całkiem niezłych nastrojach. Co prawda nie obyło się bez wzajemnego dogryzania, ale i tak miło spędzili czas, zarówno bez mrożących krew w żyłach awantur, jak i bez śpiewania romantycznych utworów oraz jakichkolwiek sugestii z jego strony. Znów było dobrze.
I jakie szczęście, że Anita jednak nie miała racji.

***

Dzień dłużył jej się niemiłosiernie. W nocy podjęła decyzję, że to właśnie dziś wszystko wyjaśni, od początku do końca. Tak więc od rana chodziła wyjątkowo zdenerwowana, a ucisk w żołądku sprawiał, że było jej niedobrze i w szkole nie mogła na niczym się skupić.
Z każdą chwilą coraz bardziej wahała się, czy aby na pewno dobrze robi.
Chociaż może nie do końca o to chodziło. Czuła, że jej decyzja jest słuszna. Po prostu okropnie bała się zrobić to, co zaplanowała. Bała się, że w odpowiedzi usłyszy nie to, czego się spodziewa. A tego by nie zniosła.
Dlatego gdy stała przed blokiem na ulicy Siennej, bardzo długo powstrzymywała się przed naciśnięciem odpowiedniego przycisku na domofonie. Może jednak to jeszcze nie pora? Może powinna wrócić do domu i jeszcze raz przemyśleć za i przeciw? Tak bardzo nie chciała go ranić…
W tym momencie drzwi otworzyły się – z bloku wychodził jakiś co najwyżej dziesięcioletni dzieciak, szczelnie opatulony kurtką, z kapturem na głowie. No tak, pada. Pada, a ona stoi jak głupia i moknie.
Chłopiec przytrzymał drzwi.
- Wchodzi pani? – zapytał uprzejmie.
Spojrzała na niego nieprzytomnie i chwyciła drzwi.
- Tak, dziękuję.
Weszła na klatkę schodową. Teraz już nie ma odwrotu. Drzwi zatrzasnęły się, a ona ruszyła w górę po schodach.
A może go nie zastanie? Tak, to byłby znak od losu, że jeszcze nie pora na tę decyzję. Nie informowała go, że przyjdzie, więc pewnie nie ma go w domu. Pokrzepiona tą myślą stanęła przed drzwiami z numerkiem jego mieszkania i nacisnęła dzwonek.

Niechętnie podniósł się z kanapy, na której leżał. Czuł się okropnie – bolało go gardło, bolały go mięśnie, szumiało mu w głowie i było mu przeraźliwie zimno, nawet pomimo grubej, zimowej bluzy, którą na siebie założył. I jeszcze ta okropna, jesienna pogoda, która pogłębiała tylko złe samopoczucie… Ruszył w stronę drzwi, przekręcił klucz i otworzył je. O, tego się nie spodziewał. Tylko dlaczego, do cholery, ona wygląda na zawiedzioną, że go widzi?
- Cześć – Anita szybko się zreflektowała i uśmiechnęła do niego. – Nie przeszkadzam?
- Ani trochę – wychrypiał.
O matko. Z nikim dzisiaj nie rozmawiał i nie miał pojęcia, że tak… rzęzi.
Anita zmarszczyła czoło.
- Jesteś chory – stwierdziła, po czym bezceremonialnie wyminęła go i weszła do środka.
Zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na wieszak, oparła ręce na biodrach i głosem nie znoszącym sprzeciwu rzekła:
- Do łóżka.
Marcin uśmiechnął się zaczepnie.
- A gra wstępna?
Zarumieniła się i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale dość szybko odzyskała rezon.
- Chyba masz gorączkę.
Roześmiał się, ale szybko tego pożałował, bo skończyło się to atakiem suchego kaszlu. Anita pokręciła głową z dezaprobatą.
- Siadaj, zrobię herbatę, dobrze?
Przytaknął, nadal próbując złapać oddech i poszedł za nią w kierunku salonu. Po trzech minutach przyniosła dwa kubki z parującym napojem.
- Zmokłaś – rzekł Marcin, odbierając od niej herbatę i patrząc na jej wilgotne włosy.
- Trochę. Pogoda jest beznadziejna.
Świetnie. Przyszła tu z konkretnym zamiarem, a nawija o deszczu.
- Coś cię gnębi – zauważył.
- Tak. To znaczy nie. To znaczy… przyszłam z tobą porozmawiać.
No, teraz już nie może się wycofać.
Marcin wziął głęboki wdech i odstawił herbatę na stolik. A więc przyszedł ten czas. Spojrzał na nią i poczuł ukłucie w sercu. Wyraźnie nie wiedziała, od czego zacząć. Czyli pewnie zastanawia się, jak zrobić to delikatnie. Nie ma co liczyć na to, że rzuci mu się w ramiona mówiąc, jak bardzo jej na nim zależy.
- Słucham – zacisnął szczękę. Musi to przyjąć po męsku.
Nie milczała długo, może około minuty, ale to wydawała się być wieczność. Kiedy w końcu przemówiła, robiła wszystko, by na niego nie patrzeć.
- Myślisz… myślisz, że mogłoby… być między nami tak, jak kiedyś? – dopiero teraz podniosła wzrok.
Tak bardzo nastawił się na to, że usłyszy coś zupełnie innego, że teraz poczuł się naprawdę oszołomiony.
- A… a chciałabyś? – nie mógł w to uwierzyć.
- Tylko jeśli ty na pewno tego chcesz. Nie jestem już tą samą dziewczyną, co kiedyś.
- Wiem – odparł. – Dojrzałaś.
- Może i tak. Co nie zmienia faktu, że zakochałeś się w Anicie, która była spontaniczna i lekkomyślna. Kiedyś żyłam chwilą i często się śmiałam. A teraz… nie potrafię. Wszystko muszę kilka razy przemyśleć, jestem płaczliwa i tak naprawdę sama nie mogę ze sobą wytrzymać, dlatego nie mogę oczekiwać tego od ciebie.
- Każdy z nas trochę się zmienił przez ostatnich kilka miesięcy. Mniej lub bardziej… ale to normalne. Pokochałem cię nie tylko po to, by się z tobą śmiać.
- Co nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie – cóż, może nie spodziewała się po nim wybuchu euforii, ale na pewno wyobrażała sobie, że zareaguje na jej sugestię o wiele bardziej entuzjastycznie.
- Bo nie znam na nie odpowiedzi. Nie wiem, czy jest możliwe, żebyśmy jeszcze byli razem.
Poczuła się jakby dostała w twarz. Zbladła.
- Nie – nie mogła w to uwierzyć. Przecież wszyscy jej mówili, że on wciąż ją kocha! – Nie możesz mi tego zrobić. Nie teraz! – poczuła, jak ogarnia ją histeria.
- Anita… - co jak co, ale tego się nie spodziewał. Nie pozwoliła sobie przerwać, machała rękoma jak opętana i wykrzykiwała nieskładnie:
- Przyszłam tu, bo myślałam… miałam nadzieję… a ty… proszę, nie odpychaj mnie!...
Marcin, który kompletnie nie miał pojęcia, jak ją uspokoić, złapał mocno jej dłonie w swoje.
- Endi!
Ten zwrot podziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Opamiętała się i dysząc ciężko patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których widział łzy. Miała rumieńce na policzkach i rozchylone usta. Wyglądała na przerażoną. Naprawdę aż tak bardzo bała się odrzucenia?
Dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli mówiąc, że nie jest już tą samą dziewczyną. „Stara” Anita, gdyby poczuła się odrzucona, wyszłaby bez słowa z wysoko uniesioną głową. A tymczasem ona siedziała naprzeciwko niego z podkurczonymi nogami i patrzyła na niego oczami pełnymi bólu. Nie mógł znieść tego spojrzenia. Wszystko źle zrozumiała! Puścił jej dłonie, przysunął się do niej i mocno ją objął. Momentalnie wtuliła się w niego ufnie. Czuł, jak drży.
- Uspokój się – szepnął. – Bardzo mi na tobie zależy – odsunął się od niej kawałek i spojrzał jej w oczy. – I tak, chcę z tobą być.
- Kompletnie nic nie rozumiem – również szeptała.
Chciała ponownie się do niego przytulić, ale nie pozwolił jej na to, przytrzymując jej ramiona.
- Poczekaj – patrzyła na niego zdezorientowana. Wziął głęboki oddech. – Powiedziałem, że chcę z tobą być, ale powiedziałem też, że nie wiem, czy możemy być razem. I obydwie te rzeczy podtrzymuję. Nie zwiążę się z tobą, dopóki ci wszystkiego nie wyjaśnię. I cię nie przeproszę. Nie przerywaj! Nigdy nie pozwoliłaś mi tego zrobić. A bez tego nie będę w stanie z tobą być i patrzeć ci w oczy. Chcę, żebyś poznała moją wersję. Nie chcę niedomówień.
- Marcin – zaczęła łagodnie. – Przecież ja już to wszystko wiem. I już dawno ci wybaczyłam. Ledwo mówisz, daj sobie z tym…
- Nie ustąpię – powiedział twardo.
Westchnęła.
- No dobrze. Ale najpierw wypij herbatę, proszę.
Opróżnił kubek czterema dużymi łykami, ignorując kłujący ból gardła. I rozpoczął swoją opowieść od momentu ich powrotu z pamiętnych świąt i Sylwestra w Szwajcarii.
Anita starała się mu nie przerywać. Czasem jednak nie mogła się powstrzymać. Kiedyś obarczała go całą winą, a teraz nie mogła znieść myśli, że faktycznie czuje się winny wszystkiemu, co się stało. Dlatego też czasem protestowała.
- Czyli wtedy zawinił Michał. Gdyby nie on, to przyszedłbyś do mnie i wszystko mi wyjaśnił.
- Endi, jestem dorosłym facetem. Nie muszę nikogo słuchać, a już na pewno nie Michała. Mogłem wtedy wyjść i błagać cię o wybaczenie. Byłabyś wściekła, ale w końcu byś zrozumiała. Ale ja wolałem tam zostać, uchlać się i użalać się nad sobą. Byłem egoistą. Cholernie mi wstyd.

Były jednak momenty, kiedy to ona czuła potrzebę doprecyzowania czegoś.
- Dlaczego to zrobiłaś? To znaczy… wiem, dlaczego to zrobiłaś, ale… nie myślałem, że jesteś skłonna zrobić coś takiego. Myślałem, że jesteś… - zawahał się.
Odpowiedziała mu uśmiechem.
- Mądrzejsza? Tak, ja też tak myślałam. Ale wtedy miałam to w nosie. Gorzej już być nie mogło. W każdym widziałam wroga. Brutusowi nie ufałam jeszcze tak mocno, jak później. A tego dnia matka powiedziała mi, że to ja jestem be, a ty jesteś cacy i w ogóle się na mnie wypięła. Chciałam przestać myśleć i to było najłatwiejsze. Chociaż znalezienie dilera wcale nie było takie proste. A do Dawida przecież nie mogłam iść.
- Dokąd poszłaś?
- A jakie jest najbardziej oczywiste miejsce? Dilerów trzeba szukać przy ćpunach. A ćpunów szuka się na dworcu.
- Tak po prostu sprzedał ci narkotyki?
- Tak. Wyglądałam i zachowywałam się jak zdesperowana wariatka. A i on był jakiś dziwny, chyba sam był ćpunem. Zatrzęsłam portfelem, a on dał mi co trzeba.
- Amfetaminę?
- Nie. Strasznie zachwalał heroinę. Mówił, że jej wstrzyknięcie przypomina orgazm. A ja potrzebowałam czegoś, co da mi kopa.
Marcin przetarł twarz dłońmi. Jak mógł do tego dopuścić?
- I co, tak po prostu wzięłaś strzykawkę i hop?
- Nie, co ty? Nie miałam pojęcia, co zrobić z tym, co mi dał.
- Więc co zrobiłaś? Wpisałaś to w Google? – ten drobny żart nie był w stanie jej rozpogodzić. Mówiła z miną, która świadczyła, że brzydzi się sama siebie.
- Nie. Rzuciła mi się w oczy dziewczyna. Miała brudne, potargane włosy, spoconą twarz, miała drgawki, zaczepiała przypadkowych ludzi. Nie byłam na tyle głupia, żeby tego nie rozumieć. Podeszłam do niej. Zapytałam, czy jeśli kupię jej działkę, to mi pomoże. Możesz sobie wyobrazić jej reakcję.
- Anita… - jęknął. Zwyczajnie brakowało mu słów.
- Poszło łatwiej niż myślałam. W tamtej jednej chwili byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Mdli mnie, jak o tym myślę. Dziwię się, że nie brzydzisz się koło mnie siedzieć.
Złapał ją za rękę.
- Każdy z nas popełnia błędy. Było, minęło. Pora o tym zapomnieć. Najważniejsze, że już tam nie poszłaś.

Czasem sam wyciągał z niej informacje.
- Jak znalazłaś się w Trójce?
Bezwiednie podwinęła rękawek od bluzki i zaczęła wodzić palcem po ozdobnej cyfrze „3” wytatuowanej na nadgarstku.
- Wojtek mnie w to wciągnął. Przyłapał mnie, jak w szkole bawiłam się w niegrzeczną dziewczynkę. Nie wiedziałam dokąd mnie zabiera, ale razem z Robertem wzbudzili moje zaufanie. Z początku byłam przerażona. Ale Radek – tak, ten przemiły lekarz – trochę mnie wyśmiał, a ja nie mogłam wyjść stamtąd pokonana. Więc dołączyłam do ich zabawy. I już tam zostałam.

Padło też kilka słów o atakach zazdrości.
- Nie miał prawa się w tobie zakochać.
- A ty nie miałeś prawa napuszczać na niego Kryspina.
- Byłem wściekły. Wiedział, że żałuję tego, co zrobiłem i chcę do ciebie wrócić, a bezczelnie mi cię odebrał.
- Nie jestem niczyją zabawką, żeby mnie sobie odbierać, Marcin – zmrużyła niebezpiecznie oczy. – Sama o sobie decyduję.
- Ach, i to pewnie dlatego pierwszym, co zobaczyłem po powrocie było to, jak całowałaś się z Wojtkiem – wycedził ironicznie rozeźlony mężczyzna.
Przepraszał ją za te słowa przez kolejnych kilka minut.

W końcu doszli do najtrudniejszej części tej historii. Było już ciemno, a deszcz nadal zacinał w okna.
- Myślałem, że nie żyje.
- Tak. Ja też. Długo śmiał mi się z tego powodu w twarz.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję dnia, w którym mu cię przedstawiłem.
- I tak by mnie dopadł. Tylko że wtedy nie miałabym pojęcia, kim jest.
Zapadła cisza. Marcin nie zadawał pytań, nie chciał wywoływać złych wspomnień. Opowiedział jej tylko o tym, jak dostał anonimową przesyłkę i zorganizował grupę mającą ją uratować. A co do reszty… Jeśli będzie chciała, to sama opowie.
- Bardzo często mi się śni – zaczęła z opuszczoną głową. – I to nie są dobre sny. Budzę się przerażona, obok mnie siedzi mama, głaszcze mnie po włosach i przez łzy powtarza, że mam nie krzyczeć, bo jestem już bezpieczna – podniosła wzrok. – Wiesz, że ona nadal nie wie, co się stało? Opowiedziałam jej tą samą bajkę, co policji, a ona albo uwierzyła, albo nie chce naciskać.
Marcin kaszlnął kilka razy, kładąc sobie rękę na piersi. Od ciągłego kaszlu zaczynały boleć go żebra. Gdy mógł już swobodnie zaczerpnąć powietrza odparł:
- Nigdy nie podziękowałem ci za to, co wtedy zrobiłaś. Nie musiałaś kłamać, nikt tego od ciebie nie oczekiwał. A pomimo to nas ochroniłaś.
Zaśmiała się lekko.
- Zabrakło by dla was cel. Poza tym, co bym ze sobą zrobiła, gdyby policja zamknęła wszystkich moich przyjaciół?
Marcin uśmiechnął się delikatnie, po czym przybliżył rękę do jej twarzy i założył jej luźny kosmyk włosów za ucho mówiąc przy tym poważnie:
- Zamieniłem twoje życie w piekło. Przepraszam.
Nie mogła się powstrzymać i nim zdążył zabrać rękę z powrotem, przytrzymała ją i wtuliła policzek w jego dłoń.
- Już dawno ci wybaczyłam – zaczęła cicho. – W ostatecznym rozrachunku zawdzięczam ci więcej dobrego niż myślisz. Zyskałam nowych przyjaciół, spoważniałam, zaczęłam doceniać to, co mam. Wiążę z tobą prawie same dobre wspomnienia. I chcę, żeby było ich coraz więcej – puściła jego rękę i przysiadła się jeszcze bliżej. – Potrzebuję czasu – rzekła ze smutkiem w głosie. – Już nie jest tak, jak dawniej. Chociaż teraz wiem, że jest o wiele lepiej, niż myślałam, to i tak musisz mi obiecać… nie spieszmy się. Z niczym. Póki co… daj mi czas.
Oprócz smutku wyczuł w jej głosie zakłopotanie. W mig załapał, o co jej chodzi.
- Ile tylko chcesz – mruknął. – Po prostu bądź…
Nie dokończył, ponieważ poczuł jej usta na swoich. Całowała go delikatnie, a było to tak niesamowite, że w ogóle nie miał zamiaru zmieniać tempa tego pocałunku. Objął ją tylko lekko, rozkoszując się chwilą i nadal nie do końca wierząc, że naprawdę zdecydowała się mu zaufać. Wyczuł, że się uśmiecha.
- Śmiejesz się – mruknął, odsuwając się na odległość kilku milimetrów.
- Mhm – musnęła jego usta.
- Będziesz chora.
- Nieważne.
- Naprawdę, zarażę cię i…
- Och, nie gadaj tyle – warknęła zniecierpliwiona, po czym ponownie, tym razem o wiele energiczniej, przywarła do jego ust. 

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 93

Beta Kary błyskawiczna :) Dla tych, którzy nie widzieli mojego komentarza pod ostatnim postem: Kara jest w Anglii (termin powrotu bliżej nieokreślony), więc notka jest mojego autorstwa, ale oczywiście skonsultowana, sprawdzona i zaakceptowana przez współautorkę.
Zaczęłam też pisać już ciąg dalszy, więc pojawia się promyk nadziei, że w miarę szybko coś się pojawi :)
Co do dalszego rozwoju bloga... No skończyłyśmy szkołę, ja wyjeżdżam z rodzinnego miasta i, cóż, mój kontakt z Karoliną będzie o wiele słabszy. Ale zrobimy wszystko, żeby zakończyć tego bloga, zwłaszcza, że wiele już nie zostało :)
To by było na tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia, pozostaje mi tylko jeszcze raz bardzo mocno Was przeprosić za tę karygodną przerwę i życzyć miłej lektury!
Pozdrawiam,
gulka3.

***

Anita nie potrafiła zrozumieć, co tak naprawdę sprawia, że nie potrafi wyrzucić Marcina ze swojego życia. W zasadzie zawiódł jej zaufanie tak bardzo, że powinna każde jego słowo dzielić przez dwa i pod żadnym pozorem nie powinna dopuścić do tego, żeby spotykał się z nią i oczarowywał pięknymi słowami i gestami. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej ten młody mężczyzna okłamał ją i porzucił, rujnując jej świat, tymczasem dziś znów jest obecny w jej życiu, a co najgorsze daje jej poczucie bezpieczeństwa i powoduje, że dziewczyna postępuje wręcz irracjonalnie. Kto normalny rzuca się na swojego byłego i całuje go tylko za to, że pamiętał o głupich urodzinach? I przede wszystkim, kto normalny zaprasza swojego byłego na randkę (tak, randkę, znajomi zazwyczaj nie urządzają sobie pikników na dachach warszawskich wieżowców) i z rozchylonymi ustami przygląda się swojej starej miłości nie słuchając, o czym mówi?
Dokładnie w tym momencie do Anity dotarło, że Marcin faktycznie coś mówił i teraz najwyraźniej czeka na jej odpowiedź.
- Eee...
Blondyn przewrócił oczami.
- No pięknie, ja tu się produkuję, a ty mnie nie słuchasz – zrobił smutną minkę, jednak smutek nie dosięgnął oczu, w których wciąż widać było wesołe błyski.
- Nie, po prostu...
- Zapatrzyłaś się na mnie, widziałem. Tak, wiem, że jestem nieziemsko przystojny – rzekł takim tonem, jakby zdradzał jej ogromną tajemnicę.
Po ostatnim pocałunku Marcin stał się bezwstydnie wesoły. Dziś non stop rozśmieszał Anitę, opowiadając jej zabawne anegdotki lub po prostu zachowując się... no właśnie tak jak przed chwilą.
Także tym razem dziewczyna wybuchnęła radosnym śmiechem.
- Tak, tak, wmawiaj sobie – odparła.
Przez chwilę uśmiechali się do siebie, po czym Anita zapytała:
- To o co mnie pytałeś?
- Pytałem, skąd znasz takie miejsca.
- Od Uli – odparła wzruszając ramionami.
- Dobrzańskiej?! – Marcin nie potrafił sobie wyobrazić żony jednego z najbardziej znanych biznesmenów w Polsce w tym miejscu.
- Tak. Kiedyś  mi wspomniała, że spotykała się tu z przyjacielem, a teraz mi się to przypomniało, więc zadzwoniłam do niej, żeby podała mi adres.
- Powiedziałaś jej, że chcesz się ze mną spotkać?
- Nie, no coś ty.
- Wstydzisz się tego? – zmarszczył czoło, próbując zrozumieć, dlaczego nie mówi nikomu o ich spotkaniach. Sam zwyczajnie nie chciał zapeszać, ale ona musiała mieć inną motywację.
Dziewczyna spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Nie chcę, by ludzie mnie osądzali – powiedziała cicho.
I wszystko jasne. Również opuścił głowę i rzekł spokojnie:
- Boisz się, że nie zrozumieją, dlaczego się ze mną spotykasz, chociaż powinnaś kopnąć mnie w tyłek – zabolało.
- Boję się, ze nazwą mnie naiwną i łatwowierną.
- Na jedno wychodzi.
Zapadła cisza, podczas której każde z nich pogrążyło się we własnych myślach.
- Przepraszam, Marcin – odezwała się w końcu Anita. – Sprawiłam ci przykrość.
Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał w jej zielone tęczówki. Z jego oczu biło tak dużo czułości, że Anita odwróciła wzrok. Miała wyrzuty sumienia, bo ciągle dawała mu nadzieję, podczas gdy sama nie miała pojęcia, o co tak właściwie jej chodzi. Była egoistką.
- Nie przepraszaj. Masz prawo tak myśleć, inni ludzie też. W zasadzie to sam się dziwię, że w ogóle chcesz ze mną rozmawiać.
- Więc też uważasz, że jestem naiwna? – zapytała z lekkim uśmieszkiem i uniesionymi brwiami.
- Nie! – dlaczego kobiety zawsze nadinterpretują? – Ja uważam, że masz bardzo dobre serce. Wybaczasz i rozumiesz. Podziwiam cię za to, bo sam nie wiem, jak bym postępował na twoim miejscu.
- Och, przestań – Anita się zarumieniła. – Wyolbrzymiasz. To co, będziemy się zbierać? Zaczyna się robić chłodno. Ale może poszlibyśmy gdzieś jeszcze na lody? Zjadłabym świderka.

Wieczór Marcin spędzał w swoim mieszkaniu w towarzystwie swojego przyjaciela i jego małego synka. Michał był u niego ostatnio częstym gościem – mieli z żoną „ciche dni” po ogromnej awanturze sprzed tygodnia, kiedy to Michał zauważył, że z ich konta bankowego zniknęła ponad połowa jego miesięcznego wynagrodzenia. Violetta zrobiła wielkie zakupy w najdroższych butikach, a na dodatek zamiast przyznać się mężowi do tego, że znów wpędza ich w długi, wymyśliła jakąś mrożącą krew w żyłach historię, którą na kilometr czuć było kłamstwem. Marcin współczuł przyjacielowi życia z mitomanką, zwłaszcza, że Viola unikała terapii jak tylko mogła. Na szczęście Michał powoli uczył się wyczuwać, kiedy małżonka kłamie. Tak czy owak, przed nimi było wiele trudnych dni.
Marcin był w swoim żywiole – kochał dzieci, a mały Maciek był wyjątkowo towarzyskim chłopcem. Uwielbiał swojego wujka i zawsze entuzjastycznie reagował na jego widok. Nie miał jeszcze nawet pięciu miesięcy, ale i tak potrafił prowadzić z wujem długie „rozmowy”, podczas których Marcin opowiadał mu najróżniejsze historie, a Maciek przerywał mu, wtrącając, ku uciesze dorosłych, różne nieartykułowane dźwięki lub rzadziej proste sylaby.
W tej chwili śmiał się w głos, wywołując tym uśmiech u obu mężczyzn. Marcin łaskotał go po brzuszku i pod paszkami, a malec wierzgał nóżkami i przekręcał się na boki, by uciec przed ręką Marcina. Ich beztroską zabawę przerwał dźwięk domofonu. Marcin niechętnie chwycił Maćka i podał go tacie, po czym poszedł sprawdzić, kto postanowił go odwiedzić pomimo zbliżającej się już nocy.
- Tak?
- Otwieraj, Marcin. Masz przechlapane.
Na dole stała jego siostra i najwyraźniej była wściekła.

Dwie godziny później nareszcie został sam. Od razu chwycił telefon z nadzieją, że zdąży zadzwonić do Anity, zanim zrobi to jej brat. Odebrała po trzecim sygnale.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona bez powitania, zbijając tym nieco Marcina z tropu.
- Dlaczego miało coś się stać?
- Zawsze ze sobą piszemy. Nie dzwoniłbyś bez powodu.
Po raz drugi tego dnia udowodniła mu, że kobiety mają skłonność do analizowania... wszystkiego. Co nie zmienia fakty, że miał rację.
- Michał wie.
Na moment zaległa cisza. Dopiero po chwili Anita odpowiedziała roztrzęsionym głosem pełnym zawodu:
- Dlaczego mu powiedziałeś? Przecież jeszcze dzisiaj o tym rozmawialiśmy.
- Musiałem. Moja siostra nas dzisiaj widziała. Oczywiście dorobiła swoją historię i wpadła do mojego mieszkania, gdy był Michał. Była zła, że zawracam jej głowę swoją wyprowadzką, a tak naprawdę spotykam się z tobą. Musiałem im to wyjaśnić, zwłaszcza, że zaczęli się zachowywać, jakbyśmy mieli jutro brać ślub. Trzeba było wyprowadzić ich z błędu. Przepraszam.
Z całej jego wypowiedzi Anita wyłapała w sumie tylko jedną informację, która sprawiła, że poczuła ciężar w sercu.
- Wyprowadzasz się jednak?
Jej głos nawet jej samej wydał się dziwnie piskliwy.
- Niee... Dlaczego?
- Powiedziałeś, że twoja siostra...
- Ach, nie! – zaśmiał się. – Po prostu zapomniałem jej powiedzieć, że zmieniłem plany.
- Aha – kamień spadł jej z serca. – Okej.
Chwila ciszy.
- Okej? I tyle? Nie gniewasz się na mnie?
- A dlaczego miałabym się na ciebie gniewać? Nie miałeś wyjścia. Mieszkamy w Warszawie, a nie na bezludnej wyspie, więc... No trudno. Jak zareagował?
- Był zły, że  nie dowiedział się tego ode mnie, tylko od Ani.
- I nic poza tym? – Anita była bardzo zdziwiona. Jej brat zawsze był przeciwny wszelkim formom kontaktu swojej siostry z Marcinem.
- Nie. Podejrzewam, że zgłosi się do ciebie po wyjaśnienia. I... – zawahał się przez chwilę. - ...naprawdę, oni wysnuli jakieś teorie, które mijają się z prawdą. Nie chcę, żebyś pomyślała, że naopowiadałem im bzdur.
Anita wiedziała, o co mu chodzi. Bał się, że po rozmowie z bratem zarzuci mu, że rozpowiada ludziom, że są parą, i że ta drobnostka zniszczy fundamenty zaufania, które zaczął odbudowywać. Uśmiechnęła się w duchu.
- Spokojnie. Znam możliwości mojego brata. I... Marcin? Jutro spotykam się z Brutusem. Powiem mu, dobrze? Nie chcę kłócić się z przyjaciółmi przez głupoty. Lepiej, żeby dowiedział się od nas, niż usłyszał jakieś plotki.
- Tak, jasne. Jeśli wie Michał, to wie też Viola, a jeśli wie Viola, to wie też reszta Warszawy.
- I Pomiechówek – wybuchnęli śmiechem. – Spokojnej nocy, Marcin.
- Wzajemnie.

Tak, jak przewidział Marcin, Michał zjawił się w domu rodziców już następnego dnia rano, argumentując to chęcią podwiezienia siostry do szkoły. Anita od razu dopatrzyła się w tym spisku, ale nie komentowała tego w żaden sposób. Całkiem niedawno Michał obiecywał jej, że będzie ją wspierał we wszystkim, co robi – teraz miała okazję się przekonać, czy był szczery. Gdy wsiadała do samochodu, czuła się lekko zdenerwowana. Zależało jej na opinii brata i nie chciała usłyszeć od niego, że jest naiwną gówniarą.
Po chwili Michał zajął miejsce obok niej, odpalił silnik i ruszył. Przez chwilę jechali, nie rozmawiając ze sobą. W końcu Anita nie wytrzymała nieprzyjemnej ciszy.
- No skomentuj to, przecież widzę, że chcesz na mnie naskoczyć.
Michał uśmiechnął się pod nosem.
- Czyli to jednak prawda. A już myślałem, że sobie to uroił.
Dziewczyna prychnęła.
- Dlaczego miałby to sobie uroić?
- Z miłości ludziom miesza się w głowie – mężczyzna wzruszył ramionami, po czym zerknął z ciekawością na siostrę. – Co takiego zrobił, że zgodziłaś się spróbować jeszcze raz?
- Nie zgodziłam się spróbować jeszcze raz. Nie zmyślaj.
- Tak, tak, słyszałem, że chodzicie na randki, które nie są randkami. Kogo próbujesz oszukać, siebie czy jego? Znam cię, nie spotykałabyś się z nim, gdybyś miała do niego żal.
- Nie mam do niego żalu.
- Czyli jesteście razem.
- Nie jesteśmy razem.
- A chciałabyś?
Dobre pytanie.
- Nie wiem! Skończ to przesłuchanie!
Michał posłusznie przytaknął. Resztę drogi pokonali w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. W końcu znaleźli się pod liceum ogólnokształcącym. Anita chciała czym prędzej opuścić samochód, ale Michał przytrzymał jej rękę.
- Przemyśl to, Anita – powiedział poważnie, patrząc jej w oczy. – Mi się wydaje, że już dawno podjęłaś decyzję. Nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma. Nie oglądaj się na innych i zrób to, co twoim zdaniem będzie dla ciebie najlepsze.

Popołudniowa rozmowa z Dawidem nie była tak spokojna.
- Anita! – wykrzyknął z oburzeniem chłopak, gdy blondynka skończyła przedstawiać mu sytuację. – Jak możesz być taką hipokrytką?
- Proszę? – na pewno nie spodziewała się, że zaatakuje ją w ten sposób.
- Zarzucasz mi, że jestem świnią, bo wykorzystałem Angelikę bawiąc się jej uczuciami, a ty co robisz? Przecież on jest w tobie zakochany po uszy!
- Wiem! Nie jestem ślepa!
- Więc dlaczego wodzisz go za nos? Szukasz zemsty, czy jak?
- Nie! Po prostu... nie wiem czego chcę – zrobiła żałosną minę, która sprawiła, że Brutus nieco się uspokoił.
- Okej – wziął głęboki oddech i usiadł obok niej. – Po kolei. Kochasz go?
- Nie ufam mu.
- Nie o to pytałem.
- Sama już nie wiem – zauważyła, że Brutus patrzy na nią wyczekująco, więc kontynuowała. – Dobrze się przy nim czuję, świetnie się z nim dogaduję, lubię, kiedy jest blisko. Ale ciągle patrzę na niego przez pryzmat tego, co było, boję się zaangażować i nie wiem, czy mogę wierzyć w to, co mówi. Poza tym nie czuję się gotowa na nowy związek. Nie po... tym wszystkim.
- Mówiłaś mu to, co mi?
- Tak. On wie, że może się okazać, że jednak nic z tego nie będzie.
- Ale mimo wszystko robi sobie nadzieję – mruknął Dawid.
- Na to już nie mam wpływu.
- Oczywiście, że masz. Nie dawaj mu żadnych sygnałów, że może się łudzić, dopóki sama nie ogarniesz tego, co myślisz.
- Pocałowałam go.
Brutus jęknął.
- Anita!
- No co? Nie planowałam tego.
- Ale właśnie o tym mówię. Robisz podchody, bo sama nie wiesz, o co ci chodzi, ale nie patrzysz na to, że on widzi w tym szansę dla was. Bawisz się jego uczuciami – wiedział, że Anita jest bliska popadnięcia w załamanie nerwowe, więc zmienił temat. – Swoją drogą, szybko mi się zwierzasz, biorąc pod uwagę, że randkujecie od kilku tygodni.
- Odezwał się najszczerszy ze szczerych. Kto ukrywał przede mną, co się stało w Krynicy Morskiej?
- Bałem się, że mnie opieprzysz.
- Słusznie. Ja też się bałam.
- Czego?
- Że mnie opieprzysz.
- Ja? Za co?
- Za to, że naiwnie spotykam się z Marcinem – odparła niepewnie.
- Głupia jesteś – zaśmiał się chłopak.
- Miło mi.

W najbliższą sobotę Angelika szykowała się na długo wyczekiwany koncert Jamala. Krążyła po pokoju pomiędzy szafą, a ogromnym lustrem, przymierzając coraz to inne zestawienia ciuchów uszykowanych specjalnie na tę okazję i opowiadała Anicie przebieg wczorajszej imprezy, na którą zaprosił ją Kryspin.
- Było naprawdę świetnie! On też zdaje się być świetny. Bardzo go polubiłam – właśnie przymierzyła kolejną bluzkę i podziwiała się w lustrze.  – A co sądzisz o tej?
- Tamta była lepsza – Anita wzruszyła ramionami.
- Mówisz? – rudowłosa intensywnie przyglądała się, swojemu odbiciu, po czym ostatecznie kolejny raz przymierzyła inny ciuch. – Wczoraj tańcząc z nim na parkiecie uzmysłowiłam sobie, że gdyby mnie zapytał, czy zostanę jego dziewczyną, zgodziłabym się.
- Naprawdę? Przecież nie znacie się długo. Raptem dwa miesiące.
- Co z tego? Bardzo go lubię.
- Jak wolisz. Ja bym na niego uważała. Z tego, co wiem, niedawno siedział w więzieniu – rzekła poważnie blondynka, próbując zniechęcić Angelikę.
„Po cholerę obiecałam stać po stronie Dawida?” – zapytała samą siebie w myślach. Nie czuła się dobrze z tym, że oczernia Kryspina, który przecież nigdy nic jej nie zrobił. Miała jeszcze coś dodać, jednak w ostateczności odpuściła. Piorunujący wzrok przyjaciółki mówił sam za siebie – nie chciała poruszać tego tematu.
- Nic nie mówiłam – dodała w końcu Anita podnosząc ręce w geście kapitulacji.
Bliźniaczka już miała coś odpowiedzieć, lecz przerwał jej dźwięk dzwonka.
- To pewnie Żaneta – mruknęła, szybko wychodząc z pokoju.
Grabowska ruszyła za nią, biorąc ze sobą kurtkę. Postanowiła, że nie będzie przeszkadzać dziewczynom w szykowaniu się na koncert. Przy drzwiach przedstawiła się Żanecie, która razem z Angeliką wybierała się na tę imprezę. Z tego, co wiedziała z opowiadań przyjaciółki, obydwie dziewczyny były zdrowo zakręcone na punkcie reggae i tego wykonawcy. Obie także były wegetariankami. Mama bliźniaczek śmiała się, że pod względem charakteru dziewczyny były identyczne.
Anita życzyła im udanej zabawy, po czym pożegnała się i wyszła. Od razu skierowała się w stronę mieszkania swojego przyjaciela. Musiała mu przekazać to, czego się dowiedziała. Wiedziała, że nie będzie zachwycony. Sama czuła się podle szpiegując przyjaciółkę.
„Że też dałam się w to wciągnąć...” – po raz kolejny wypomniała sobie w myślach.
Zresztą nie tylko Anita była wciągnięta w żmudny proces swatania Dawida i Angeliki. Okazało się, że niezbędna jest pomoc Marcina. Anita do teraz kręciła głową z dezaprobatą na myśl o tym, że Brutus obiecał podwieźć dziewczyny na koncert nie uświadamiając sobie, że nie weźmie dwóch pasażerek na motor. Potrzebował auta. Anita uśmiechnęła się na wspomnienie jego rozmowy z Marcinem, w której uczestniczyła na prośbę przyjaciela.

- Błagam.
- Nie.
- Marcin...
- Nie ma mowy! Masz w ogóle prawo jazdy?
- Oczywiście, że tak – Brutus wyglądał na zdruzgotanego. – Proszę, ratuj mnie.
- Nie. Jesteś idiotą, więc teraz cierp.
Dawid zrobił minę, jakby miał się zaraz rozpłakać, więc Anita postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Doskonale wiedziała, dlaczego Dawid ją tu zabrał. Swoją drogą, ciekawe, że teraz nie twierdził, że dziewczyna „wodzi Marcina za nos”.
- Marcin... – zaczęła delikatnie. – Co ci szkodzi?
- To moje auto. Nie pożyczam.
- Ale...
- Roztrzaskają się, pozabijają i w dodatku zniszczą samochód. Nie ma mowy. Nie chcę ich mieć na sumieniu.
- Marcin... – przysiadła się bliżej niego. – Czego się nie robi dla miłości? Jak teraz jej odmówi, to jest pogrzebany. Pomóż mu, proszę.
- A... dlaczego nie pożyczy samochodu od brata?
- Sławek nic nie wie – burknął Brutus. – I tak ma zostać.
- No to jak ty unosisz się honorem, to...
- Panowie! – Anita przerwała wywód oburzonego Marcina. – Mam pomysł – w odpowiedzi na ich pytający wzrok rzekła: - Zejdziemy teraz na dół i pojedziemy do miasta. Twoim autem, Marcin. Brutus prowadzi.

Do teraz nie wiedziała, czy to był dobry pomysł. Może i skuteczny, bo w końcu Marcin obiecał pożyczyć przyjacielowi wóz na jeden wieczór, ale z całą pewnością nadwyrężyła tym wewnętrzny spokój blondyna.

Wsiedli do samochodu. Brutus na miejsce kierowcy, Marcin obok niego. Anita wgramoliła się na tylnie siedzenie. Blondyn niechętnie podał przyjacielowi kluczyki mówiąc:
- Poustawiaj sobie co tam chcesz. Lusterka, fotel. Tak, tak, wszystko mi pomieszaj – Dawid zerknął na niego wilkiem, a Marcin kontynuował: - Tak właściwie, to kiedy ostatnio prowadziłeś auto?
Brutus zapiął pas, przekręcił kluczyk w stacyjce, po czym rzekł wrzucając pierwszy bieg:
- Na egzaminie państwowym.

Anita parsknęła śmiechem, gdy przypomniała sobie minę Marcina, kiedy to usłyszał. Ludzie siedzący w pobliżu niej w autobusie, którym jechała do Dawida, spojrzeli na nią zaskoczeni.
Po kilku minutach była na miejscu. Rozsiadła się wygodnie na kanapie i spojrzała na Brutusa zapinającego guziki swojej ulubionej koszuli – oczywiście tej uszytej przez Angelikę i podarowanej mu w Wielkanoc – i pogwizdującego cicho.
- A ty co taki zadowolony? – zapytała unosząc brwi.
- Jest piękny wieczór – odparł z lekkim uśmiechem.
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła. Rozmawiałam z nią.
- I co? – zapytał powoli, mniej pewnym głosem.
- Chciałabym móc powiedzieć ci coś innego, ale... ona jest w niego wpatrzona jak w obrazek. Ciągle gada tylko o nim.
Dawid usiadł obok niej z miną cierpiętnika. Westchnął głęboko i ukrył twarz w dłoniach.
- Przecież nie można przestać kochać z dnia na dzień. Mówiłaś, że kochała mnie tyle lat... Niemożliwe, żeby ot tak jej przeszło.
Anita położyła mu rękę na ramieniu.
- Skrzywdziłeś ją, Dawid. Dała ci siebie, to, co miała najcenniejsze, a ty z tego zakpiłeś. Poczuła się poniżona i wykorzystana. Takie okoliczności mogą wiele zmienić. Nie potrafię ci powiedzieć, co teraz do ciebie czuje. Nie nienawidzi cię, tego jestem pewna, ale jest strasznie zawiedziona. Próbuj. Pokaż jej, jaki jesteś naprawdę. To jedyne, co możesz teraz zrobić – po chwili ciszy dodała: - Chodź do mnie – przyciągnęła go do siebie i przytuliła mocno.
Po chwili rozległ się dźwięk domofonu. Dawid wyplątał się z uścisku przyjaciółki i ruszył w stronę drzwi rzucając przez ramię krótkie:
- To Marcin.
Faktycznie, niecałą minutę później blondyn pojawił się w salonie. Uśmiechnął się ciepło do Anity, a następnie spojrzał groźnie na Brutusa i wyciągnął w jego stronę dłoń z kluczykami i dokumentami od swojego BMW.
- Zadzwoń, jak dojedziecie. Jedź przepisowo. I ani mi się waż wyprzedzać! Jak będzie jechał ciągnik, to masz się za nim wlec, jasne?!
Anita wybuchnęła śmiechem, przypominając sobie fragment ich próbnej przejażdżki po Warszawie.

Jechali jedną z warszawskich dwupasmówek. Musieli zwolnić, ponieważ ruch przed nimi spowalniał autobus o niezbyt dobrym stanie technicznym. Brutus postanowił wyprzedzić ten irytujący pojazd, włączył lewy kierunkowskaz i... tylko szybki refleks Marcina, który odbił kierownicę w swoją stronę sprawił, że auto pozostało nietknięte. Obok nich przemknął wyprzedzający ich samochód.
- Lusterka!! – wrzasnął Marcin sprawiając, że Anita podskoczyła na tylnim siedzeniu.
Reszta jego wypowiedzi była zlepkiem różnorodnych wulgaryzmów mających określić umiejętności i stan umysłowy skruszonego Brutusa.

- Anita, to nie było zabawne – Marcin był wyraźnie oburzony rozbawieniem Anity.
- Było. Swoją drogą, nie podejrzewałabym cię o taką znajomość pięknej polszczyzny – ponownie wybuchnęła śmiechem.

„Upadłem na głowę”.
Tydzień później Brutus spędzał wieczór w warszawskim klubie muzycznym. Nie siedział tu jednak dla rozrywki.
Popołudniu, podczas rozmowy telefonicznej z Anitą dowiedział się, że Angelika planuje wieczorem randkę przy drinku z Kryspinem. Po tym, jak Anita zarzuciła mu, że nic nie robi, by zachęcić do siebie Rudą, spontanicznie postanowił, no cóż, śledzić ich.
„Naprawdę upadłem na głowę”.
Ten lokal był bardziej barem niż klubem. Raczej nikt nie tańczył, ludzie siedzieli przy stolikach i mniej lub bardziej kulturalnie spożywali różne napoje kołysząc się w rytm muzyki i rozmawiając ze znajomymi. Co odważniejsi podchodzili do dj’a, który miał w zanadrzu sprzęt do karaoke. To było dobre miejsce, by zrelaksować się po pierwszym tygodniu studiów, które rozpoczął Dawid, ale chłopakowi w tej chwili kompletnie nie w głowie był relaks.
Patrzył na parę, siedzącą blisko siebie. Rozmawiali ze sobą, co jakiś czas wybuchając śmiechem i popijając kolorowe drinki. Nie widzieli Dawida, który siedział w słabo oświetlonym kącie i ich obserwował. Brutus zaciskał szczękę za każdym razem, gdy Kryspin choćby na chwilę chwytał dłoń dziewczyny. Był wściekły i najchętniej podszedłby do nich, wyciągnął Kryspina zza stolika i pozbawił go kilku zębów... ale nie miał takiego prawa. Nie tędy droga.
Fuknął z wściekłością, uderzając pięścią w stół, gdy przybliżyli się do siebie jeszcze bardziej, a ich usta złączyły się w pocałunku. Krew uderzyła mu do głowy i nawet przestało mu przeszkadzać przeraźliwe wycie jakiegoś młodego chłopaka, który udowadniał swoim znajomym, że wykona „Orła cień” lepiej niż Katarzyna Stankiewicz z Varius Manx.
To nie był dobry pomysł, żeby za nimi przychodzić!
Chłopak poczuł, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to zwariuje. To on powinien teraz tam siedzieć, trzymać ją za ręce i całować jej usta. To na niego powinna patrzeć z taką ufnością. W tej chwili miał gdzieś, co pomyślą o nim inni. Znał swoje możliwości i wiedział, że jest w stanie ją zaszokować. Podjął decyzję w jednej chwili. Pozostało jedynie wybrać piosenkę.

Była całkowicie pochłonięta młodym mężczyzną, który trzymał ją w objęciach, ale rozproszył ją głos, który poznałaby wszędzie. Choć musiała przyznać, że nigdy wcześniej nie słyszała go w takim wydaniu. Z niedowierzaniem spojrzała na podest, gdzie amatorzy mogli prezentować swój wokal. On naprawdę tam był! I patrzył prosto na nią.

„Jezu, to znowu się stało.
Zakochałem się aż mnie coś zabolało.
Tylko z daleka jej ciało,
a sam widok to dla mnie za mało.
Ona uśmiecha się do mnie,
ale czy myśli o mnie?
Kocham cię moimi myślami
całymi dniami i nocami.
Z tobą wiążę swe nadzieje,
a miłość, miłość nas rozgrzeje.”

Czuła, jak Kryspin miażdży jej dłoń i parska wściekle. A ona z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądała się swojej pierwszej prawdziwej miłości. Co to wszystko ma znaczyć?

„Złączymy się w parę jedną.
Będziemy przykładem miłości na pewno.
Chcę, byś była moją jedyną.
Chcę żyć dla ciebie i pić z tobą wino.
Zrobiłaś pierwszy krok,
zbliżyłaś się i stało się to.”

Z jego oczu biła pewność siebie, a jego głos hipnotyzował. Kiedyś myślała, że wie o nim wszystko, a teraz okazywało się, że tak naprawdę nigdy go nie poznała. Nie miała pojęcia nawet o głupim talencie muzycznym!

„We śnie odchodzisz, zostawiasz mnie samego.
Rzuciłaś mnie dla innego.
Jak mogłaś odejść z tamtym?
Ja teraz płaczę, nie jestem taki twardy!”

- To boli – mruknęła do Kryspina, który nadal mocno ściskał jej dłoń. Miała wrażenie, że zaraz połamie jej palce.
- Przepraszam – chyba sam nie był świadomy, co robi. Był zarumieniony i wyglądał na wściekłego. Puścił jej dłoń. – Co on wyprawia?!
- Śpiewa.

„Kocham cię moimi myślami
całymi dniami i nocami.
Z tobą wiążę swe nadzieje,
a miłość, miłość nas rozgrzeje.” *

Muzyka się skończyła, rozległy się pojedyncze brawa. Dawid ostatni raz spojrzał w zielone oczy Angeliki, po czym zszedł z podestu i bez zastanowienia opuścił lokal.



* Rh+ - „Po prostu miłość”

piątek, 27 czerwca 2014

Tylko nie bijcie! - ogłoszenie :)

Witamy Was ponownie po tak długaśnej przerwie (aż wstyd się przyznać jak długiej!).

Jak wiecie, kończyłyśmy szkołę, później przez niemalże cały maj borykałyśmy się z maturami, w czerwcu musiałyśmy przygotowywać się do jeszcze gorszych egzaminów zawodowych, które zdawałyśmy dopiero na początku tego tygodnia, a pomiędzy przygotowaniami do egzaminów chwytałyśmy się różnych prac by odłożyć choć trochę pieniążków na wakacje i późniejsze studia. Na swoje usprawiedliwienie mamy fakt, że nie miałyśmy czasu nawet na to, by spotkać się na chwilę i pogadać, widywałyśmy się tylko na egzaminach w szkole, więc można by rzec, że kontakt nam się urwał, nie mówiąc już o tworzeniu bloga. Może byłoby łatwiej, gdyby blog miał jedną autorkę, ale tak nie jest; żeby coś powstało, jesteśmy potrzebne obie, zwłaszcza, że nie jesteśmy zwolenniczkami pisania w stylu "każda trochę napisze i później się poskleja", bo wychodzi to beznadziejnie.

Dzisiaj odebrałyśmy wyniki matur (pozytywne! ;p), więc można by rzec, że powoli ruszamy do przodu. W ciągu kilku, maksymalnie kilkunastu dni coś powinno się pojawić, więc jeśli nadal chcecie dać nam szansę - a jesteśmy świadome tego, że bardzo Was zawiodłyśmy - to zachęcamy do zaglądania tu od czasu do czasu.

Jeszcze raz bardzo Was przepraszamy.

Do napisania!

Kara007 i gulka3

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 92

Anita weszła niepewnie do restauracji ciesząc się w duchu, że zdecydowała się nieco wystroić i założyła letnią sukienkę. W sumie już sam fakt, że Marcin napisał jej, że mają się spotkać wieczorem wskazywał na to, że raczej nie chce chodzić z nią po sklepach lub siedzieć w pizzerii. Przezornie postanowiła ubrać się nieco inaczej niż na co dzień, ponieważ gdy zapytała Marcina co planuje, odparł jedynie, że to niespodzianka.
A teraz zajmowała miejsce przy stoliku w wykwintnej restauracji, której wcześniej nie znała chociażby dlatego, że takiego miejsca nigdy nie uwzględniała w żadnych swoich planach – zdecydowanie nie nadawałoby się ono na plotki z przyjaciółkami.
Po chwili Marcin zajął miejsce naprzeciw niej, a przy ich stoliku od razu pojawił się kelner, podając im karty dań. Anita otworzyła swoją, zbladła i niepewnie spojrzała na swojego towarzysza.
- Coś nie tak? – zapytał widząc jej nieco przerażone spojrzenie.
- Marcin, na Boga – zaczęła półgłosem. – Chodźmy do McDonalda, mam kupony zniżkowe.
Chłopak zaczął się śmiać.
- Daj spokój. Wybierz to, na co masz ochotę i nie sugeruj się cenami.
Anita wypuściła powietrze ustami i z powrotem spojrzała w kartę. Znała Marcina już dość długo, więc nie powinna czuć się onieśmielona, ale w tej sytuacji...
- To poproszę to, co ty.
- Flaki i golonkę w kapuście? – rzucił od niechcenia odkładając kartę na bok.
- Co?! – zapytała tak głośno, że osoby z najbliższych stolików przestały rozmawiać i spojrzały na nich.
Marcin ponownie się roześmiał.
- Przecież żartuję. Spaghetti bolognese, a na deser płonące lody i ciastko, może być?
Przytaknęła. W tym momencie pojawił się kelner przynosząc im czerwone wino.

- Skąd pomysł na takie miejsce?
Od kilku minut jedli spaghetti. Anita była pod ogromnym wrażeniem; musiała przyznać, że Marcin jej zaimponował. Jakiś cichy głosik mówił jej, żeby nie dała sobie zamydlić oczu, jednak szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. Marcin miał swoje na sumieniu, ale na pewno zabierając ją tu nie miał złych intencji.
Blondyn przełknął makaron, który akurat miał w ustach i odparł:
- A nie wiem. Zawsze chodziliśmy na jakieś kebaby... Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na odrobinę luksusu.
Nie dodał, że dla niego luksusem był sam fakt, że pomimo tego, jak kiedyś ją potraktował, zgodziła się gdzieś z nim wyjść. A ta restauracja... Chciał, by poczuła się inaczej, niż zwykle. Nigdy nie byli razem w takim miejscu, Marcin zdawał sobie sprawę, że Anita nie jest typem dziewczyny, która czuje potrzebę chodzenia do wykwintnych lokali, sam zresztą nie czuł się tu zbyt swobodnie. Jednak pomyślał, że może w ten sposób uda mu się sprawić jej przyjemność – w końcu każdy lubi czasem poczuć się wyjątkowo. Jej szczery uśmiech był dowodem na to, że mu się udało.
- Luksus to mało powiedziane. Płonące lody, co to właściwie jest?
- Nie wiesz? Lody z dodatkami, na wierzchu mają jakiś alkoholowy element, który się podpala... I masz płomień, alkohol jest palny – uśmiechnął się do niej.
- No tak. Zaskoczyłeś mnie, naprawdę.
Przez chwilę jedli w ciszy.
- A tak właściwie – zaczęła Anita. – jak było na szkoleniu? Nic nie opowiadałeś.
- A pytałaś? – uśmiechnął się. – Jakoś. Pojechałem, bo musiałem. Kazali mi się uczyć to się pilnie uczyłem.
- Mhm, tak – Anita parsknęła śmiechem. – Impreza za imprezą, alkohol i panienki.
Starała się nie myśleć o tym, że wolałaby, aby nie odpowiadał. Była o to na siebie zła, bo był wolny i miał prawo się bawić. Ale wydawało jej się niesprawiedliwe, że podczas gdy ona próbowała się pozbierać po ich rozstaniu, on mógł bawić się w najlepsze na przepustkach.
- Aż tak nisko mnie oceniasz? – zapytał patrząc się na nią ze zmarszczonym czołem.
- Dlaczego nisko? Jesteś młodym facetem, masz do tego prawo – żałowała, że zaczęła ten temat.
Marcin odłożył sztućce i rzekł rzeczowo:
- Imprez było do wyboru, do koloru, panienek na nich też, jeśli miałbym wierzyć w przeróżne zwierzenia kumpla, którego tam poznałem. Ja sam trzymałem się z daleka od takich akcji. Nie miałem na to nastroju. Chciałem po prostu zdać te cholerne egzaminy i wrócić tutaj, bo... – w porę ugryzł się w język i zakończył inaczej niż miało brzmieć pierwotnie. - ...bo szukam w życiu czegoś więcej niż przypadkowych panienek.
Odpowiedziała dopiero po krótkiej ciszy.
- Przepraszam, nie powinnam pytać, to nie moja sprawa.
- Pytaj śmiało, to nic, co chciałbym zachować dla siebie. Poza tym... myślałem, że wiesz, jaki jestem – w jego głosie było coś dziwnego, coś pomiędzy smutkiem a wyrzutem.
- A ja myślę, że już sama nie wiem, co mam myśleć – odparła twardo, po czym jednym haustem wypiła resztę wina ze swojego kieliszka.
- Dlaczego?
Marcin zdawał sobie sprawę, że luźna atmosfera sprzed dosłownie kilku chwil nagle gdzieś się ulotniła. Nie o to mu chodziło, temat szkolenia był dla nich dość grząski i był zły, że nie zmienił go od razu. Dlatego bardzo się zdziwił, gdy okazało się, że Anita wcale nie miała na myśli jego pobytu na wojskowym kursie.
- Nie do końca rozumiem, co miałeś na myśli podczas naszej ostatniej rozmowy na sali gimnastycznej.
- Powiedziałem ci, że jeśli ktoś będzie chciał, bym został, to zostanę – odparł powoli.
- Tak.
- Nie wiem, co w tym niezrozumiałego.
Dziewczyna przyglądała się mu w milczeniu, więc poczuł lekką irytację. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi, widział to w jej oczach, więc dlaczego chciała usłyszeć to pytanie?
- Więc... – nie chciał zabrzmieć jak wylewny desperat, dlatego zapytał po prostu – Mam zostać?
Anita opuściła głowę i nadal milczała. Tym razem Marcin dał jej czas, by przemyślała to, co chce mu powiedzieć. Siedział spokojnie czując, jak żołądek ściska mu się z nerwów. Jeśli powie, że ma wyjechać... Nie pozwalał tej myśli uformować się do końca. Przecząca odpowiedź byłaby końcem jego nadziei.
W głowie Anity również toczyła się bitwa. Człowiek, przez którego przepłakała dziesiątki nocy, przez którego straciła nadzieję na miłość, który był pośrednią przyczyną jej sięgnięcia po narkotyki, którymi zawsze pogardzała... oczarowywał ją na nowo. Musiała to przed sobą przyznać. I nie chodziło tu o drogie jedzenie czy romantyczne świece. Po prostu miał w sobie to coś, co sprawiało, że chciała z nim rozmawiać i przebywać. Nie bez powodu poczuła ukłucie zazdrości – bo musiała się przyznać także do tego – gdy zapytała o jego styl życia na szkoleniu. Bała się mu zaufać, obawiała się, że gdy mu ulegnie, on znów ją skrzywdzi. Wyobraziła sobie jednak, że miałaby go już nigdy więcej nie spotkać, co najwyżej kiedyś przypadkiem u Michała i poczuła w sercu cień znajomego bólu.
- Zostań – szepnęła cicho, ale zdała sobie sprawę, że nie miał możliwości jej usłyszeć, więc podniosła głowę i powiedziała głośniej – Zostań, proszę.
Marcin otworzył szerzej oczy, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał, jednak bardzo szybko otrząsnął się z zaskoczenia. Bez zastanowienia wyciągnął rękę, by złapać jej dłoń leżącą na stoliku, jednakże dokładnie w tej samej chwili pojawił się przy nich kelner, by podać im płonące lody.
- Wyglądają świetnie – dziewczyna była pod wrażeniem palących się lodów, które były dość niezwykłe. Kątem oka zauważyła jednak, że Marcin zamiast patrzeć na ich nieco dziwny deser, przypatruje się jej z lekkim rozczuleniem. Niestety oznaczało to, że musi wrócić do ich rozmowy. Chciała, by między nimi wszystko było jasne.
- Marcin... poprosiłam, żebyś został, ale zrobisz jak będziesz chciał. Nie chcę, żebyś wyjeżdżał, bo lubię z tobą rozmawiać i się spotykać... Robisz fajne niespodzianki – rzuciła żartem, jednak niemalże od razu spoważniała. – Wiem, dlaczego chcesz wyjechać, musiałabym być ślepa, żeby nie widzieć. Ale musisz wiedzieć, że na chwilę obecną nie usłyszysz ode mnie żadnej deklaracji. I nie obiecuję, że kiedykolwiek ją usłyszysz, po prostu nie wiem sama kiedy i czy w ogóle będę w stanie zaufać tobie albo jakiemukolwiek innemu facetowi. Nie chcę zwodzić cię w nieskończoność. Wolałabym, żebyś został, ale...
- Zostanę – przerwał jej pewnie, po czym się uśmiechnął. -  Nie przejmuj się tak. Jedz lody, bo zaraz się roztopią i tyle zostanie z deseru.

***

Anita może i miała w głowie mętlik i nie chciała robić Marcinowi niepotrzebnych nadziei, ale i tak nie mogła się oprzeć kiedy dwa dni później poprosił ją o kolejne spotkanie, tym razem bezpośrednio po jej lekcjach. Znów był tajemniczy i nie chciał zdradzić celu ich spotkania (uparcie wyrzucała z głowy słowo „randka”), więc obudził w niej ciekawość i zgodziła się gdzieś z nim udać.
Czekał na nią w parku niedaleko jej szkoły. Kiedy szła w jego kierunku nagle przypomniał jej się moment sprzed kilku miesięcy, kiedy szła do niego dokładnie tą samą alejką, by za chwilę dowiedzieć się, że on już nie chce z nią być, bo ich związek nie ma przyszłości. Zanim jednak wspomnienia w pełni ogarnęły jej umysł powiedziała im stanowcze „Dość!”. Nie można wiecznie rozpamiętywać tego, co było kiedyś.
- Cześć – przywitała się przysiadając obok niego na ławce.
Obdarzył ją szerokim uśmiechem i odparł:
- Co to za mina? Przez moment wyglądałaś, jakbyś szła na ścięcie – zaśmiał się.
- Wspomnienia – odpowiedziała krótko na wydechu.
Nie musiała nic dodawać, blondyn w mig zrozumiał, o co jej chodzi. Echo ich „starej” znajomości ciągle za nimi podążało, na każdym spotkaniu pojawiało się chociaż jedno słowo, które przywoływało wspomnienia, o których mówiła. Marcin wiedział, że będzie tak dopóki ostatecznie nie rozliczą się z przeszłością. Na tę rozmowę było jednak jeszcze zbyt wcześnie, przynajmniej dla Anity, która z pewnością powiedziałaby mu, że dla niej wszystko jest jasne, nie ma do niego żalu i że ma do tego nie wracać.
- Hej, zamyśliłeś się – głos Anity nakazał mu wrócić na ziemię. – Nie powiedziałam tego, żeby ci cokolwiek wyrzucać, po prostu odpowiedziałam na pytanie – uśmiechnęła się pogodnie.
Marcin poderwał się z ławki.
- Chodź.
Anita również wstała śmiejąc się lekko.
- Gdzie tym razem mnie zaprowadzisz?
- Zawiozę. Chyba, że masz ochotę na bardzo długi spacer.
- Mmm... – udała, że intensywnie się zastanawia. – Nie. To gdzie jedziemy?
- Niespodzianka.
Anita przewróciła oczami i za chłopakiem ruszyła w stronę wyjścia z parku.

Dwadzieścia minut później chłopak stał obok niej uśmiechając się od ucha do ucha.
- I co? – zapytał.
Anita rozejrzała się i rzekła krótko.
- Wisła. Trochę zalatuje glonami.
Marcin wybuchnął śmiechem. Kochał jej bezpośredniość.
- No co? – oburzyła się, po czym zmieniła wyraz twarzy na bardziej pogodny i dodała – Dawno nie byłam nad rzeką. Dziwne, mieszkać w Warszawie i nie bywać nad Wisłą, nie? Zdarza mi się co najwyżej jechać Wisłostradą.
- No to dzisiaj będziesz miała okazję trochę pooddychać glonami i posiedzieć nad Wisłą – zaśmiał się, po czym wskazał ręką w stronę rzeki. – Tam zaczyna być widoczny tramwaj wodny. Co powiesz na to, żeby zrobić jedno kółko?
Anita przyglądała mu się podejrzliwie.
- Kim jesteś? I co zrobiłeś z Marcinem Bojko? – przeniosła wzrok na nadpływający tramwaj. – Marcin, przestań się na mnie wykosztowywać. Głupio mi – znów na niego spojrzała. – Sama za siebie zapłacę, dobrze?
 - Nie – pokręcił przecząco głową. – Wiem, że ostatnio czułaś się nieswojo, dzisiaj nie masz powodu. Tramwaj wodny nie jest drogi. Chodź, chyba można się powoli zbierać.
Kupili bilety i weszli na pokład.
- Chodź na górę, usiądziemy.
Kiedy już zajęli miejsca naprzeciw siebie, Anita oparła się o barierkę i spojrzała na rozciągającą się przed nimi Wisłę. Po chwili ciszy rzekła stanowczo:
- Następnym razem ja wymyślam, gdzie pójdziemy.
- Dobrze.
- I pokrywam koszty. Nie marudź! – zastrzegła, wskazując w jego stronę oskarżycielsko palcem, gdy otworzył usta, by zaprotestować. – Bo będziesz się spotykał sam ze sobą.
Parsknął śmiechem kręcąc głową.
- No okej, skoro tak bardzo ci zależy. Ale tylko ten jeden raz.
- Pff. Na chwilę obecną niech będzie.
Oboje patrzyli na siebie groźnie, by za chwilę wybuchnąć gromkim śmiechem.
- Płynęłaś tym kiedyś? – zagadnął Marcin, gdy się wyciszyli.
- Nie. A ty?
- Raz. Z jednego przystanku na drugi. Z ciekawości.
- I jak wrażenia?
- Wtedy nie skupiałem się za bardzo na przeżyciach wewnętrznych – powiedział z uśmiechem. – Ale jak widać wróciłem. Dzisiaj popływamy trochę dłużej niż ja wtedy, musimy przepłynąć wszystkie przystanki na trasie, żeby wrócić na tamten, to trochę potrwa.
- I dobrze.
Płynęli w ciszy, Anita zapatrzona w zmieniający się krajobraz, a Marcin w nią. Mógłby siedzieć tak godzinami. Była idealna. Marzył o tym, aby móc ją objąć. Tylko tyle. Nie chciał jej jednak wystraszyć. Dlatego po prostu siedział i podziwiał.
- Gapisz się – powiedziała nagle, uśmiechając się lekko.
Bardziej to czuła, niż widziała. To było miłe uczucie.
- Mhm – mruknął tylko, nie czując się ani trochę speszony i nie odwracając wzroku.
Spojrzała na niego mówiąc spokojnie:
- Dookoła jest piękny krajobraz, rozejrzyj się trochę.
- Każdemu może podobać się coś innego. Ja podziwiam to, co jest piękne według mnie.
Okropnie się zarumieniła. Komplementowanie powinno być zabronione! Czując, że ma twarz jak burak, odwróciła się z powrotem w stronę wody i odparła:
- Cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Większość rejsu upłynęła im na miłej pogawędce i wzajemnym przekomarzaniu. Ani się obejrzeli, a słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, było jeszcze dość wysoko, ale niebo zaczynało się czerwienić i wyglądało magicznie. Pojawiła się także muzyka. Marcin działał z premedytacją – tego Anita była pewna, ponieważ to miejsce idealnie nadawało się na ran... spotkanie.
- Jak się czuje twoja mama?
- Jest... duża – Anita wybuchnęła śmiechem.
- Chyba już się oswoiłaś z myślą o młodszym rodzeństwie, co?
- Chyba nie miałam wyjścia. Może nie będzie tak źle. Najważniejsze, że mały według badań jest zdrowy.
- To chłopiec?
- Tak mówią. Kolejny Grabowski – westchnęła teatralnie.
- To kiedy go poznasz?
- W listopadzie. To znaczy my już się znamy, gadamy ze sobą, raz nawet mi przywalił – zaśmiała się. – To trochę jak ze znajomością przez Internet. Gadasz z kimś, ale do końca nie wiesz z kim, masz ewentualnie zdjęcie i czekasz na spotkanie w realu.
Blondyn roześmiał się.
- Niezła metafora.
Stali obok siebie oparci o barierkę w kierunku wody. Pozostało im dosłownie kilka metrów rejsu, pasażerowie zaczęli kłębić się w stronę wyjścia.
- Możesz się śmiać – zagadnęła Anita. – Ale nie chce mi się wracać do domu – położyła dłonie na barierce i wychyliła się trochę do przodu, aby spojrzeć w dół na wodę, po czym dodała z uśmiechem – Nawet te glony już tak nie przeszkadzają – spojrzała na niego krótko. – Dziękuję, to było naprawdę świetne popołudnie.
Nagle poczuła na swej ręce uścisk ciepłej dłoni, którą dobrze znała. Nieco zaskoczona spojrzała na swojego towarzysza, który rzekł poważnie patrząc jej w oczy:
- To ja dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tu ze mną  jesteś.
- Nie ma za co – mruknęła odwracając głowę.
Nie strąciła jego dłoni, a on jej nie zabierał. Stali w ciszy patrząc przed siebie i trzymając się za ręce.

***

„Możemy się spotkać jutro popołudniu?”

„Nie bardzo:/ Idę do bliźniaczek na osiemnastkę, muszę się jakoś ogarnąć, po szkole będę miała bardzo mało czasu.”

„W czwartek impreza? ;p Może zobaczymy się po Twoich lekcjach, tylko na kilka minut? Bardzo mi zależy... Obiecuję, że później szybko odwiozę Cię do domu!”

„No dobrze. Ale naprawdę max 10 minut.”

„;) To będę czekał na parkingu, bo kończę wcześniej. Do jutra;)”

Anita podejrzewała, o co chodzi Marcinowi. Osiemnastka rudowłosych bliźniaczek była jednocześnie siedemnastą rocznicą jej narodzin, a jej były chłopak na pewno zdawał sobie z tego sprawę i chciał jej złożyć życzenia. Miała tylko nadzieję, że nie kupił jej żadnego drogiego prezentu – wiedziała, że jest do tego skłonny, a nie chciała od niego nic dostawać. Podobnie zresztą, jak od kogokolwiek innego, zawsze czuła się niezręcznie, gdy inni jej coś kupowali.
Teraz siedziała na ostatniej lekcji – godzinie wychowawczej – i co jakiś czas zerkała przez okno. W głębi ducha nie mogła się już doczekać, co prawda nadal widywała Marcina na korytarzach i lekcjach wychowania fizycznego, ale to nie było to samo, co spotkanie na neutralnym gruncie, gdzie mogli swobodnie rozmawiać. A za tym od zeszłego tygodnia zdążyła się stęsknić. Często łapała się na tym, że o nim myśli, że wspomina to, co kiedyś było między nimi, a po tym, jak na tramwaju wodnym płynęli trzymając swe dłonie musiała przyznać się przed sobą, że chciałaby sobie przypomnieć, jak to było przytulić się do niego, zamknąć oczy i słuchać bicia jego serca...
„Ckliwa kretynka!” – skarciła się w myślach.
Takie myślenie było pogrążające, ludzie (czytaj: mama) zaczęli zauważać, że buja w obłokach. A ona póki co nikomu nie powiedziała, że chociażby smsuje z Marcinem, nie wspominając już o spotkaniach. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział, bała się dobrych rad i karcących spojrzeń mówiących, jaka jest naiwna. Wydawało jej się także, że Marcin również utrzymuje to w tajemnicy; w przeciwnym wypadku rozmawiałaby już na ten temat z Michałem lub Brutusem, najlepszymi przyjaciółmi niebieskookiego blondyna.
Z drugiej strony Anita zwyczajnie nie chciała się znów zakochać. Miłość, związek – nie polegały tylko na czułych słowach. I choć wszyscy mówią, że właśnie tak jest, że miłość to spojrzenia w oczy, wzajemne zrozumienie, szacunek i ufność, to jednak gdy przychodziło co do czego ludzie wyrażali miłość gestami, których się bała. Gesty wiązały się z dotykiem, a dotyk mógł być dla niej nie do zniesienia. Nie chodziło tu wbrew pozorom o seks – o takiej bliskości nawet nie myślała, póki co nie brała tego pod uwagę. Bała się, że zwyczajne przytulenie się z drugą osobą lub niewinny pocałunek mogą przywołać wspomnienia. Bała się, że z powrotem ujrzy przed sobą widmo człowieka, który stał się jej oprawcą.
- Anita, wszystko w porządku? Źle się czujesz?
Głos wychowawczyni wyrwał ją z rozmyślań. Klasa z zaciekawieniem patrzyła się w jej stronę, podobnie jak zaniepokojona nauczycielka. Dopiero teraz Anita zorientowała się, że po policzkach płyną jej łzy. W popłochu otarła twarz i odpowiedziała:
- Nie, pani profesor, wszystko w porządku. Przepraszam, zamyśliłam się.
Na szczęście kobieta nie drążyła tematu. Znała sytuację Anity i nie chciała przy wszystkich uczniach przekonywać jej do zwierzeń.
„Świetnie” – Anita doszła do wniosku, że klasa będzie miała ją za jeszcze większe dziwadło. Po prostu cudownie.

Kiedy piętnaście minut później podeszła do Marcina miała minę zbitego psa.
- Cześć – mruknęła ponuro. – Przepraszam za spóźnienie, nauczycielka mnie zatrzymała.
- Spoko – odparł Marcin przyglądając się jej uważnie. – Co się stało?
Wzruszyła ramionami.
- Nic. Wyszłam przed klasą na rozstrojoną psychicznie wariatkę, którą zresztą jestem.
Blondyn spojrzał na nią z ciekawością.
- Rozryczałam się na godzinie wychowawczej – odpowiedziała na jego nieme pytanie.
- Dlaczego? – zaniepokoił się.
- No właśnie nie wiem – westchnęła.
Marcin roześmiał się lekko i patrząc na nią z ukosa rzekł:
- Jak moja siostra miała takie akcje, to mówiła na to zespół napięcia przedmiesiączkowego.
- Ej! – dziewczyna roześmiała się dając mu sójkę w bok.
- No widzisz, od razu lepiej jak się uśmiechasz. Zresztą nie można się smucić we własne urodziny. Rok dzieciństwa ci został, korzystaj – przewróciła oczami, a on w tym czasie sięgnął z samochodu kartonowe, kwadratowe pudełko, nieco większe niż standardowy zeszyt. – Mam coś dla ciebie. Wszystkiego najlepszego.
Anita odebrała mu z rąk pakunek, ale nie zajrzała do środka, tylko rzekła:
- Nie musisz mi nic kupować.
- Spokojnie, wiem, że nie lubisz drogich prezentów. Otwieraj śmiało, to drobiazg, nie żadna biżuteria za pół miliona.
Chciała przechylić pudełko, by je otworzyć, ale Marcin przytrzymał jej ręce.
- Ostrożnie! Otwórz tak, jak ci podałem, to... delikatne.
Ułatwiła sobie zadanie stawiając kartonik na masce jego samochodu. Następnie otworzyła swój prezent i zaskoczona uśmiechnęła się szeroko zakrywając przy tym dłonią usta. Wybuchnęła radosnym śmiechem, po czym spojrzała na Marcina pytając:
- Nie jest kupny, prawda?
- Prawda. To moja artystyczna dusza postanowiła się ujawnić – odparł dumnie kładąc sobie dłoń na sercu.
W kartonie był niezbyt duży, okrągły torcik, pięknie przystrojony, z dedykacją. Anita spodziewała się naprawdę każdego prezentu, ale nigdy nie wpadłaby na to, że Marcin robiąc jej prezent wykorzysta swoje kulinarne zdolności.
- Dziękuję! – niewiele się zastanawiając zarzuciła Marcinowi ręce na szyję i przytuliła się do niego mocno. Gdy po chwili zawahania również ją objął pomyślała, że właśnie tego jej było potrzeba.
Nie myśląc o tym, co robi i działając pod wpływem chwili odsunęła się od niego nieznacznie, po czym pocałowała go prosto w usta.
Jak bardzo myliła się uważając, że podczas pocałunku będzie myślała o swoim oprawcy! Stał przed nią Marcin i to jego wyraźnie czuła. Całując go myślała o tym, że z powrotem jest bezpieczna, że odzyskała to, czego została pozbawiona. Jego zapach i smak powodowały, że miękły jej kolana, a pasja i zaangażowanie, z jakimi oddawał pocałunek sprawiały, że zupełnie zapomniała o tym, gdzie jest i co się wokół niej dzieje.
Myśl, że miała być sama i trzymać Marcina na dystans była dla niej jak kubeł zimnej wody. Anita gwałtownie przerwała pocałunek. Wyswobodziła się z objęć swojego byłego chłopaka i odsunęła się bezpieczny krok do tyłu. W głowie jej szumiało, drżały jej nogi, a serce waliło jak młotem. Z zażenowaniem wbiła wzrok w ziemię.
- Anita... – usłyszała cichy głos Marcina, który chyba kompletnie nie miał pojęcia, jak się zachować.
Odchrząknęła, po czym nadal patrząc się w kępę trawy, którą miała pod stopami rzekła:
- Przepraszam. To znaczy dziękuję. Za tort – odważyła się spojrzeć na Marcina. Był zarumieniony, a oczy mu błyszczały. To nie ułatwiało sprawy. Kompletnie nie wiedziała, co mu powiedzieć, musiała najpierw przemyśleć to, co się stało. Dlatego postanowiła zupełnie zmienić temat. – Powinieneś go razem ze mną zjeść, wypada spróbować urodzinowego ciasta.
- Jasne. W samochodzie mam talerzyki i sztućce, pomyślałem o tym. Zjemy, a później cię odwiozę – odparł, a ona pomyślała, że jedną z jego wspaniałych cech jest to, że wie, kiedy nie drążyć tematu. Była mu za to niezmiernie wdzięczna.
Uśmiechnęła się ciepło, wciąż z lekkim zażenowaniem, ale poczuła się lepiej widząc, że on też nieco stracił rezon.
- To chodźmy – zaproponowała, biorąc do ręki swój prezent i wsiadając do samochodu.

***

Było piątkowe popołudnie. Brutus właśnie podjechał swoim „niuniusiem” pod dom bliźniaczek. Ściągnął kask i próbował przekonać się w myślach, że wcale się nie wygłupi i że wszystko będzie w porządku. Podszedł do drzwi i zapukał. Po dłuższej chwili otworzyła mu jakaś kobieta. Chłopak domyślił się, że jest to matka sióstr. Przywitał się i zapytał uprzejmie, czy jest w domu Angelika. Kobieta kiwnęła głową i zaprosiła go do środka.
- Angelika jest u siebie w pokoju. Ostatnie drzwi na prawo na piętrze.
- Dziękuję.
- Czy ty aby przypadkiem nie jesteś kimś z rodziny Sławka? – zapytała go kobieta, intensywnie mu się przyglądając.
Chłopak uśmiechnął się lekko i odparł żartobliwie:
- Niestety tak. To mój brat.
Chwilę później już całkiem zestresowany przystanął pod drzwiami pokoju dziewczyny i zapukał. Kiedy tylko usłyszał zaproszenie, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Hej – przywitał się patrząc na rudowłosą. – Masz bardzo ciekawą minę – dodał uśmiechając się do niej.
- Cześć – zaczęła zaskoczona. – Co ty tu robisz?
- Wczoraj miałaś urodziny i wiesz, tak sobie pomyślałem, że... – wyjął z kieszeni kurtki jakąś kopertę, po czym podszedł do dziewczyny podając jej ją - ...dam ci prezent.
Angelika wydawała się być jeszcze bardziej zaskoczona.
- Ale... Nie musisz. Ja nic nie chcę.
- Nie wygłupiaj się. Już je kupiłem i wątpię, abym mógł je oddać.
- Je? – zapytała. – To co to jest?
- Zobacz – zachęcił dziewczynę uśmiechem.
Zaciekawiona otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej dwa bilety na koncert Jamala. Rudowłosa spojrzała na Dawida jeszcze bardziej zaskoczona i zarazem szczęśliwa. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, czy (i jak) podziękować.
- Słyszałem, że lubisz ten zespół.
- Lubisz? To mało powiedziane – odparła dziewczyna.
Chłopak uśmiechnął się.
- Kupiłem dwa, żebyś nie jechała sama. Możesz wziąć ze sobą siostrę, albo jakąś koleżankę. Koleżankę, nie mojego kolegę – zaznaczył.
Rudowłosa roześmiała się.
- Zabawny jesteś. Nie lubisz Kryspina?
- Ostatnio mniej. I nie mam zamiaru obstawiać mu biletu – odparł wymijająco.
- Dobrze, wezmę koleżankę – obiecała, po czym ponownie zapytała. – A gdzie jest ten koncert?
- W Mińsku Mazowieckim. Tak około godziny drogi od Warszawy.
- Cholera. Jak ja tam dotrę? – zapytała samą siebie. – Rozbieraj się. Zaraz coś przyniosę – dodała, po czym wybiegła z pokoju krzycząc. – Mamo, nie uwierzysz! Jadę na koncert Jamala!
Dawid zaśmiał się cicho. Cieszył się, że dziewczynie przypadł do gustu jego prezent. Ściągnął kurtkę i odłożył ją na fotel nieopodal. Rozejrzał się dookoła. Pokój był urządzony w nowoczesnym stylu. Było w nim trochę akcentów odnoszących się do stylu słuchanej przez Angelikę muzyki oraz kilka elementów związanych z jej hobby – dwa manekiny obleczone jakimś materiałem. Podejrzewał, że za niedługo dziewczyna zrobi z tego istne cudo, biorąc pod uwagę to, jak uszyła mu koszulę. Wiedział, że  rudowłosa  ma talent do takich rzeczy. Z rozmyśleń wyrwała go dziewczyna wchodząca do pokoju z tacą zapełnioną kilkoma miseczkami z przekąskami. Za Angeliką weszła jej matka także niosąc tacę, tym z tortem i napojami.
- Ale... – zaczął Dawid -... ja tylko na chwilę. Nie chcę robić kłopotów.
- To żaden kłopot – odparła kobieta. – Bawcie się dobrze. Tylko wiecie, grzecznie – zażartowała i wyszła.
Rudowłosa zarumieniła się lekko i dodała do speszonego chłopaka:
- Mama zawsze palnie coś głupiego – dziewczyna szybko chciała znaleźć jakiś inny temat, by zapomnieć o tej gafie i tym, co się stało między nimi nad morzem. – To ten... poczęstuj się czymś. Chcesz ciasta, albo... sałatki? Dobra jest. Sama robiłam. Zaraz mama przyniesie coś na ciepło. A może coś do picia? Nie proponuje nic mocniejszego, bo pewnie jesteś swoim motorem. Chyba, że chcesz? Mógłbyś go tutaj zostawić w garażu.
Dawid wyraźnie się zastanawiał. Perspektywa świętowania z Angeliką sam na sam i wrócenie tutaj ponownie po niuniusia była bardzo kusząca.
- Okej, widzę, że chcesz. Pójdę po coś – i znowu zniknęła.
Obiecał sobie w duchu, że postara się choć trochę naprawić ich wspólne relacje. A później pozostanie mu tylko to, aby to właśnie jego wybrała. W głębi ducha wiedział, że po tym, co zrobił, czeka go długa droga, ale postanowił się nie poddawać. Znał Kryspina już dość długo i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest on typem mężczyzny, który z reguły dopina swego. I do tego lubił rywalizować, a gdy już osiągnął swój cel, to tracił zapał i zaczynał sobie szukać kolejnego. Teraz, kiedy uświadomił sobie, co też czuje do Angeliki nie chciał, aby i ją to spotkało.
Spojrzał na wchodzącą do pokoju dziewczynę i wybuchnął śmiechem widząc, że rudowłosa po raz kolejny wchodzi z tacą, tyle że tym razem trunków.
- Nie wiedziałam, co lubisz.
- Od kiedy ty jesteś taka gościnna, Ruda? – zapytał drocząc się z dziewczyną.
- Bardzo zabawne. Wiesz, mnie mama uczyła, że trzeba być miłym i gościnnym, nawet dla ostatnich chamów – odparła siląc się na powagę.
Lecz kiedy zauważyła, że chłopak chce najwyraźniej zacząć nielubiany przez nią temat, kategorycznie dodała:
- Nawet nie próbuj tego zaczynać. Było, minęło, ale chamem i tak pozostaniesz.
- Dla ciebie, Rudzielcu, mogę być i chamem.
Spojrzała na niego zdziwiona, ale postanowiła nie kontynuować tej dziwnej rozmowy. Podała mu butelkę swojego ulubionego wina i zapytała.  
- Otworzysz mi?
- Dzisiaj to ja ci mogę nawet nalać – zaśmiał się otwierając wino.
Nalał jej i sobie, po czym usiadł przy biurku i zaczął.
- W razie jakbyś nie znalazła jednak transportu na koncert, to mogę się zaoferować jako darmowa taksówka. A teraz, Ruda, twoje zdrowie – wzniósł toast.
- Dzięki – uśmiechnęła się cały czas próbując zrozumieć pobudki jego zachowania.
Po kilku godzinach chłopak odłożył drugą już pustą butelkę wina.
- Na mnie już chyba pora – zaczął podnosząc się z fotela. – Nie będę już ci zawracać głowy, bo z tego co słyszę, goście zaczynają się schodzić.
I miał rację. Rodzice Kingi i Angeliki wyprawiali dzisiaj rodzinną osiemnastkę dla córek.
- Jak chcesz to możesz jeszcze zostać – zaproponowała dziewczyna.
- Nie, nie ma takiej opcji – zaznaczył niedbale zakładając kurtkę.
- Przyznaj się, że nie byłbyś w stanie wypić nic więcej – zaśmiała się Angelika.
- Nie ja jeden – odgryzł się Dawid wyszczerzając zęby w kierunku dziewczyny, która wyraźnie spochmurniała.
- Bardzo zabawne.
Jednak w duchu musiała przyznać chłopakowi rację, ponieważ oboje podczas tych kilku godzin, a ściślej mówiąc, przy końcu drugiej butelki wina, zaczęli dostrzegać, że budują zdania, które kompletnie nie mają sensu. A co było najdziwniejsze, doskonale się rozumieli. Zarówno ona jak i on nie należeli do osób, które mają mocne głowy.
Gdy mijali salon w drodze do drzwi wyjściowych, Dawid jak najlepiej umiał, starał się ukryć to, iż jest już lekko pijany i pożegnał się z wszystkimi. Dziękował w duchu, że w danym pomieszczeniu nie było akurat Kingi, która z całą pewnością powiedziałaby Sławkowi o tym, że tu był. Na razie pragnął odwlec tą chwilę w czasie, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakby dana rozmowa wyglądała.
- A więc tak, Rudzielcu, jeszcze raz życzę ci wszystkiego najlepszego, zdanej matury i tego, byś dotrwała do końca tej imprezy – zaśmiał się cicho, po czym otworzył drzwi.
- Bardzo zabawne – odparła z lekkim oburzeniem.
- Na razie – rzekł na pożegnanie, po czym nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, cmoknął ją w policzek i wyszedł.
Angelika stała tam chwilę zszokowana. Ten jeden moment, mały gest sprawił, że już wcale nie czuła szumu panującego w jej głowie spowodowanego alkoholem. Otrząsnęła się z szoku i skierowała do salonu myśląc, że chłopak najwyraźniej upił się mocniej, niż było to po nim widać.