sobota, 26 października 2013

Rozdział 90

Gdy się obudził był już poranek. Czuł piasek pod powiekami. Nic dziwnego, gdy zerknął na zegarek zorientował się, że spał co najwyżej półtorej godziny. Przetarł oczy. Jeszcze jeden dzień, jutro wracają. Marzył o tym całe dwa tygodnie, a teraz pomyślał, że łatwiej byłoby mu cokolwiek zrobić tutaj, na miejscu. Westchnął, podniósł się z miejsca i udał się do kuchni, by zrobić sobie mocną kawę, która postawi go na nogi.
W kuchni zastał jedną z bliźniaczek, również nadal ubraną w piżamę, siedzącą przy stole i dmuchającą na gorącą herbatę.
- Cześć... – przerwał, rezygnując z dodania imienia do powitania. Wydawało mu się, że to Kinga, ale nie był pewien, a gdyby się wkopał, śmialiby się z niego do końca życia.
- Siema, szwagrze.
Kinga, miał rację. Wstawiając wodę na herbatę, uśmiechał się do siebie. Ten wyjazd miał swoje plusy – nauczył się rozróżniać bliźniaczki.
- Pewnie jesteś zadowolony. Jutro o tej porze będziemy się zbierać – zagadnęła go dziewczyna.
- Wszystko mi jedno – odparł obojętnie.
Tak naprawdę nie miał okazji porozmawiać z nią w ciągu tych dwóch tygodni – niemalże zawsze była ze Sławkiem, a wtedy nie była zbyt rozmowna.
- Mi tam nie chce się wracać. Ech... Angela też pewnie jest zła, szkoda, że poznała Kryspina dopiero teraz. Słyszałam, co zrobił, co za facet... Wpadł jej w oko, co nie? Nic dziwnego. Kurczę, jakie to było romantyczne. Każda dziewczyna pragnie być tak rozpieszczana. A zresztą, co ja ci będę gadać? – uśmiechnęła się do niego nieświadoma, że wolałby tego wszystkiego nie słyszeć.
Chłopak zalał kawę i usiadł po drugiej stronie stołu. Już miał coś odpowiedzieć, gdy w drzwiach stanęła zaspana i rozczochrana wierna kopia Kingi.
- Czeeeeść – ziewnęła przecierając oczy. – Ale mnie bolą nogi...
Dawid poderwał się z miejsca.
- Siadaj. Chcesz kawy? Przed chwilą gotowała się woda, zaparzy się jeszcze.
Angelika otworzyła szeroko oczy.
- Eee... To znaczy... tak, dzięki – usiadła zaskoczona na jego miejscu.
Podczas gdy chłopak krzątał się przy blacie kuchennym, ona spojrzała pytająco na siostrę, która tylko wzruszyła ramionami.
I właśnie w tej chwili do kuchni weszła Paulina.
- Siema wszystkim. Ale pogoda, co? Chyba sobie dzisiaj nie połazimy po mieście – faktycznie, za oknem strasznie wiało i zanosiło się na długą i obfitą ulewę. – O, Dawid, robisz kawę? Zrobisz mi też?
- Sama sobie zrób, rąk nie masz?
Kinga się zaśmiała i rzekła wstając z miejsca i biorąc do ręki swój kubek z herbatą:
- Siadaj, Paula, ja wracam do łóżka, za tłoczno się tu zrobiło, a i tak będziemy się dzisiaj kisić w domku.
Paulina usiadła patrząc z oburzeniem, jak jej brat stawia przed Angeliką kubek z parującym napojem i cukierniczkę.

***

Zaczęło lać nim zdążyli zjeść śniadanie. Cała piątka ponuro spoglądała za okno.
- Niezły ostatni dzień nad morzem – marudził przez cały czas Sławek. – A tak chciałem iść popływać... Albo chociaż wyjść na miasto połazić... Coś czuję, że zanosi się na cały dzień w domu... Ej, szwagierko, a ten twój Kryspin nie chce wpaść ze znajomymi? – zwrócił się do Angeliki. – Może jakaś imprezka by nam wyszła, czy coś...
Angelika pokręciła głową i gdy przełknęła kęs chleba, który akurat miała w ustach, rzekła:
- Nie, oni dzisiaj gdzieś jadą kogoś odwiedzić. Jutro rano ma tu wpaść.
Dawid spojrzał na nią uważnie.
- A nie wiesz, o której mieli jechać? Mam do niego biznes.
Wzruszyła ramionami.
- Coś między jedenastą a dwunastą.
Chłopak zerknął na zegarek i zerwał się mówiąc:
- Zdążę.
Po czym chwycił bluzę i nie zważając na deszcz wybiegł z domku.

Następnego dnia pogoda również nie zachwycała. Wszyscy z ponurymi minami krzątali się po domku, zbierali swoje rzeczy i sprzątali, by oddać domek w takim stanie, w jakim go wypożyczyli. Z ich pożegnalnego spaceru nic nie wyszło – non stop lało, a na dodatek często przechodziły burze. W związku z tym wyjazd planowali mniej więcej na późne popołudnie. Już około dziewiątej do drzwi zapukał Kryspin. Angelika od razu zaprosiła go do środka.
- Usiądź – wskazała mu miejsce przy stole. – Zaproponowałabym ci coś do picia, ale generalnie chyba wszystko jest już w bagażniku... – rozejrzała się dookoła.
- Nie trzeba, dzięki – odparł.
Do kuchni wszedł Brutus. Angelika chciała coś do niego powiedzieć, ale zawahała się widząc, że panowie zmierzyli się dość nieprzyjaznym wzrokiem. Dziwne, przez cały czas raczej bardzo się lubili. Dopiero po chwili dziewczyna przypomniała sobie, że chłopacy wczoraj się spotkali. Cóż, najwyraźniej odbyli jakąś nieprzyjemną rozmowę.
Teraz nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Brutus opuścił kuchnię już po kilku sekundach.
- Pokłóciliście się? – zagadnęła Kryspina dziewczyna przyglądając mu się uważnie.
- Niee, dlaczego? Po prostu nie możemy dojść do porozumienia w pewnej sprawie – przez moment patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą zniknął Brutus, po czym rzekł swobodnym głosem spoglądając na rudowłosą – To o której wyjeżdżacie?

***

Byli już w połowie drogi. Paulina spała na tylnim siedzeniu, podczas gdy Sławek śmiał się w głos z żartów wypowiadanych przez swojego młodszego brata. Obaj byli fanami czarnego, czasem nawet kontrowersyjnego humoru. Kinga siedziała na przednim siedzeniu i nie wierzyła w to, co słyszała. „Jak można się z czegoś takiego śmiać?” – pytała sama siebie w myślach.
- A znasz ten? – zapytał starszy Budzyński brata:

„Lekarz przychodzi do pacjenta po ciężkim wypadku: 
- Mam dla pana dobrą i złą nowinę. Od której zaczniemy? 
- Niech będzie zła - odpowiada pacjent. 
- Musimy amputować panu obie nogi. 
- A ta dobra?! 
- Pacjent z sąsiedniego łóżka chce kupić pańskie kapcie.”

Tym razem i Angelika, wspólnie z siedzącym obok niej Brutusem, wybuchnęła śmiechem. A kiedy jako tako się opanowali Dawid opowiedział swój żart, który niedawno usłyszał od swojego kolegi.

„Na dyskotece Jasio podchodzi do siedzącej przy stole dziewczynki i pyta: 
- Zatańczysz? 
- Tak, chętnie. 
- To dobrze, bo nie mam gdzie usiąść.”

Rudowłosej popłynęło kilka łez po policzkach. Powoli przekonywała się do tego typu żartów. A ze strony chłopaków zanosiło się na to, że nieprędko przestaną. Następny żart padł z ust Sławka.
- Co robi kobieta oglądając pustą kartkę papieru? – zapytał.
Angelika wyczekiwała kontynuacji. Nieoczekiwanie wtrącił się Brutus.
- Czyta swoje prawa!
Kinga zmierzyła zabójczym wzrokiem swojego chłopaka, natomiast Angelika z oburzeniem spojrzała na rozbawionego młodszego Budzyńskiego i szturchnęła go łokciem mówiąc przy tym:
- To wcale nie było zabawne.
- Oj no, nie obrażaj się, maleńka – odparł przymilnie z lekkim uśmiechem na ustach oraz błyskiem w oku.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Gorzej ci? – zapytała zdziwiona. – Od kiedy ty jesteś taki miły w stosunku do mojej osoby?
- Nie przesadzaj, Rudzieleńka. Ja... – powiedział wygodnie opierając się o zagłówek. - ... zawsze byłem dla ciebie miły.
- Taaa, jasne – odparła z ironią, po czym spojrzała przez szybę. – Ile jeszcze będziemy jechać?
Po krótkiej chwili odpowiedział jej Dawid.
- Jakieś trzy, może cztery godziny. A co? Jak chcesz to się prześpij. Jestem nawet w stanie odstąpić ci moją poduszkę – powiedział podając jej swojego małego jaśka.
- Nie, dzięki, raczej chodziło mi o mały postój – rzekła niepewnie spoglądając na starszego z braci, który był w tej podróży kierowcą i to on rządził podczas tej wyprawy.
- Nie ma mowy! – wtrącił Sławek, gdy tylko usłyszał słowo „postój”.
- Stać na pierwszej stacji – dodał Brutus wstawiając się za Angeliką.
- Postój był pół godziny temu i nie myślcie sobie, że będzie następny.
- Chce się zatrzymać to się zatrzymaj. Sam nie jedziesz – rzekł twardo Dawid.
Po dłuższej wymianie zdań Sławek, klnąc pod nosem, zjechał z drogi widząc przydrożną stację paliw. Młodszy z braci wysiadł wraz z Angeliką z samochodu i ruszył w kierunku drzwi od sklepu znajdującego się na tamtejszej stacji.
- Chcesz może kawę albo herbatę? – zapytał. – A może coś zimnego?
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona. Kompletnie nie rozumiała jego zachowania. Czemu nagle stał się dla niej taki miły?
- Jak możesz to weź mi jakiś sok – odparła kierując się w stronę toalety.

Dojeżdżali do Warszawy. Była już późna noc. Brutus starał się dzielnie dotrzymywać towarzystwa bratu, gdyż dziewczyny już od dawna spały. Widać było po starszym Budzyńskim, że zmęczenie również daje mu się we znaki. Chwilowo Brutus szukał tematu, który mógłby rozpocząć, lecz ubiegł go Sławek pytając:
- Tej, a co ty nagle zrobiłeś się taki troskliwy w stosunku do Angeliki?
- Ja? – zapytał, wyrwany z rozmyśleń.
- Nie, ja – powiedział zerkając we wsteczne lusterko. – Przecież widzę.
Dawid nie wiedział co odpowiedzieć. Dziewczyna spała z głową na jego ramieniu. Lekko w niego wtulona, a on nie protestował. Ba. Prawą ręką lekko obejmował ją w pasie, jednocześnie przytulając do siebie. Choć akurat tego ostatniego Sławek nie mógł dostrzec, gdyż dziewczyna była przykryta bluzą chłopaka, którą wcześniej, specjalnie dla niej, zdjął.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odparł wymijająco.
- Tak, jasne. Wiesz... – zaczął. – Nie sądziłem, że tak szybko...
- Mógłbyś choć raz się nie wtrącać i zająć się swoim życiem? – przerwał mu lekko rozeźlony Dawid. – Słuchając twoich rad wychodziłem na tym tragicznie, więc choć raz się nie wpieprzaj i pozwól mi działać samemu.
Sławek uśmiechnął się półgębkiem. „Mój mały braciszek wreszcie wrócił” – pomyślał skręcając w kierunku zjazdu prowadzącego do Warszawy.

***

Anita stwierdziła, że choć na chwilę odsapnie od nauki. Usiadła wygodnie w fotelu i zamknęła oczy. Powtarzała sobie w myślach, że jutro wszystko się uda. Wiedziała, że może nie umie wszystkiego, ale czuła się pewnie. Obiecała sobie, że jeśli już nie będzie wiedziała odpowiedzi na jakieś pytanie, to się nie podda i będzie improwizować. W końcu gra toczy się najwyższą stawkę, jej jeden rok nauki w szkole  i przede wszystkim udowodnienie Robertowi, że nie jest taka głupia za jaką ją miał, oczywiście w kwestii fizyki i korków pobieranych u niego. Wiedziała, że gdyby jej się nie udało, to jej honor by na tym ucierpiał, przegrałaby zakład, a Joker nie odpuściłby jej tego.  „Muszę wygrać. Muszę” – pomyślała twardo sięgając po telefon. Napisała wiadomość do Marcina z zapytaniem, czy jego oferta podwiezienia i potowarzyszenia jej jest nadal aktualna. Już po chwili przyszła potwierdzająca odpowiedź. Uśmiechnęła się w duchu. Nigdy by nie przypuszczała, że po tym wszystkim co się wydarzyło, będzie miała w nim wsparcie, że będzie chciała w nim je mieć.

Anita siedziała spięta na miejscu pasażera w samochodzie. Miała na sobie białą, elegancką bluzkę i jeansy, włosy także upięła inaczej niż zwykle, by zadowolić matkę, która od świtu chodziła za nią twierdząc, że dobre pierwsze wrażenie to już połowa sukcesu. Ręce zaciskała na dużym zeszycie, który trzymała na kolanach. Zagryzała usta, na pierwszy rzut oka widać było, że jest bardzo zestresowana.
Obok niej na miejscu kierowcy siedział Marcin. Jedną rękę trzymał opartą o kierownicę, drugą położył na kolanach. Od pewnego czasu przyglądał się dziewczynie z mieszaniną troski i rozbawienia. W końcu postanowił przerwać panującą ciszę.
- Anita, jesteśmy na miejscu.
- Wiem – odparła od razu.
- Spóźnisz się.
Zerknęła na niego krótko.
- Jeszcze czas.
Marcin westchnął.
- Idź i miej to za sobą.
- Nie zdam.
- Zdasz. Uciekaj, będę trzymał kciuki.
Dziewczyna otworzyła zeszyt i zaczęła go wertować, zapewne chcąc jeszcze coś sprawdzić, ale Marcin wyciągnął jej go z rąk, zamknął i odłożył na deskę rozdzielczą.
- Zmykaj już! – powiedział.
Anita otworzyła drzwi i wysiadając mruknęła:
- Nienawidzę cię – na co chłopak zareagował śmiechem.
Po chwili patrzył, jak dziewczyna zmierza w kierunku szkoły.
Nie było jej dość długo. Marcin, początkowo pewien jej sukcesu, teraz zaczął się denerwować. Wiedział, że choć dziewczyna nie daje tego po sobie poznać, całym sercem zależy jej na zdaniu tego egzaminu, więc ewentualna porażka mogłaby w połączeniu z wydarzeniami z ostatnich miesięcy źle na nią wpłynąć. W końcu, po czasie, który wydawał się być wiecznością, zobaczył, jak dziewczyna wychodzi ze szkoły. Idąc patrzyła na niego bez emocji sprawiając, że jeszcze bardziej się zdenerwował. Gdy wreszcie podeszła i nie zareagowała na jego pytające spojrzenie, zapytał:
- I?
Spojrzała mu w oczy i wybuchnęła śmiechem:
- No zdałam – rzekła śmiejąc się pogodnie.
- Jest! – krzyknął Marcin, podbiegając do niej.
Chwycił ją w objęcia, uniósł i okręcił się z nią dookoła. Gdy odstawił ją na ziemię, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Dziewczyna odsunęła się od niego nieco, oboje spoważnieli i skonsternowani spuścili wzrok. Dopiero po krótkiej chwili Marcin odchrząknął i rzekł nie patrząc na Anitę:
- To ten... Super, że się udało. Odwiozę cię do domu.
Dziewczyna spojrzała na niego i odpowiedziała:
- W sumie to miałabym do ciebie jeszcze jedną prośbę.
Marcin podniósł wzrok i spojrzał na nią pytająco.
- Mógłbyś pojechać ze mną do Roberta? Jest mi coś winien i chciałabym, żebyś to udokumentował.
Chłopak przypomniał sobie, co dziewczyna opowiadała mu o swoim zakładzie z młodszym z braci Czołgowskich i wybuchnął śmiechem.
- Nie zrobisz tego – stwierdził.
- Chcesz się założyć? Tylko uprzedzam, że zakładanie się ze mną jest nieopłacalne – śmiejąc się wsiedli do samochodu i odjechali.

Po kilkunastu minutach byli już pod drzwiami mieszkania Czołgowskich. Dziewczyna zapukała.
- Włącz kamerę. Zaraz się zacznie – powiedziała wesoło.
- Anita, jesteś tego pewna? Po pierwsze, nie wydaje mi się, aby ten cały Joker odezwał się do ciebie po tym wszystkim, co chcesz mu zrobić, a po drugie chyba nie będę tam mile widzianym gościem – odparł Marcin patrząc na nią uważnie.
- Nie przesadzaj. Najwyżej Rob w drodze rewanżu da ci po pysku, za to, co mu wtedy zrobiłeś – zaśmiała się, jednak gdy zobaczyła, że Marcin nie rozumie, o co jej chodzi, dodała – Wtedy na imprezie... – przerwał jej dźwięk otwierających się drzwi. – Siema, jest Robert? – przywitała się ze stojącym w wejściu brunetem przechodząc obok niego w kierunku salonu.
- Cześć – odparł Wojtek mierząc nieprzychylnym wzrokiem towarzysza blondynki i bez zastanowienia zamykając przed nim drzwi.
„Taa...” – pomyślał Marcin – „Już to widzę, jak ci dwaj wpuszczają mnie do siebie wiedząc o wszystkim, co zrobiłem Anicie”.
Zza zamkniętych dobiegł go podniesiony męski głos:
- On tu nie wejdzie!
- Wojtek, nie przesadzaj – odpowiedziała mu dziewczyna, po czym otworzyła drzwi. – Dalej, Marcin, włączyłeś tą kamerę?
Ten niepewnie przekroczył próg mieszkania spoglądając na rozeźlonego bruneta, którego jeszcze nie tak dawno uważał za swojego rywala do serca ukochanej, po czym odparł:
- Już, już.
- Robert? – zawołała głośno Anita grzebiąc w plecaku. – Mam dla ciebie niespodziankę!
Po chwili Joker wyszedł ze swojego pokoju do salonu pytając przy tym:
- Co tak krzyczysz?
Wtedy zobaczył z kim jego przyjaciółka przyszła. Diametralnie zmienił ton głosu.
- Co on tu robi?
- Nie tylko ty jesteś zdziwiony tym, z kim się nasza Anitka teraz prowadza – wtrącił oschle Czarny.
- Dobra, dokończycie to później. Teraz mam sprawę do załatwienia i to właśnie Marcin ma to wszystko udokumentować – przerwała im Anita wyciągając nożyczki.
Joker zrobił najpierw przerażoną, a później wściekłą minę.
- Chyba cię, dziewczynko, pojebało! Nie dam ci się obciąć!
Wojtek wybuchnął śmiechem przypominając sobie, jak brat powiedział mu o ich zakładzie, natomiast Marcin zrobił zbliżenie na po raz ostatni idealnie ułożonego, czerwonego irokeza Jokera.

- Widzisz? – zapytał Joker na powitanie Dorotę, która właśnie otworzyła mu drzwi. – Widzisz, co mi zrobiła... – przerwał na widok śmiejącej się z niego dziewczyny.
Zrobił oburzoną minę i już miał się odwrócić i odejść, gdy ta złapała go za rękę i powiedziała siląc się na powagę:
- Przepraszam, naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło. Po prostu... jak ty wyglądasz?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, choć jego mina wskazywała na to, że za chwilę albo wybuchnie pod wpływem gniewu, albo najzwyczajniej w świecie po prostu się rozpłacze. Dorota widząc to ścisnęła jego dłoń mocniej i pociągnęła za sobą do środka. Po dłuższej chwili Robert leżał w salonie na kanapie z głową na kolanach dziewczyny i wyżalał się jej, jak to potraktowała go Anita, jego najlepsza przyjaciółka. Choć w tej chwili akurat zaprzysiągł sobie w duchu, że choćby nie wiadomo co się stało, nie odezwie się do niej już nigdy.
- Przesadzasz – skomentowała Dorota. – Sam się założyłeś.
- Byłem pewien, że nie da rady.
- Założyłeś się, a poza tym powinieneś się cieszyć, że Anita przeszła do następnej klasy – odparła kobieta, jednak widząc, że w żaden sposób mu nie pomogła, dodała – Przecież niedługo ci odrosną.
- Niedługo? – oburzony podniósł się do pozycji siedzącej. – Przecież to w latach trzeba liczyć!
Dorota, nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wdrapała się na jego kolana i oparła swoją głowę o jego tors.
- Dasz radę – mruknęła z uśmiechem.
Joker objął dziewczynę i oparł się podbródkiem o jej głowę myśląc: „Jak ją spotkam, to zabiję”
Kilka godzin później wszedł do mieszkania i bez słowa skierował się w stronę swojego pokoju, kompletnie ignorując zszokowaną minę brata. Starszy Czołgowski wcześniej myślał, że jak go zobaczy, to znów wybuchnie śmiechem, jednak gdy to nastąpiło był zszokowany. Wstał i skierował się w stronę pokoju Roberta.
- Byłeś u fryzjera? – zapytał, zanim jeszcze wszedł.
Była to prawda. Zaraz po wyjściu od Doroty Joker udał się do pierwszego z brzegu zakładu fryzjerskiego i kazał doprowadzić się do jakiegokolwiek ludzkiego wyglądu. Teraz był brunetem z malutkim irokezem. Z nową fryzurą był nawet podobny do starszego brata.
- Wyjeżdżasz gdzieś? – dopytywał Wojtek, gdyż Robert pakował swoje rzeczy do torby. Po dłuższej chwili stwierdził, że brat najwyraźniej się obraził. I spakował już niemalże wszystkie swoje rzeczy. – Wyprowadzasz się? – zapytał z niedowierzaniem, łapiąc Roberta za rękę i zmuszając go, by na niego spojrzał, jednakże ten w brutalny sposób się oswobodził i opuścił mieszkanie.

***

Wieczorem Anita udała się do hali, w której zwykle spotykała się Trójka. Ruszyła w głąb pomieszczenia, w kierunku głosów i już po chwili znalazła się w fioletowej sali, w której zazwyczaj walczyli. Pierwszy dostrzegł ją Radek, któremu nie spodobało się nadejście dziewczyny.
- Anita, co ty tutaj robisz? Nawet nie myśl, że będziesz się z nami bić! Niedawno przeszłaś poważną operację...
- Ta tra ta ta – zanuciła, po czym lekceważąco dodała – Nudzisz. Zdałam komisa, ścięłam Jokerowi irokeza – mówiła przyciągając uwagę reszty mężczyzn i wyciągając dwie duże butelki wódki. – No i mam imieniny. Świętujemy.

***

Świtało. Paulina spała w najlepsze, jednak już za chwilę jej sen miały przerwać hałasy z zewnątrz.
- Paula!
Dziewczyna ani drgnęła. Wołanie się powtórzyło. Kobieta gwałtownie usiadła na łóżku i powiedziała sama do siebie:
- Nie, to niemożliwe.
- Paulinko, kwiatuszku! – wołał Wojtek bełkotliwym głosem.
Zszokowana podeszła do okna i gdy zobaczyła bruneta w otoczeniu kilku kolegów, w tym i Radka, równie pijanych i nawołujących ją, wyszła na balkon.
- Wojtek, czyś ty oszalał? – zapytała oburzona.
Zobaczyła, że w tej samej chwili jej rodzice wyszli na taras zobaczyć, co też się dzieje. Nie wspominając już o ochroniarzach, którzy zmierzali w kierunku wydzierających się mężczyzn.
- Pauluś, kochanie! – zawył ponownie Wojtek. – Kochasz mnie?!
- Przestań krzyczeć! – odparła.
- Kochasz? – zawołał, ignorując śmiejących się z niego kolegów i Radka, który uwiesił się na nim i krzyknął mu do ucha odpowiedź na zadane wcześniej pytanie:
- NIE!
- Radek, do jasnej cholery! – upomniała przyjaciela kobieta. – Co wy wyprawiacie?
- Klękaj! – zawołał Witoń do Wojtka.
Rodzice Pauliny spojrzeli na córkę oburzeni i zniesmaczeni pytając:
- O co tu chodzi?
Jednak ta nie była w stanie im odpowiedzieć, gdyż nadal była zaskoczona zachowaniem Wojtka, Radka i pozostałych chłopaków. Nie miała pojęcia jak wytłumaczyć ich zachowanie swoim rodzicom. Przeniosła zwój wzrok z powrotem na mężczyzn i zobaczyła, że Wojtek faktycznie klęka.
- Paulinko, kochanie... – zaczął, a dziewczyna zszokowana przyłożyła ręce do ust.
„To niemożliwe” – pomyślała, starając się nie rozpłakać.
- Wiem, że pewnie się tego nie spodziewałaś, ale wiem też, że chcesz tego tak samo...
- Pytaj w końcu – wtrącił Radek, po czym wypił do końca przezroczysty napój z butelki, którą ze sobą przynieśli.
- Zamknij się – warknął Wojtek, po czym zawołał o wiele łagodniej – Wyjdziesz za mnie?
Matka Pauliny prychnęła z oburzenia i spojrzała karcąco na córkę.
- Nie rób żadnych głupot!
- Tak – odparła bez zastanowienia Paulina, ignorując słowa matki i fakt, że jej nowy narzeczony jest kompletnie nietrzeźwy. – Już do ciebie idę – i nim zdołał odpowiedzieć ruszyła w kierunku drzwi od pokoju, by już za chwilę być przy nim na zewnątrz.

Anitę obudził ból brzucha. Otworzyła oczy, ale bardzo szybko z powrotem je zamknęła – oślepiło ją jasne światło. Zamrugała kilka razy i gdy tylko wyostrzył jej się wzrok dostrzegła, że coś jest nie tak – leżała w cudzym łóżku, w cudzym pokoju, w cudzym mieszkaniu. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że doskonale znała to miejsce. Pewnie wpadłaby w panikę, gdyby nie ostry ból, który poczuła w boku. Przez moment nie mogła pozbierać myśli. Po chwili ból nieco zmalał, więc postanowiła wstać. Usiadła, walcząc z okropnymi mdłościami. Gdy tylko jako tako upewniła się, że nie zwymiotuje na podłogę, powoli zeszła z łóżka i ruszyła w stronę drzwi. Zauważyła, że poza tym, że nie ma butów, jest kompletnie ubrana. Spróbowała sobie przypomnieć, skąd się tu wzięła, jednak nie potrafiła; pamiętała jedynie jak zaczynali całą paczką świętowanie jej sukcesu i imienin. Miała właśnie położyć rękę na klamce, by otworzyć szerzej lekko uchylone drzwi, gdy znów ćmiący ból w boku i w żołądku gwałtownie się zwiększył. Syknęła, jedną ręką chwyciła się ściany, by nie upaść, drugą położyła na brzuchu. Zaciskając zęby czekała, aż znów będzie w stanie iść dalej. Tym razem ból trwał dłużej. Gdy zmalał, wzięła głęboki oddech i weszła do salonu.
Marcin siedział odwrócony do niej tyłem i surfował po Internecie. Odwrócił się, gdy chrząknęła.
- Możesz mi wyjaśnić, co tu robię? – zapytała zbulwersowana.
Chłopak parsknął śmiechem i odpowiedział udając oburzenie:
- Mnie tam bardziej ciekawi, dlaczego akurat do mnie zadzwoniłaś o trzeciej w nocy twierdząc, że nie masz transportu i żądając, żebym natychmiast przyjechał.
Ręce jej opadły.
- Chyba żartujesz? – zapytała rumieniąc się. – Ale obciach. Sory.
Marcin patrzył na nią szczerząc zęby.
- A jak tam twój kacyk? Coś blado wyglądasz – zaśmiał się.
- Oj odwal... Ała! – krzyknęła nagle, czując ponownie to ogłuszające kłucie i łapiąc się za brzuch.
Zrobiło jej się ciemno przed oczami i pewnie by upadła, gdyby nie Marcin, który znalazł się przy niej w mgnieniu oka i podtrzymał ją. Po chwili już siedziała na kanapie. Od razu podciągnęła kolana pod brodę kuląc się. Ból nie ustępował.
- Co się dzieje? – w głosie Marcina usłyszała przerażenie.
- Nie wiem! – odparła zduszonym głosem czując łzy napływające jej do oczu. – Boli!
- Ale dlaczego?! – chłopak najwyraźniej spanikował i nie wiedział, co zrobić.
Ból powoli zaczął ustępować. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i oddychając przez usta otarła oczy.
- Już... przechodzi – powiedziała słabo. – Chyba przeholowałam – dodała zastanawiając się, co zrobić; te bolesne ataki nie były normalne.
Sama była sobie winna, chłopacy ją ostrzegali. Spojrzała na Marcina, był blady i przerażony.
- Ale... nie rozumiem!
Uśmiechnęła się słabo.
- Mam sieczkę z wątroby i żołądka w brzuchu. Chyba nie powinnam imprezować.
- No tak – przez twarz chłopaka przemknęło zrozumienie.
Tymczasem Anita zacisnęła palce na kanapie. Czuła, że nadchodzi kolejna fala bólu. Jęknęła i ponownie się skuliła. Marcin zacisnął dłoń na jej ramieniu i powiedział stanowczo:
- Dzwonię po karetkę.
- Nie! – krzyknęła przez łzy. – Nie! Tylko nie to... proszę... Radek!
- Co? – nie wiedział, o co jej chodzi; czuł, że zaraz chyba zacznie płakać razem z nią, nie wiedział, jak jej pomóc, a nie mógł patrzeć jak się męczy.
- Radek! Mój telefon... zadzwoń do niego, on będzie wiedział, co robić!

Minęło mnóstwo czasu nim Marcinowi udało się dodzwonić do lekarza, porozumieć z nim (Radek także nie czuł się najlepiej po wczorajszej imprezie) i wytłumaczyć, gdzie i po co ma przyjechać. Teraz stał w drzwiach łazienki opierając się o ścianę z założonymi rękami i obserwując uważnie Anitę skuloną na podłodze i drzemiącą z głową opartą o kolana. Dziewczyna uparła się żeby przenieść się tu z salonu, ponieważ cały czas czuła niepokojące mdłości. W pewnej chwili dziewczyna uniosła bladą twarz i spojrzała nieco nieobecnym wzrokiem na Marcina, uśmiechając się delikatnie.
- Nie musisz mnie pilnować, nie mam zamiaru umierać.
- A kto cię tam wie? Wolę mieć cię na oku.
- Moja matka pewnie dzwoniła z tysiąc razy. Zamorduje mnie, jestem pewna.
- Spokojnie, myśli, że jesteś u koleżanki – gdy dziewczyna spojrzała na niego pytająco kontynuował – No co? Wysłałem jej z twojego telefonu smsa, żeby się nie martwiła. W końcu jest w ciąży.
Uśmiechnęła się słabo.
- Pomyślałeś o wszystkim. Dzięki – zamilkła na chwilę, po czym zapytała – Dlaczego właściwie przyjechałeś? Zapewne pomyliłam twoje imię z imieniem Michała, zadzwoniłam do ciebie w środku nocy każąc przyjechać, a ty... po prostu przyjechałeś. Czemu?
Chłopak przyglądał się jej z uwagą, a gdy w końcu zdecydował się coś powiedzieć usłyszeli domofon.
- To pewnie lekarz – rzucił Marcin przez ramię kierując się w stronę drzwi.

- To zwyczajne, na szczęście chyba niegroźne, zatrucie etanolem. Masz na tyle osłabiony organizm, że nie potrzeba mu było dużo żeby zaczął się buntować. Wątroba boli, bo ze względu na uszkodzenie nie jest w stanie przyjąć takiej ilości alkoholu – Radek z fachową stanowczością mówił Anicie, co stwierdził badając ją powierzchownie i jakie podjął kroki w celu wyleczenia jej. – Podałem ci tu na miejscu dożylnie cukry, glukoza redukuje ilość alkoholu, podobnie zresztą jak sacharoza przyspieszająca metabolizm etanolu już wchłoniętego do krwiobiegu.
- Daruj sobie te swoje mądre słowa, których i tak nie rozumiem, zrób coś, żeby przestało boleć! – oburzyła się Anita leżąc na łóżku Marcina.
Radek westchnął.
- Nie mogę ci podać silnych środków przeciwbólowych ze względu na duże stężenie alkoholu. Ech... – zastanowił się chwilę, po czym wygrzebał ze swojej torby lekarskiej fiolkę, igłę, strzykawkę i zaczął przygotowywać zastrzyk. – Podam ci lek, ale w niewielkiej ilości, która nie powinna po zmieszaniu się z etanolem wyrządzić szkód i niezbyt obciąży wątrobę. Ale ty... – zerknął na Marcina, jednocześnie przygotowując Anitę do domięśniowego zastrzyku. - ...będziesz musiał mieć ją na oku, albo chociaż odstawić komuś pod opiekę, bo to lek narkotyzujący i nie do końca potrafię stwierdzić, jaki będzie miał wpływ na jej zachowanie. Może będzie spała, może będzie się zachowywała normalnie, a może zacznie jej odwalać jeszcze bardziej niż zwykle – zakończył, wkłuwając igłę w skórę dziewczyny.
- Jasne – odparł Marcin, ignorując wściekły okrzyk Anity „Ała! Kto cię uczył medycyny?!”.
- Anita, wieczorem wpadnę do ciebie, będziesz już w domu?
- W domu – odparła nachmurzona, krzywiąc się jednocześnie z bólu. – A czego chcesz?
- Sprawdzę, jak się będziesz czuła. Jak nie będzie poprawy, to będzie znaczyło, że nasza kuracja nie zadziałała.
- I?
- I zawiozę cię na izbę, żeby cię dokładniej zbadać – wzruszył ramionami.
- O nie, co to, to nie, na to się nie zgodzę! – dziewczyna usiadła gwałtownie.
- Nikt nie będzie cię pytał o zdanie, zwłaszcza, że jesteś nieletnia – podniósł się z miejsca. – Sugerowałbym, żebyś się jeszcze trochę zdrzemnęła, szybciej wytrzeźwiejesz.

Na pożegnanie otrzymał tylko jej wściekłe spojrzenie.