poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 91

Witajcie!
Wracamy do Was po (wstyd się przyznać) bardzo długim czasie, ale za to z długim rozdziałem, chyba dość pozytywnym ;) Wiemy, że ciągle tłumaczymy długie nieobecności tym samym argumentem, ale teraz już jesteśmy bliżej niż dalej. Matury próbne zdane, więc może w maju nie będzie tak źle :) Teraz czekają nas intensywne 3 miesiące pracy, II semestr jest bardzo krótki, więc pewnie czasu na bloga też nie będzie wiele, nie będziemy Was oszukiwać. Ale cały czas mamy na uwadze, że tu jesteście, więc spokojnie, wrócimy na pewno i to najszybciej, jak to będzie możliwe, może w ferie, które są już całkiem niedługo?

W naszej historii jesteśmy coraz bliżej końca, powoli zaczyna być widoczny koniec tej drogi... ale z nami nigdy nic nie wiadomo! Tak czy inaczej jeszcze trochę Was pomęczymy, zostało nam kilka całkiem fajnych pomysłów do zrealizowania, a jeśli dodać jeszcze to, co wymyślamy zawsze „na spontana”, to powinno być ciekawie i dość owocnie ;)

Zapraszamy do lektury i czekamy na komentarze! Mamy nadzieję, że wrócimy jak najszybciej :)

Miłego czytania!

***

- Co cię do mnie sprowadza? – Marcin powitał Dawida pytaniem. – Masz taką minę, jakby...
- Patrzysz na największego frajera, jaki chodzi po tym świecie.
- Szybki jesteś – skomentował to żartobliwie Marcin, po czym szturchnął przyjaciela w ramię. – Co tam znowu zrobiłeś?
Po dłuższej chwili poznał całą historię. Dawid opowiedział mu o wszystkim, co działo się na wakacjach, i o tym, co dzieje się teraz. Gdy skończył był bardzo oburzony sposobem, w jaki zareagował jego kolega. Blondyn z początku słuchał uważnie, z powagą, jednak gdy tylko usłyszał zakończenie, zwłaszcza fragment dotyczący rywalizacji pomiędzy Brutusem a Kryspinem o jakąś tam pannę, po prostu się roześmiał. Szybko się jednak pozbierał i siląc się na powagę postanowił wesprzeć młodszego mężczyznę.
- Wiesz, teoretycznie jesteśmy w podobnej sytuacji. Z tą różnicą, że ja już pozbyłem się rywala.
- Bardzo zabawne – burknął Dawid.

***

Drzwi od studia tatuażu otworzyły się i wszedł przez nie nie kto inny, jak sam Wojciech Czołgowski. Zatrzymał się w wejściu i rozejrzał się dookoła. „Dawno mnie tu nie było” – pomyślał, ruszając w kierunku młodszego brata, który wpatrywał się w niego morderczym wzrokiem. Poza nimi nikogo w studiu nie było.
- Czego chcesz? – Robert nie krył swojej niechęci.
- Też się cieszę, że cię widzę, braciszku – Wojtek również był oziębły wobec brata. – Pozwól, że pominę jakieś wstępy, prośby, tłumaczenia itepe. Przejdę od razu do sedna. Jesteś jedyną bliską rodziną, która mi pozostała, więc mam nadzieję, że nie będziesz robił żadnych cyrków i się zgodzisz.
- Co ci? – zapytał mało inteligentnie zdezorientowany Robert.
- Za tydzień się żenię, a ty masz być moim świadkiem. Nie będę prosić Radka, bo...
- Co robisz?! – młodszy mężczyzna przerwał mu uniesionym głosem. – Oszalałeś?! Z kim?! Z tą paniusią z wyższych sfer?! Kiedy ty się w ogóle zaręczyłeś?! – Joker nie krył swojego szoku i skrajnego oburzenia. – Nie zgadzam się, bo ty nie będziesz się żenił! Jak długo wy się w ogóle znacie?! Tydzień?! Dwa?! Tobie już do końca na ten mózg padło!
- Nie pomyliło ci się przypadkiem? Nie muszę ci się o nic pytać! Jestem dorosły i...
Znów nie było mu dane dokończyć zdania.
- Serio? Bo ja po twoim zachowaniu kompletnie tego nie widzę!
Nagle do salonu wszedł jakiś chłopak, pytając:
- Otwarte?
- Tak – odparł Wojtek ruszając w stronę wyjścia.
- Nie! – rzekł w tej samej chwili Robert, ruszając za bratem, by kontynuować ich, jak się później okazało, bezcelową kłótnię.

Wieczorem Joker był w fatalnym nastroju. Powodem była oczywiście długa rozmowa z bratem, podczas której nie był w stanie wyperswadować mu tego, jego zdaniem, idiotycznego pomysłu. Ślub? Tak szybko? Z niemalże przypadkową kobietą? Robert uważał, że jego brat popełnia jeden z największych, jeśli nie największy błąd w swoim życiu. Nie mógł zrozumieć motywów jego postępowania. Nie miał pojęcia, cóż mogło się stać, że początkowo nielubiana przez Wojtka psycholog nagle stała się jego przyszłą żoną. A najgorsza wydawała mu się informacja, w jaki sposób doszło do tych śmiesznych zaręczyn. Zresztą Wojtek mógł się z tego wszystkiego wycofać! Joker wolał w ogóle nie myśleć o tym, że para młoda załatwiła już kościół i niektóre elementy przyjęcia weselnego. Skąd ten pośpiech? Przecież z nich dwojga to właśnie Wojtek był zawsze tym odpowiedzialnym, twardo stąpającym po ziemi facetem, a specjalistą w popełnianiu błędów i sprawianiu problemów był Robert! Dlaczego to się zmieniło?
„Tydzień... Co mogę zrobić w tak krótkim czasie, żeby temu zapobiec?” – zastanawiał się intensywnie. Z rozmyślań wyrwała go Dorota.
- A może Anita ci pomoże? Wojtek miał z nią zawsze bardzo dobry kontakt, może udałoby się jej na niego wpłynąć?
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, po czym z westchnieniem sięgnął po swój telefon. Wybrał numer dziewczyny, do której miał zamiar nie odezwać się do końca życia. Wiedział jednak, że ich mała wojna musi teraz zostać odsunięta w czasie. Po raz pierwszy stwierdził, że jego duma i honor nie są najważniejsze. Teraz należało zrobić wszystko, by zapobiec tej uroczystości.
„Przecież oni nawet do siebie nie pasują...” – pomyślał żałośnie, po czym rozpoczął rozmowę z Anitą, ignorując jej docinki i złośliwe zaczepki na temat jego nowej fryzury.

***

Marcin stanął przed drzwiami szkolnego sekretariatu i zapukał. Nie czekając na odpowiedź otworzył drzwi i przywitał się z siedzącą przy biurku kobietą.
- Dzień dobry. Nazywam się Marcin Bojko, jestem umówiony z dyrektorem.
- Proszę, dyrektor jest w swoim gabinecie – szpakowata brunetka beznamiętnie wskazała na boczne drzwi, do których młody mężczyzna od razu podszedł i do których zapukał. Tym razem poczekał na odpowiedź; gdy tylko ją uzyskał, pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia.
- Dzień dobry. Nazywam się Marcin Bojko, byłem z panem umówiony.
Brunet, starszy od Marcina o co najwyżej dziesięć lat, odparł:
- Ach, tak. Faktycznie. Zapraszam i słucham.
Marcin usiadł we wskazanym miejscu i rozpoczął:
- Jestem studentem wychowania fizycznego na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. W tym semestrze odbywamy praktykę pedagogiczną na czwartym etapie edukacyjnym, czyli w szkole ponadgimnazjalnej i w związku z tym chciałbym zapytać, czy jest możliwość, bym odbył praktykę w tej szkole.
Dyrektor skinął głową.
- A w jakim terminie?
- Pięćdziesiąt godzin we wrześniu. Jeśli byłaby taka możliwość zależałoby mi, abym mógł rozpocząć tę praktykę już od początku miesiąca, ponieważ akurat mam trzy tygodnie wolnego w pracy...
Mężczyzna zerknął w kalendarz. Zastanowił się chwilę i odparł:
- W porządku. Poproszę o kartę zgłoszeniową.

***

Był piątkowy wieczór. Wojtek siedział samotnie w swoim mieszkaniu. Paulina biegała po mieście ze swoimi koleżankami (których, notabene, nie miał jeszcze okazji poznać), obchodząc swój wieczór panieński. Z jednej strony było mu przykro, że jego decyzja została potępiona przez wszystkich wokół – był ostatni wieczór przed jego ślubem, a on siedział sam. Z drugiej jednak strony w końcu mógł odpocząć po bardzo intensywnym tygodniu: kolacja zaręczynowa, kupowanie zaproszeń i innych tego typu zbędnych (według niego) dodatków, informowanie rodzin, że już za kilka dni mają przybyć na wesele... Tak w ogóle odniósł wrażenie, że jego własna rodzina, chrzestni i dalekie wujostwo, które tak naprawdę zostawiło ich z Robertem na pastwę losu po śmierci ojca, było dalece zdziwione jego obecnością. Zachowywali się, jakby pochowali jego i Roberta razem z ojcem w dniu jego pogrzebu. Było to dość przykre.
W ogóle nie chciał myśleć o kosztach, jakie pochłaniała ta impreza. On sam był już spłukany (co wciąż z satysfakcją wytykał mu przyszły teść), a i tak większość przyjęcia weselnego organizowali rodzice Pauliny. Niezły start, naprawdę.
No i wciąż nie miał świadka. Nie chciał prosić Radka, który zresztą dąsał się zarówno na niego jak i na Paulinę i twierdził, że nie będzie patrzył na to, jak oboje marnują sobie życie. Paula niby mówiła, że w razie czego poprosi jakiegoś swojego kuzyna, który zgodzi się bez mrugnięcia okiem, ale... to nie było to samo.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak westchnął – to pewnie Anita. Dręczy go od tygodnia, dniami i nocami. Mogłaby zająć się sobą! Podniósł się z miejsca i podreptał w stronę wejścia. Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi z zamiarem powiedzenia Anicie, że ma spływać, ale nie odezwał się, ponieważ za drzwiami nie stała żadna zbuntowana nastolatka, ale jego młodszy brat oraz najlepszy przyjaciel.
- Czego chcecie? – burknął złośliwie. – Już wam powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia i nie będę się powtarzał. Klamka zapadła.
Robert i Radek spojrzeli na siebie krótko.
- Stary – zaczął Radek. – chyba nie chcesz siedzieć sam w ostatnią noc swojej wolności?
- Przyszliśmy ci potowarzyszyć – dodał Joker, wyciągając zza pazuchy półlitrową butelkę z wódką. – Skromnie, ale musisz być jutro ogarnięty, jeśli chcesz wejść do rodziny Walentowiczów.
Wojtek patrzył na nich podejrzliwie.
- A co się stało, że zmieniliście linię frontu?
- Nic – Radek wzruszył ramionami. – Zrobiliśmy co mogliśmy, zdania zmienić nie chcesz i nie docierają do ciebie żadne argumenty... Nie przerywaj – warknął złośliwie, gdy Wojtek otworzył usta, by coś powiedzieć. – Nie popieramy tego co robisz, ale jesteśmy w końcu przyjaciółmi, więc nie zostawimy cię samego. Wpuścisz nas w końcu, czy będziemy tak tu sterczeć do rana?
Mężczyzna przewrócił oczami i odsunął się, przepuszczając swych gości w drzwiach. Gdy wchodzili, Robert zatrzymał się przy bracie, położył mu rękę na ramieniu i rzekł z poważną miną, którą rzadko można było u niego zaobserwować:
- A twoim świadkiem zostanę, jeśli nadal tego chcesz. Miałem nadzieję, że jakoś cię zniechęcę do tego ślubu, ale... jesteśmy braćmi i dużo ci zawdzięczam – nie czekając na odpowiedź zabrał rękę i dodał swoim zwyczajnym, sarkastycznym tonem – Co nie zmienia faktu, że jesteś skończonym idiotą. Zamknij tę paszczę, bo wyglądasz jak ryba.
I odszedł.
- Nie ma za co! – zawołał za nim Wojtek, otrząsając się z pierwszego szoku. Wiedział, że Robert po raz pierwszy (i zapewne ostatni) na swój sposób powiedział mu „Dziękuję”.

Anita pierwszy raz w życiu była na takim weselu. U Uli i Marka Dobrzańskich było wielu gości, ale Paulina i Wojtek – a właściwie przede wszystkim Paulina – przeszli samych siebie. Stanowczą większość stanowiła rodzina i znajomi państwa Walentowicz, których bardzo łatwo było odróżnić od skromnego grona dalekiej rodziny Wojtka i jego przyjaciół. Dziewczyna czuła się tu dość wyobcowana, dlatego tez ucieszyła się, gdy wolne miejsce przy stole obok niej zajął Radek.
- Gdzie twoja osoba towarzysząca? – zagadnęła go z uśmiechem, gdy tylko usiadł i przywitał się z nią.
- A twoja? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Dziewczyna zostawiła to bez odpowiedzi, a Radek zaśmiał się:
- Forever alone...
Dziewczyna parsknęła śmiechem i po krótkiej chwili rzekła:
- Niezła ekipa. Wojtek kompletnie nie pasuje do tej rodziny.
Radek przytaknął jej i odparł:
- Mam nadzieję, że go zaakceptują. No i że nie będzie tego żałował. Zresztą znasz moje zdanie, rozmawialiśmy już o tym. Najgorsze jest to, że w razie czego będę musiał wybierać, po czyjej stanąć stronie. Wojtek to mój najlepszy przyjaciel, ale Paulina też wiele dla mnie znaczy, jest dla mnie jak siostra. Wbrew pozorom nie jest taka, jak jej rodzina, jest ciepła i kochająca, chociaż ma pewne przyzwyczajenia i zachowania, które ciężko zaakceptować. Dlatego boję się, że może nie dojść do porozumienia z Wojtkiem. Zresztą on też nie jest bez wad. To bałaganiarz, jest nieco leniwy, potrafi być naprawdę nieznośny... A na dodatek na chwilę obecną nie zapewni jej takiego luksusu, do jakiego jest przyzwyczajona... – zdał sobie sprawę, że gada jak najęty i uśmiechnął się. – Masz złe miejsce, zagadam cię na śmierć.
- Nieprawda. Doskonale rozumiem, o czym mówisz i zgadzam się z tym. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle – spojrzała na rozpromienioną młodą parę, która nadal witała gości. – Wojtek zasługuje na szczęście. Pozostaje nam wiara, że Paulina mu to zapewni.

***

Powrót do szkoły po tak długiej przerwie był dla Anity trudny. Była zmuszona wejść między ludzi, których niezbyt darzyła sympatią i którzy na dodatek szeptali za jej plecami o przyczynach jej długiej nieobecności i pobytu w szpitalu pod koniec roku szkolnego.
- Myślałby kto, że powinni już o tym zapomnieć – mówiła trzeciego dnia szkoły Angelice na jednej z przerw, które ostatnio często spędzały razem. – Na podstawie ich pomysłów można by napisać niezłą książkę. Wyszedłby horror sci-fi z elementami kryminału... Słuchasz mnie?
Angelika jakby otrząsnęła się z zamyślenia i zapytała:
- Hę?
- Tak myślałam. Co się dzieje? Jesteś jakaś taka nieobecna.
Angelika do dzisiaj nie opowiedziała Anicie o tym, co wydarzyło się nad morzem. Co właściwie miała jej powiedzieć?
„Hej, twój eks, którego kocham, rozdziewiczył mnie po pijaku i mam do niego ogromny żal, a z drugiej strony wpadł mi w oko Kryspin, znasz go pewnie. I teraz sama nie wiem, czego właściwie chcę i na kim mi zależy. Co ty na to?”
Nie, Anita nie była tak wyrozumiała.
- Nic się nie dzieje, a co ma się dziać? Jestem przemęczona, nie mogę się przestawić na tryb szkolny – uśmiechnęła się. – A słyszałaś, że na wuefie będzie praktykant? Od poniedziałku podobno. Ciekawe, może jakieś ciacho? Teraz, jak masz zwolnienie z ćwiczeń, możesz się koło niego zakręcić – zaśmiała się nieco sztucznie.
Anita nie dała się zbyć.
- Chodzi o Brutusa, tak? Pokłóciliście się? Powiedział ci coś przykrego? – zapytała z troską.
Od odpowiedzi wybawił ją dzwonek na lekcję.
- Wiesz, muszę lecieć. Mam teraz angielski, a Wojtek jest strasznie sfrustrowany, bo wszyscy obgadują jego obrączkę. Pa!
- Pa – mruknęła Anita.

***

Kilka dni później. Dziewczyna szła właśnie ulicami Warszawy z zamiarem dojścia do galerii handlowej i kupienia jakiegoś prezentu swojej przyjaciółce. Stwierdziła, że załatwi to od razu i będzie miała spokój. Zastanawiała się tylko, co też może kupić Angelice na jej osiemnaste urodziny. Uśmiechnęła się na wspomnienie dzisiejszej przerwy, kiedy to rozpromieniona rudowłosa podbiegła do niej z zaproszeniem i relacjonowała jej rozmowę z rodzicami, podczas której bliźniaczki próbowały przekonać rodziców do zrobienia hucznej imprezy w jakimś klubie. Jak widać dopięły swego. Teraz Anita kompletnie nie miała pomysłu, co też może jej dać. Angelika, w jej mniemaniu, była jeszcze bardziej zwariowaną dziewczyną od niej samej, o dość nietypowych zainteresowaniach i przekonaniach. Przez chwilę nawet myślała by kupić jej coś związanego z wegetarianizmem, albo jakieś zwierzątko – tak dla żartu, ale odpuściła. Obejrzała się dookoła i zastanawiała się, w którą też stronę się pokierować. Przed jej oczami rozpościerały się alejki sklepów, butików i wszelkich tego typu miejsc, które można było znaleźć w centrum handlowym. Ruszyła przed siebie przyglądając się wystawom sklepowym. „A może coś z kosmetyków?” – zapytała samą siebie w myślach widząc jedną z mieszczących się tutaj drogerii. Jednak przeszła dalej myśląc, że to głupi pomysł. „To w końcu osiemnastka, a nie zwykłe urodziny”.
Po dość długich i bezowocnych  poszukiwaniach stwierdziła, że zrobiła się głodna. „No to przerwa” – pomyślała, jednocześnie kierując się w stronę lokalu z wielkim, żółtym szyldem: Kebab. Podeszła do lady i zamówiła sobie jeden z zestawów, zapłaciła i odwróciła się z zamiarem znalezienia jakiegoś wolnego miejsca. Rozejrzała się powoli i dostrzegła, że wszystkie miejsc są zajęte.
- Świetnie – mruknęła pod nosem, kombinując, co tu zrobić, po czym dodała w myślach: „Przecież nie będę jeść na stojąco...”
Odebrała zamówienie i ruszyła w stronę tarasu, gdy nagle jej uwagę przykuł siedzący nieopodal blondyn, który z rozbawieniem się w nią wpatrywał. „O ironio...” – pomyślała podchodząc do niego. „Czy ja zawsze muszę mieć takie szczęście, że jedyne wolne miejsce musi być akurat koło niego? Tak jak na weselu Uli i Marka... Zresztą czego ja się spodziewałam w piątek popołudniu w centrum handlowym...”
- Hej – przywitała się, po czym zapytała wskazując na krzesło naprzeciwko niego. – Mogę?
- Nie masz wyjścia – odparł rozbawiony.
Blondynka usiadła, po czym położyła na stoliku swoją tacę i już miała zacząć jeść, gdy Marcin jej przerwał.
- Co ty byś beze mnie zrobiła? – zaczął. - Gdybym się dzisiaj nie wybrał na zakupy, to byś jadła na stojąco – dodał drocząc się z nią.
- Gdybyś się dzisiaj nie wybrał na zakupy, to byłoby tu jedno wolne miejsce, akurat te, które ja bym zajęła – odgryzła się blondynka, po czym spojrzała na niego wyzywająco sięgając po napój.
- Ała, to bolało.
- Miało boleć – powiedziała, po czym pokazała mu język, na co chłopak zareagował śmiechem. – A zmieniając temat, czego szukasz w galerii?
- Musiałem skoczyć po jedną przejściówkę do elektronicznego, a ty? – odparł, po czym wziął do ręki kebaba z zamiarem dokończenia go.
- Angela, moja przyjaciółka, ma niedługo osiemnastkę i muszę jej coś kupić, ale jak widzisz, skończyłam w fast foodzie. Kompletnie nie wiem, jaki prezent jej sprawić.
- Na pewno coś wymyślisz.
- Oby – doparła, po czym ponownie zmieniła temat. - A co tam u ciebie ciekawego? Poza tym oczywiście, że odbywasz praktyki w mojej szkole.
Marcin roześmiał się na wspomnienie tego, jak kilka dni temu mieli okazję spotkać się na jej zajęciach wychowania fizycznego, w których i on bierze udział, tyle że jako praktykant.
- Twoja mina była bezcenna, jak mnie tam zobaczyłaś – dodał ciągle się śmiejąc.
- To nie jest zabawne! – powiedziała oburzona. – Czemu mnie nie uprzedziłeś?
- A co, przepisałabyś się do innej szkoły? – odparł przyglądając się jej z uwagą.
- Niee... – zaoponowała od razu. – Po prostu mogłeś uprzedzić. Wiesz, byłam zdziwiona, że to ty jesteś tym słynnym praktykantem
- Słynnym? – zapytał marszcząc brwi.
- Każda dziewczyna w szkole o tobie mówi – wyjaśniła Anita nadziewając na widelec kilka frytek. – Do kiedy masz praktyki?
-  Prawie do końca września – dodał uśmiechając się
- To fajnie. Może nawet zacznę ćwiczyć do tego czasu i wreszcie zobaczę ten twój słynny, wojskowy rygor i dyscyplinę – przerwała na chwilkę uważnie się mu przyglądając, po czym dodała siląc się na powagę. – Nie, jednak nie. Wydaje mi się, że Michaś trochę przesadzał, jak opisywał cię w pracy.
- Słucham? – zapytał zdezorientowany, a zarazem lekko oburzony.
- Przecież żartuję – powiedziała śmiejąc się.
- Ja myślę.
Dziewczyna na chwilę zamilkła. Spojrzała na niego i intensywnie się mu przyglądając zapytała:
- A czy ty czasem nie masz teraz urlopu?
- Mam – odparł odsuwając od siebie pustą już tacę.
Blondynka pokiwała z niedowierzaniem głową.
- Pierwszy raz widzę takiego człowieka, który w urlop łatwi sobie praktyki. Nie jesteś czasem nadgorliwy?
- Muszę teraz, bo później już nie będę miał kiedy – wyjaśnił spokojnie, lecz widząc jej zdezorientowaną minę, dodał z uśmiechem. – Planuję się wyprowadzić, a w Gdańsku mogę już nie mieć takich znajomości, żeby sobie załatwić od ręki praktyki.
Zszokowana Anita spojrzała na niego nie wiedząc co powiedzieć.
-  Ale... Jak to? Czemu się wyprowadzasz?
- A czemu nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Rodzinę mam tam, zaś tutaj poza znajomymi nic mnie nie trzyma. Nie mówię, że wyjadę i już nigdy nie wrócę. Przecież będę tu wpadać choćby po to, by zobaczyć, co tam u nich słychać, oni także będą mogli do mnie przyjeżdżać. Gdańsk to nie koniec świata. A poza tym, tak między nami, chciałbym po prostu zacząć od początku. Wyrwać się stąd i zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mnie tutaj spotkały.
- A... a praca? – zapytała w końcu. – Myślałam, że wy nie możecie tak po prostu odejść.
- Rozmawiałem już wstępnie z przełożonymi na temat tego, czy nie można by mnie przenieść od jednostki wojskowej w Gdańsku. Musiałem się nasłuchać, że to oni mnie wyszkolili i to tu powinienem pracować i nie godzi się to, aby oni poświęcali swój czas i pieniądze na to, abym teraz, jako wykwalifikowany żołnierz ot tak przenosił się do Gdańska. Jednak w ostateczności się zgodzili. Chyba nawet lubią mnie do tego stopnia, że na dziewięćdziesiąt procent mam już tę robotę – przerwał swój wywód spoglądając na nią uważnie. Ze zdumieniem stwierdził, że Anita była zaskoczona, ale zarazem także nieco smutna. „Czy to ze mną jest już tak źle, że mam przywidzenia, czy naprawdę widzę to, co widzę?” – zapytał siebie w myślach, po czym dodał na głos. – Czemu tak na mnie patrzysz? Bo szczerze ci powiem, że wyglądasz tak, jakby niezbyt ucieszyła cię ta wiadomość.
Dziewczyna momentalnie spuściła wzrok i odłożyła na tacę kubek po wypitym już piciu.
- Nie, czemu? Cieszę się, że chcesz zacząć wszystko od początku. Mam nadzieję, że ci się uda – odpowiedziała, po czym wstała zabierając ze sobą tacę. – Ja już będę uciekać. Muszę wreszcie kupić jej ten prezent, bo przecież po to tu przyszłam – dodała lekko się uśmiechając.
Marcin pokiwał głową z niedowierzaniem. Doskonale wiedział, że gdyby mu powiedziała, że ma zostać, to on by to zrobił, ale też nie chciał czekać wiecznie, a może nie tyle on, co jego siostra, nie pozwoliłaby mu tego zrobić. Uważała, że powinien się przeprowadzić i zapomnieć. Zacząć od nowa z kimś innym. Westchnął, także się podnosząc, po czym dogonił Anitę zagadując ponownie.
- Znam fajny sklep, gdzie na pewno coś jej kupisz.

Wieczorem Marcin zaparkował pod domem Anity. Dziewczyna zbierała się do wyjścia. Wzięła do ręki kolejną z toreb. Nie spodziewała się, że wyjście po prezent do Angeliki skończy się tak, że kupi prezent, a przy okazji powiększy swoją szafę o kilka, jak nie kilkanaście ciuchów. Była zła na Marcina, że nie odwiódł jej od straty aż tylu pieniędzy, co wypomniała mu podczas drogi. Nie dość, że podczas zakupów doradzał, żeby wzięła wszystko, co akurat przymierzała, zachwalał, że wygląda w tym ładnie, a kiedy widział jej dylemat, czy wziąć, czy nie, doradzał by wzięła. „Przecież żyje się raz”.
- Ostatni raz z tobą pojechałam na zakupy – oburzyła się po raz kolejny biorąc do ręki ostatnią z toreb. – Jak mogłeś mnie nie pohamować, gdy wpadłam w taki amok? – zapytała zbulwersowana.
Odpowiedział jej jego śmiech.
- Mama mnie wyśmieje. Straciłam całe pieniądze – sapnęła zrezygnowana. - I to przez ciebie. Jesteś z siebie zadowolony? – dopytywała rozeźlona.
- Szczerze? Tak. Ślicznie w tym wyglądałaś, to co, miałem powiedzieć, że masz... – przerwał widząc jej piorunujące spojrzenie.
Przez chwilę milczeli. W końcu Anita odpuściła. Zdała sobie sprawę, że przecież to nie jego wina. Nikt jej nie zmuszał do tych zakupów. Sama odpowiedzialnie i w pełni świadomie wydała wszystkie swoje zaoszczędzone pieniądze. Westchnęła, po czym zapytała o wiele łagodniej.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? – gdy chłopak kiwnął głową spoglądając na nią, dodała – Możesz jeszcze raz przed swoją wyprowadzką porozmawiać z Dawidem? Bo mnie nie chce w ogóle słuchać. A nie chcę, by sobie zmarnował życie...
Marcin od razu zrozumiał, o co jej chodzi. Uśmiechnął się lekko rozbawiony i dodał spoglądając na przejeżdżający nieopodal samochód.  
- Wydaje mi się, że na razie to nie ma sensu. On ma teraz o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Wiesz, przeprosić swoją ukochaną za takie świństwo wcale nie jest łatwo, już nie wspominając o tym, że napatoczył się jeszcze ten trzeci, który, notabene, jest jego kolegą – przerwał spoglądając na nią. – Ale jak się z tym upora to obiecuję, że ponownie podejmę z nim ten temat.
Anita wydawała się zaskoczona.
- O czym ty mówisz? Jaką ukochaną? Brutus ma dziewczynę?
Do Marcina dotarło, że Anita nic nie wie o tym, co wydarzyło się nad morzem między Dawidem, a jej przyjaciółką. To, że chłopak jej nie powiedział, było oczywiste, ale myślał, że przyjaciółka opowiedziała jej całą tę historię. Zrozumiał, że właśnie wydał swojego kumpla i nie do końca wiedział, jak z tego wybrnąć. Postanowił taktownie wycofać się z sytuacji. Odpalił samochód.
- Wiesz, muszę już jechać.
- Marcin! Masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz na ten temat – zażądała dziewczyna.
- Ale....
- I nawet nie próbuj się wykręcać! – przerwała mu.
- Brutus mnie zabije... – jęknął, po czym zaczął opowiadać o tym, co wydarzyło się między jej przyjaciółką, a ich wspólnym kumplem.
Pół godziny później czekał sam w samochodzie, aż Anita wróci z domu. Wściekła wyszła z auta mówiąc przy tym, że zostawi tylko zakupy i on ma ją podwieźć do niczego niespodziewającego się Brutusa. Wiedział, że młoda Grabowska ma dość wybuchowy charakter oraz że podczas takich właśnie chwil nie dyskutuje się z nią, tylko postępuje według jej wytycznych. Zastanawiał się, czy podwieźć ją tylko i się zmyć, czy raczej wejść z nią i pilnować, by nie doszło do jakiś rękoczynów z jej strony.

Kilka chwil później. Dawid siedział właśnie na kanapie i rozmyślał, co też mógłby zrobić, by jakoś załagodzić sytuację między nim, a Angeliką. Nie wiedział, jak ma postępować. A najgorsze było to, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego rywal punktował z każdym dniem. Nie spodziewał się, że jego kumpel aż tak dobrze radzi sobie z dziewczynami. Był wściekły, gdy dowiadywał się od swojego brata, który nie do końca zdawał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, o tym jak to siostrzyczka jego dziewczyny wraca z kolejnej to randki cała rozpromieniona i że wreszcie zaczyna zachowywać się jak normalna dziewczyna, a nie jak namolna, rozkapryszona, niedojrzała nastolatka. Targała nim chęć mordu, gdy słyszał ostatnio coraz częściej wypowiadane przez Sławka słowa. „Ten facet ją zmienia. Powiem ci, że odkąd jest zakochana, to jest bardziej przystępna do otoczenia. Nawet da się z nią normalnie porozmawiać...”. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka, który nie przestawał dzwonić. Podniósł się z kanapy i ruszył w stronę drzwi, wołając „Już idę!”. Gdy tylko otworzył drzwi wpadła przez nie rozwścieczona Anita wykrzykując, jaki to z niego świnia, i Marcin, który miał minę zbitego psa i raz za razem przepraszał, że się wygadał. Później było tylko gorzej. Dziewczyna nie dawała Dawidowi dojść do słowa. Nie zwracała także uwagi na próby uspokojenia jej przez Marcina. Wyzywała tylko, że nie spodziewała się tego, że jej przyjaciel, ba, jej były chłopak mógł okazać się takim chamem i idiotą. Nie wierzy, że nie zauważył tego, że Angelika jest w nim zakochana po uszy. Zarzekała się, że nigdy mu nie wybaczy tego, w jak tak perfidny sposób skrzywdził jej jedyną przyjaciółkę. Obiecała mu także, że osobiście porozmawia z dziewczyną i przekona ją do tego, aby nigdy mu nie wybaczyła i nawet nie myślała o tym, by się z nim wiązać. A na koniec w kompletniej furii powiedziała, że życzy mu tego, aby Angelika związała się z Kryspinem i by on na to wszystko patrzył po tym wszystkim, co jej zrobił, po czym nie czekając na reakcję wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Nie czekała na Marcina, gdyż myślała, że zostanie z Dawidem. Przecież podczas ich kłótni, a raczej jej głośnego monologu, trzymał jego stronę. Ruszyła w stronę domu rudowłosej z zamiarem rozmówienia się i z nią. Była wściekała, że jej najbliżsi przyjaciele ukrywają przed nią takie rzeczy. Nawet nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co robi i co mówi. Wszystko to co jej się przytrafiło sprawiło, że stała się bardzo nieufna i cięta na mężczyzn. A fakt, że jeden z nich skrzywdził jej jedyną przyjaciółkę w podobny sposób, co ją samą, obudził w niej taką złość, nad którą nie potrafiła zapanować. Niespodziewanie poczuła jak ktoś chwyta ją za rękę i przyciąga w swoją stronę. W pierwszej chwili wpadła w panikę, jednak gdy zobaczyła, że to Marcin, trochę się uspokoiła. Blondyn natychmiast zrozumiał swój błąd i puścił jej przedramię mówiąc.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
Dziewczyna nawet na niego nie patrząc ruszyła w kierunku, w którym wcześniej podążała.
- Anita, zaczekaj, porozmawiajmy – chłopak tym razem zastąpił jej drogę. – Musisz się uspokoić.
- Ja jestem spokojna – wycedziła przez zęby.
- Nie jesteś, bo gdybyś była, to nigdy w życiu nie powiedziałabyś mu tego, co powiedziałaś. Anita, Dawid to twój najlepszy przyjaciel i choć to idiota, to nic nie zmieni tego, że będzie dalej twoim kumplem. On wie, że zrobił źle, nie musisz mu tego przypominać, a tym bardziej się nad nim pastwić, bo właśnie to robiłaś. Jak ochłoniesz to zrozumiesz o czym mówię, bo już kiedyś tak zrobiłaś, tyle że ze mną. Pamiętasz?
- To była inna...
- Dokładnie taka sama.
- Sugerujesz, że on nie jest...
- Oczywiście, że źle zrobił. Ale uwierz mi, że gdybyś dała mu dojść do słowa, to zrozumiałabyś, że on naprawdę tego żałuje. On się zakochał, a najgorsza dla takiej osoby jest świadomość, że się skrzywdziło najbliższą sobie istotę...
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Dotarło do niej, że Marcin ma rację. Nie chciała Dawidowi mówić takich rzeczy, chciała go trochę ochrzanić, ale nie pastwić się nad nim. Doskonale sobie zdawała sprawę z tego, że postąpiła tak już drugi raz. Z rozmyślań wyrwały ją kroki zbliżającej się osoby. Spojrzała w tamtym kierunku i dostrzegła, że to Brutus. Jego bezradna i przerażająco smutna mina przypomniała tą, którą miał, kiedy to przyszedł do niej w nocy na jej prośbę, a ona po raz pierwszy odważyła się mu powiedzieć całą prawdę, to jak się czuła przez to wszystko, co ją spotkało. Cała złość nagle zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Wiedziała, że ma do tego bruneta swoistą słabość. Zawsze mu wybaczała. Był jej najlepszym przyjacielem i nigdy nie chciała, by coś złego go spotkało. Był dla niej jak drugi brat i nawet zaczęła się zastanawiać, czy przez to wszystko nie związała się z nim bardziej niż z Michałem.
- I tak jesteś idiotą, choć całą tą resztę cofam – powiedziała w końcu. Widząc jego lekki uśmiech dodała przewracając oczami – Chodź, spróbujemy coś wymyślić, byś znowu wrócił do jej łask.

Nazajutrz Anita właśnie przekroczyła próg domu swojego brata. Obiecała przypilnować małego, podczas gdy Michał wraz z żoną mieli jechać na osiemdziesiąte urodziny babci Violi, która, jak się okazało, mieszka aż w Zakopanem, przez co postanowili nie brać małego Macieja ze sobą. Zobaczyła, że już kompletnie gotowi czekają na jej przybycie w salonie na kanapie.  
- Siema – przywitała się. – Mały śpi? – zapytała nie widząc swojego chrześniaka w pomieszczeniu.
- Tak, śpi. Poradzisz sobie sama? – zapytała lekko podenerwowana Violetta.
- Wątpisz? – odparła z uśmiechem. – Podobno mam to w genach – zaśmiała się Anita, jednak przestała żartować, gdy ze zdziwieniem dostrzegła terrarium ze Zdzisiem stojące przy oknie. – A co on tu robi? Marcin dał ci go już na stałe? – zapytała brata zdziwiona.
Michał podążył za nią wzrokiem, po czym odparł:
- A to... Nie, co ty. Nawet by go nie sprzedał. Przelał na niego wszystkie swoje instynkty tacierzyńskie. Zostawił mi go na przechowanie. Pojechał do Gdańska, ale z tego co wiem, to po niego... – skinął głową w stronę węża. - ...wróci. Dobra, my lecimy, bo to kawałek drogi. Wrócimy jutro. I uprzedzam, żadnych imprez.
- Bardzo zabawne – żachnęła się blondynka, po czym pomachała wychodzącej parze.

Pierwsze, co zrobiła, to zostawiła swoją torbę z rzeczami nieopodal kanapy, po czym niezwłocznie udała się sprawdzić, czy mały rzeczywiście śpi. Kiedy się okazało, że mały Grabowski śpi jak suseł, ponownie udała się do salonu. Usiadła na fotelu nieopodal terrarium i spojrzała na wylegującego się na jednej z gałęzi kolorowego węża. Pamiętała jak dziś, jak go dała Marcinowi jeszcze jako jego Endi. Przypomniały jej się wszystkie te dobre chwilę, które z nim spędziła zanim wyjechał na te międzynarodowe szkolenie. Po raz kolejny podjęła próbę odpowiedzenia sobie na pytanie, czy gdyby Marcin jednak powiedział jej wtedy prawdę, to czy to wszystko, co się później stało, miałoby miejsce? Myślała, że pewnie byliby teraz szczęśliwą parą, a ona nie znałaby ani Jokera, ani Radka, no i Wojtka, a przynajmniej nie w ten sposób, w jaki teraz go zna. Byłby pewnie tylko jej nauczycielem i na dodatek pewnie kawalerem. Ona może nie przeżyłaby tego koszmaru, który sprawił jej Siwy, zaś Brutus byłby tylko przyjacielem, nie byłym chłopakiem. Zastanawiała się także, czy byłoby jej dane poznać rudowłosą przyjaciółkę, czy może przechodziłyby koło siebie na szkolnym korytarzu i nigdy do siebie nie zagadały. A może to Monika byłaby nadal na miejscu, które nie tak dawno zajęła Angelika? I o dziwo, po raz kolejny doszła do wniosku, że pomimo wszystkiego złego co się wydarzyło, cieszy się, że tak właśnie potoczyło się jej życie. Poznała ludzi, na których może liczyć w najtrudniejszych chwilach jej życia i którzy nie raz to udowodnili. Zdała sobie sprawę, że jest w gronie takich osób, które w imię przyjaźni są w stanie skoczyć za sobą w ogień. Wiedziała, że gdyby nie to wszystko, co ją spotkało, nie poznałaby ich. Czuła, że już niewiele brakuje, by całkowicie pogodzić się z tym, w jaki sposób skrzywdził ją Siwy. Czasami łapała się na tym, że zaczyna już myśleć na tyle optymistycznie, by wyobrazić sobie, że próbuje być z kimś jako para. Wiedziała, że musiałby być to ktoś, komu ufałaby naprawdę mocno i kto wiedziałby o tym wszystkim co ją spotkało, choćby po to, by jej nie naciskać, by wszystko mogło się rozwijać powoli, tak jak powinno. „Ale na to przyjdzie jeszcze kiedyś czas...” – podsumowała swój wywód w myślach. Podniosła się i ruszyła w kierunku kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś ciepłego do picia. Ponownie spojrzała w stronę terrarium. Pomyślała o Marcinie. Była zaskoczona tym, że potrafi po tym wszystkim normalnie z nim rozmawiać. I o dziwo było jej trochę smutno, że gdy wreszcie się z nim pogodziła i zaczęła go traktować jak kolegę, zdecydował się wyprowadzić. Po części go rozumiała. Sama niejednokrotnie chciała uciec i zacząć jako ktoś inny, zapomnieć o tym wszystkim, ale zdawała sobie sprawę, że nie chce, by on wyjeżdżał. Choć to samolubne, wolała, by był tutaj, na miejscu, w Warszawie. Czuła, że przebywając z nim choć raz na jakiś czas ma szanse w pełni uporać się z tym wszystkim. Aktualnie Marcin był dla niej osobą, która wiąże się ze wszystkimi dobrymi chwilami, ale przypomina jej zarazem te najgorsze, których doświadczyła w swoim życiu. Rozmawiała nawet na ten temat z Pauliną. Kobieta wytłumaczyła jej, że czuje się tak, ponieważ podświadomie jej organizm szuka miejsc i ludzi, przy których czuje się bezpiecznie. Anita wiedziała, że musi przyznać jej rację, ponieważ nie było ani jednej takiej sytuacji, podczas której czułaby się przy nim zagrożona. Mimo ich rozstania Marcin wrócił po nią, zdając sobie sprawę, że ryzykuje życie. Wiedziała, że gdyby coś miało się jej stać to zarówno on, jak i Dawid czy też bracia Czołgowscy, a nawet Radek, nie wspominając już o Michale zrobiliby wszystko, by była bezpieczna. „Dam radę. Mając ich wszystkich nie może być inaczej” – dodała w myślach.

Kilka dni później blondynka z uśmiechem podążała korytarzem z dziewczynami ze swojej klasy w stronę sali od wychowania fizycznego. Wczoraj po raz kolejny przeżyła szok na widok Marcina prowadzącego lekcję. Była pewna, że się wyprowadził. Przecież tak mówił jej brat, a tu niespodzianka. Zresztą nie tylko ona cieszyła się z tego widoku. Aktualnie młody praktykant stał się obiektem westchnień prawie wszystkich dziewczyn w liceum, natomiast chłopacy byli pełni podziwu nad jego umiejętnościami. Krótko mówiąc nie było osoby, która by nie wyczekiwała nadchodzących zajęć. Dziewczyny cieszyły się z samego jego widoku, zaś chłopcy mieli okazję poznać kilka fajnych ćwiczeń, czy też po prostu dostać tak wyczekiwany wycisk. Któż by pomyślał, że chłopcy wolą ostry trening zamiast, jak do tej pory, wyluzowanych, raczej wolnych zajęć? Nawet sam nauczyciel się zdziwił. Myślał, że nikt nie chce ćwiczyć, więc raczej stronił od prowadzenia lekcji, ba, nie wymagał nawet posiadania strojów na przebranie, ale najwyraźniej się mylił co do oczekiwań dzisiejszej młodzieży. Śmiał się nawet, że ma nadzieję, iż ten zapał nie zniknie wraz z nowym praktykantem. Zaś sam zainteresowany jak widać był w swoim żywiole. Przystojny, wyluzowany, ambitny i wymagający – tak opisywały go dziewczyny szepcząc cicho między sobą w kółku i co jakiś czas spoglądając ukradkiem na przyszłego wuefistę. Natomiast Anita właśnie usiadła na ławce z zamiarem przyglądania się ćwiczeniom wykonywanym przez swoją klasę pod przewodnictwem Marcina. Czasami żałowała, że dostała zwolnienie i kategoryczny zakaz uprawiania jakichkolwiek sportów i przychodzenia na spotkania Trójki. Brakowało jej ruchu i adrenaliny, która wiązała się z każdą grą zespołową. Z ponurą miną spojrzała w zeszyt, który trzymała na kolanach. Wzięła go, gdyż polonistka zapowiedziała, że będzie pytać. „Paranoja. Jest pierwszy tydzień szkoły i z czego ona chce pytać? Z listy lektur do przeczytania na ten rok?” – zapytała siebie w myślach, po czym w akcie buntu odłożyła zeszyt na ławkę i wróciła do obserwowania meczu koszykówki, który właśnie się rozgrywał. Nieoczekiwanie koło niej przysiadł Marcin zagadując:
- Co tam słychać, mały leniu?
- Wypraszam sobie lenia. To nie moja wina, że dali mi to parszywe zwolnienie.
Chłopak widząc jej zirytowanie, a wcześniej i zapał w oczach, który miała, gdy obserwowała grę, lekko się uśmiechnął i dodał.
- Zwolnienie nie na rok, więc zdążysz sobie poćwiczyć.
- Oby, bo inaczej zwariuję – odparła, po czym zmieniła temat. – A ty, czemu wróciłeś?
- Skąd? – zapytał zdezorientowany.
- Michaś mi mówił, że pojechałeś do Gdańska, więc myślałam...
- A... Wyjechałem na weekend. Rozmowę kwalifikacyjną miałem – wyjaśnił, po czym dodał z uśmiechem. - To dlatego byłaś taka zaskoczona wczoraj jak mnie tu zobaczyłaś. Myślałaś pewnie, że już na stałe się wyniosłem, co?
- Tak.
- Najpierw skończę praktyki i dopiero wtedy się wyprowadzę – przeniósł wzrok z dziewczyny na siłujących się o piłkę dwóch chłopaków, po czym ponownie spojrzał na nią dodając. - Chyba, że ktoś mnie tutaj zatrzyma.
Wstał i sięgnął po gwizdek zawieszony na jego szyi, użył go, po czym zawołał „Wznowienie czerwonych!”.
Dziewczyna siedziała zdezorientowana całą resztę zajęć. Myślała, co też miały znaczyć jego słowa. Chciała nawet go o to zapytać, lecz, jak na złość, Marcin już nie usiadł koło niej. „Jeszcze wczoraj siedział ze mną całe zajęcia, a jak chcę z nim pogadać, to go nie ma” – pomyślała zirytowana. Tępo wpatrywała się w kolorową okładkę zeszytu przygryzając paznokcie i nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Sama nie rozumiała, czemu myśl, że jest szansa, by go tu zatrzymać poprawiała jej humor. W jej głowie pojawiła się cicha myśl, że może Joker miał rację i ona naprawdę nadal coś do niego czuje. Jednak Anita natychmiast pozbyła się tego absurdalnego pomysłu z głowy. „Na pewno coś źle zrozumiałaś” – zapewniła się w myślach, po czym przeniosła swój wzrok na siadającego koło niej Marcina. Dostrzegła, że reszta klasy już wyszła, gdyż poza nią i siedzącym obok niej blondynem na sali nikogo nie było, nawet nauczyciela.  
- Od kiedy obgryzasz paznokcie? – zapytał rozbawiony mężczyzna.
- Ja? – odparła zdziwiona i dotarło do niej, że ma rację. Natychmiast podniosła się mówiąc przy tym lekko zakłopotana. – Od teraz – spojrzała w kierunku drzwi wyjściowych od sali i dodała. – To ja uciekam. Cześć.
Nie dane jej było choćby się ruszyć, ponieważ blondyn zastąpił jej drogę.
- Poczekaj. Chciałbym z tobą porozmawiać. I zanim cokolwiek odpowiesz, chcę abyś to dokładnie przemyślała, gdyż drugi raz nie spróbuję – przerwał na chwilę widząc jej zdezorientowanie. – Endi...- zaczął ponownie lekko dotykając jej policzka. – Dobrze rozumiesz. Jeśli tylko chcesz, zostanę. Nie wyprowadzę się.
Dziewczyna kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Jak się zachować? Nie spodziewała się czegoś takiego usłyszeć. 
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – kontynuował, nie zwracając uwagi na jej zaskoczenie.
- Ja? – zapytała zbita z tropu. – N...nie.
- To już masz – dodał mrugając do niej i jednocześnie robiąc krok w bok, by dać jej trochę swobody. – Uciekaj już, bo się spóźnisz. Odezwę się popołudniu – zakończył, po czym po prostu odszedł.
Natomiast Anita stała na środku sali jeszcze przez chwilę, po czym pognała na nadchodzącą lekcję.