sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 13

Po pół godzinie pod domem państwa Grabowskich.
- A może ja jednak... – zaczął Marcin zatrzymując się przed samymi drzwiami.
- Nie bój się – zachęciła Anita, po czym złapała swojego zestresowanego chłopaka za rękę i bez pukania weszła do środka. – Mamo, jesteśmy!
Po chwili z salonu wyszła Malwina i przywitała ich promiennym uśmiechem.
- Mamo, to jest Marcin – zaczęła Andzia – A to moja mama, Malwina.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. No chodźcie. Pewnie wam zimno. Chcecie herbatki?
- Nie, dzięki – rzekł nieśmiało Cinek.
- Gdzie jest ta torba, co mówiłaś? – zapytała Endi.
- Na górze – powiedziała córce.
Już po chwili Andzia zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
- A ty, Marcinku, rozbierz się. Trochę to potrwa nim ją znajdzie – rzekła z uśmiechem wskazując na duży, niebieski plecak górski leżący na podłodze za kanapą.
„Łoł... Huston, mamy problem” – pomyślał lekko zdenerwowany chłopak, jednocześnie ściągając kurtkę.
- Usiądź – zachęciła.
Usiadł.
- I jak się czujesz po wypadku? Wszystko w porządku? Anita tak się martwiła...
- Tak. Jest okej – odparł.
- Kto takiemu idiocie daje prawo jazdy?! Przecież on mógł cię zabić jadąc pod prąd.
Marcin tylko przytaknął.
- Pewnie żałujesz tego srebrnego cudeńka?
- Owszem – odparł z żalem. – Nawet bardzo.
- Mamo, tu jej nie ma! – zawołała Anita z góry.
- Naprawdę jest! Poszukaj dobrze! – krzyknęła do córki, po czym o wiele cichszym i milszym głosem zapytała Cinka – Mogę liczyć na twoją szczerość?
- Mhm.
Matka Andzi była bezlitosna.
- Co ty tak właściwie, Marcinku, czujesz do mojej córki?
Marcina to pytanie skrępowało już całkowicie.
- No... Endi jest fajna, miła, lubię z nią...
- Ale czy ją kochasz? – przerwała mu.
- Tak – odparł nieśmiało.
- No to się dogadamy.
- Słu...
- Teraz czeka cię seria pytań – oznajmiła z uśmiechem Malwina. – Czy Anitka często u ciebie nocuje?
„A mogłem robić obiad...” – pomyślał zrezygnowany, po czym zapytał:
- A mam odpowiadać szczerze?
- Aha. To po jaką cholerę płacę jej za internat? Przecież mogłabym dołożyć ci się do rachunków... – rzekła, ale widząc jego minę zadała następne pytanie. – Mam nadzieję, że jeździsz ostrożnie. Przecież przed wami kawał drogi. Musisz się dobrze wyspać.
- Tak. Postaram się jechać ostrożnie.
- W końcu daję ci ją pod opiekę. Musisz dbać o nią, żeby... – przerwała słysząc krzyk córki.
- Mamo, w szafie jej nie ma!
- Nie, córeczko! W naszym pokoju!
- Niech się pani o nią nie martwi. Nic się jej nie stanie. Nie pozwolę na to.
- Miło mi to słyszeć. A, zapomniałabym ci podziękować. Gdyby nie ty, Anita miałaby pewnie tę jedynkę z matematyki. Nie wiem, jak ty to robisz, ale naprawdę masz na nią dobry wpływ. Nie pali, mniej klnie i nie jestem już tak często wzywana do szkoły z powodu bójek i innych podobnych. A tak między nami to to ty jesteś tym kuzynem Marcinem, co...
- Chodzi pani o jej poprzednie liceum?
- Tak.
- Tak, to ja. Ale proszę jej nie winić. Anita miała rację, że go wtedy uderzyła. Zresztą ode mnie też później trochę oberwał.
- A co zrobił? Jeśli mogę wiedzieć.
- Powiedzmy, że to nachalny szczeniak, który traktuje każdą dziewczynę przedmiotowo. Taki gierojek, który każdą dziewczynę traktuje jak przedmiot – powiedział z nienawiścią.
- Nie wiedziałam – przyznała Malwina. – Cieszę się, że na ciebie trafiła. Widzę, że ty naprawdę jesteś w porządku. Anitka mówiła prawdę.
- A co mówiła? – zapytał.
Malwina uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Sam ja zapytaj. Jestem ciekawa, czy spodoba ci się prezent bożonarodzeniowy od niej.
- A co chce mi dać?
- Nie mogę powiedzieć. Ale ja tam go polubiłam. Fajny jest.
- Więc to żyje? – zapytał zdziwiony.
- Kiedy wracacie? – zmieniła temat.
- Yyy... W styczniu.
- To mogę się nim zaopiekować.
- Ale...
- Mamo – przerwała im Anita wchodząc do salonu. – Nie ma tam tej... – przerwała widząc plecak. - Mamo! 
- No co?
- O czym rozmawialiście? – zapytała podejrzliwie.
- O przepisach. Właśnie mówiłam, że Marcinek ma bardzo ładny charakter pisma. Ba! Nawet ładniejszy od mojego! A właśnie. Zapomniałabym – powiedziała wertując zeszyt z przepisami Cinka. Nagle pokazała mu jedną z linijek i zapytała – Gdzie to można znaleźć? Szukałam w sklepach i nie ma, a Anitka tak zachwalała tę potrawę.
- Aaa... No bo widzi pani, ja mam działkę i zioła biorę stamtąd. Następnym razem pani je przywiozę.
- Następnym razem? – zapytała Andzia.
Nieoczekiwanie do domu wszedł Michał mówiąc przy tym:
- Mamo, słuchaj... – przerwał widząc Marcina i Endi w salonie.
- Mamo, Michał ma ci coś bardzo ważnego do powiedzenia odnośnie jego narzeczonej – rzekła Anitka ze złośliwym uśmiechem.
- Michaś, a ty masz narzeczoną?
- O! To tego też nie powiedziałeś? Git brat – pokazała mu uniesiony w górę kciuk.
- Jak to tego też? – zdezorientowana Malwina spojrzała na syna.
- Marcin, to może my wyjdziemy, co? Trochę to potrwa – rzekła Andzia zabierając torbę i paszport. – To pa, mamo! – cmoknęła matkę w policzek.
- Do widzenia.
- Do widzenia, Marcinku. A ty, Michał, mów w tej chwili, o co chodzi!

W samochodzie.
- Nieładnie tak wrabiać rodzeństwo – powiedział Marcin.
- Taa... On też na mnie kabluje. To jak? Jedziemy do tego kina? Wieczorem będę musiała się spakować.
- Teraz? Jest dwunasta...
- I ty i ja musimy się wyspać! To po pierwsze, a po drugie...
- Okej – przerwał jej.
- No. Monia i Brutus zachwalali to „Ciacho”. A właśnie! Monia idzie jutro na imieniny do niego.
- Ale ona ma jakoś przed Sylwkiem... Nieważne. I tak bym nie poszedł.
- Dlaczego?
- Nie będzie nas?
- Aha. Fakt.

Kilka godzin później w mieszkaniu Marcina.
Cinek właśnie kończył upychanie swojej ulubionej bluzy do pełnego już plecaka, gdy zadzwonił jego telefon. Zirytowany odebrał, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Czego?! – powitał rozmówcę niezbyt przyjaznym tonem.
- Cześć, Blady. Miło witasz swoich starych znajomych.
- Siwy? Jaki zaszczyt! Dzwonisz osobiście? Cóż takiego się stało?
- Przyjedź do nas!
- Teraz nie mogę.
- To może my przyjedziemy do ciebie, co?
Chwila ciszy.
- To jak?
- Dobra, zaraz przyjadę.
Po niecałej godzinie Marcin był już na miejscu. Wszedł bez pukania do pomieszczenia. Zdziwił go dość spory tłum w pokoju.
- Na nareszcie. My tu czekamy i czekamy – rzekł Siwy.
Marcin bez słowa ustał koło szklanego stołu między czarnym, skórzanymi kanapami i czekał na dalszy wywód „kolegi”.
- Wiesz jak traktujemy konfidentów, prawda?
Blady spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Ilu osobom powiedziałeś?
- Przecież sam ka...
- Nie mówię teraz o niej – przerwał mu Siwy. – Mówię o jej bracie. Wojskowym, nieprawdaż?
„No to, kurwa, mamy mały kłopot” – pomyślał Cinek.
- Nie dość, że pozwoliłem ci odejść od nas, to jeszcze spowiadasz się kumplom z tego co było?! Nie, tak to my się bawić nie będziemy!
- A kto powiedział, że ja się bawię?! – odpyskował Blady.
- Jeszcze ci mało?! Pogarszasz swoją i tak już słabą pozycję!
Marcin bez słowa ściągnął kurtkę. Krępowała jego ruchy. Odłożył ją na fotel stojący obok. Teraz był w samej bluzie. Patrząc na zaskoczonego Siwego rzekł:
- Nie przedłużajmy tej sceny.
- Racja. Przejdźmy do konkretów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)