poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 37

Po chwili Dawid usłyszał:
- Cześć. Co tam?
- Zerwałem z Moniką – odparł bez cienia emocji.
- Ale... co? Jak? Kiedy? Mów, co się stało...
Brutus już miał odpowiedzieć, gdy rozmówczyni mu przerwała:
- Albo wiesz co? Gdzie jesteś?
- Koło... – rozejrzał się dookoła. – Koło szóstego.
- Dziesięć minut i jestem – i nie czekając na jego reakcję zakończyła połączenie.
Oburzony Brutus oparł się plecami o bramę oddzielającą boisko szóstego liceum od ulicy. „Jak ona mogła?! Z Kamilem?! Co ona sobie wtedy myślała?!” – myślał. Nieoczekiwanie na jego twarz wkradł się uśmiech. „Jestem wolny...” – pomyślał, po czym powiedział sam do siebie:
- Jestem wolny.
Nagle dostrzegł Anitę. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Anita, rozumiesz?
Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie.
- Jestem wolny – podszedł bliżej. – Zero kontroli z jej strony. Zero wyżaleń, fochów, trucia mi o mojego niuniusia. Koniec, rozumiesz?
- To ja tu przyszłam cię pocieszyć, a widzę, że zaraz będziemy świętować.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło – rzekł radośnie. – Będę mógł robić co będę chciał, będę mógł dobrze bawić się na sobotniej... – przerwał na chwilę, uśmiech zszedł mu z twarzy. – O... Niee... Tyle kasy!
- Co? – Anita stała zdezorientowana jego zmiennymi nastrojami.
- Studniówka! Nie mam osoby towarzyszącej – powiedział zrezygnowany. – Sam przecież nie... – znów przerwał. – Czekaj! Ty jesteś dziewczyną! Pójdziesz ze mną? Będzie fajnie!
Anita spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie, nie będzie – odparła. – Po pierwsze nie tańczę, po drugie nie chodzę na żadne imprezy, a po trzecie... w glanach mnie nie wpuszczą. Żadnych sukienek. Żadnych szpilek. Żadnego tańczenia.
- Ale będzie... chlanie. Obiecuję – powiedział z ręką na sercu.
Uśmiechnął się triumfalnie, bo dostrzegł błysk w jej oczach.
- Wiedziałem – zaśmiał się.
Anita spojrzała na niego spode łba.
- A kiedy to jest? – zapytała.
- No... – podrapał się po głowie ze słodką minką. – Pojutrze.
- Co?! – krzyknęła. – Chyba żartujesz?!
- Pójdę z tobą na zakupy, jeśli chcesz. Ty się dla mnie poświęcasz, to ja dla ciebie też mogę.
- Teraz to już chyba naprawdę sobie ze mnie jaja robisz. Jakbyś mi sukienkę wybrał... Nie, nie, NIE! Ja nie umiem tańczyć, a tam jest ten walec, czy tango, czy coś...
Dawid stłumił śmiech.
- Co jest? Walec? A jak to się tańczy? Kula się po podłodze? Nitka, tam jest polonez. O nic się nie martw, nawet ja to ogarnąłem. Poza tym jutro popołudniu jest jeszcze próba w szkole, możesz przyjść i zobaczyć, jak to wygląda.
- Taa... Jeszcze w szkole mnie nie widzieli!
- Oj Nituś... – podszedł do niej z jej lewej strony, złapał ją za rękę. – Na „raz” musisz się tak trochę... obniżyć.
Anita wybuchnęła śmiechem.
- Co zrobić?
- No... Pokażę ci – ruszył do przodu krokiem poloneza i pociągnął ją za sobą. – RAZ... dwa... trzy... RAZ... dwa... trzy... RAZ...
Nie przejmowali się tym, że przechodnie przyglądają się im zdziwieni. Gdy Anita złapał krok, Dawid zatrzymał się, okręcił ją dookoła, przyciągnął do siebie blisko i zapytał:
- To jak, pójdziesz?
Dziewczyna zawahała się i rzekła powoli:
- No... dobra. Ale... – zaznaczyła szybko. - ...jak narobię ci obciachu, to się na mnie nie gniewaj. Wiesz... jak połamię sobie nogi... albo tobie... albo przewrócę się na stół...
Brutus położył jej palec na ustach, by ją uciszyć.
- Dziękuję – szepnął.

Piątek, przedpołudnie.
Anita kroczyła korytarzem Febo&Dobrzański myśląc: „Kiedy ja tu ostatnio byłam? To chyba już w latach będzie się liczyć...”. Nagle obok niej jak burza przemknął Pshemko krzycząc:
- Niech ktoś tę osobę na urlop w końcu wyśle! Jak osoba dziecko będzie takie samo, to my tu wszyscy zmysły postradamy!
Anitka uśmiechnęła się wiedząc doskonale, o kim Mistrz mówi. Zdążyła już zapomnieć o niezwykłej osobowości przyszłej bratowej. Skręciła w stronę sekretariatu.
- ... strasznie śmiać mi się chciało z niego, taka złota nóżka, a zwykłego łóżeczka nie mógł skręcić, dasz wiarę? – Viola mówiła z buzią pełną pomidorów do Ulki zajętej pisaniem czegoś na klawiaturze. – No ale w końcu mu się udało i teraz pewnie... – przerwała, a ręka, w której trzymała pomidora zastygła w połowie drogi do ust. – Anita?!
- Cześć, Violka. Jak się masz? – powitała ją Anita jak gdyby nigdy nic.
Ula odwróciła się gwałtownie.
- Anita?!
- Cześć.
Obie kobiety wstały i stanęły obok siebie. Wyglądało to dość komicznie: obie wyglądały jakby zobaczyły ducha, obie miały dość duże już brzuszki.
- No co? – zapytała Anita. – Brudna jestem?
Otworzyły się drzwi od gabinetu prezesa. Wyszedł Marek.
- Ula, mogłabyś zadzwonić... Anita?! Ty żyjesz jeszcze? No patrz...
- No żyję, żyję... – Anita przeniosła wzrok na swoją przyszłą bratową. – Vio...
- Masz chwilkę? – przerwał jej Marek.
- Ja? – zapytała Anita, choć doskonale znała odpowiedź.
- Tak. Tak się składa, że mamy do pogadania.
Anita głośno wciągnęła powietrze.
- Marek, nie teraz. Później. Obiecuję – powiedziała szczerze, po czym zwróciła się do Violi. – Violka, błagam, pomocy! Potrzebuję sukienki... Na jutro! Kumpel wkręcił mnie jako osobę towarzyszącą na swoją studniówkę – pożaliła się.
Rozpromieniona Violetta jednym ruchem ściągnęła płaszcz z wieszaka, złapała Anitę pod rękę i już miała wyjść, ale cofnęła się i spojrzała na szefa maślanymi oczkami.
- No idźcie, idźcie – powiedział.
Obie dziewczyny ruszyły w stronę windy.
- Anita, słuchaj. Widzę cię w takiej idealnie dopasowanej...

Niedziela, około południa. 
Dawid z uśmiechem na twarzy wspominał wczorajszą studniówkę. 
Jak wczoraj oniemiał widząc Anitę, jak jego kumple zareagowali podobnie, jak Anita z kwaśną miną przetańczyła poloneza i nikogo przy tym nie uszkodziła, jak po paru głębszych zrobiła się bardziej rozmowna i chętna do tańca, jak ostatecznie siłą wyciągała go na parkiet, jak Monika, która przyszła na tą imprezę z Kamilem, przez cały czas patrzyła na nich krzywo i jak, ku jego zaskoczeniu, Anita cmoknęła go w policzek, gdy odprowadzał ją do domu. 

Poniedziałek rano. 
- No wszyscy macie… Jestem jedną z was czy nie? Joker, no… Proszę… - Anita stękała mu tak od ponad godziny. 
- Nie i koniec! – powtórzył Robert. 
- Ale dlaczego nie?
- Bo nie i tyle.
- To nie jest odpowiedź! 
- Bo nieletnim tatuaży robić nie mogę!
Dziewczyna parsknęła śmiechem. 
- To co mam zrobić, żebyś się zgodził? 
- I tak mnie nie przekonasz – dodał spoglądając na nią. 
- Zrobię tak, że Emilka się od ciebie odczepi.
- Nie. I… - spojrzał na nią. – Jak? 
- Sprawię, że ta twoja pseudofanka odczepi się od ciebie raz na zawsze. Koniec listów, koniec smsów w dzień i w nocy,  koniec sygnałów, koniec dziwnych prezentów, koniec rozpuszczania plotek, że jesteście szczęśliwą parą. Tak ogólnie to słyszałam, że w przyszłym tygodniu się żenisz, od pani z dołu. 
- Co?! Chyba ją łeb szczypie! 
- To jak? Mam pomóc?
Robert zmarszczył czoło. Intensywnie myślał.
- Dobra. 
- Mam plan A i plan B. 
Ten spojrzał na nią pytająco. 
- Po pierwsze, będziemy grać parę.
Wybuchnął śmiechem. 
- A plan B?
- Robimy z ciebie geja.
Zakrztusił się sokiem, który akurat pił. 
- Że co?
- Co wolisz?
- Pomyślmy… Hmm…  - zakpił. - Wybiorę chyba plan A. 
- Okej. 
Dziewczyna skierowała się do okna. 
- Jak myślisz, robiła już zakupy? Zresztą nieważne, my idziemy. 
I ruszyła w kierunku drzwi. 
- No chodź – zwróciła się do niego.
- Jaaa… - i ruszył za nią. 
- Pamiętaj, szaleńczo zakochana para. 
- Mhm. 
Po chwili szli już ulicą Szarotki.
- Gdzie właściwie idziemy? – zapytał Joker.
- Przed siebie.
- Aha. Spoko.
Szli przez chwilę w ciszy, nagle Robert drgnął i powiedział półgłosem.
- Tam, patrz tam – wskazał po kryjomu dziewczynę idącą drugą stroną ulicy. – To jej kumpela, taka wiesz, najlepsza.
- Ach, jak fajnie – Anita zatarła ręce. – To do dzieła! – dodała łapiąc go za rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)