wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 64

- To co, chyba w końcu się za to weźmiemy, co?
Klasa III b, do której należał Dawid, siedziała właśnie na lekcji języka angielskiego. Rozmawiali ze swoim wychowawcą o wystawieniu ocen – była już połowa kwietnia, a trzydziestego klasy maturalne mają zakończenie roku szkolnego.
- Może umówmy się tak – mówił Wojtek. – Jeśli komuś ocena wychodzi bez żadnych problemów, to ją wpiszemy, a jeśli będą jakieś wątpliwości to będziemy rozmawiać przy biurku, okej?
- Mhm – mruknęła posępnie klasa.
- To... Andryszak. Kasia, tobie bez problemu wychodzi dostateczny. Tak?
- Tak – powiedziała dziewczyna bez większego zainteresowania.
- Dobra. Budzyński... A z Dawidem chcę sobie pogadać.
Brutus uniósł brwi i wyprostował się na krześle.
- Moment. Mam cztery czwórki, jedną trójkę i piątkę. Coś się waha? – zapytał zezłoszczony.
- Chodź tutaj.
„To jakaś kpina” – pomyślał Dawid podnosząc się z miejsca i podchodząc do biurka.
Po dwudziestu minutach dla wszystkich stało się jasne, że wychowawcy nie chodzi tylko o ocenę końcową. To wyglądało raczej jak... kara. Tylko za co?
Wojtek zadawał Brutusowi najprostsze pytania w taki sposób, że chłopak nie wiedział jak się zabrać za odpowiedzi na nie. Pod koniec lekcji okazało się, że Brutus „nie zna” podstawowych czasów, odmiany czasownika „to be” i słownictwa. Owocem były dwie okazałe oceny niedostateczne.
- Naucz się na następną lekcję i zgłoś do poprawy, bo ocena ci się waha – powiedział wesoło profesor Czołgowski.
Dawid kipiał ze złości. Rozwścieczony wyszarpnął swój zeszyt z rąk nauczyciela i udał się na koniec sali. Usiadł na swoim miejscu i starał się nie patrzeć na głupawy uśmieszek Wojtka. Krzysiek, który siedział z nim w jednej ławce, pochylił się do niego i zapytał:
- Ty, co on do ciebie ma?
Dawid spojrzał na niego takim wzrokiem, że chłopak zaprzestał zadawania jakichkolwiek pytań.
„Myśli, że się poddam? Teraz to on dopiero zobaczy!” - myślał Brutus doskonale wiedząc, o co chodzi jego wychowawcy.
Gdy zadzwonił dzwonek opuścił klasę jako jeden z pierwszych. Przechodząc obok nauczyciela spojrzał na niego z mściwym uśmieszkiem. I od razu poszedł poszukać swojej dziewczyny.
Anita czekała na niego na pierwszym piętrze. Stała i patrzyła na park, który było widać z okna. Brutus podszedł do niej od tyłu i zakrył jej oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się i szybko odwróciła się do niego przodem. Od razu obdarzyła go krótkim całusem.
- Hej. Co tam? - zagadnęła.
- Normalka – objął ją w pasie.
Na korytarzu kręciło się mnóstwo uczniów, którzy szukali odpowiednich sal. Pojawili się również nauczyciele dyżurujący. A wśród nich Wojtek, który na dodatek akurat patrzył na objętych Anitę i Dawida.
BINGO!
Brutus szybko przyciągnął dziewczynę bliżej siebie i pocałował. Nie był to jednak zwykły, krótki całus, ale długi i namiętny pocałunek. Gdy dobiegł on końca Anita spojrzała na chłopaka zdumiona.
- A to z jakiej okazji? – zapytała?
- Chodź ze mną – powiedział tajemniczo, po czym z uśmiechem na ustach pociągnął ją za rękę w stronę najbliższej toalety.
Gdy już weszli do szkolnej łazienki, Anita zadała następne pytanie:
- Co ty wyprawiasz? Chyba nie chcesz...?
- Nie – zaprzeczył od razu. – Chyba że ty...
- Nie, ja nie – zaprzeczyła. – Ale wytłumacz mi w takim razie o co chodzi.
- W domu ci powiem. Teraz jest za krótka przer...
Zadzwonił dzwonek.
- No właśnie – dokończył.
Anita spojrzała na niego z politowaniem,
- Wiesz? – zagadnęła. – Idę na angola.
Miała odejść, ale złapał ją za rękę i z powrotem przyciągnął do siebie.
- Masz teraz angielski? – zapytał.
- Tak.
Aż podskoczył z radości.
- To super! Zostajesz tu. Spóźnisz się trochę.
- Co? Nie znasz Wojtka? Wstawi mi ze trzy lufki!
- Nie, on się w tobie buja. Nie zaprzeczaj! – zapowiedział, gdy otworzyła usta, by zaprotestować. – A jak spóźnisz się na angielski, to trochę mi pomożesz.
Więc została. Ale po pięciu minutach w końcu zaprotestowała i zastanawiając się nad motywacją Brutusa, poszła do klasy. Otworzyła bez pukania drzwi, spojrzała na Wojtka i powiedziała przyjaźnie:
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie. Wypadło mi coś ważnego i to nie mogło czekać.
- Właśnie widziałem – mruknął. – Siadaj i przygotuj się do lekcji. Aha, i zostań proszę na przerwie. Twoje oceny są koszmarne, ustalimy, co masz nadrobić.

Po 35 minutach.
Kiedy Anita i Wojtek zostali sami w klasie, dziewczyna zapytała:
- Oceny? A co ci do moich ocen?
- O twoich ocenach pogadamy po maturach. Chyba, że chcesz mieć komisa.
- A od kiedy ty taki służbista się zrobiłeś? Wpiszesz mi dopa i będzie po problemie – rzekła.
Wojtek spojrzał na nią gniewnie.
- Dobra – zreflektowała się. – Do czerwca cię namówię. O czym chciałeś pogadać? Oceny to kiepska wymówka.
- Anita – zaczął oficjalnie. – Chcę porozmawiać z tobą, bo widziałem na przerwie, że bardzo zaangażowałaś się w ten „związek” – pokazał w powietrzu cudzysłów. – z Dawidem. I obawiam się, że może nawet za bardzo.
- Co masz na myśli? – patrzyła na niego podejrzliwie.
Wojtek wziął głęboki oddech, przeczesał palcami włosy i zaczął:
- Zdaję sobie sprawę, że jesteś już prawie dorosła, ale... są pewne sprawy, z którymi warto zaczekać.
- Moment – Anita przestąpiła z nogi na nogę. – O czym chcesz ze mną rozmawiać?
- Nie domyślasz się jeszcze? Próbuję ci powiedzieć, że nawet jeśli wydaje ci się, że go kochasz...
- Bo kocham – przerwała mu. – I nie próbuj protestować, bo nie masz zielonego pojęcia na ten temat.
- Okej, kochasz. Tyle że niedawno uważałaś go za swego przyjaciela.
- Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Jedno nie wyklucza drugiego – powiedziała.
- Niby tak. Ale jeśli wam nie wyjdzie, to może się okazać, że z przyjaźni nic nie zostanie.
- Gdyby ludzie zakładali z góry, że im się nie uda, to ludzkość już dawno by wyginęła – powiedziała powoli.
- A właśnie! O tym też chciałem z tobą porozmawiać. Jak już mówisz o zwiększaniu liczby ludzi na świecie, to myślę, że powinnaś się poważnie zastanowić, zanim zdecydujesz się iść z nim...
- O nie! – przerwała mu rumieniąc się po uszy. – O tym też będziesz gadał?
- Ogólnie rzecz biorąc to właśnie o tym chciałem z tobą rozmawiać. Tyle, że trochę odbiegliśmy od głównego tematu.
- Niee... – jęknęła.
- Nie marudź, tylko słuchaj mnie i nie przerywaj. Obserwuję ten wasz „związek” – powtórzył gest z przed kilku chwil. – od samego początku i widzę, co się dzieje. Dawid zawsze był dla ciebie oparciem, bratnią duszą, kimś ważnym. Zastępował ci brata kiedy najbardziej go potrzebowałaś. Aż w pewnym momencie zaczęło mu zależeć... bardziej, a ty zrobiłaś wszystko, żeby go nie zranić, związałaś się z nim, oczywiście za mądrą radą mojego wybitnego brata. Obawiam się, że w końcu sama wmówiłaś sobie, że też coś do niego czujesz. Nie przerywaj mi – powtórzył, bo chciała się wtrącić. – Nawet jeśli faktycznie się zakochałaś, to i tak myślę, że to co jest między wami za szybko się rozwija. A pamiętaj, Anita, że to co szybko się dzieje, równie gwałtownie się kończy.
- Wiem – mruknęła. Jej związek z Marcinem wyglądał dokładnie tak samo.
- Właśnie. A chyba żal rozwalać taką przyjaźń, nie uważasz? Bo jeśli, nie daj Boże, to się sypnie, to nie uda się wam odbudować tej przyjaźni i ty dobrze o tym wiesz. Więc, dobrze ci radzę, przemyśl to. I przystopuj. Bo sparzysz się po raz drugi, a nikt tego dla ciebie nie chce.
Dziewczyna nie patrzyła na niego i chyba nie miała zamiaru nic mówić.
- A dwóję i tak ci postawię, przecież wiesz – powiedział z pocieszającym uśmiechem kładąc jej rękę na ramieniu.
- Mhm.
Zadzwonił dzwonek.
- Dobra, wracaj na miejsce, zaraz przyjdzie reszta.
Anita ruszyła w kierunku swojej ławki. W pewnym momencie odwróciła się.
- Wojtek?
- Tak?
- To jedna z twoich najlepszych pedagogicznych gadek, wiesz?
Mężczyzna tylko się uśmiechnął.

***

Anita i Dawid siedzieli przy stole i jedli obiad. A raczej Dawid jadł – Anita jedynie grzebała widelcem w talerzu.
- Coś nie tak? – zapytał w końcu chłopak.
- Nie, okej.
- Na pewno? Nic nie jesz.
- Nie mam apetytu.
- Wojtek ci się nie czepiał na tym angielskim? Bo nawet zapomniałem spytać.
- Niee... Mruknął tylko, że widział, że byłam zajęta i na tym się skończyło.
Skłamała. Tylko dlaczego?
- Sorry, że tak zrobiłem, ale chciałem się na nim odegrać. Godzinę maglował mnie przy biurku i na koniec wstawił dwie lufki.
- Za co? – zapytała szczerze zaskoczona. Bo sytuacja z toaletą była po jego angielskim.
- A może przyuważył to? – Dawid wskazał ręką na znikającą już malinkę na jej szyi. – A ponieważ, jak wszyscy wiedzą, wielki profesorek jest w tobie zabujany po uszy, to poczuł się zazdrosny i...
- Skończ już – warknęła, po czym wstała od stołu, zostawiając nie tknięty obiad i powiedziała – Idę się położyć, źle się czuję.
Po tych słowach wyszła.

***

Czas płynął bardzo wolno. A przynajmniej dla niektórych. Zbliżał się bowiem moment, gdy na świecie miał się pojawić nowy mały człowiek. I wszyscy czekali na niego niecierpliwie.
Michał od tygodnia był na urlopie – jego przyszła żona kategorycznie odmawiała przenoszenia się na czas jego pobytu w pracy do domu swoich lub jego rodziców, a że w każdej chwili mogła zacząć rodzić i (znając ją) wpaść w panikę, wymagała całodobowej opieki.

I w końcu nadeszła ta wiekopomna chwila.

- MICHAŁ! Wody mi odpuściły!

I się zaczęło.

Anita siedziała akurat z książką (!) w ręku i zakuwała fizykę, gdy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na niego i odebrała ze sceptyczną miną.
- Tak, mamo?
- Michał dzwonił. Bratanek ci się rodzi.
- Serio?! Czemu sam do mnie nie zadzwonił?
- Są w szpitalu. Z tego co wiem, to przed chwilą poszli na porodówkę.
- Ale co, ma już skurcze, albo...
- Nie wiem. Michał tylko mówił, że odeszły jej wody i pojechali do szpitala i jak podłączyli ją pod KTG to od razu ją wzięli na porodówkę.
- A ona jak się trzyma?
- Nie słyszałam żeby się darła, więc chyba jakoś daje sobie radę. Jeszcze zagada te położne na śmierć, zobaczysz.
- A Michał?
- Panika. Zastanawiam się kiedy padnie.
Obie się zaśmiały.
- Dobra, mamo, to informuj mnie, jak będziesz coś wiedziała.
- Okej.

Ale to był dopiero początek.

Dwie godziny później Dawid nie wytrzymał ciągłego wiercenia się i zerkania na telefon przez Anitę i zagadnął:
- Może chcesz tam pojechać? Zachowujesz się, jakbyś to ty tam rodziła.
- Słuchaj, jakbym ja tam rodziła, to tak cicho bym się nie zachowywała. Pamiętaj, że ja i bez oszałamiającego bólu rzucam mięsem na prawo i lewo. Więc daj mi spokój.
Jednak gdy tylko to powiedziała zadzwonił jej telefon.
- Już?! - zapytali jednocześnie.
Dziewczyna chwyciła telefon i zerknęła na wyświetlacz.
„Michał”
- No? – odebrała.
- MAM SYNKA! – wydarł się do słuchawki. 
Anita na moment odsunęła telefon od ucha, ale po chwili znów go przyłożyła i rzekła:
- Super! I jak, duży? Wszystko okej? Jak Viola?
- Dobrze. Położna mówi, że jest stworzona do rodzenia dzieci, bo raz-dwa i już było po wszystkim. Nawet nie zdążyła się specjalnie namarudzić.
- To dobrze. A mały?
- Ma 10 punktów. Wzięli go przed chwilą do kąpania, mierzenia i ważenia. Jest taki malutki, siostra, musisz go zobaczyć! Jeny, nie mogę w to uwierzyć!
- Jutro z samego rana przyjadę, obiecuję.
- Dobra, kończę, lecę do Violi. Pa, do jutra.
- No cześć. Gratuluję!
Rozłączyła się. Zdążyła opowiedzieć Dawidowi wszystko, co usłyszała od brata, gdy jej telefon oznajmił nadejście sms-a. Otworzyła go. Była to wiadomość multimedialna. Ujrzała zdjęcie malutkiego, śpiącego chłopczyka, owiniętego w niebieski kocyk. Uśmiechnęła się i pokazała telefon swojemu chłopakowi. Usiadła obok na kanapie i przytuliła się do niego. Wpatrywali się przez moment w małe zawiniątko.
- Za kilka lat będziemy mieli taką kruszynkę – powiedziała Anita przerywając ciszę.
- Mhm – odparł chłopak, po czym pocałował ją w czubek głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)