wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 65

- Chyba nie powinienem – powiedział Dawid idąc za rozglądającą się na boki Anitą szpitalnym korytarzem. – Twoja bratowa może się mnie krępować. A poza tym... Anita, to babski oddział!
- Przecież nie ciągnę cię na ginekologię. POŁOŻNICTWO to oddział nie tylko dla kobiet. O, to chyba tu.
Podeszła do przymkniętych drzwi, zapukała delikatnie i uchyliła je. Razem z Brutusem weszła do środka.
Violetta spała. Obok niej na małym szpitalnym łóżeczku leżało malutkie dziecko przykryte kocykiem. Obok łóżeczka na krześle siedział wpatrzony w synka Michał.
- Cześć, brat – szepnęła Anita.
- Hej. Chodźcie.
Michał był tak pozytywnie nastawiony, że nawet zapomniał spojrzeć z niechęcią na Brutusa. Anita pociągnęła za sobą swojego chłopaka i podeszła z nim do bratanka. Chłopczyk leżał z szeroko otwartymi, zielonymi oczkami.
- Ma nasze oczy – powiedziała Anita z czułością, dotykając lekko jasnych włosków Maćka. – Hej mały. To ja, ciocia Anita. Śliczny jesteś, wiesz?
Malec wydał z siebie jakiś trudny do zidentyfikowania odgłos.
- Widzicie, widzicie? Poznaje chrzestną!
Cały ten harmider obudził Violę. Kobieta przetarła oczy.
- O, cześć – powiedziała zaspana. – Michał, mogłeś mnie obudzić.
- Daj spokój, Viola, zasługujesz na sen – rzekła Anita. – Jak się czujesz?
- Dobrze – Violetta bez problemu usiadła na łóżku. – Tylko ciągle chce mi się spać. Mały marudził pół nocy. Ma charakterek Michasia.
- Raczej twój – mruknął Michał. – On się darł o mleko, ty się drzesz o pomidory. Niedaleko pada jabłko...
- Dobra, nie marudźcie – przerwała im Anita.
Zapadła cisza.
- To... ile on waży? – odezwał się w końcu Dawid.
- Och, 3950. Duży chłopak! – powiedział z dumą Michał.
- Wcale nie, bywają więksi – zripostowała Anita. – A jaki jest duży?
- 58 centymetrów.
- To ładnie. A... – lecz Anita nie zdążyła zadać następnego pytania, bo drzwi od sali ponownie się otworzyły i weszli jej rodzice.
- Dzień dobry – przywitała się Malwina, mierząc Brutusa nieprzychylnym spojrzeniem. – I jak tam moje maleństwo?
Po 10 minutach zachwycania się Maciusiem do sali weszły kolejne dwie osoby – Ula i Marek Dobrzańscy.
- O, patrzcie, chrzestny przyszedł – rzekł roześmiany Michał. – Dobrze, że to prywatna sala, inaczej dawno by nas stąd wywalili.
- Dzień dobry wszystkim – przywitali się Dobrzańscy.
Ula, z dużym brzuchem, podeszła od razu do łóżeczka. Połaskotała maluszka po brzuszku i powiedziała:
- Jeny, ja już zapomniałam, że te dzieci się takie malutkie rodzą.
- Jeszcze się takiego sama doczekasz – rzekła z uśmiechem Viola.
- A będziecie mieli chłopca czy dziewczynkę? – zapytała Malwina.
- Chłopca.
- A macie już imię? – dodała Anita.
- Mhm. Dawidek.
- To tak jak ten tutaj – Michał wskazał na Brutusa.
- O! Nie zauważyłem cię wcześniej. Ty jesteś nowym chłopakiem Anity? Słyszałem o tobie. Jestem Marek – wyciągnął w stronę Dawida rękę.
- Cześć. Dawid.
- A to moja żona, Ula.
Brutus uścisnął jej dłoń.
- Cześć.
- Cześć.
- Słuchajcie, mam pomysł – powiedział Marek. - Wy tu sobie, kobietki, siedźcie i zachwycajcie się Maćkiem, a my, mężczyźni, pójdziemy się napić.
- Co? – Malwina, Violetta, Anita i Ula zapytały równocześnie patrząc na Marka.
- No co? Musimy opić mojego chrześniaka, żeby zdrowo rósł. Ja stawiam.
Nie szło odmówić. Każdy wiedział, że prędzej czy później musi to nastąpić. Michał podniósł się z miejsca, pocałował przyszłą żonę i syna i powiedział:
- To chodźmy.
Razem ze swoim ojcem i Markiem ruszył do wyjścia. Gdy zauważył, że Dawid nie idzie za nimi, odwrócił się i rzekł:
- Czuj się zaproszony.
- Ale chyba...
- Słuchaj – przerwał mu Mirek. – Jesteś chłopakiem mojej córki. To prawie jak członek rodziny. Chodź z nami.
- No... okej. To... cześć – rzucił chłopak w stronę dziewczyn, spojrzał na Anitę nieco przerażonym wzrokiem i wyszedł za pozostałymi mężczyznami.

Nazajutrz.
Dawid otworzył oczy. Oślepiło go światło. Poczuł się, jakby ktoś uderzał go młotkiem w głowę. Jęknął i przydusił głowę poduszką. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru. Pustka.
Ponownie spróbował otworzyć oczy. Powoli, powoli i udało się. Rozejrzał się wokół siebie.
„Gdzie ja jestem?” – pomyślał. Nie znał tego miejsca. Leżał w czyimś łóżku, w czyimś pokoju, w czyimś domu. Hmm... powoli usiadł. Rozmyślał nad tym gdzie jest na tyle intensywnie, na ile pozwalało mu na to jego obecne samopoczucie. Już miał wstać i iść sprawdzić czyj to dom, gdy drzwi od pokoju, w którym leżał otworzyły się i weszła Anita.
- O, nie śpisz już. A już myślałam, że spędzimy tu drugą nockę.
- Co? Gdzie ja jestem?
- Więc jednak nic nie pamiętasz... No... może to i lepiej. Jesteś u mnie, w moim pokoju. Poświęciłam się i odstąpiłam ci łóżko.
- Ja... jesteśmy u ciebie w domu?
- Tak. Po tej waszej ogólnie udanej popijawie nie chciało mi się ciągnąć cię na Ligocką. Zresztą... chyba byś mi na to nie pozwolił.
- Czemu?
- Dużo miałeś do powiedzenia. Ale spokojnie, wszyscy byliście bardzo rozgadani, nie tylko ty.
- Jeeezu... Ale wstyd – chłopak opadł na poduszki.
- Co ty gadasz?
- Jestem u ciebie... drugi raz i nocuję tu, bo... nawet nie pamiętam jak bardzo się spiłem.
- Oj, przecież wszyscy wiedzą, że oni cię namawiali. Spokojnie, wygarnę Michałowi. To znaczy... jak tylko dojdzie do siebie.
- Dobra, nie gadaj z nim. Wyjdę na idiotę. Stało się i tyle. Jak ja spojrzę twojej matce w oczy? I bez tego mnie nienawidzi... Cholera! Masz aspirynę?
Anita podeszła do niego, usiadła na łóżku, położyła sobie jego głowę na kolanach i powiedziała:
- Biedny mój... – odgarnęła mu włosy z czoła. Nagle wybuchnęła śmiechem. – A mogę ci opowiedzieć co wczoraj wyprawiałeś?
- Nie. Nigdy – zamknął oczy. – Chcę umrzeć... – jęknął.
Anita ponownie parsknęła śmiechem.

***

- I jak wyglądam? – zapytał Dawid rozstawiając na bok ręce i prezentując się Anicie w całej okazałości.
Był 4 maja. Brutus stał w garniturze i białej koszuli z krawatem. Zaraz miał wychodzić do szkoły – był pierwszy dzień matur.
- Jak idiota. Kiepsko ci w garniaku – powiedziała krzywiąc się.
Brutus opuścił z rezygnacją ręce.
- Wiesz co? – stęknął.
- Co? – zapytała.
- Wredne. Mogłaś chociaż skłamać, żeby mnie podtrzymać na duchu.
- Oj, daj spokój. Chyba się nie denerwujesz? Przecież i tak zdasz. A jak nie zdasz... to trudno. Będzie dobrze. Leć już.
- Okej. Masz rację. To pa – cmoknął ja w policzek. 
- Papa.
Chłopak wyszedł. Anita westchnęła i rozejrzała się wokół siebie.
- Brutus! – zawołała nagle, wybiegając za nim. – Długopis!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)