wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 80

Następnego dnia Michał, wciąż zaskoczony nietypowym wyznaniem swojej siostry, siedział w mieszkaniu na Siennej i z zaangażowaniem opowiadał wszystko swojemu przyjacielowi. Gdy skończył, spojrzał na Marcina i zapytał:
- Wpadłbyś na to, że ona coś takiego sobie ubzdurała?
Marcin, który przez cały czas w milczeniu przysłuchiwał się opowieści Michała, nie wydawał się być zaskoczony.
- No to ty to dopiero zauważyłeś? Przecież ona jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek. Ciągle tylko „Michał to..., Misiek tamto...”. Z niczyją opinią się nie liczyła tak, jak z twoją.
Michał westchnął.
- Nie myślałem, że ona tak na to wszystko patrzy. Powiem ci szczerze, że mnie wzruszyła.
Marcin uśmiechnął się smutno.
- Taak... Zazdroszczę ci, wiesz?
- O tobie też rozmawialiśmy – rzekł Michał i gdy zobaczył pytający wzrok przyjaciela kontynuował – To znaczy może nie do końca. Po prostu znowu zarzuciła mi, że rozpieprzyłem wasz związek.
- Aha – Marcin chyba spodziewał się większej rewelacji.
Michał wstał z miejsca.
- Głowa do góry – klepnął Marcina w ramię. – Jestem pewien, że jeszcze będziesz miał okazję z nią pogadać. Bądź cierpliwy. Muszę lecieć. Na razie.
- No cześć – odparł Marcin nieprzytomnie.

***

Bracia Czołgowscy siedzieli przy stole w kuchni i pałaszowali niedawno przyrządzoną jajecznicę.
- To jak w końcu będziesz miał z tą robotą? – pytał Robert. – Przedłużą ci tę umowę czy nie?
Wojtek wzruszył ramionami.
- Nie wiem, nie ode mnie to zależy. Wątpię.
Robert westchnął.
- To może lepiej zacznij się rozglądać gdzie potrzebują anglistów? Wiesz, w roku szkolnym będzie o wiele ciężej znaleźć pracę nauczycielowi.
- Rob, nie chce mi się teraz o tym myśleć, daj mi spokój.
- Ale...
- Bardziej martwię się o Anitę – przerwał mu.
- A co z nią? Jak ostatnio z nią gadałem czuła się o wiele lepiej.
- Taak. Bo czuje się lepiej. Nie o to chodzi, tylko o tego jej komisa.
- Jakiego komisa? – Robert zamarł z widelcem w ręku.
- To ty nic nie wiesz? Ma jedną jedynkę.
- Poważnie? Nic mi nie gadała.
- Bo ona sobie nic z tego nie robi. Jest zdania, że jak zostanie w pierwszej klasie to nic się nie stanie.
Robert pokiwał z dezaprobatą głową.
- A z czego w ogóle zdaje? – zapytał sięgając po kubek z herbatą.
- Z fizyki.
Robert wypluł to, co akurat miał w ustach.
- Jesteś obleśny – skrzywił się jego brat.
Ten jednak zignorował jego komentarz i rzekł:
- I ty dopiero mi to mówisz?! Jak... jak w ogóle można oblać fizykę?
- A jak można być takim idiotą jak ty? Nie zadawaj retorycznych pytań. Można.
Joker odsunął od siebie talerz.
- Normalnie straciłem apetyt.
- Też bym stracił, jakbym napluł herbatą w talerz.
Robert ponownie zignorował starszego brata i zerwał się z miejsca mówiąc:
- Jadę jej pomóc.
Wojtek parsknął śmiechem.
- Powodzenia. Na pewno będzie zachwycona i tylko czeka na twoje wykłady.
- Na pewno. Wstawaj. Jedziesz ze mną – widząc pytające spojrzenie brata dodał – No przecież nie zostawię cię tu samego.
Nie minęło dwadzieścia minut i byli już na ulicy Moniuszki. 
- Nie ma mowy.
- Ale ja naprawdę mogę ci pomóc. Studiowałem fizykę, podstawy mam w małym palcu.
Robert próbował namówić ją na korepetycje. Póki co bezskutecznie. 
- Rob, zajmij się swoim życiem, ja naprawdę mam gdzieś fizykę, tego głupiego nauczyciela i moje oceny. 
- Musisz się uczyć! Będziesz nikim jak nie skończysz szkoły.
- Ja już jestem nikim – mruknęła. 
- Anita! – unieśli się obydwaj bracia.
- Nie wolno ci tak mówić! – dodał Wojtek. 
- Tak. Bla, bla. Chcieliście coś jeszcze?
- Anita powinnaś iść do psychologa – powiedział troskliwie Joker. – Oboje powinniście. 
Dziewczyna wzruszyła ramionami. 
- W czwartek idę.
Obaj mężczyźni unieśli brwi do góry i otworzyli usta. Anita parsknęła.
- Ogarnijcie się, bo z takimi minami wyglądacie na większych idiotów niż jesteście. Co was tak dziwi? Idę do doktor Walentowicz, bo wiem że ze mną kiepsko. Wojtek nie chce iść, to jego strata.
Robert wyglądał na zachwyconego.
- To świetnie. Lekarka namówi cię, żebyś zdawała egzamin, a ty udowodnisz Wojtkowi, że warto sobie pomóc. 
- Po moim trupie – mruknął Czarny. 

Następnego dnia Anita pojawiła się razem z matką pod gabinetem pani psycholog. Malwina była bardzo dumna z tego, że jej córka sama postanowiła poradzić się specjalisty, z drugiej jednak strony była pełna obaw, bo wiedziała, że Anita będzie musiała jeszcze raz, minuta po minucie, przeżyć koszmar sprzed kilku tygodni.
- Na pewno nie chcesz, żebym poszła z tobą?
- Nie, mamo. Muszę sobie z tym poradzić sama – po tych słowach zapukała do drzwi, i gdy usłyszała pozwolenie, otworzyła je. – Dzień dobry.
- Dzień dobry – kobieta siedziała przy biurku, wstała z miejsca - Proszę, wejdź.
Wskazała na jeden z foteli stojących przy niskim stoliku. Anita niepewnym krokiem ruszyła w kierunku wskazanym przez kobietę i usiadła. Lekarka tymczasem wzięła do ręki jakąś teczkę i podeszła do stolika, by po chwili usiąść w fotelu naprzeciwko Anity.
- Tak więc... nazywasz się Anita Grabowska, tak?
- Tak.
Kobieta wyciągnęła w jej stronę rękę i rzekła:
- Paulina Walentowicz. Mów mi po imieniu, tak będzie o wiele łatwiej, dobrze?
Anita skinęła głową. 
- To świetnie. Czyli tak... z tego co mówił mi doktor Małkowski... – Anita ze zdziwienia uniosła brwi. Nie wiedziała, że Radek rozmawiał z psychologiem na jej temat. -... to masz siedemnaście lat i chodzisz do liceum? Która to klasa? Druga?
- Pierwsza. Nie zdałam do drugiej. 
Kobieta uśmiechnęła się do niej pocieszająco, a Anita wykorzystała ten moment, by się jej bliżej przyjrzeć. 
Paulina Walentowicz była szczupłą kobietą, wyglądającą gdzieś na dwadzieścia pięć lat. Miała kruczoczarne włosy, której długości Anita nie potrafiła określić, gdyż były spięte klamrą w luźnego koka. W jej niebieskich oczach, ukrytych za okularami, można było dostrzec troskę i ciepło. Miała także mały nos i kształtne usta rozciągnięte w pogodnym uśmiechu. Na pierwszy rzut oka mogło wydawać się, że jest wysoka, ale po chwili Anita dostrzegła, że kobieta zawdzięcza to złudzenie wysokim szpilkom. Jej właściwy wzrost ocieniła na około stu sześćdziesięciu pięciu centymetrów. Dodatkowo kobieta miała na sobie elegancką, czarną sukienkę przed kolana z krótkim rękawkiem, i niezbyt głębokim dekoltem. Anita pomyślała, że kobieta ta z całą pewnością podoba się wielu mężczyznom. Poza tym po ubiorze kobiety stwierdziła, że pani psycholog należy do części społeczeństwa pokroju Uli i Marka Dobrzańskich albo Pauliny Febo. Krótko mówiąc: wysokie progi. 
Dopiero teraz zauważyła, że kobieta coś powiedziała i najwyraźniej czeka na odpowiedź.
- Proszę? Może pani powtórzyć?
- Paulina.
- Tak.
- Pytam, do którego liceum chodzisz.
- Szóste LO imienia Rejtana. 
Paulina zapisała coś w teczce.
- Muszę zadać ci kilka pytań. Nie gniewaj się jeśli niektóre z nich wydadzą ci się niedyskretne; nie chcę być wścibska, ale muszę wiedzieć. I wypełnić twoją kartę – cały czas uśmiechała się przyjaźnie. 
- Dobrze.
- Tak więc... adres?
- Moniuszki 64a.
- Data urodzenia?
- Dwudziesty trzeci września dziewięćdziesiąt trzy. 
- Masz oboje rodziców?
- Tak.
- I mieszkają razem?
- T... tak – faktycznie, dziwne te pytania. 
- Jak mają na imię?
- Malwina i Mirosław. 
- Będę musiała porozmawiać też z nimi – mruknęła kobieta, cały czas robiąc notatki.
Anita parsknęła śmiechem na wyobrażenie swego ojca spowiadającego się przed psychologiem. Paulina zerknęła na nią pytająco znad okularów.
- Nie chce pani wiedzieć – odpowiedziała.
- Paulina.
- Tak.
Lekarka wróciła do zadawania pytań. 
- Rodzeństwo?
- Brat. Michał.
- Straszy czy młodszy?
- Starszy o czternaście lat.
- Mieszka z wami czy nie?
- Osobno. Ma żonę i syna.
- A jak się z nim dogadujesz?
- Dobrze. To... trochę skomplikowane. 
- Okej, wrócimy do tego w takim razie kiedy indziej.

Anita spędziła w gabinecie Pauliny prawie dwie godziny. Lekarka wypytywała również o jej znajomych, szkołę, wytłumaczyła na czym będą polegały ich spotkania i o czym chce rozmawiać. Blondynka była zaskoczona – Paulina powiedziała, że w najbliższym czasie nie będą poruszać tematu gwałtu ani porwania. Anitę to zdziwiło, ponieważ sądziła, że właśnie po to tu przyszła. Tymczasem okazało się, że kobieta chce dowiedzieć się o wiele więcej – i to właśnie Anita ma wskazać moment, od którego zaczną.   

Piątek, późne popołudnie, w mieszkaniu Czołgowskich.
- Słuchaj, trzeba ją jakoś przekonać do tych korków, przecież nie może ot tak zawalić roku i to jeszcze przez fizykę! – zaczął po raz setny Joker. – Nie wiem, może gdyby ją jakoś odciągnąć od tego wszystkiego, żeby zregenerowała siły to by się zgodziła? – spojrzał na swojego brata. – Powiesz coś w końcu?
Zirytowany Wojtek odłożył laptopa i rzekł:
- A jak niby chcesz ją od tego odciągnąć?
- No nie wiem. Chyba po to z tobą rozmawiam, żebyś pomógł mi coś wymyślić. Co mogłoby według ciebie poprawić jej nastrój?
Wojtek jęknął.
- Nie wiem, Rob, nie chce mi się myśleć. 
Joker zmierzył brata nieprzychylnym wzrokiem, ale nic już nie powiedział.
Usiadł obok niego na kanapie i pogrążył się w myślach. Nie wiedział jak może pomóc swojej przyjaciółce, która była dla niego przecież jak wymarzona młodsza siostra. Zerknął na brata, który ponownie przeglądał strony internetowe, pochylony nad komputerem. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy były opatrunki na jego nadgarstkach. Gdy Robert na nie spojrzał, od razu przed oczami zobaczył scenę z przed kilkunastu dni, kiedy znalazł go zakrwawionego i próbował mu pomóc. Od razu odgonił od siebie to wspomnienie i przeniósł wzrok wyżej, na ramię brata, gdzie ten miał wytatuowaną cyfrę „3”, logo ich grupy. Zwykle tatuaż ten był zasłonięty przez rękawek koszulki, której teraz Wojtek na sobie nie miał. Joker przypomniał sobie, jak robił bratu ten tatuaż, wtedy jeszcze całkowicie amatorsko, nie mając studia tatuażu choćby w planach. To oni zapoczątkowali zwyczaj „naznaczania” nowych członków Trójki. Dziś każdy z należących do niej trzynastu mężczyzn miał ten tatuaż na ramieniu. Nie tak dawno robił go także samej Anicie, choć ona jako jedyna miała go w innym miejscu, na wewnętrznej stronie nadgarstka. Ze wzruszeniem wspomniał dzień, kiedy po raz pierwszy pojawiła się na spotkaniu grupy, nieco przerażona, i zachwycała się zrobionym przez niego graffiti z zasadami... Graffiti...
- Wojtek... – powiedział zamyślony. 
- Czego? – mruknął ze złością.
- Już wiem. Jedziemy do Anity. 

Po pół godzinie, ubarwionej znacznie marudzeniem Wojtka, który nie chciał w ogóle ruszać się z domu, byli już przed domem przyjaciółki. Zadzwonili do drzwi. Po chwili wyłoniła się zza nich jej matka. 
- O, dobry wieczór. Anita jest u siebie. 
- My właściwie nie do Anity. Chcielibyśmy porozmawiać z panią.
- Coś się stało? – zapytała, wpuszczając ich do salonu.
Robert od razu z pasją przedstawił jej swój pomysł. Gdy skończył zaległa cisza, którą dopiero po chwili przerwała Malwina. 
- W życiu nie słyszałam większej głupoty. Mirek, co ty na to?
Mężczyzna wzruszył ramionami. Malwina parsknęła ze złością. 
- Jak zwykle. Chłopie, słyszałeś? Oni chcą robić jakieś bohomazy w naszym domu! – przeniosła wzrok na Roberta i powiedziała groźnie - Nigdy w życiu!
Mirek westchnął. 
- Dlaczego nie? Skoro mogłoby to poprawić Anicie nastrój... to jej pokój. 
Malwina poczerwieniała ze złości. 
- Słyszysz co mówisz?! Nie mam ochoty patrzeć na te bazgroły!
- To nie patrz. To pokój twojej córki, nikt nie każe ci tam wchodzić – tym razem to on spojrzał na Roberta. – Możesz robić, co chcesz, oczywiście jeśli Anita będzie chciała.
- Ale... – zaczęła Malwina ze skrajną furią. 
- Milcz kobieto, póki co to mój dom, ty tu tylko mieszkasz – mówił spokojnie, ale było widać, że zaczyna tracić cierpliwość. 
- Jestem twoją żoną, do cholery!
- Niestety – mruknął. 
Malwina aż trzęsła się ze złości, która odebrała jej mowę i sprawiła, że kobieta poszła do innego pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi. 
Wojtek i Robert patrzyli na tę scenę z szeroko otwartymi oczami, a na ziemię sprowadził ich dopiero głos ojca ich przyjaciółki.
- Przepraszam za nią. Ma ostatnio swoje humory. Ten stres robi z nią straszne rzeczy. Wracając do tematu, jak już mówiłem, macie drogę wolną, ale pod jednym warunkiem. Nie dacie rady zrobić tam graffiti, dopóki ten pokój nie będzie odnowiony. Nie było tam gruntownego remontu od... no trochę długo. Jakoś nie mogliśmy się za to zabrać, ale skoro nadarza się taka okazja... wzięlibyście się za to?
Bracia spojrzeli na siebie krótko i skinęli głowami. 
- A... A pani Malwina? – zapytał Wojtek. 
- Och, do jutra jej przejdzie – Mirek machnął ręką. – To jak, zaczniemy jutro? Akurat mam wolne, będziemy mogli pomyśleć, co tam zrobić. 
- Jasne – przytaknął Robert. – Załatwię sobie urlop. 
Wojtek parsknął śmiechem.
- Sam jesteś sobie szefem, głąbie – mruknął. – Co chcesz załatwiać? 
Robert zignorował go. 
- Mamy teraz powiedzieć Anicie?
Mirek pokręcił głową.
- Wydaje mi się, że szła już do łóżka. Jutro z nią porozmawiamy. Teraz niech śpi. 
- W porządku. To... my już pójdziemy. Dobranoc panu – powiedział Robert, razem z bratem kierując się w stronę wyjścia. Wyciągnął telefon i po chwili powiedział: - Brutus? Mamy robotę, piszesz się ?           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)