sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 14

- Motyl... – zaczął Siwy.
- Zaraz. Może tak przestaniesz się wysługiwać chłopakami od brudnej roboty, co? Boisz się?! – Blady igrał z ogniem.
- Przeginasz...
- Ja? Wcale! Dopiero się rozkręcam. Mam dużo do powiedzenia. Mogę wymienić wady twojego idealnego świata, co?
Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni. Siwy wyglądał na zaniepokojonego.
- No co? Zaskoczony? Mnie nazywasz konfidentem, a kto, kurwa, ma znajomości na komendzie? No kto?! Kto im podał jak na tacy Kryspina?! Że niby ja czy Gutek?! Najlepiej zwalić na kogoś, kto tu na stałe nie siedzi...
- To ty? – zapytał Motyl Siwego.
- No co?! Zabrakło odwagi, żeby się przyznać?! Myślałem, że niżej już upaść nie możesz! Kablować na kumpli?! – pokiwał z dezaprobatą głową. – Chociaż nie! Ty po prostu w taki sposób pozbywasz się niewygodnych kolegów, co?! No może zaprzeczysz?! Nie?! Tak też myślałem. Teraz sobie odpowiedz, jak traktuje się tutaj konfidentów! Ja na twoim miejscu zacząłbym się obawiać o swoje zdrowie!
- Życie – dodał ktoś z tyłu.
- Widzisz?! Już się buntują! Tego nie przewidziałeś, co?!
Siwy wyciągnął ręce z kieszeni. W jednej coś błysnęło.
„Kastet. O tym nie pomyślałem. Mam nadzieję, że nie wie o moich trzech połamanych żebrach... No to lipa” – pomyślał Blady widząc Siwego kierującego się w jego stronę.
Rozpoczęła się bójka.
Ktoś chciał się do niej włączyć, jednak Motyl zagrodził mu drogę mówiąc przy tym:
- Spróbuj.
Chłopak wycofał się dwa kroki do tyłu. Motyl odwrócił się by dalej obserwować bójkę. Nagle Blady podciął Siwemu nogi. Ten upadł na podłogę. Blady wykorzystał sytuację. Złapał go za włosy i z całej siły uderzył jego głową w szklany stół, który z hukiem rozbił się na miliony kawałeczków jednocześnie nieźle haratając mu buźkę.
- Uuu... – padło z grupy.
Jednak Blady jeszcze nie skończył. Podniósł go za włosy z podłogi i uderzył w swoje zgięte kolano. Upuścił Siwego z powrotem na podłogę i poczekał chwilę.
„Podniesie się?” – zapytał w myślach, przyglądając mu się uważnie.
Jednak ten się nie podniósł. Blady bez słowa zabrał kurtkę z fotela i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. Nagle czterech chłopaków zablokowało mu wyjście.
„Zajebiście” – pomyślał zrezygnowany, po czym odwrócił się przodem do Motyla.
Chwila ciszy.
- No to co teraz? – zapytał Blady.
Był nieźle poobijany. Zrastające się żebra i silny cios kastetem nie były dobrym połączeniem. Chociaż Blady w porównaniu z Siwym wyszedł z tej bójki praktycznie bez szwanku. Nie leżał przynajmniej zakrwawiony w odłamkach szkła.
- A mam przypomnieć ci zasady?
- Chyba nie bierzecie tego na poważnie. Siwy się wyliże i będzie okej.
- Trzecia i ostatnia zasada mówi, że...
- Wiem, co mówi! – Marcin prawie krzyknął.
- A więc?
- A więc znajdziecie sobie kogoś innego! Nie wejdę na jego miejsce!
- Nie masz wyjścia – zaznaczył Motyl.
Wkurzony Blady ruszył powoli w jego kierunku mówiąc:
- Nie mam wyjścia powiadasz?!
- Chyba nie myślisz że nadal chcemy Siwego po tym co odwinął Kryspinowi – powiedział jeden z chłopaków, który wcześniej zastawił Marcinowi drogę.
- Powiedzmy tak. Nie jestem zainteresowany waszą propozycją, okej?!
- Chyba tak tego nie zostawisz? – ponownie odezwał się chłopak pod drzwiami, tyle, że tym razem do Motyla.
- Nie no, Wiśnia. O to możesz być akurat spokojny. Mi też nie podobały się rządy Siwego.
- A Blady jest fajnym kumplem, więc... – odezwał się Brutus, który ni stąd ni zowąd wszedł do pomieszczenia.
- Żebyś zaraz nie zmienił zdania! – Blademu już puszczały nerwy.
- A co mamy zrobić, żebyś się zgodził? – kontynuował Motyl.
- Nic!
- Czyli się zgadzasz?
- Nie, kurwa, nie!
- A może jest coś, co zawsze chciałeś mieć? – zapytał Motyl.
- Nie jestem przekupną męd... Zaraz! Jest! Jeśli mi to załatwicie to się zgodzę – rzekł podstępnie.
- Okej. A co to takiego? – zapytał spokojnie Motyl.
- Załatwisz mi autograf Magika z K44 z dedykacją, a zostanę.
- No to... – zaczął Motyl.
- Zaraz! On nie żyje! Tak to nie ma! – wtrącił się Brutus
- To jak go załatwicie to się do mnie zgłoście. Brutus będzie wiedział, gdzie mnie szukać – rzekł z uśmiechem i ponownie ruszył w kierunku wyjścia. – Przesuńcie się! – warknął w stronę Wiśni i trzech pozostałych mężczyzn, którzy nadal zagradzali przejście.
Ci jednak spojrzeli pytającym wzrokiem na Motyla.
- Mam powtórzyć?! – Blady prawie krzyknął.
Ustąpili. Marcin wyszedł z pomieszczenia, a później z kamienicy.
„Kurwa! Ale boli!” – pomyślał krzywiąc się przy każdym następnym kroku.
Natomiast w pomieszczeniu.
- I co teraz? – zapytał Wiśnia.
- Trzeba poszukać fana co ma autograf.
- I co? Przecież nie będzie na nim dedykacji „dla Bladego”.
- A zaznaczył, że ma być napisane Blady? Nie! Wystarczy Marcin. Chcecie go na miejscu Siwego?! – widząc miny zebranych Motyl dodał – To radzę szukać w Katowicach.

Późnym wieczorem. 
Marcin chodził z kąta w kąt myśląc przy tym: „Ale się wjebałem...”. Nie wytrzymał. Wziął telefon i:
- Michał?
- N... – ziewnął. – No? Coś się stało? Jest... druga w nocy! Ty nie śpisz?
- Stary, wjebałem się po same uszy...
- Co...
- To nie na telefon. Weź się ogarnij i spotkamy się u Grubego, co?
- W barze? Oszalałeś?! Jutro...
- Michał... – powiedział wręcz błagalnym głosem.
- Dobra.

Po pół godzinie w barze.
Do Bladego dosiadł się jeszcze zaspany Michał mówiąc:
- Viola mnie opieprzyła. Mam nadzieję, że to coś ważnego.
- Stary, wjebałem się po same uszy – powtórzył. – I nie mam szans by się z tego wyplątać.
- A trochę jaśniej?
Marcin opowiedział mu całą sytuację sprzed kilku godzin.
- No to się wjebałeś.
- Dzięki – rzekł zrezygnowany. – I co teraz? Jak oni jakimś cudem go zdobędą to człowieku leżę na wznak i kwiczę. Po pierwsze nie mam wyjścia, a po drugie Siwy mi nie odpuści.
- Bardzo oberwałeś?
- Kurwa, tych połamanych żeber to już wcale nie czuję. Chociaż wróć! Właśnie teraz to ja je zajebiście czuję! Przy każdym kroku i ruchu w ogóle.
- A tak, coś jeszcze?
- No... z kilka siniaków i ręka mnie boli jak cholera.
- A on?
- Jak wychodziłem był nieprzytomny i miał nieźle poharataną buźkę. I mogę się założyć, że jeszcze od nich oberwał za Kryspina.
- A on to aż taki ważny był?
- Kto? Kryspin? – zapytał Marcin. – Nie ma takiej osoby, która by go nie lubiła. No Krystian... kiedyś był u mnie jak przyszedłeś po film, pamiętasz?
- Ten blondyn?
- Dokładnie.
- A myślisz, że Siwy będzie chciał się odpłacić?
- W to akurat nie wątpię.

W tym samym czasie pod drzwiami od mieszkania Marcina.
„Jak ja się cieszę, że dał mi te klucze” – pomyślała Endi otwierając drzwi. Po cichutku weszła w głąb ciemnego mieszkania zostawiając drzwi otwarte.
- Ciemno tu – rzekła cicho sama do siebie, jednocześnie zaglądając do pokoju Cinka. – Nie ma go – rzekła zaskoczona, już zupełnie głośno. – Mamo, wchodź! – zawołała, równocześnie zapalając światło w salonie.
Malwina weszła ciągnąc za sobą dość spore terrarium z wężem w środku.
- Dasz sobie radę? – zapytała córkę.
- Tak, jedź do domu. Wrócę taksówką.
- Okej.
Po chwili Anita została sama w mieszkaniu. Zaciągnęła półkę z terrarium pod okno za kanapą.
- Dobra. Tu może być. Kartka! – zajrzała do torebki i wyciągnęła już wcześniej napisaną wiadomość.

„To jest twój prezent na święta. A przynajmniej powinien być w terrarium. Jak go nie ma, to masz mały kłopot ;)
TROPI DOLAEMUS WAGLERI
Przynajmniej tak mi mówili w tym... sklepie. Wspominałeś kiedyś, że chciałbyś go mieć – to masz. Daję ci teraz, bo ta wielka szafka i terrarium nie zmieściłyby się w żadnym z samochodów, którymi jedziemy.
No to już chyba wszystko. Pa ;*
Andzia.”

Położyła kartkę na pokrywie od terrarium. Jeszcze raz spojrzała na czarno-żółtego węża na konarze w jego oszklonym królestwie i zgasiła światło w salonie.
„Wszystko zostawiłam?” – myślała idąc tyłem. – „Jedzenie, wodę, węża...”
Nieoczekiwanie poczuła, jak czyjeś ręce obejmują ją w pasie i przyciągają do siebie.
- Endi, co ty tu robisz? – zapytał Marcin.
- Ja? – zapytała odwracając się do niego przodem. – Robię ci niespodziankę, ale i tak się nie udała... – zakończyła przybita.
- A jaką? – zapytał zapalając światło.
- Nieważ... Co ci się... Biłeś się! – krzyknęła radykalnie zmieniając ton głosu z przyjaznego na bardzo, ale to bardzo nieprzyjazny. – Z kim?!
- Nieważne – rzekł spokojnie, całkowicie ignorując jej wybuch i spoglądając ponad jej ramieniem. – Czy ja widzę... to... WOW! – zawołał, jednocześnie podchodząc bliżej terrarium. – Skąd... – zauważył kartkę. Wziął ją do ręki i przeczytał.
- Pytam się, z kim się biłeś, do jasnej cholery! Nic ci nie jest? Mogło ci się coś stać! – podchodziła coraz bliżej. – Jest trzecia... po trzeciej! Gdzie ty byłeś?!
- Endi – rzekł odwracając się do niej przodem. – Jesteś cudowna! – podniósł ją i obrócił o 360 stopni . Na chwilę zapomniał o uporczywym bólu. Na chwilę.
Uradowany otworzył terrarium i wziął swój prezent na ręce.
- Jest zajebisty! Ale on pewnie kosztował...
- Eee tam. Nie odpowiesz na moje pytanie?
Marcin zignorował ją, uważnie przyglądając się zwierzęciu, które trzymał na rękach. Dziewczyna postanowiła nie nalegać.
- Masz pozdrowienia od mojej mamy. Pomogła mi go tu wnieść.
- Tak? Dzięki. To o nim mówiła...
- Mówiła? Papla!
- Zaoferowała się z pomocą karmienia go. Właśnie, wracamy w styczniu, ktoś go musi karmić!
- Mama bardzo polubiła Zdzisia.
- Kogo?
- Tak go nazwała. Nie mam z tym nic wspólnego – odparła z uśmiechem.
- Zdziś – powtórzył, jednocześnie spoglądając na owego osobnika. – Zdziś. Zdzisio. No dobra. Dziwię się, że się go nie bała – odłożył syczącą bestię do terrarium.
- Nie, no co ty? Ma to po mnie – rzekła Andzia nadal się uśmiechając. – Dobra. Oboje musimy się przespać. Więc pa! – powiedziała, po czym już miała się odwrócić, gdy Marcin złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Andzia wylądowała w jego ramionach, jednocześnie przy tym lekko uderzając  łokciem w obolałe miejsce. Marcin skrzywił się i zmrużył oczy, jednak w ułamku sekundy wziął się w garść i spojrzał prosto w jej zielone tęczówki.
- Tak bez pożegnania? Nieładnie – wyszeptał.
Uradowana dziewczyna zaplotła swoje ręce na jego szyi i pocałowała go, po czym niechętnie oderwała się od niego.
- Dziękuję – szepnął.
- Za co?
- Za wszystko.
Anita uśmiechnęła się do niego, po czym powiedziała czule.
- Dobranoc – i ruszyła w kierunku wyjścia.
Po chwili już jej nie było. Marcin jeszcze chwilę pozachwycał się Zdzisiem i także położył się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)