poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 35

Cisza...
- Endi, ja... – zaczął Marcin, ale dziewczyna przerwała mu chłodno.
- Nie nazywaj mnie tak. Po co w ogóle do mnie dzwonisz?
- Wiem, że źle...
- Albo wiesz co? Wcale mnie to nie obchodzi! – znów mu przerwała, mówiąc głośniej niż poprzednio.
- Zrozum, ja naprawdę...
- Nie, nie! – teraz już krzyczała. – Zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego co tu się działo?! Przez was spadłam na samo dno! I co, jesteś z siebie dumny?!
Wojtek i Joker wyszli ze swoich pokoi. Spojrzeli się najpierw na siebie, a później na wrzeszczącą Anitę.
- Nie, ja popełniłem...
- Chuj mnie to obchodzi!
- Przepraszam.
- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić to przepraszam?! Możesz się cieszyć, zabawiłeś się mną, od początku tego chciałeś! Jesteś najwstrętniejszą łajzą, jaką w życiu spotkałam!
- Wiem.
- No to dobrze, chociaż, kurwa, wnioski umiesz wyciągać!
- Bo ty mnie nie...
- Nie, to ty mnie nie rozumiesz! Nie chcę cię znać, nie chcę, żebyś do mnie dzwonił! Wypierdalaj z mojego życia! Żałuję każdej chwili, którą z tobą spędziłam!
- Ale ja cię kocham!
- Nie! Ty już wybrałeś co jest dla ciebie ważniejsze! – gdy to wykrzykiwała, zadrżał jej głos.
- To niepraw...
- Dla mnie to możesz tam zginąć! – krzyknęła, po czym z całej siły cisnęła swoim Sony Ericssonem o przeciwległą ścianę. 
Telefon rozpadł się na kawałki, ale ona nawet nie spojrzała w jego kierunku. Chwyciła w biegu swoją kurtkę i wybiegła z mieszkania mijając zaskoczonych chłopaków. 

W tym samym czasie w szkoleniowej jednostce wojskowej. 
Zgaszony  Marcin właśnie oddawał telefon swojemu nowemu kumplowi.
- Stary, będzie dobrze – Darek położył mu rękę na ramieniu. – Zobaczysz, wrócisz i wszystko się ułoży. 
Ten spojrzał na niego zrezygnowany. 
- Nie, nie ułoży się – odparł i ruszył w bliżej nieznanym kierunku. 
„Jak zwykle... Chciałem dobrze i... Po jaką cholerę go posłuchałem!? Mogłem jej powiedzieć, może by zrozumiała. Na pewno by zrozumiała. A ja jak zwykle musiałem zrobić po swojemu...” – myślał idąc w kierunku jednego z magazynów. Tam nigdy nikogo nie ma. 

Tymczasem w Polsce. 
Jeden z warszawskich internatów, męskich internatów. Recepcja i przeuroczy pan cieć.
- Nie wejdziesz panienko – rzekł po raz nasty do zapłakanej dziewczyny. Anity.
- Ale ja muszę. Boże... A mógłby pan zadzwonić pod pokój numer 18 i poprosić tutaj Dawida?
- A co ja? Wasz korespondent jestem? – zapytał urażony.
- Ale to naprawdę dla mnie bardzo ważne...
- Boże, to leć do niego – i wskazał na schody. 
- Dziękuję! – krzyknęła z radości i pobiegła w stronę pokoju swojego jedynego przyjaciela. 
Chwilę później była już pod drzwiami. Zapukała. Niecałą minutę później otworzył jej Dawid. Chłopak nawet nie zdążył zapytać co ją tu sprowadza, gdy ta rzuciła mu się na szyję i ponownie się rozpłakała. Nie wiedząc o co chodzi, przytulił ją do siebie i zaczął uspokajać głaszcząc po plecach. 
- Ćśśś...  
Dziewczyna wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- To może ja nie będę wam przeszkadzać – powiedział Kamil i zanim Brutus zdążył coś dodać, wyszedł z pokoju zabierając ze sobą kurtkę. 
Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Dawid odsunął Anitę od siebie.
- Chodź, usiądziemy - złapał ją za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Gdy usiedli, zapytał – Co się stało?
Dziewczyna spojrzała na niego zapuchniętymi oczami i pokręciła głową na „nie”, po czym ponownie się do niego przytuliła. 
„Blady, uduszę cię przy najbliższej okazji!” – pomyślał chłopak, jednocześnie odwzajemniając uścisk. 
Siedzieli tak dłuższą chwilę. W końcu dziewczyna przestała płakać. Nie odrywając się od Brutusa powiedziała cicho:
- Zadzwonił.
- Domyśliłem się – rzekł zacieśniając uścisk – Czego chciał? 
Chwila ciszy. 
- Chciał… - przełknęła głośno ślinę i zaczęła jeszcze raz. – Chciał przeprosić. 
- Trochę późno. I co?
- I przez niego rozwaliłam telefon. Ja już nie daję rady… Ja już nie chcę… Ja…
- Nie wolno ci tak myśleć! – powiedział stanowczo, odsuwając ją od siebie i patrząc jej prosto w oczy. 
- A dlaczego? Pokaż mi chociaż jeden powód, dla którego warto żyć!
- A twoi rodzice? 
Anita parsknęła śmiechem.
- A znajomi? Masz ich na pewno mnóstwo. 
- Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nie poświęciłabym wszystkich moich znajomych dla niego.
Brutus w akcie desperacji dodał:
- A ja?! 
- Co ty?
- Przytulić, pocieszyć, nakarmić, przewieźć – to tak, ale żeby zaliczyć do sensu życia, to już nie! – widząc jej zaskoczoną minę kontynuował – I co ty na to?
- Znaczy się, ja… Przepraszam – dodała skruszona.
- Obiecaj mi, że nigdy tego nie zrobisz. 
- Ja…
- Anita!
- No dobra. Powiedzmy.
- Możesz powtórzyć to ostanie? 
- Oj tam, nic. 
Pomierzyli się chwilę wzrokiem, po czym Dawid zmienił temat.
- Jak myślisz, skontaktuje się jeszcze z tobą?
- Mam nadzieję, że nie. Zresztą teraz nie ma jak. A po drugie chyba dałam mu do zrozumienia, że sobie tego nie życzę. 
- A mogę wiedzieć, co mu powiedziałaś?
- Że jest największą łajzą na świecie. 
Uśmiechnął się i powiedział:
- Ała. Zabolało.  
- Chyba nie. Przyznał mi rację. Tylko, że na koniec dodałam, że mógłby tam zginąć i mam nadzieję, że to go zabolało – widząc jego minę dodała – Wiem, że jesteście przyjaciółmi i źle ci się tego słucha, ale muszę się komuś wygadać, a właśnie tak o nim myślę.
Dawid przemówił dopiero po chwili ciszy.
- A co mówił poza tym, że cię przeprasza?
- Niedużo, głównie to ja mówiłam – przez chwilę milczała, po czym dodała – Powiedział, że mnie kocha.
- I co ty na to?
- Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktokolwiek tak kłamał. 
- A może nie kłamie?
- No to widocznie znamy inną definicję miłości.
Nieoczekiwanie do pokoju wszedł Kamil. Widząc, że Anita nadal gości w ich pokoju powiedział:
- No gołąbeczki, nie chcę wam przeszkadzać, ale jest jedenasta i ja kładę się spać – i bez skrupułów zaczął pozbywać się odzieży.
- Taaak – skomentował to Brutus. – To może cię odprowadzę? – i nie czekając na jej odpowiedź zaczął szukać swojej kurtki. 

Po niecałej godzinie spaceru. 
Zdezorientowany Dawid zapytał zmieniając bieżący temat.
- Rozumiem, że ci się nie spieszy do internatu? 
Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie.
- Bo przecież tam się właśnie wybieramy, prawda?
- Nie. 
- A dokąd? Do twoich rodziców? – zapytał, pośpiesznie kalkulując długą trasę. 
- Nie. 
- Pogodziłaś się z bratem? Ale to chyba w drugą stronę? 
- Nie. Idziemy tam – i wskazała na przód. – I nie pogodziłam się z nim.
Zirytowany Brutus zatrzymał się i zapytał:
- To gdzie my do jasnej cholery w ogóle idziemy? Dziewczyno, Boże, jest już dobrze po dwunastej, gadaj, gdzie idziemy!
- Która jest? Matko, Wojtek mnie zabije… - wciągnęła głośno powietrze zakrywając usta dłonią i rzekła – Miałam nie gadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)