środa, 10 lipca 2013

Rozdział 3

* Normalnie odnośniki robi się na końcu, ale mało komu chce się przewijać tekst do samego dołu by je przeczytać, więc ten jest na początku ;D 
W pewnym momencie naszego opowiadania pojawia się wyraz „Cinek”. Dla tych którzy nie wywnioskują z kontekstu o co (a raczej o kogo) chodzi wyjaśniamy, że szukałyśmy w Internecie jakiegoś skrótu do imienia „Marcin”, znalazłyśmy to i bardzo nam się to zdrobnienie spodobało xD. Co prawda był też skrót „Martynek”, ale wolałyśmy udawać, ze tego nie widzimy ;) No w każdym bądź razie Cinek to nie kto inny jak Marcin.
Miłego czytania ;*


Wtorek, jednostka.
Marcin rozmawiał właśnie z Bulterierem i innymi kumplami z pracy.
- No wtedy on strzelił tego gola. Myślałem, że zaraz dostanę cholery, że rzucę w swój nowiutki 42-calowy telewizor tym piwem! Rozumiecie, przegrałem pięć stów!
Zadzwonił jego telefon.
- Halo? – zaczął.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Marcinem Bojko?
- Tak.
- Halina Pietrzak, dyrektor trzeciego liceum ogólnokształcącego w Warszawie. Dzwonię w sprawie Anity Grabowskiej. 
- Tak? – zapytał niepewnie jednocześnie spoglądając na Michała.
- Czy mógłby pan przyjechać? Pana kuzynka czeka u mnie w gabinecie.
- Eee... Dobrze. Zaraz przyjadę – powiedział, po czym się rozłączył i zwrócił się do kumpli – To ja mykam, muszę coś załatwić.
- Dopiero zacząłeś robotę – zwrócił mu uwagę Michał.
- Dogadam się ze starym. To cześć – zakończył i już go nie było.

Pół godziny później.
Do gabinetu po ówczesnym zapukaniu wszedł Blady.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry – Marcin spojrzał na Anitę siedzącą na krześle.
Zmarszczył brwi widząc jej rozciętą wargę. Dziewczyna niepewnie zerknęła na niego, po czym spuściła wzrok. Marcin usiadł na drugim krześle obok niej.
- Wezwałam tutaj pana, ponieważ pana kuzynka pobiła się z kolegą znacznie uszkadzając mu rękę.
Marcin wybuchnął śmiechem myśląc: „Ona jego?”, ale szybko się opanował widząc minę dyrektorki.
- Ani ona ani on nie chcą powiedzieć o co poszło.
Marcin przyjrzał się jej uważnie.
- Zadzwoniłam do pana, bo rodziców uczennicy jak mówiła wcześniej nie ma w mieście, a brat jest w delegacji.
- Tak, w delegacji – potwierdził Blady.
- A więc oczekuję jakiejś pedagogicznej rozmowy, bo nasz szkolny psycholog już nie pomaga. To nie pierwsza taka sytuacja z udziałem Anity. To już któraś bójka z rzędu, choć co prawda od ponad tygodnia nie wpływały do mnie żadne skargi od innych nauczycieli.
- Tak, oczywiście. Porozmawiam z nią.
- Kuzynka ma wracać na lekcje, czy pan bierze za nią odpowiedzialność i zwalnia z reszty zajęć?
- Zwalniam.
- To tu proszę podpisać.
Marcin szybko podpisał i już miał wstać, gdy...
- A, zapomniałabym. Jest koniec listopada, co prawda zagrożenia będziemy rozsyłać jeszcze w tym tygodniu, ale tak przy okazji informuję, że Anita jest zagrożona z matematyki oceną niedostateczną.
Marcin głęboko wciągnął powietrze. Czyżby chciałby się uspokoić?
- Dziękuję za informacje. Do widzenia – rzekł, po czym pospiesznie opuścił gabinet dyrektorki.
Ledwo zamknęły się drzwi wejściowe szkoły, a speszona dziewczyna zaczęła:
- Przepraszam... ale wolałam, żebyś to był ty a nie rodzice albo Michał.
- Nie licz na to, że przyjmę to łagodniej. Czy ty w ogóle do cholery myślisz?! Pobiłaś się z kolegą?! O co?! Zagrożona z matematyki! No słucham!
- Mówiłam, że mam problemy z matematyką. Ja naprawdę się staram...
- A ta bójka?
Dziewczyna zwiesiła głowę.
- No słucham – stanął przy aucie i wyczekiwał jakichś wyjaśnień.
- Nieważne...
- Anita, do jasnej cholery!
- Naprawdę to nie jest takie ważne...
- Anita! – Marcin zacisnął pięści ze złości.
- No dobra – rzekła patrząc w dół. – Bo to zaczęło się od tego, że koleżanka mi powiedziała że on się założył z kolegami, że... no... że mnie przeleci... – pomimo tego, że miała spuszczoną głowę można było dostrzec rumieńce na jej policzkach. – No i zaczął się do mnie chamsko dostawiać. Nawet... zdobył skądś mój numer i wysyłał mi jednoznaczne smsy. Ale dzisiaj to już przegiął. Rzucił się na mnie i... zaczął mnie całować... – mówiła skrzywiona z obrzydzeniem w głosie. – Próbowałam się wyrwać... i wtedy poczułam jego ręce na... nieważne. W każdym bądź razie wtedy już posunął się za daleko. Udało mi się wyrwać i na początku zdzieliłam go w twarz. Tylko że... on mi oddał. Zdziwiłam się bardzo. I wtedy wykorzystałam te chwyty, co mi Michał wpajał przez ostatnie kilka lat. No i później wylądowałam u dyrektorki, a resztę to już znasz – zakończyła niepewnie na niego spoglądając.
Marcin był wyraźnie wściekły. Nie panował nad sobą.
- Ale ja się tylko broniłam – zapewniła szybko myśląc, że to na nią jest zły.
- Pokaż mi który to! – wręcz zażądał.
- Nieee... zapomnij!
- W ogóle nie dyskutuj! Pytam się po raz ostatni! Który to do cholery?!
Rozległ się dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Marcin chwilę pomyślał i zapytał ponownie:
- Nie powiesz?
- Zapomnij! Żebyś go zabił?
Boisko zaczęło zapełniać się uczniami. Dwoje z nich wyszło poza teren boiska, wprost w ręce Marcina. Wściekły Blady złapał jednego za kurtkę i przyparł do bramy.
- Jeśli mi go nie pokażesz to przetrzepię każdego na tym boisku, a zacznę od tych dwóch.
Chłopak zaczął się trząść. Marcin zamachnął się, a Anita krzyknęła przerażona:
- NIE! Dobra. Pokażę ci go. Zostaw go w spokoju!
Marcin z uśmiechem odstawił na ziemię Bogu ducha winnego nastolatka i wszedł na teren boiska. Zrezygnowana dziewczyna ruszyła za nim. Po drodze do Andzi podbiegły Monika i Aśka – jej najlepsze przyjaciółki.
- Dlaczego nie było cię na chemii?
- Aśka, nie teraz – odparła, przyspieszając.
- To ten? – zapytała Monika wskazując na chłopaka przed nimi.
- Tak, ten. Nie teraz, Monia.
- Ty, wygląda na jakieś dziewiętnaście lat, nie? – zagadnęła Aśka do Moniki.
- Noo... – odrzekła tamta idąc za Andzią i Marcinem.
Marcin parsknął śmiechem, po czym zatrzymał się na środku boiska, odwrócił się do Endi przodem i zapytał ponownie:
- Który to?
- Boże! Nienawidzę konfidentów, a teraz sama kabluję! – rzekła załamana.
- No ja powiedziałem. Mogę dojść do tego sam.
- Nie! Wolę żebyś dorwał tego jednego niż dwustu niewinnych!
- O co chodzi? – zapytała zdezorientowana Asia Monikę.
- Nie wiem.
Anita rozglądała się po boisku w poszukiwaniu Damiana S. :) Zamknęła oczy, wciągnęła powietrze, po czym wskazała na niego.
- To ten w szarej kurtce.
- Zostań tu! – powiedział ostro.
- Chyba oszalałeś!
Spojrzał na nią wściekły, po czym ruszył przed siebie. Wyobraził sobie jak ten palant dobiera się do Anity. Ogarnęła go furia! Widział go. 10 metrów... 9... 8... 7... 6... 5... w tym momencie owy osobnik spojrzał się na niego... 3... 2... 1... i...
- Ty gnoju! – popchnął go na ścianę.
- O co ci kurwa chodzi?! – zapytał zdezorientowany chłopak.
- Mieliście rozmawiać! – krzyknęła wściekła Andzia.
Wszyscy spojrzeli na nią.
- No przecież rozmawiam! – odpowiedział jej Marcin.
- A ty kim w ogóle jesteś?! – Damian, gieroj szkoły, zrzucił plecak.
Zgromadzony wokół tłum zaczął wyć. Jeden z chłopaków wyciągnął telefon. Blady spojrzał na niego tak, że ten od razu schował go z powrotem do kieszeni.
- To ja się pytam kim ty kurwa jesteś, że się do niej przystawiasz?! – Marcin podszedł bliżej.
- Ja...
- Zresztą gówno mnie to obchodzi! Powiem ci raz i nie będę powtarzał! Jeszcze raz jej dotkniesz, a ja się o tym dowiem, to cię zajebię! Zrozumiano?! – ponownie go popchnął.
- Blady! – krzyknęła Andzia.
Marcin odruchowo spojrzał na nią. Nie wiedział, że wie, jak go przezywają. Chwilę ciszy przerwał jeden z chłopaków.
- To ten Blady? – zapytał kumpla.
Marcin się otrząsnął i zapytał ponownie:
- Zrozumiano, się pytam?!
- A co ty mi możesz zrobić? – zapytał złośliwie.
- Oj, byś się zdziwił. Mogę cię załatwić tak jak poprzedniego. Chcesz wylądować w bagażniku w drodze do lasu? A może wpadnę do ciebie wieczorem, co? Ojciec w delegacji, matka na nocce... Pobawimy się trochę! – Marcin zaryzykował tym stwierdzeniem, ale widząc przerażoną minę chłopaka pomyślał „Bingo!”.
Echem poniosło się stwierdzenie: „To na bank ten Blady.”.
Wpieniony Marcin odwrócił się w stronę dobiegającego go głosu.
- A wy gdzie się kurwa szlajacie, że mnie znacie?!
Kilka osób, ubranych niemalże identycznie cofnęło się o krok.
- Marcin, opanuj się!! – krzyknęła przerażona Anita.
Ten odwrócił się w jej kierunku i niespodziewanie oberwał w bok od Damiana. Nawet nie stęknął, nawet nie drgnął.
- I to wszystko? – zapytał rozbawiony. – Bijesz jak ciota! Nie dziwię się, że Anita cię zlała.
Z tłumu od razu dobiegły ich pojedyncze śmiechy „Taa... dresy!”
Marcin parsknął śmiechem i ruszył w kierunku Andzi.
- I tak dasz mi wcześniej czy później! Wszystkie jesteście takie same! – zawołał zza jego pleców Damian.
Anita poczerwieniała ze złości. Ktoś zawył. Marcin pokiwał głową z dezaprobatą, ponownie się odwrócił, zamachnął się i uderzył z całej siły w szczękę Damiana. Polała się krew. Gdy koleś odzyskał równowagę dostał porządnego kopa w brzuch.
- I właśnie o takim Bladym słyszałem – dodał jeden z gapiów.
- Co to za zbiegowisko?! – krzyknął zbliżający się nauczyciel (jak zawsze, gdy jest już po wszystkim) – Się pytam!
- Stul pysk – Marcin zwrócił się do nauczyciela, po czym objął Anitę ramieniem i razem ruszyli w stronę jego srebrnego Audi R8. 
Wszystkie spojrzenia podążyły za nimi. Otworzył jej drzwi, po czym obszedł auto, wsiadł i po chwili ruszył z piskiem opon.

***

Dochodziła pierwsza w nocy. Anita wreszcie uporała się z wszystkimi lekcjami, spakowała na rano do szkoły, położyła się do łóżka i zgasiła lampkę. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy już spała. Właśnie zaczęło się jej coś śnić, coś fajnego, gdy nagle rozległ się dźwięk jej telefonu: 
„Po pierwsze robię taki wjazd, że wszyscy robią hałas. Po drugie jak się komuś nie podoba – niech spierdala. Po trzecie to ten track jest po to by z nóg zwalać...”
Dopiero teraz się obudziła. „Budzik?” – pomyślała ze złością, nie otwierając oczu. – „Nie, za wcześnie. Kto, do cholery, do mnie wydzwania?!” Odrzuciła połączenie nie patrząc nawet na wyświetlacz. Przewróciła się na drugi bok, ułożyła się wygodnie i...
„Po pierwsze robię taki wjazd, że wszyscy robią hałas...”
Gwałtownie usiadła na łóżku, złapała telefon i spojrzała na wyświetlacz z zamiarem zwyzywania niedoszłego rozmówcy. Ku jej zdziwieniu wyświetlało się „Marcin;*”. Odebrała.
- Halo?
- Hej! Obudziłem cię?
- Nie, no co ty? Kogo obchodzi, że... – spojrzała na zegarek - ...że 25 minut temu położyłam się spać, bo siedziałam nad matmą?
- Też się cieszę, że cię słyszę kochanie – uśmiechnął się Marcin.
- Ha, ha. Chciałeś coś szczególnego czy zebrało ci się na nocne rozmowy? – zapytała przecierając oczy.
- Chciałem. Wstawaj z wyrka, ubierz się ciepło i chodź tu do mnie, bo stoję pod twoim domem.
- Co?! – krzyknęła dziewczyna, ale szybko ściszyła głos myśląc o śpiących rodzicach. – Co ty tu robisz?
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Zobaczysz. Tylko się ciepło ubierz, bo tam, gdzie cię zabiorę nie ma ogrzewania
- Ale...
- No co, nie chcesz? No okej, to wracam do domu.
- Nie! Poczekaj chwilę. Już wstaję.
- Od razu lepiej! Czekam – rozłączył się.
Anita zwlokła się z łóżka, trochę się ogarnęła i po cichu wyszła z domu. Marcin stał koła swojego Audi. Podeszła do niego, cały czas ledwo widząc na oczy. Ten na jej widok się uśmiechnął, pocałował ją w policzek i otworzył jej drzwi do auta. Gdy wsiadła zatrzasnął drzwi, obszedł auto i również wsiadł do samochodu. Spojrzał na nią. Siedziała z głową opartą o zagłówek, miała zamknięte oczy. Nic nie mówiła. Gdy chłopak odpalił silnik, otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Gdzie mnie targasz? A później mówią, że nic nie zapamiętuję z lekcji.
- Zobaczysz. Niespodzianka to niespodzianka.
- Aha. No okej – zamilkła na chwilę i dodała – Starzy mnie zabiją.
- Albo mnie – odparł Marcin. – Jedno z dwojga.
Wybuchnęli śmiechem. Przez dłuższą chwilę jechali w ciszy. W końcu Blady rzekł:
- Jesteśmy na miejscu.
Anita podniosła głowę (znowu zasypiała) i rozejrzała się.
- Nie – powiedziała. – Nie umiem.
Zaparkowali koło sezonowego lodowiska.
- Już to kiedyś słyszałem – odparł z uśmiechem.
- Ale... moment. Przecież dochodzi druga, jest nieczynne i nikogo nie ma.
- No właśnie – uśmiechnął się do niej łobuzersko. – Mówisz, że nie umiesz? Przynajmniej nikt nie będzie ci przeszkadzał w nauce.
- A łyżwy? – zapytała, chociaż wiedziała co chłopak zaraz odpowie.
Ten wskazał na wypożyczalnię.
- Pożyczymy.
- Ale... nie... nie mów, że...
- Dokładnie. To co, wchodzimy?
Zwinnym ruchem przeskoczył płot. Anita patrzyła na niego zaskoczona. Ten spojrzał na nią i zapytał.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie – mruknęła, po czym równie szybko przedostała się na teren lodowiska.
- To teraz łyżwy.
Pewnie podszedł do wypożyczalni. Dla pewności nacisnął klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Przystąpił więc do planu B. Wybił szybę łokciem, sięgnął przez okno do drzwi i otworzył je od środka. Wynurzył się z powrotem na zewnątrz, ponownie nacisnął klamkę, a gdy drzwi ustąpiły wskazał na wejście i rzekł:
- Panie przodem.
Anita weszła do środka, Marcin za nią. Po chwili wyszli, każde z nich trzymało parę łyżew.

Po 5 minutach.
- Anita, błagam, nie mów, że nigdy nie byłaś na lodowisku.
- No nie, nie byłam. To nie jest mój sport! Cholera, jak to się wiąże?! – zapytała szarpiąc się ze sznurówkami.
- Normalnie. Ale ja nie rozumiem, najlepsze oceny zgarniasz właśnie z wuefu, a na łyżwach jeździć nie umiesz.
- Na lodowisko ze szkołą nie chodzimy. I dobrze. Wolę ćwiczenia wysiłkowe, albo jakieś biegi czy ewentualnie meczyki, ale zdecydowanie na stabilnym podłożu. A akrobacje na jakichś cholernych butach z beznadziejnymi sznurówkami nie są dla mnie, tak jak taniec – rzekła, kończąc zawiązywać drugą łyżwę.
- To się okaże! – odparł wesoło Blady, podając jej rękę.
Domyślił się, że będzie ciężko, kiedy nie potrafiła nawet utrzymać równowagi na łyżwach przed wejściem na lód. Nie poddał się jednak. Wszedł na lodowisko jako pierwszy, po czym ponownie podał jej rękę i powiedział:
- Wchodź.
Dziewczyna ostrożnie weszła na śliską powierzchnię. Od razu drugą ręką złapała się barierki.
- Chcę zejść – powiedziała płaczliwym głosem.
- Zaraz nie będziesz chciała – zapewnił ją, odrywając jej rękę od barierki. – Po prostu musisz wyczuć jak trzymać stopy, żeby nie stracić równowagi.
Nadal trzymając ją za ręce zaczął jechać tyłem ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna zaczęła panikować.
- Spokojnie! Trzymam cię! Prawa... Lewa... Prawa...
BUM!
Po chwili oboje leżeli na lodzie. A właściwie to Marcin leżał na lodzie, Anita przewróciła się na niego. Teraz próbowała się podnieść mówiąc przy tym:
- Przepraszam... Nie chciałam.
- Okej, spokojnie, nic się nie stało.
Podniósł się i pomógł jej wstać. Spróbowali ponownie. Dziewczyna wyraźnie miała dwie lewe nogi do jazdy na łyżwach. Przy dwóch następnych upadkach cały czas go przepraszała. Za czwartym razem upadła na niego tak, że z całej siły uderzyła go łokciem prosto w żebra. Marcin zwinął się na lodzie. Anita, przerażona, że mogła mu coś zrobić, poderwała się z miejsca i sama stanęła na lodzie, bez problemu utrzymując równowagę. Chłopak był tym tak zaskoczony, że zapomniał o bólu i usiadł. Dziewczyna spojrzała z przerażeniem na swoje stopy, następnie na niego. Z niewiadomego powodu straciła równowagę i z hukiem upadła na twarde podłoże. Po kilku sekundach otrząsnęła się i na czworakach podeszła do Marcina.
- Chcesz mnie wykończyć, tak? Nie wiedziałeś jak, to zabrałeś mnie na lodo, a zrobiłeś to w środku nocy żeby nie było świadków!
Marcin uśmiechnął się, krótko pocałował ją w usta, poderwał się z miejsca i wyciągając do niej rękę rzekł:
- Wstawaj, mam pomysł!
Anita stękając stanęła na nogi. Marcin, nie puszczając jej ani na chwilę okrążył ją tak, że znalazł się za nią. Nadal trzymając ją za ręce powiedział:
- No śmiało. Prawa... Lewa... Prawa... Lewa...
Normalnym ludziom jechałoby się tak dwa razy trudniej, ale nie im. Anita, co prawda cały czas się potykała, ale czując ze sobą Marcina czuła się na tyle bezpiecznie, że zaczęła pewniej przebierać nogami. Po chwili Marcin z szerokim uśmiechem jechał obok niej trzymając ją za rękę. 
Jeździli tak jeszcze długo. Gdy zdarzało się im upaść, kwitowali to radosnym śmiechem i koniecznie także całusem. W pewnym momencie:
- No, Endi, zaraz będzie czwarta. Chyba czas wracać, co? Zaraz będziesz wstawać do szkoły.
- Bardzo śmieszne. Jestem ciekawa, na której lekcji zasnę.
Marcin podjechał do niej.
- A czy to ważne? Chyba nie jesteś zła, że cię tu przyciągnąłem?
- Nie! Absolutnie! Wręcz przeciwnie.
- I to chciałem usłyszeć. No chodź, ostatnie kółeczko i wracamy.
Po chwili zeszli z lodowiska, zmienili łyżwy na normalne buty i odłożyli je na miejsce. Anita rozejrzała się jeszcze po lodowisku. Jej wzrok nagle zatrzymał się na małym, niepozornym, ale mimo wszystko jakże groźnym urządzeniu.
- Marcin! – powiedziała pospiesznie. – Kamery! Tu są kamery!
- Eee tam... Atrapy. Przyjrzałem się im wcześniej – odrzekł obojętnym głosem.
Ruszył w stronę wyjścia, ale po chwili zorientował się, że Anita nadal stoi przy wypożyczalni z zaskoczoną miną.
- Coś nie tak?
Dziewczyna na moment zmarszczyła czoło, ale po chwili odpowiedziała:
- Nie, nieważne.
Ruszyła za nim. Przeszli przez płot i wsiedli do auta. Gdy Anita weszła do domu wszyscy jeszcze spali, na szczęście nikt nie zauważył jej nieobecności. Bez przebierania położyła się do łóżka i po kilku sekundach zasnęła z delikatnym uśmiechem na ustach.

Następny tydzień Anita spędziła prawie w całości z Cinkiem*. Jej matka z radością obserwowała przemianę córki dotyczącą zarówno jej wyglądu jak i zachowania. Sama nie miała nic przeciwko, że Endi wracała do domu tylko na noc, a całe popołudnia spędzała z chłopakiem na mieście (Anita nie pochwaliła się matce, że często gości u niego w mieszkaniu). Natomiast Michał z niepokojem obserwował pogłębiającą się znajomość siostry i kumpla, ale za każdym razem, gdy próbował coś na ten temat powiedzieć dostawał reprymendę od matki.

Nadszedł dzień koncertu
- Anitka, jest 5:10. Co ty robisz w tej łazience?
- Chwileczkę, już wychodzę! Boże, jak ja wyglądam? – dodała sama do siebie.
- Co?!
- Nic! – otworzyła drzwi.
Miała na sobie czarne skórzane botki na koreczku, czarne rajstopy, krótką spódniczkę z jeansu i bluzkę w nasyconym ciemnoniebieskim kolorze, lekko odsłaniającą ramiona i  delikatny makijaż. Włosy spięła klamrą.
- Ślicznie – rzekła mama na widok córki.
- Dzięki. Gdzie jest moja kurtka? Ta nowa, skórzana.
- Tu skarbie – Malwina podała jej ją.
Dziewczyna wyciągnęła z rękawa szalik, zawiązała go sobie na szyi, założyła kurtkę, po czym ją zapięła.
- To ja lecę.
- Wzięłaś kanapki?
- Tak.
- Telefon i pieniądze?
- Tak...
- Dokumenty?
- Tak!
- A spakowałaś ręcznik i szampon?
- Dla świętego spokoju tak!
- No, to miłej zabawy.
- Dzięki. Lecę, bo mnie Michaś zabije. Czeka w tym samochodzie i czeka...

Dwadzieścia minut później na dworcu.
- Nie czekać? – zapytał Bulterier.
- Nie. Pójdę do Moniki, stoi tam z Aśką. To ja lecę. 
- No cześć.
Dziewczyna wzięła swój plecak i wyszła z BMW brata. Pomachała mu i ruszyła w stronę koleżanek, przepychając się przez tłum ludzi.
- Andzia? Mówiłaś, że nie jedziesz – rzekła Monika.
- I nie jadę. Czekam, aż Michał odjedzie i się zwijam stąd. Nie kłamałaś, praktycznie cała szkoła jedzie.
- Noo...
- Andzia, super wyglądasz! – wtrąciła się Asia.
- Dzięki.
- BMW odjechało – rzekła cicho Monia.
- To ja mykam. Pa dziewczyny! Miłej zabawy! – rzekła Anita, po czym nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę parkingu. Stojąc na chodniku pomachała ręką i krzyknęła – TAXI! 
Jedna z taksówek zatrzymała się. Dziewczyna bez wahania wsiadła do niej i rzekła:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Czeka pana nietypowy kurs.
- Okej, to gdzie jedziemy?
- No nie znam dokładnie ulicy, ale najpierw jedziemy na Powstańców, a stamtąd pana pokieruję, okej?
- Okej.

Za piętnaście szósta.
- A teraz w prawo.
- To zrobimy drugie kółko.
- Niech pan skręci.
- Jak sobie panienka życzy.
- Jest! Tutaj, pod ten blok.
Anita zapłaciła za jazdę i ruszyła w stronę klatki nr 3.
- Mam zadzwonić? Jest za dziesięć szósta. Ale i tak będę musiała go obudzić – powiedziała sama do siebie, patrząc na spis nazwisk na domofonie.
Nieoczekiwanie z owej klatki wyszedł sąsiad, najprawdopodobniej po świeży chlebek. Anita skorzystała z okazji i weszła do środka.
„A teraz na trzecie piętro. Hmm... jestem ciekawa, czy już się wyspał po tej imprezie, na którą się wybierał...;D A jak będzie miał kaca i mnie nie wpuści? A jak poszedł do pracy? To zrobię włam... Nie, nie. Najwyżej pojadę następnym pociągiem na ten koncert...” – myślała.
- No i jestem – rzekła cicho zatrzymując się pod drzwiami od mieszkania Marcina.
„Zadzwonić czy zapukać? Jak ma kaca to nie usłyszy pukania. Dzwonię” – pomyślała, po czym nacisnęła dzwonek 3 razy.
DRYN! DRYN! DRYN!
Za trzecim razem przytrzymała najdłużej.
Dobiegło ją klnięcie pod nosem i trzask klucza w zamku, po czym drzwi się otworzyły.
Marcin stał tylko w czarnych bokserkach. Był bez koszulki, dzięki czemu było widać jego idealnie wymodelowaną klatę.
- Anita?! – nie krył zdziwienia.
- Łoł... – dziewczyna nie spodziewała się takiego widoku z samego rana. Szybko się jednak otrząsnęła i dodała – Hej! Nie przeszkadzam?
- Jest... – Marcin szukał zegarka.
- Szósta, wiem – wyręczyła go.
- Co ty tu robisz?
- Już wyjaśniam – bez zaproszenia weszła do mieszkania. – Moja szkoła, w sensie uczniowie, wymyślili sobie, że pojadą na ten koncert we Wrocławiu, a jak wszyscy jechali to przecież nie pójdę sama do szkoły. To rzecz jasna. Więc wymyśliłam sobie, że namówię mamę na ten koncert. No i namówiłam – rzekła, jednocześnie ściągając kurtkę i odwieszając ją. – A że za cholerę nie chciałam jechać, to sobie pomyślałam, że niby pojadę, a w rzeczywistości będę tutaj. No i wtedy Michał zgłosił się z pomocą, że mnie podwiezie na te PKP. To był kłopot, nie mogłam przecież odmówić. Ale dla chcącego nic trudnego – weszła do kuchni i postawiła czajnik z wodą na gaz. Czuła się jak u siebie w domu. – No to pojechałam sobie z nim na te PKP, a kiedy mój braciszek odjechał, wsiadłam w taksówkę i przyjechałam tutaj. Co prawda trzy razy zrobiliśmy z taksówkarzem kółko, ale jakoś dotarłam i oto jestem. Cieszysz się?
Chwila ciszy. Marcin musiał pozbierać myśli, a że był niewyspany i w dodatku na kacu, myślał trzy razy wolniej.
- A... a o której masz być w domu? – zapytał w końcu.
- Jutro około osiemnastej – rzekła z uśmiechem.
- Aha. Jutro... Zaraz! Jutro?!
- No – dziewczyna udała się ponownie do kuchni by wyłączyć czajnik. – Chcesz coś? Może herbaty? – zapytała.
- Co? Nie – rzekł sięgając do lodówki po wodę mineralną. Duszkiem wypił prawie połowę.
Dziewczyna zacmokała.
- Ale masz kaca... Nieźle się wczoraj balowało. Może prześpisz się jeszcze, co?
- Nie. Pójdę pod prysznic i jakoś to będzie – powiedział i ruszył w stronę toalety. Butelkę wziął ze sobą.
- Pod zimny! – zawołała za nim.
- Taa... samobójcą nie jestem – odparł i zamknął drzwi od łazienki.
Natomiast Endi wzięła kubek z herbatą, po czym rozsiadła się na kanapie i zaczęła penetrować swój plecak w poszukiwaniu prowiantu na drogę. Wyciągnęła z niego trzy bułki, odpakowała jedną i zaczęła ją jeść. Po chwili wyszedł Marcin, jak wcześniej, w samych bokserkach, tyle że miał mokre włosy i wyglądał jakby powoli zaczął się budzić.
- I jak? Lepiej? – zapytała z troską. – Mi tam zawsze mówili, że „lecz się tym, od czego zachorowałeś”.
- Bardzo śmieszne.
- Na którą idziesz do pracy?
- Dzisiaj mam szkolenie – rzekł podchodząc bliżej. – Na jedenastą.
- Do?
- Do osiemnastej.
- To mogę się gdzieś zmyć, lub też zostać tu i... zrobić obiad na przykład! – zaproponowała wesoło
- Niee... Kuchni to ty się lepiej nie dotykaj.
- Umiem gotować! To znaczy... trochę – sprostowała.
- Gotowanie zostaw mi, okej?
Dziewczyna pokazała mu język.
- No to się rozumiemy.
- Chcesz? – zapytała rzucając mu jedną z jeszcze nieodpakowanych bułek.
- Nie, dzięki – oddał ją.
- Ej no! Dobre są! Sama robiłam – rzekła podchodząc ze swoją napoczęto bułką. – Spróbuj – zachęciła.
Na wpół przytomny Marcin odgryzł kawałek bułki.
- No, dobra.
- No to zjedz całą. Na kaca musisz koniecznie cos zjeść. Chyba że chcesz wymiotować.
- Spokojnie. Mam mocną głowę.
„Telefon. Gdzie ja zostawiłem telefon?!” – pomyślał nagle, po czym ruszył w kierunku pokoju. Dziewczyna poszła za nim. Zaczął przeszukiwać kieszenie od spodni.
- Czego szukasz?
- Telefonu.
- Tam leży – wskazała na podłogę.
- Dzięki... – wziął go i zaczął przeszukiwać spis numerów. 
Przyłożył komórkę do ucha i...
- Witam, generale...
- ...
- No, ja właśnie w tej sprawie, bo widzi pan, jestem trochę chory... – spojrzał na Anitę, która z zaciekawieniem przysłuchiwała się temu co mówił.
- ...
- Tak, wiem, że od tego zależy mój awans...
- ...
- No mocno.
- ...
- No dobra, przyznaję, zabalowało się trochę.
- ...
- Nie, nie jestem w stanie przyjść. Nie dałbym rady.
- ...
- Tak, obiecuję, zaliczę to.
- ...
- Jutro? Ale... eee... jutro też nie mogę. Rodzina przyjeżdża. Pojutrze przyjdę, dobrze?
- ...
- Tak, położę się i wyleczę kaca...
- ...
- Wiem, sok pomidorowy z tabasco... No to do usłyszenia – zakończył i rozłączył się.
- Fajnego masz szefa – skomentowała to Anita.
- Wiem. To załatwione. Nie idę na szkolenie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a on rzekł:
- Daj mi chwilę, ogarnę się trochę i coś wymyślimy.

Chwilę później.
Marcin wyszedł już kompletnie ubrany, usiadł koło Andzi i zapytał:
- A nie mogłaś ściemnić, że pociąg wyjeżdża na przykład o dziesiątej?
- Taa... i Michaś by mnie odwiózł i zobaczył pusty peron.
- To twoja szkoła na serio pojechała na ten koncert?
- Yhym. To jak, mogę zostać? Bo wiesz... Zawsze mogę jeszcze pojechać.
- Sama do Wrocławia? Chyba oszalałaś. Zostaniesz tutaj. Tylko na drugi raz mogłabyś mnie uprzedzać o takich akcjach.
- Okej, okej... Zapamiętam.

Około trzeciej.
- No to po obiadku. Coś tam wybrałaś w końcu? – zapytał Marcin naburmuszoną Anitę (nie pozwolił jej pomóc w kuchni).
- Nie...
- Okej. To ja coś wybiorę – rzekł wstając i podchodząc do regału. – Horror, komedia, no ewentualnie znajdą się ze dwa animowane – to ostatnie dodał z rozbawieniem.
- Ha, ha... Bardzo śmieszne. Naprawdę, ubaw po pachy.
- No to jak?
- Wiesz co? Nie mam już ochoty na film. W ogóle nie mam ochoty na nic! – rzekła z wściekłością wstając i udając się do wyjścia. Założyła szybko kurtkę, wzięła plecak i otworzyła drzwi. – To cześć!
- Ej, Endi! – zawołał za nią, ale odpowiedziało mu tylko trzaśnięcie drzwi.
„Jak ma mnie za szczeniaka – okej. Nie ma sprawy. Nie musi się ze szczeniakami spotykać, czy umawiać, czy w ogóle co on tam robi!” – pomyślała dziewczyna wychodząc z bloku i ruszając przed siebie. Szła chwilę gdy zadzwonił jej telefon. Odebrała odruchowo.
- Andzia? Tu Monika. Mają przerwę techniczną to zadzwoniłam, bo... bo muszę z tobą pogadać.
- Monia, ty płaczesz? – zapytała przystając. – Co się stało?
- Pamiętasz tego Bartka...?
- Tego z trzeciej klasy? Gadasz o nim od miesiąca, a chodzisz z nim od dwóch tygodni, tak? Ten?
- No... To on... On ze mną zerwał!
- Jeny, Monia, nie płacz. Opowiedz co się stało.
- Najpierw przyszedł i mi się przyznał, że całował się z tą Anią z jego klasy. No wiesz, tą, co zalicza każdego... I... i później dodał, że do siebie nie pasujemy, bo... bo on jest... bo jestem dla niego za młoda, rozumiesz? Dwa lata różnicy! A później przyszła do mnie ta cała Ania i powiedziała, że są razem i że się nim pobawi i mi go odda, rozumiesz?!
- A to dziwka... – nagle Anita poczuła, że ktoś obejmuje ją w pasie i przyciąga do siebie, po czym całuje w szyję i szepcze do ucha:
- Nie ładnie tak klnąć. A po drugie, moja kochana, nie bierz wszystkiego tak na serio, to był żart.
Wkurzona Anita strąciła ręce Marcina i odeszła kawałek, po czym rzekła:
- Monia, nie przejmuj się tak, a co do tej Ani, to ja sobie z nią pogadam w szkole... Nie, załatwię to tak, że tym razem nie wyląduję u dyrektorki na dywaniku. A zresztą teraz mi nie zależy – dodała to patrząc na Marcina, po czym odwróciła się do niego tyłem i ruszyła przed siebie. – Mówię ci, nie przejmuj się tym. Zmądrzeje, a jak nie, to nie warto nawet było z nim być. Tym bardziej jak zostanie z tą rudą... no.
- Endi! – zawołał za nią i ruszył w jej kierunku.
- Nie, nie przeszkadzasz. Nie robię nic konkretnego – rzekła bardziej dobitnie.
- To co mam zrobić?! Uklęknąć i błagać o wybaczenie?!! – krzyknął za nią tak, że przechodnie spojrzeli w ich stronę.
- Monia, wiesz co? Poczekaj sekundkę – Anita odwróciła się do niego przodem i spojrzała na niego wyczekująco.
Marcin podszedł bliżej z miną skazańca i...
- Andzia... – ukląkł. – No Endi...
- Słucham?
- Przepraszam...
- Że?
- Że zachowałem się jak skończony dupek.
Ludzie na chodniku przypatrywali się tej scenie, lecz oni nie zwracali na to uwagi.
- I?
- I obiecuję, że już nigdy tak nie postąpię. Wybaczysz mi?
Dziewczyna chwilę pomyślała, po czym uśmiechnęła się do chłopaka, nadal klęczącego przed nią na kolanach, i zapytała:
- Mogę ci zrobić zdjęcie?
- Spróbuj – powiedział wstając, podchodząc bliżej i przytulając ją do siebie.
Po tej scenie przechodnie machnęli ręką i rozeszli się w różnych kierunkach mówiąc do siebie:
- A myślałem, że będzie goręcej...
Marcin objął ją w pasie i ruszyli z powrotem do jego mieszkania.
- Mówię ci, Monia, że nie przeszkadzasz. Powtarzam: popraw makijaż i pokaż, że ci nie zależy, to przyleci i przeprosi. Zawsze działa – rzekła spoglądając na Marcina, który nie był zadowolony z tego, co usłyszał.
Dziewczyna skręciła w stronę sklepu.
- Monia, setny raz ci powtarzam. Czy kiedykolwiek doradziłam ci źle? No to mnie słuchaj. Muszę kończyć. Pa – otworzyła drzwi i weszła do osiedlowego sklepu. - Dzień dobry. 
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – zapytała młoda kasjerka.
- Chwileczkę. Muszę pomyśleć...
- Dobrze – odparła, po czym zwróciła się do Marcina. – A ty Marcin? – zrobiła maślane oczka.
- Nie, dzięki. My jesteśmy razem.
- Kuzynka?
- Nie... – zaprzeczył od razu. – Dziewczyna.
- Aha – kasjerka wyraźnie posmutniała.
Nagle odezwała się Anita.
- To ja poproszę...

W mieszkaniu Marcina.
- No co, dziewczynie nie pozwolisz skorzystać z kuchni? Ej no... gdzie twoje maniery? – zapytała zgryźliwie.
- To było nie fair. Grasz nieczysto.
- To może dostanę czerwoną kartkę? – rzekła podchodząc bardzo blisko niego.
- Jak na razie masz zielone światło. Jeśli wiesz o co mi chodzi – odrzekł uśmiechając się łobuzersko.
Grzeczna Anitka bez opamiętania wpiła się w jego usta. Ręce Marcina powędrowały na jej biodra. Natomiast ona zaplotła swoje ręce na jego szyi i zaczęła mierzwić mu włosy. Marcin zrobił trzy kroki do przodu, przypierając ją do ściany. Całował dalej, najpierw delikatnie, później coraz namiętniej i namiętniej. Jednak po chwili delikatnie przerwał tę chwilę odsuwając się troszeczkę od niej. Spojrzał jej w oczy i wydyszał:
- Dziewczyno, kto ci dał prawo jazdy? Nie ruszaj z kopyta. Nie zaczyna się od setki na liczniku.
Oboje nie mogli złapać oddechu. Anita uśmiechnęła się, po czym ponownie zaplotła swoje ręce na jego szyi i wyszeptała wprost w jego usta:
- To ile mam punktów karnych? – i wymknęła się bokiem w stronę kuchni.
- Ty wiesz... – Marcin wszedł za nią do kuchni - ...że z każdym takim twoim zagraniem jestem bliski stracenia samokontroli?
- A nie chcesz jej stracić, tak?
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym ją stracić – przyznał szczerze, po czym podszedł do niej, objął ją w pasie i przytulił mocno do siebie.
- Nawet nie wiesz,  jak bardzo chciałam, żebyś to powie...
- Ćśśś... – przerwał jej, po czym przytulił ją jeszcze bardziej do siebie.
Dziewczyna przymknęła oczy i wtuliła się w niego. Stali tak chwilę, po czym Anita oderwała się od niego delikatnie, spojrzała mu w oczy, po czym odwróciła się w stronę torby z zakupami.
- A co to będzie? – zapytał przyglądając się jej z zaciekawieniem.
- Jak wyjdzie, to czekolada – rzekła z uśmiechem, po czym zaczęła nieco ciszej mówić do siebie. – Więc to było tak. 1 kostka Kasi, szklanka cukru... oki, jest. Pół szklanki wody, 3 łyżki kakao i 1 cukier waniliowy. No i zagotować i przestudzić.
Dziewczyna krzątała się po kuchni, a Marcin przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- A teraz kruszymy herbatniki – niespodziewanie odwróciła się do niego z jednym herbatnikiem w ręce i zapytała – Tygrysek zje kawałek?
Marcin wziął od niej ciastko i zjadł je z uśmiechem.
- Hmm... Awansowałem na tygryska...
- No to teraz 3 i pół paczki herbatników do wcześniej przestudzonej masy, mleko granulowane, wymieszać i wylać na blachę – dziewczyna wzięła łyżkę i zaczęła mieszać – Marcin...
- Hm?
- Możesz pomóc?
- No pokaż co ci tam wyszło.
- Bo... bo trzeba to wymieszać... – rzekła podając mu garnek z ową czekoladą.
Marcin wziął łyżkę i spróbował zamieszać. Trochę mu nie wyszło.
- Boże! Dziewczyno, zabijesz tym człowieka! Gdzie to jeść?
- Ćśśś... czasami tak się zdarza. Później robi się normalne – zapewniła go.
- Może dolać jakiegoś rozpuszczalnika, co? – zapytał z rozbawieniem.
- Haha.
Rozbawiony Marcin usiadł na podłodze, włożył sobie garnek między kolana, zaparł się i zaczął siłować się z łyżką i ową masą.
- Ja tego jeść nie będę – zapewnił.
Natomiast dziewczyna, patrząc na niego, skojarzyła sobie pewne istotne dla niej fakty.
„Bartek dwa lata starszy od Moni znudził się nią po dwóch tygodniach, a Marcin jest ode mnie o 7 lat starszy... Matko, to on zerwie ze mną do końca tygodnia?!” – pomyślała zrozpaczona, po czym płaczliwym głosem rzekła:
- Jesteś taki sam jak Bartek! Za chwilę ci się znudzę! – i pobiegła z płaczem do toalety.
Oszołomiony Marcin siedział z garnkiem między nogami i łyżką w rękach, aż ocucił go trzask drzwi. Zaskoczony wstał, ominął garnek, po czym ruszył w kierunku toalety. Pod drzwiami usłyszał płacz dziewczyny. Niepewnie zapukał. Nie usłyszał odpowiedzi, lecz mimo to wszedł. Zobaczył szlochającą Andzię siedzącą na podłodze.
- Ej, no co jest? – zapytał łagodnie przyklękając przy niej. – Andzia, no...
- Zostaw mnie teraz, a nie jak zacznę wierzyć w to, że też coś do mnie czujesz.
- Co? – chłopak zbaraniał.
- On jest o 2 lata starszy od niej i byli razem ile? Dwa tygodnie! Wytłumaczenie? Za młoda dla niego! Znudził się nią! A ty?! 7 lat i co? Ile ze mną wytrzymasz? Jeszcze tydzień?! Góra! – po tych słowach jeszcze bardziej się rozpłakała.
- Dlaczego tak pomyślałaś?
- Bo wy wszyscy jesteście tacy sami! – zarzuciła mu.
- Pozwól mi udowodnić, że jest inaczej.
- Po co? To nie ma sensu! – rzekła próbując wstać.
Marcin chwycił ją za rękę i nie pozwolił jej odejść.
- Proszę, powiedz mi dlaczego to nie ma dla ciebie sensu?! Jeśli podasz mi choć jeden rzetelny powód, to możesz wstać! Jednak jeśli nie, to zamknij się i słuchaj!
Dziewczyna zaniemówiła. Nie tego się spodziewała. Nigdy nie odnosił się do niej w ten sposób.
- Rozumiem, że nie masz żadnego argumentu, więc teraz słuchaj. Po pierwsze nie znudzisz mi się tak szybko, zapewniam cię. Po drugie jesteś dla mnie ważna... bardzo ważna... A jeśli myślisz że pozwolę ci odejść, to jesteś w bardzo dużym błędzie. Zrozum wreszcie, że... że ja cię kocham, okej?!
Chwila ciszy. Nagle...
- Nie wierzę ci! Bawisz się mną tak samo jak tamten Monią!
- I weź tu babie przetłumacz! Dziewczyno, czy do ciebie dotarło, co przed chwilą ci powiedziałem?!
- Tak! – powiedziała ze złością.
- O Boże! Dlaczego mi nie wierzysz?! Nie jestem tym całym Bartusiem! Kocham cię bardzo, rozumiesz?! Jeśli tylko będziesz chciała, mogę ci to powtarzać w kółko! – poderwał się z miejsca i zaczął krążyć po łazience. Anita zaskoczona jego wybuchem przestała płakać. – A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?! Że pragnę cię ze wszystkich sił, a boję się do ciebie zbliżyć, bo czuję coś takiego pierwszy raz w życiu i jestem tym przerażony!
Bezsilnie oparł głowę o ścianę. Nagle poczuł rękę dziewczyny na swoim ramieniu. Odwrócił się do niej przodem, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć poczuł jej usta na swoich. Z dziką namiętnością odwzajemnił pocałunek. Trwało to chwilę, aż w pewnym momencie przemknęło mu przez myśl: „Co ty robisz?! STOP!!”. Natychmiast odsunął dziewczynę od siebie, po czym powiedział głośno:
- Idioto! Panuj nad sobą! – następnie zwrócił się do Endi – A ty się tak nie ubieraj!
I wyszedł z łazienki („Czekolada!”). Anita spojrzała na siebie w lustrze. Miała oczy zapuchnięte od płaczu. Makijaż rozmazał się jej po całej twarzy. Ogarnęła się w mniej niż pół minuty i od razu poszła do kuchni. Marcin stał przy stole z garnkiem z czekoladą w rękach. Gdy zobaczył Anitę zapytał żartobliwie:
- Mam nadzieję, że więcej już tu nic nie dodajesz, co?
Pokiwała przecząco głową bez cienia uśmiechu.
- To przekładamy. Chodź mi pomóc.
Podeszła. Wspólnymi siłami przełożyli czekoladę na blachę.
- I co dalej? – zapytał.
Dziewczyna bez słowa otworzyła jedną z górnych szafek i zaczęła czegoś szukać. W końcu Marcin dostrzegł czego dziewczyna próbuje dosięgnąć. Stanął za nią i sięgnął z najwyższej półki folię aluminiową, jednocześnie pytając:
- To taka zabawa, tak? Teraz będziemy milczeć? Okej. Ćśśś...
Odwróciła się do niego przodem. Nieoczekiwanie jedną rękę zarzuciła mu na szyję (Żeby zatrzymać go przy sobie? Być może.), zaś drugą zaczęła się bawić jego włosami, jakby chciała coś tym pokazać, oświadczyć. Robiąc to patrzyła mu prosto w oczy.
- Co ty... – zaczął Marcin, ale ta położyła mu palec na ustach.
- Ćśśś...
Po chwili lekko musnęła jego wargi. Ten się nie opierał. Ku zaskoczeniu dziewczyny to właśnie on wykonał następny krok. Jedną ręką przyciągnął ją bliżej siebie i zaczął prowadzić w stronę sypialni, nawet na moment nie odrywając od niej ust. Gdy po chwili znaleźli się w jego pokoju, Marcin delikatnie położył ją na swoje łóżko, po czym lewą ręką zrzucił z pościeli laptopa, który z hukiem spadł na podłogę, jednak żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. Anita ściągnęła mu koszulkę i schodziła niżej. Zaczęła odpinać jego pasek, gdy nieoczekiwanie w głowie Marcina po raz któryś tego dnia pojawiła się czerwona lampka ostrzegawcza. Natychmiast zerwał się na równe nogi mówiąc:
- Nie.
- Boże! – skomentowała to Endi siadając – O co ci chodzi?
- O nic – żachnął się.
- Jasne – powiedziała z ironią. – Ale dlaczego nie?
- Bo za bardzo ci na tym zależy – zaznaczył na wstępie.
- Kocham cię! To takie dziwne, że chcę być z tobą blisko?
- Kochasz... – zamurowało go na chwilę – Nie, nie, nie! – otrząsnął się – Nie, bo masz jeszcze czas! Jesteś zbyt młoda! Nie jesteś gotowa na taki krok!
- Patrz na Cygana. Był o rok młodszy.
- Skąd wiesz? – zapytał automatycznie.
- No opowiadał to kiedyś u nas Michałowi. A że nie żadne z nich nie wpadło na pomysł, by wywalić młodszą siostrzyczkę z pokoju to...
- Dobra, nieważne. Nie, bo możesz kiedyś tego żałować! A ja bym sobie tego nigdy nie wybaczył... Że odebrałem ci to, co w każdej kobiecie jest najpiękniejsze.
- Ale ja ci ufam bezgranicznie! Wiem, że kiedy powiem nie... kiedy będę chciała przerwać...
- To masz to jak w banku. Od razu bym się wycofał.
- No właśnie. Więc dlaczego nie?
- Bo... bo... bo twój brat mnie zabije – wypalił w ostateczności. Wyraźnie zabrakło mu sensownych argumentów.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Wstała z łóżka, po czym podeszła blisko niego.
- A kto powiedział, że on się o tym dowie? – zapytała jednocześnie jeżdżąc palcem po jego klatce piersiowej, po czym spojrzała w górę na niego.
Marcin się poddał. Ta niepozorna małolata pozbawiła go wszystkich argumentów i własnego zdania. Delikatnie pocałował ją w usta, jednocześnie prowadząc ją z powrotem na łóżko. Przerwał na chwilę. Spojrzał jej w oczy i zapytał:
- Jesteś tego pewna?
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wpiła się w jego usta, jednocześnie ponownie zabierając się za rozbieranie partnera. Ten nie był jej dłużny. Patrząc jej prosto w oczy ściągnął jej bluzkę i zaczął całować każdy centymetr, ba! każdy milimetr jej ciała, doprowadzając ją tym do ekstazy. Powoli pozbywał się reszty jej garderoby ściągając ją w rozmaity sposób. Co prawda przeważały ręce, ale zdarzyło mu się wykorzystać do tego także zęby. Po chwili oboje byli pozbawieni całej odzieży. Zaczęli się pieścić. Marcin całował ją po szyi. Dziewczyna nie pozostawała mu dłużna, sprawiając że na jego szyi pojawiła się urocza malinka... W pewnym momencie Marcin zapytał:
- Jesteś gotowa?
Dziewczyna złapała jego twarz w obie ręce, pocałowała go namiętnie w usta, po czym spojrzała mu prosto w oczy i odpowiedziała:
- Tak.
Ten delikatnie i powoli wszedł w nią. Dziewczyna chwyciła się mocniej jego silnych ramion i wydała z siebie pojedynczy jęk. Marcin czule pocałował ją w usta. Zaczął rytmicznie poruszać biodrami, doprowadzając tym swoją partnerkę do kresu wytrzymałości. Z jej ust coraz częściej wydobywały się ciche jęki, które były dla niego jak najpiękniejsza muzyka... Oboje odpływali w cudowną krainę rozkoszy. W pewnym momencie czas stanął dla nich w miejscu. Anita zamknęła oczy i wbiła swe paznokcie w plecy Marcina, wtulając się w niego najmocniej jak potrafiła. Ten syknął czując piekący ból na plecach, ale równie mocno ją objął. Trwali tak chwilę w miłosnym uścisku, po czym Marcin niechętnie ją puścił i położył się obok. Gdy jako tako doszli do siebie, zaczął:
- Endi...
- Hm? – zapytała wtulając się w niego
Ten objął ją ramieniem. Już chciał powiedzieć o co mu chodzi, gdy rozległ się dźwięk telefonu Andzi.
„Dziu-ma-ju... Mama dzwoni! Dziu... Dziu... Dziu... Mama dzwoni...!”
- Cholera, gdzie jest ten telefon? – zapytała siadając.
- Może w kieszeni w twojej spódniczce? – zaproponował.
- Tak? A gdzie ona jest?
Chwilę później z powrotem leżała w łóżku przytulona do Marcina.
- Tak?
- ...
- Dojechaliśmy, już trwa koncert.
- ...
- Bo przerwa techniczna jest!
Marcin wybuchnął śmiechem.
- ...
- No jak to kto? Monika! – rzekła Anita, jednocześnie dając mu sójkę w bok.
- ...
- Czy dam ci ją? Eee... Nie może rozmawiać.
- ...
- Dlaczego? Bo je kanapkę! Mamo, ja muszę kończyć! To pa!
Rozłączyła się i zwróciła się do Marcina:
- Ty jesteś głupi czy nienormalny?!
- Ja? – zapytał z rozbawieniem – To zależy.
Przewróciła oczami i rozejrzała się po pokoju. Jej uwagę zwróciła jedna rzecz.
- Dlaczego twój laptop leży na podłodze? – zapytała.
- Chyba go zwaliłem. Tak, chyba tak. Endi, mam prośbę.
- Tak?
- Możesz zobaczyć w jakim stanie są moje plecy?
- Po co? – zapytała zdziwiona.
- Bo coś mi się wydaje, że są trochę poszkodowane – lekko się skrzywił i usiadł po turecku.
Anita zobaczyła coś co ją przeraziło.
- O Boże! Ja... ja... Boli?
- Aż tak źle?
- Gorzej, czekaj! – rzekła, wstając z łóżka, zarzucając na siebie jego koszulkę i wybiegając z pokoju.
Po dłuższej chwili wróciła z apteczką.
- O nie! Zapomnij!
- Marcin!
- Nie i koniec! Prosiłem o streszczenie jak wyglądają, a nie o opatrywanie.
- Ale...
- Nie!
- A mogę chociaż coś dodać?
Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Lepiej nie rozbieraj się przy chłopakach w siłowni czy w pracy. Zwłaszcza przy jednym chłopaku – usiadła obok niego i skruszona dodała – Ja przepraszam, nie chciałam.
- Dobra, jakoś to przeboleję – rzekł z uśmiechem.
Położył się, a ona za nim. Chwilę leżeli w zupełnej ciszy, aż nagle:
- Dosyć leniuchowania! Wstawaj! – zawołał rześko Marcin podnosząc się z łóżka i ściągając z niej kołdrę.
- Ej! – pociągnęła ją z drugiej strony.
Cinek był jednak silniejszy, więc Anita zjechała razem z pościelą na podłogę.
- Ałaaa... – stęknęła.
- Oddasz mi koszulkę? – zapytał wyciągając do niej rękę by pomóc jej wstać.
- Nie – odpowiedziała.
- Skąd ja to wiedziałem? – zapytał z uśmiechem szukając innej.
Tymczasem Anita podeszłą do laptopa i go podniosła.
- Ciekawe, czy działa – powiedziała.
- Okaże się – odparł wyciągając go jej z rąk, siadając na łóżku i kładąc go sobie na kolanach.
Anita usiadła obok niego. Marcin otworzył komputer i rzekł:
- Szybka poszła. Pięknie.
Włączył go.
- Działa! – zawołała Anita widząc ekran startowy.
Chłopak z uśmiechem wpisał hasło. Gdy zobaczył, że system się załadował, a na monitorze pojawiła się jego tapeta (jakiś uśmiechnięty, pucołowaty bobas z dwoma ząbkami) i powiedział sam do siebie:
- Jak działa to okej.
- Kto to? – zapytała Endi wskazując na tapetę.
- To jest Adi. Chrześniak. Siostrzeniec.
- Aaa... Słodki.
Marcin wyłączył laptopa.
- Hej! Chciałam sprawdzić pocztę.
- Za późno – rzekł odkładając komputer z powrotem na łóżko i wstając. – Chodź – zwrócił się do dziewczyny. – Czekolada czeka. Teraz to chyba już zmiękła.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Jakie masz hasło? – zapytała ponownie odpalając notebooka.
- Chyba śnisz że ci powiem – rzekł.
- To nie – powiedziała obojętnie z chytrym uśmiechem na twarzy.
Chwilę później surfowała już po Internecie.
- Dobre – dobiegł ją głos Marcina z kuchni.
- A nie mówiłam?! – odparła wyłączając laptopa i wychodząc z pokoju.

Czas mijał im bardzo szybko i przyjemnie. Ani trochę nie nudzili się w swoim towarzystwie. Na drugi dzień Anicie wcale nie uśmiechało się wracać do swojego domu. Po dłuższym pożegnaniu zrezygnowana pojechała na PKP, gdzie miał po nią przyjechać Michał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)