wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 66

Tydzień później Anita miała już dosyć patrzenia na zakuwającego do egzaminów chłopaka i poszła do brata. Dawno nie widziała bratanka – w sumie to od jego narodzin – a i za Michałem się stęskniła.
- Co tam? – zapytał Michał.
- A nic nowego – odpowiedziała mu siostra. Trzymała maleńkiego Maćka na rękach i patrzyła jak zasypia. – Dawid zakuwa do matur, ja siedzę w domu i też staram się uczyć. Wiesz, do domu poszły listy ze szkoły i matka dzwoniła, że mam...
- Dziewięć zagrożeń. Tak, słyszałem – nawet się jej nie czepiał. – Weź się za naukę, czas najwyższy.
- Wiem.
Na chwilę zapadła cisza.
- A ty co taki jakiś... niedodziałany? – zapytała Anita zerkając na brata, który siedział z marną miną.
- Jakbyś tydzień nie spała, bo ktoś robi sobie z nocy dzień, to też byś była niedodziałana.
Dziewczyna zachichotała.
- To co, daje się synuś we znaki?
- Daj mi spokój. A właśnie! – ożywił się i klasnął w ręce.
Malec otworzył gwałtownie oczy i zapłakał.
- Ciiiicho – szepnęła Anita. – Przestraszyłeś go – zarzuciła bratu.
- Wiem, sory. Ciągle zapominam, że tu jest dziecko.
Anita zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem i zapytała:
- A co chciałeś powiedzieć?
- Ulka rano urodziła!
- Ale że... Dobrzańska?
- Marek dzwonił, że dwadzieścia trzy godziny się męczyli i w końcu się udało. Mają synka.
- I jak, zdrowy?
- Tak, tak. Chyba... 3600. Nie pamiętam ile wzrostu.
- No patrz. Takie luzaki byliście... a tu już starzy tatuśkowie! – zaśmiała się.
- Odwal się – mruknął.
- A tak w ogóle gdzie Viola?
- Śpi. Niektórzy mają to szczęście.
- Ooo... Już jesteś pod pantoflem? – teraz już nie przestawała się śmiać. – I dziecko niańczysz, a Violetta sobie śpi?
Michał ją szturchnął.
- Uważaj, głupku! – ofuknęła go. – Dziecko trzymam.
- Okej, okej.
- A jak ze ślubem? I chrztem? Pewnie już wszystko dopięte?
- Tak. Dobrze, że załatwiliśmy to przed narodzinami Macieja. Teraz już nie miałbym siły.
- A Viola da radę? Wiesz, dopiero co rodziła.
- Tak, spokojnie. Biega po domu, bez problemu wstaje do małego. Zachowuje się, jakby nigdy nie rodziła. Ona chyba naprawdę jest stworzona do rodzenia dzieci.
- To, braciszku, do roboty! Dom masz duży, dzieci też możesz mieć... dobra, nieważne – przerwała, gdy zobaczyła jego wzrok. – Ej, wiesz, że ja przyjdę z osobą towarzyszącą, nie?
- Wiem. Liczyliśmy go też.
- To dobrze.
Znów zapadła cisza. I znów przerwała ją Anita.
- Michał...
- Tak?
- Boję się.
Michał zmarszczył brwi.
- Czego? – zapytał z niepokojem.
- Tej całej uroczystości.
- Dlaczego? Nie masz się czego...
- Marcin będzie – przerwała mu. – Boję się, że nie wytrzymam, spuszczę mu łomot i zepsuję wam imprezę.
Miarą ich braterskiej przyjaźni było to, że się nie roześmiał.
- Tak. Myślałem o tym.
- Serio?
- Tak. I w sumie... To tylko kilka godzin. Wytrzymaj. Później nikt nie będzie wam kazał się spotykać.
- Kilka godzin? Michał, Msza w kościele zaczyna się o czwartej, a gdzie tu do końca imprezy?
- Jak dobrze pójdzie, to goście wyjdą gdzieś po północy. Spotykamy się w domu, mały będzie spał. Chociaż on i tak po nocach nie śpi, ale nikt o tym nie wie. Musi być w miarę cicho, a nikt nie będzie do rana siedział i uważał, żeby nie obudzić dziecka.
Anita westchnęła i głaszcząc bratanka po policzku rzekła:
- Chcę, żeby już było po wszystkim.
Michał objął ją ramieniem. 
- Dasz radę. Będziesz miała nas, tego swojego Dawida. Marcin będzie się od ciebie trzymał z daleka, spokojnie.

***

Po godzinie Anita szła ulicami Warszawy z telefonem przy uchu.
- Dalej, leniu, ile można w domu siedzieć? Wyłaź, jestem już prawie pod waszym domem – mówiła.
Joker jęknął.
- Nie chce mi się... Chodź do domu to pogadamy.
- Nie. Idziemy na spacer i koniec kropka.
Zatrzymała się pod odpowiednią kamienicą. Po chwili Robert zszedł na dół. Ruszyli w wybranym przez Anitę kierunku.
- O czym chciałaś pogadać? – zapytał. 
- Bo... Joker, ja już nie ogarniam.
- Też mi niespodzianka – mruknął.
- Co?
- Nie, nic. Czego nie ogarniasz?
- Wiesz... jestem z Dawidem i jest fajnie, sielanka i w ogóle... Ale Wojtek... No i nie wiem.
Joker zatrzymał się gwałtownie.
- Moment! Ty jesteś z Brutusem i moim bratem jednocześnie?! No a przecież ta menda jeszcze w zeszłym tygodniu mówiła, że nie będzie się o ciebie starać, bo nie chce łamać swoich żelaznych zasad!
- Ale... o czym ty mówisz? – dziewczyna szeroko otworzyła oczy.
- A ty o czym mówisz?
- O tym, że Wojtek zaczął mi nawijać, że to, co czuję do Brutusa, to tylko złudzenie. A ty myślałeś, że co? Że niby Wojtek... mnie?
- Wiesz, chyba nie mi o tym mówić. Poza tym... Muszę wracać do domu – odwrócił się.
- Nie chrzań – złapała go za rękę i zatrzymała w miejscu. – Gadaj co wiesz!
- Nie mogę. Słuchaj, wiem, że to mój znienawidzony brat i do tego kompletny frajer, ale... nie mogę. Zaufał mi i... i miałem siedzieć cicho.
- Czyli jednak. Brutus miał rację. Co Wojtek tak naprawdę do mnie ma?
Robert milczał.
- No odpowiedz!
Nadal nic.
- Słuchaj – powiedziała Anita grożąc mu palcem. – Taki z ciebie przyjaciel? Nie uważasz, że mam prawo wiedzieć? Powiedz mi, Wojtek się we mnie zakochał, tak?
Joker westchnął i kiwnął głową. Anita jęknęła.
- No to super.
- Oj tam, od razu zakochał – powiedział Robert. – Po prostu cię lubi... bardzo.
- Lubi? Lubi?! Chyba sobie jaja robisz! Matko święta, i co teraz?
- A co ma być? – odpowiedział mężczyzna. – Skup się na Brutusie, Czarny sobie poradzi. Mówiłaś, że masz jakieś wątpliwości, o co dokładnie chodzi?
Dziewczyna ze szczegółami opowiedziała mu rozmowę z Wojtkiem.
- A może on ma rację? – zakończyła.
- A może po prostu jednak łamie te swoje zasady? – zapytał przedrzeźniając jej głos.
- Jakie znowu zasady?
- No bo on nie chce się z tobą umówić. Zabujał się w tobie, ale twierdzi, że po pierwsze jest twoim nauczycielem, a po drugie jest osiem lat starszy i nie chce wiązać się z tyle lat młodszą dziewczyną.
- Trochę lipne te jego zasady – zauważyła.
- Oj tam. Póki ich przestrzega nie musisz się niczym przejmować. A jeśli chodzi o to, co ci powiedział... wiesz, że on nie chce, żebyś była z Dawidem. A ty naprawdę zwątpiłaś?
- Wiem, że on nie chce, żebym była z Dawidem, ale może jednak ma rację? Bo wiesz, jeśli coś się sypnie, to ja już nie odzyskam tej przyjaźni. A nie chcę go stracić. 
- Spokojnie. Nie zakładaj od razu najgorszego. Dlaczego myślisz, że coś się sypnie? – rozejrzał się dookoła. Stali przed galerią handlową. – Gdzie mnie przyciągnęłaś?
- Muszę kupić sukienkę na chrzciny. 
- O nie – chłopak cofnął się o krok. – Już raz z tobą robiłem zakupy.
- Joker, no chodź – weszła do galerii.
Chłopak, chcąc nie chcąc, wszedł za nią.

Po godzinie byli już z powrotem. Weszli do mieszkania Jokera i Wojtka. Ten drugi właśnie szedł przez pokój ze szklanką soku.
- O, cześć – powiedział, gdy ich zobaczył.
- Świetnie. Załatwmy to od razu. Joker, wyjdź.
Obaj spojrzeli na nią zdziwieni.
- Nie! – zaoponował Robert, gdy załapał o co jej chodzi. – Chcę przy tym być!
Dziewczyna spojrzała na niego wrogo.
- Nie mogę nawet posiedzieć u siebie w pokoju?
- Nie, spadówa – warknęła.
Joker zrobił obrażoną minę.
- I tak się dowiem – powiedział, po czym wyszedł z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami.
- I krzyż na drogę – mruknęła Anita, po czym spojrzała na Wojtka. – Muszę z tobą porozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)