czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 4

Piątkowe popołudnie.
Młoda dziewczyna właśnie siedziała nad zadaniami ze szkoły. „Zrobię je dzisiaj i będę już miała spokój” – pomyślała sięgając za jeden z zeszytów. – „Historia... hmm... nic. Biologia? Nie, nic nie zadała. Chemia – nie było nauczyciela. Polski zrobiłam w świetlicy... Na angielskim oglądaliśmy film. Czyli została mi matma. Ta nieszczęsna matma...” Zrezygnowana wzięła zeszyt do ręki i otworzyła go na ostatniej lekcji. Nagle poczuła wibracje w swoim telefonie.
„Lekcje odrobione? Twój tygrysek. ;*”
- Marcin...
„Prawie, a co? Chcesz pomóc?” – odpisała.
„Może kiedy indziej. Co powiesz na to, żeby zrobić sobie małą przerwę? Właśnie wracam z pracy. Podjechałbym po ciebie i może byśmy się wybrali na pizzę?” – wiadomość przyszła po chwili.
„Nie wolno pisać smsów podczas jazdy ;P” – odpisała drocząc się.
„Nie jadę. Stoję w korku ;/”
„Osobiście wolę jak ty gotujesz.” – odpisała z uśmiechem.
„Nie podlizuj się tak. Będę za pół godzinki. Szykuj się.”
„Ok ;*” – wysłała szybko wiadomość, po czym ruszyła w stronę szafy.
Po piętnastu minutach była już gotowa. Miała na sobie czarne rurki i żółtą bluzkę z napisami. Zabrała telefon z biurka i wyszła z pokoju. Szybko założyła kurtkę i botki, po czym podeszła do stołu w kuchni i napisała kartkę dla mamy. 
„Mamo, wyszłam. Nie wrócę późno. Pa! Anita.”
W domu nie było nikogo, więc nie musiała się tłumaczyć gdzie idzie. Wyciągnęła klucze z kieszeni w kurtce i usłyszała klakson na dworze. „Już jest” – pomyślała wychodząc z domu i zamykając za sobą drzwi. Odwróciła się i ruszyła w stronę Marcina opierającego się o swoje srebrne Audi. Przystanęła naprzeciwko niego i już miała się przywitać, gdy ten podszedł do niej i bez słowa wpił się w jej usta.
- Gdzie czapeczka? Zmarzniesz mi tu... – rzekł, delikatnie odrywając się od niej.
- Została w domu – odparła z uśmiechem.
Blady odwzajemnił uśmiech, po czym otworzył jej drzwi.
Gdy oboje wsiedli do auta, Anita zaczęła:
- Wiesz, że to... – kiwnęła w stronę starszej pani idącej chodnikiem - ...jest największa plotkara w tej okolicy?
- To co, mam się przywitać? – zapytał rozbawiony odpalając silnik.
- Nie, tak tylko stwierdzam fakt. Ale będzie jutro ubaw w warzywniaku... „Wie pani, pani Malwino, że pani córka wczoraj pojechała z takim chłopakiem gdzieś wieczorem? Przecież on jest od niej starszy!”. A moja mama na to: „Pani Barankowa, to nie pani sprawa” i pójdą następne ploty. Znowu.
- Sory, nie wiedziałem. Na drugi raz mam zajechać po ciebie ulicę dalej?
- Nie, no co ty. To gdzie jedziemy?
- A gdzie chcesz? – zapytał spoglądając na nią.
- Już mówiłam.
- Znowu ja mam gotować? Muszę zawrócić... – rzekł skręcając gwałtownie w lewo i zjeżdżając tym samym na równoległy pas, tyle że w przeciwną stronę.
Rozległy się klaksony niezadowolonych kierowców.
- Marcin, jak ty jeździsz! – powiedziała z wyrzutem. – Spowodujesz wypadek i coś ci się stanie!
- A o siebie się nie martwisz? – zapytał odrywając wzrok od jezdni i przyglądając się jej uważnie.
Dziewczyna się lekko zaczerwieniła. Marcin już miał coś dodać, gdy usłyszał dzwonek swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i szybko spoważniał. Odebrał.
- No co tam słychać?
- ...
- Co?! I ty w to wierzysz?! – prawie krzyknął.
Zaniepokojona Anita spojrzała na niego. Natomiast Marcin z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej zdenerwowany. W prawej ręce trzymał telefon, więc prowadził lewą. W pewnym momencie puścił całkowicie kierownicę, by zmienić bieg, po czym znów ją chwycił.
- Nie pojebało was tam czasem? To, że mnie tam nie ma, to nie znaczy... – nie dokończył bo ktoś mu przerwał.
- ...
- Tak! Tak chyba będzie lepiej!
- ...
- Wiem, co to będzie oznaczać, ale chyba wiesz, że nie... – znowu mu przerwano.
- ...
- Kurwa! Jak go znajdę, to...
- ...
- Przyjadę! – rozłączył się i ze złością rzucił telefon na deskę rozdzielczą.
Wziął głęboki oddech, by się uspokoić i zaczął, już spokojnym głosem:
- Sory, Endi, ale chyba lepiej będzie, jak przełożymy spotkanie na kiedy indziej.
- Coś się stało?
- To nie twoja sprawa! – znowu się uniósł. – Lepiej będzie jak cię odwiozę!
„Nie moja sprawa?” – pomyślała przybita.
- Nawet nie próbuj się mnie pozbyć! Jadę z tobą!
- W ogóle nie ma takiej opcji! Wracasz do domu!
- I co? Wyciągniesz mnie siłą z auta? – zapytała z rozbawieniem.
- Anita. To nie jest czas ani miejsce na dyskusje – rzekł stanowczo.
- Powiedziałam, że jadę z tobą i koniec dyskusji.
- Boże, dziewczyno! Uparta jesteś, wiesz?! – rzekł, ponownie zawracając. – Zostaniesz w samochodzie – zaznaczył na wstępie.
„I tak pójdę z tobą” – pomyślała przebiegle.

Chwilę później.
- Co my tu robimy? – zapytała Anita widząc przez szybę niezbyt ciekawą okolicę.
- No właśnie nie wiem, co ty tutaj robisz – rzekł w odpowiedzi, skręcając w jakąś uliczkę.
„Boże, a mogłam siedzieć w domu, a nie jeździć po jakichś szemranych uliczkach. Po cholerę byłam taka uparta?” – pomyślała cały czas wyglądając przez szybę.
- Nie za wesoła okolica... – skomentowała.
Marcin tylko parsknął śmiechem, po czym skręcił w prawo, zatrzymał auto i zgasił silnik.
- To tu. Pójdę coś załatwić, a ty... – przerwał widząc, że Endi wysiada z auta.
Natychmiast wyszedł za nią.
- Gdzie ty idziesz?
- Jak to gdzie? Z tobą – rzekła wręcz zbulwersowana i ruszyła przed siebie, ale po chwili zatrzymała się nie słysząc za sobą jego kroków. 
Odwróciła się i zapytała:
- No co?
- To nie tam.
„Może lepiej żeby poszła ze mną, niż żeby została sama w aucie? Dobra, niech idzie” – pomyślał zrezygnowany.
- Dobra, pójdziesz ze mną, ale nikomu nie pyskuj, tak?
- Mhm.
- I jak ci coś powiem, to wtedy to zrobisz, tak?
- Mhm.
- Boże, żebym tego nie żałował – ruszył w bok.
Było ciemno i cicho. Przerażająco cicho. Słychać było tylko stukanie bucików dziewczyny. Po chwili Marcin zatrzymał się przed jakąś sypiącą się kamienicą i zwrócił się do Anity:
- Zostajesz tutaj. Ja wejdę tam na chwilę, załatwię coś i zaraz tu do ciebie wracam. Jeżeli ktokolwiek cię tu zaczepi to krzycz, a ja od razu wyjdę. Nie pyskuj, nie uciekaj, bo to i tak ci tu nic nie da, okej?
Dziewczyna poruszyła się z niepokojem. Marcin kontynuował:
- Uwierz mi, to ci nie pomoże, a może nawet zaszkodzi. Jeśli ktokolwiek cię tu zaczepi to nie będzie to siedemnastolatek z twojej szkoły, któremu bez większej trudności złamiesz rękę. Nie dasz rady.
- Mhm.
- Pamiętaj, krzyknij, a ja wyjdę – zapewnił ją, po czym cmoknął ją w czubek głowy i wszedł do środka kamienicy.
Po chwili słychać było tylko trzask drzwi i krzyki kilku osób. Jedną z nich Anita rozpoznała.
- Co to kurwa ma być?! Nie jestem jakimś pieprzonym konfidentem, jasne?! – Marcin pominął jakiekolwiek wstępy.
Drugi głos był o wiele spokojniejszy.
- Blady, uspokój się. To na pewno jest jakieś nieporozumienie. Od początku tak mówiłem, inaczej bym cię nie uprzedzał, tylko od razu rozpoczął akcję, tak?
- Po prostu pojawił się cień podejrzenia, ale jak widzę zaraz go wyjaśnimy – dodał ktoś inny.
- A żebyś wiedział, że wyjaśnimy – zapewnił go Marcin.
Nagle Anita usłyszała śmiechy kilku młodych mężczyzn dochodzące nie z kamienicy, ale z drugiego końca ulicy.
- Nikt cię nie uczył, że nieładnie tak podsłuchiwać? – zwrócił się do niej mężczyzna, który wraz z dwoma kolegami szedł w jej kierunku.
- To nie twoja sprawa – powiedziała twardo.
- Ooo... Pyskata – odparł. – Gutek, co z nią robimy?
- Muszę pomyśleć. No nie wiem. A co byście chcieli?
Andzię oblał zimny pot. „Dziewczyno, grabisz sobie! Przeproś! Uciekaj! Krzycz! Zrób cokolwiek!” – doradzał jej wewnętrzny głos, ale ta mimo wszystko nie mogła się nawet poruszyć.
- Zabawimy się – dodał ten trzeci.
Ciemnowłosy chłopak, Gutek, podszedł do niej, po czym z uśmiechem obrysował palcem kontur jej twarzy, jednocześnie mówiąc:
- Ładniutka jesteś, wiesz?
Dziewczyna odruchowo strąciła jego ręce, po czym krzyknęła:
- Łapy przy sobie!
- Wojownicza! Lubię takie – dodał, po czym zmierzył ją od stóp do głów.
- Co taka panienka robi tutaj sama? – zwrócił się do niej lekko podpity blondyn zastawiając jej drogę ucieczki z prawej strony.
- Nie jestem sama – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Jasne – dodał trzeci stojąc pół metra od niej i bawiąc się scyzorykiem.
Anita była bez wyjścia. Za plecami miała ścianę, z lewej strony schody, naprzeciwko tego bruneta, a z prawej podpitego blondyna. Nawet gdyby udało się jej wskoczyć na schody, to złapałby ją ten trzeci, ze scyzorykiem w ręce. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia – była z góry na przegranej pozycji. Nieoczekiwanie jeden z nich ponownie przemówił.
- Nie, no, panowie. Chyba nie zamierzacie się z nią bawić? Na co wy jeszcze czekacie? – zapytał i ruszył w jej stronę.
Przerażona przymknęła powieki w oczekiwaniu na jakikolwiek ruch z ich strony. Nagle drzwi od kamienicy otworzyły się z hukiem. Anita spojrzała w ich stronę. Odetchnęła z ulgą widząc Marcina, który przyglądał się zaistniałej sytuacji.
- Blady? – zapytał brunet zdziwionym i może nawet odrobinę przerażonym głosem, cofając się spory kawałek.
- Gutek, jak miło – rzekł, schodząc powoli. – Właśnie zamierzałem cię odwiedzić.
Anita, podpity blondyn i chłopak ze scyzorykiem zaczęli się przyglądać tej sytuacji. Zezłoszczony Marcin ruszył w stronę cofającego się Gutka mówiąc:
- Nigdy się nie lubiliśmy, ale jednak ja bym ci czegoś takiego nie zrobił! – powoli tracił nad sobą panowanie.
Nieoczekiwanie w drzwiach kamienicy pojawiło się dwóch innych mężczyzn, którzy także zaczęli przyglądać się tej scenie.
- O czym ty mówisz? – Gutek próbował się ratować.
Zrobił następny krok w tył i poczuł za sobą mur. Od teraz nie miał już pola manewru.
- I ty mi się jeszcze pytasz?! – zirytowany podszedł do Gutka, po czym przydusił go ręką do muru. Brunet zaczął się krztusić. – Jeśli masz niesprawdzone informacje, to ich nie przekazuj dalej!
Przerażona Anita już chciała pohamować Marcina, ale uprzedził ją mężczyzna w drzwiach.
- Blady, mówiłem, że my się tym zajmiemy.
Marcin spojrzał na niego, po czym opuścił swoją rękę. Gutek odkaszlnął i z trudem łapał oddech. Blady jednak jeszcze z nim nie skończył. Złapał go za kurtkę z przodu i szarpnął mocno, po czym rzekł wskazując na Anitę:
- Widzisz tę dziewczynę? Jeszcze raz ją dotkniesz, a to będzie ostatnia rzecz jaką w życiu zrobisz! Ona jest nietykalna, jasne?!
Wszyscy spojrzeli z niedowierzaniem na dziewczynę, a przerażony Gutek wykrztusił z siebie tylko:
- Mhm.
Marcin puścił bruneta i ruszył w stronę Endi. Przyjrzał się jej uważnie.
- Blady, może przedstawisz nam koleżankę? – mężczyzna na schodach ponownie przemówił.
Cinek spojrzał na niego niepewnie, po czym rzekł:
- Siwy, to jest Endi... eee... to znaczy Anita.
- A może wejdziecie na chwilę do nas? – zaproponował.
- Raczej nie – próbował się wykręcić.
- No chyba nie odmówisz mi przyjemności poznania twojej partnerki?
- Tylko na chwilę – zaznaczył Marcin po krótkim namyśle i przepraszającym wzrokiem spojrzał na dziewczynę.
Razem ruszyli w stronę wejścia do kamienicy. Natomiast Siwy zwrócił się do mężczyzny obok:
- Motyl, zajmij się Gutkiem – i zniknął za drzwiami.
Szli chwilę w całkowitej ciszy, po czym Siwy otwierając jedne z drzwi rzekł:
- Zapraszam.
Anita niepewnie weszła do środka. Spodziewała się kompletnej rudery, ale trochę się pomyliła. Zobaczyła co prawda poobdrapywane ściany, ale reszta była całkiem inna. Nowoczesny sprzęt i skórzane czarne fotele, na których siedziało dwóch jeszcze innych chłopaków oglądających chyba jakiś mecz. Jej uwagę przykuła ciemna plama na zielonej farbie. Spojrzała zaniepokojona na Marcina, który usiadł zrezygnowany na krześle przy stole, zmierzwił sobie włosy i zwrócił się do blondyna.
- Siwy, musisz tutaj? Dlaczego nie u góry?
Mężczyzna spojrzał na niego kiwając z dezaprobatą głową.
- Tylko mi nie mów, że ona nic nie wie? – przeniósł wzrok na zdezorientowaną Endi. – Nie powiedziałeś jej?
- Ona nie musi wiedzieć – powiedział unikając jej spojrzenia.
- O czym? – wtrąciła się zirytowana dziewczyna, odzyskując odwagę, którą utraciła na dole i patrząc na Marcina wyczekująco. – No słucham!
- Uspokój się – odparł krótko.
Endi tym razem spojrzała na Siwego i rzekła:
- A czy ty... yyy... pan Siwy mi wyjaśni?
Marcin parsknął śmiechem.
- Pan Siwy. Tak to się jeszcze do mnie nikt nie zwrócił. Siwy jestem! – blondyn wyciągnął do niej dłoń, po czym zwrócił się do Marcina. – Gdzie ty ją znalazłeś?
Ten już miał coś powiedzieć, gdy z drugiego pokoju, który znajdował się za nim wyszedł chłopak, który na widok Bladego rzekł uradowany:
- Blady! Wracasz do nas?
- Zapomnij.
- Szkoda... – rzekł, po czym zwrócił się do Siwego, jednocześnie spoglądając na Endi. – Twoja?
Marcin gwałtownie wstał z miejsca, jednocześnie zwracając się do dziewczyny:
- Idziemy.
Jednak ona ściągnęła kurtkę, odsunęła krzesło, po czym usiadła na nim zakładając nogę na nogę.
- Nie wyjdę stąd dopóki nie poznam prawdy.
W Marcinie aż się gotowało. Anita chyba wzięła sobie za punkt honoru żeby go wkurzyć, bo zaplotła sobie ręce i zwróciła się do Siwego:
- Macie tu coś do picia?
- Eee... Tak. Ale... nie bez procentów.
Zbulwersowana dziewczyna wstała i ku zaskoczeniu wszystkich otworzyła lodówkę, wyciągnęła z niej pierwszą z brzegu butelkę z piwem, otworzyła ją o rant stołu i upiła łyk.
- Ale... Aha – skomentował to blondyn. 
- Zrobimy tak – zaczął załamany Marcin. – Wytłumaczę ci to wszystko w domu, co?
- Po co, skoro możesz tutaj?
- Anita!
Dziewczyna jednak nie dała za wygraną, usiadła na krawędzi stołu i zwróciła się do chłopaka, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia:
- A może ty mi powiesz skąd znasz Bladego?
- Jak to skąd? Z... – urwał widząc Marcina, który właśnie przejechał sobie palcem po szyi. – Ja już muszę iść – i ruszył w kierunku wyjścia.
Anita odwróciła się do swojego chłopaka i zmroziła go wzrokiem.
- Byś jej powiedział i miałbyś spokój – rzekł Siwy, po czym także wziął sobie piwo.
- Po co? Nie chcę jej w to mieszać. Jakbym miał mało zmartwień na głowie.
- Przecież my jej nic nie zrobimy – zapewnił go blondyn.
- A co to było przed chwilą?
- Przecież znasz Gutka...
- Taa... Znam Gutka, Kryspina... znam Wiśnię... znam Mikiego... znam Brutusa... znam... – blondyn przerwał mu w połowie zdania:
- Dobra, dobra. Rozumiem, o co ci chodzi. Ale powiedz mi, czy teraz Gutek odważyłby się zbliżyć do niej?
- To nic nie zmienia. A ty co? Chciałeś wciągnąć w to Iwonę? Nie!
- Ale to była inna sytuacja. Kim ja tu jestem, a kim ty?
Endi coraz mniej z tego rozumiała. „O czym oni w ogóle rozmawiają?” – myślała.
- A poza tym powiedz, czy źle na tym wyszedłem, że powiedziałem jej kim jestem? Nie. Nie miałem już tajemnic. No prawie. Zastanów się. Pomyśl, czy ty byś chciał wiedzieć!
- To jest co innego!
- Wiesz co? Zostawię was samych. Pogadajcie. Powiedz jej – rzekł wychodząc z pokoju.
- Marcin...
Spojrzał na nią, po czym rzekł smutno:
- Wolałabyś nie wiedzieć, uwierz mi.
- Najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo.
- Oj Andzia, Andzia... Jeśli po tym, co ci powiem będziesz chciała ze mną być... albo nie, inaczej. Jeśli nie będziesz się bała ze mną zostać to będzie znaczyło, że jesteś zdrowo szajbnięta.
- Marcin, ja...
- Poczekaj – przerwał jej. – Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak.
Marcin wziął głęboki oddech i zaczął.
- No to zacznijmy od tego, że wychowywałem się na tej ulicy – rzekł siadając. Ona też usiadła. – I jak sama stwierdziłaś, nie jest to za wesoła okolica, a o tutejszych ludziach nawet nie będę wspominał. Gdy byłem młodym szczylem wpadłem w to nieciekawe towarzystwo – spojrzał na pokój, w którym teraz znajdował się Siwy. – Nie wiem dokładnie jak to nazwać. W każdym bądź razie klub to nie był. Zacząłem coraz więcej czasu spędzać z takimi ludźmi. Miejsce w hierarchii zdobywało się tu przez stosunek... siłowy. W sensie im więcej osób udało ci się pokonać, im więcej osób się ciebie bało, tym ważniejszy byłeś. Uwierz mi, niejednej rzeczy, niejednej sytuacji żałuję. Gdybym teraz mógł wybierać jeszcze raz, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej – Marcin zaczął bawić się szklanką stojącą na stole, nie chciał patrzeć jej w oczy, nie był w stanie. – Uchodziłem za takiego, który jak już zacznie, to zakończy tylko jak już sam upadnie i nie będzie mógł się podnieść, bądź, co częściej się zdarzało, aż to przeciwnik upadnie i nie będzie mógł się podnieść. Niekiedy posuwałem się bardzo daleko... za daleko. Dlatego też stałem się pupilkiem Siwego. Kiedy wreszcie przejrzałem na oczy, było już za późno by się wycofać. Jedynym sposobem wyrwania się stąd, jaki udało mi się wymyślić, było zaciągnięcie się do wojska. A że zostałem tam na stałe to już inna sprawa – odchrząknął. – Tu jest tak: jeśli chcesz się odłączyć od tej grupy to jedynie w czarnym worku. Jeszcze nikogo żywego stąd nie wypuścili. Każdy tu za dużo wiedział. Byłby zbyt niebezpieczny. Ja, choćbym nie wiem jak bardzo chciał, nie dałbym rady się stąd wyrwać. A zresztą nie dałoby się o tym zapomnieć. Ta niepewność, czy jutro się obudzisz, czy twoi bliscy także... No a jeśli chodzi o to, dlaczego tak się uniosłem, że nazwali mnie konfidentem? Bo tu to wyrok śmierci. Bomba z opóźnionym zapłonem. Prędzej czy później wybuchnie. A teraz nie chciałbym być w skórze Gutka... Wiesz, że jesteś drugą osobą, której to mówię? – powiedział niepewnie, dopiero teraz na nią spoglądając.
- Mogę wiedzieć kto był pierwszą?
- Twój brat. To dlatego był taki przeciwny. Po prostu się bał, że kiedyś może stać się taka sytuacja, jak ta teraz. No ale cóż, teraz, jeśli chcesz, to możesz odejść. Zrozumiem.
Anita wstała, podeszła do niego, usiadła mu na kolanach i wyszeptała patrząc mu prosto w oczy:
- Marcin, kocham cię. Choćbyś nie wiem co zrobił, kim był i jakie grzechy miał na sumieniu, to i tak cię nie zostawię – po tych słowach wpiła się w jego usta. Po chwili jednak zaznaczyła – Ale zdrady bym ci nie wybaczyła.
Marcin uśmiechnął się do niej i zapytał poważnie:
- Jesteś pewna?
- Całkowicie.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale powiedział tylko:
- Chodź, zbieramy się.
Dziewczyna zarzuciła na siebie kurtkę i oboje ruszyli w stronę pokoju, w którym znajdował się Siwy. Ten odwrócił się do nich przodem i uśmiechnął się widząc Marcina obejmującego swoją dziewczynę.
- I co? Warto było powiedzieć prawdę?
Blady już miał odpowiedzieć, gdy drzwi od mieszkania otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł Motyl – mężczyzna, który stał wtedy z Siwym na schodach – i popchnął Gutka, który upadł na kolana przed Marcinem. Wyglądał strasznie. Był cały poobijany, zakrwawiony. Gdy kaszlnął, na podłodze znalazły się kropelki czerwonej cieczy.
- Co miałeś powiedzieć? – zapytał Motyl.
- Przepraszam... Już nigdy nie przekażę niesprawdzonych informacji – wykrztusił z siebie.
Nieoczekiwanie Motyl podszedł do i tak ledwo klęczącego Gutka i kopnął go z całej siły w brzuch. Brunet zdążył tylko jęknąć i upadł pół metra dalej, a z jego ust wydobyła się następna krew, która aż raziła na jasnej podłodze. Marcin zasłonił Anicie oczy i wyszedł z nią z mieszkania mówiąc:
- Cześć.
- Cześć.
- Do zobaczenia i wpadnijcie jeszcze kiedyś – zawołał za nimi Siwy.
Cinek już miał otwierać drzwi prowadzące na zewnątrz, gdy po raz drugi usłyszeli huk i jęk Gutka.

Po chwili w samochodzie.
- Przepraszam. W ogóle nie powinienem cię tam zabierać. Nie dość, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo, to jeszcze teraz się mnie pewnie boisz. Ja...
- Nie boję się ciebie – przerwała mu patrząc mu w oczy.
- Nie, ty chyba naprawdę nic nie rozumiesz. Motyl... Widziałaś Motyla? Widziałaś co on zrobił? Tak wygląda właśnie pupilek Siwego, a ja... Ja byłem jeszcze gorszy.
- Nie boję się ciebie - powtórzyła. - Wiem, że nic mi nie zrobisz. I to nie ze względu na mojego brata, ale dlatego, że nie chcesz. Dlatego właśnie się nie boję. A jeśli uważałeś, że ucieknę, gdy się o tym dowiem, to co byłyby wtedy warte moje słowa, to że powiedziałam ci „kocham”? To by było wielkie kłamstwo. A ja nie kłamałam, gdy ci to mówiłam. Choćbyś okazał się prawdziwym kilerem i tak bym nie odeszła. Rozumiesz?
- Ty naprawdę coś do mnie czujesz... – rzekł z niedowierzaniem.
- Zrozum to wreszcie – uśmiechnęła się do niego. – Marcin, mogę ci zadać jedno pytanie odnośnie tego, czego się dowiedziałam?
Cinek wyraźnie spoważniał.
- Pytaj.
- Naprawdę byłeś gorszy od Motyla?
- Przynajmniej ze dwa razy – odparł przybity.
- A co miałeś na myśli mówiąc, że „aż przeciwnik upadnie i nie będzie mógł się podnieść”, albo jeszcze gorzej?
- Pytasz o to, czy kiedyś zabiłem człowieka?
Nastała cisza. Anita nie odpowiedziała.
- Tak – powiedział, w ogóle na nią nie patrząc.
- A ja kiedyś wysadziłam świnię – rzekła cicho.
- Co? – zapytał, po czym wybuchnął śmiechem.
- Niechcący – zapewniła.
- Dobra, okej. Wysadziła świnię... Z kim ja żyję? – zapytał sam siebie, po czym odpalił silnik i ruszył w stronę centrum. – To chcesz jeszcze coś zjeść? Czy może straciłaś apetyt?
- Możemy wstąpić na jakiegoś kebaba – rzekła patrząc na drogę.
- Okej.
Po chwili byli w lokalu z fastfood’ami. Siedzieli popijając picie w oczekiwaniu na danie.
- Ale powiedz mi szczerze: to było w geście samoobrony?
- Kochana, w geście samoobrony to ty możesz świnię wysadzić – powiedział, po czym wybuchnął śmiechem.

Godzinę później byli już pod domem Anity. Marcin otworzył jej drzwi.
- Moja mama już jest – rzekła spoglądając na światło w jednym z okien.
Marcin odgarnął jej niesforny kosmyk z oczu, po czym zapytał zbliżając się do niej:
- Mogę? Czy może się bo... – przerwał mu pocałunek dziewczyny.
- Kocham cię – powiedziała patrząc mu prosto w oczy.
- Ja ciebie też – odpowiedział, po czym ponownie wpił się w jej usta.
- To do jutra – pożegnała go ruszając w stronę drzwi.
- Do jutra? – zapytał z uśmiechem.
Dziewczyna posłała mu całusa w powietrzu, po czym zniknęła za drzwiami.

Wieczorem.
Anita siedziała na łóżku w swoim pokoju. Na podkurczonych nogach trzymała otwarty zeszyt od matematyki. Na pierwszy rzut oka można było wywnioskować, że dziewczyna robi to, o co poprosił ją jej chłopak, czyli uczy się do poprawki. Tak naprawdę jednak nie widziała tych wszystkich cyferek, literek i znaków, choć wpatrywała się w nie od prawie 30 minut. Myślami była zupełnie gdzie indziej. Myślała o tym, czego dowiedziała się o Marcinie. Nie była tym przerażona i dziwiło ją to, bo stwierdziła, że na jej miejscu każdy by się bał. Zwłaszcza po tym, co ujrzała w tym dziwnym miejscu, do którego ją zabrał. Zastanawiała się, jak czuje się z tym Marcin, skoro ona, nie mając z tym praktycznie nic wspólnego, przez cały czas o tym rozmyśla. Było jej go strasznie żal i podziwiała go za to, że był na tyle odważny, by jej to powiedzieć. Pomyślała, że bardzo chciałaby o tym z kimś porozmawiać. Z Monią? „Chyba zwariowałaś!” – skarciła się w duchu. Z matką? Nie... Przecież ona by nie zrozumiała, a na dodatek zabroniłaby jej o nim chociażby myśleć. Ula lub Marek? Ula nie – to zupełnie nie jej sprawa. Marek też nie... Z opowieści Marcina wiedziała, że się lubią, ale nierozłącznymi przyjaciółmi nie są, więc Marek na pewno nie wie. Myślała dalej. „W sumie to dziwne – Marcin niby był w ich paczce w wojsku, a tak naprawdę zawsze trzymał się na uboczu. W ich piosenkach nie pojawia się żadna wzmianka o nim, a kontakt utrzymał mu się tylko z Michałem... Michał! Jak mogłam na to nie wpaść?! Przecież sam mi powiedział, że Michaś wie!”. Szybko sięgnęła telefon, ale zawahała się. Przyjaźń Marcina i Michała bardzo ucierpiała, od kiedy Cinek i Anita zostali parą. No tak, przecież Michał jest przeciwny temu związkowi właśnie z tego powodu. „Może jak z nim szczerze pogadam, to to coś zmieni”.
„Hej braciszku, co porabiasz?” – wysłała sms. Chwilę później przyszła odpowiedź.
„Właśnie wróciłem z roboty, a co?”
Chwilę zastanawiała się co napisać, aby przyjechał. Sam. Jakoś nie chciała spotkać dzisiaj Violetty.
„Chcę... Muszę z Tobą pogadać!”
„Coś się stało?”
Zanim zdążyła odpisać przyszedł drugi sms.
„Coś ci zrobił? Skrzywdził cię?! Zamorduję go!!!”
„Nie! Nic mi nie zrobił! Nie mogę po prostu pogadać z bratem? Po prostu przyjedź, ok?”
Chwilę czekała na odpowiedź. Stanowczo za długo, jeśli weźmie się pod uwagę jej treść:
„Ok”
Po dwudziestu minutach drzwi od jej pokoju się otworzyły. Zerknęła znad zeszytu kto wszedł, a gdy ujrzała brata spuściła wzrok z powrotem i rzekła:
- Cześć.
- Cześć.
Zdziwiony jej obojętnością Michał wszedł głębiej do pokoju i usiadł na łóżku obok siostry. 
- Co jest?
Endi nadal nie odrywała wzroku od zeszytu, w którym obok jakichś definicji rysowała dziwne kształty. Powiedziała tylko:
- Wiedziałeś od początku? To o to ci tak naprawdę chodziło, tak?
Michał przyglądał się jej w skupieniu. Po chwili odparł:
- O czym ty mówisz?
- O Marcinie – w końcu oderwała wzrok od zeszytu i spojrzała Michałowi w oczy. – Wiedziałeś, kim był, zanim wyszedł na prostą. To tego się bałeś, tak? Że mnie w to wciągnie?
Nie krzyczała, ale w jej głosie można było wyczuć chłód. Chociaż sama nie wiedziała dlaczego – pewnie będąc na miejscu Michała też by się bała. Natomiast w Michale wszystko się zagotowało.
- Obiecał, że cię tam nie zabierze – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Anita bardzo chciała, aby ta rozmowa była szczera, ale wiedziała, że do tego nie może się bratu przyznać.
- Nie zabrał mnie tam! Powiedział mi to, kiedy u niego byłam i...
- Co?! – przerwał jej ze złością.
- Tak, byłam u niego! I zamierzam jeszcze tam pójść, nie raz, nie dwa razy, ale zdecydowanie więcej!
- Nie pozwolę...
- Ty?! Ty nie pozwolisz?! – tym razem to ona mu przerwała zrywając się z łóżka.
- Tak, ja! Jest od ciebie grubo starszy! Nie wierzę, że chociaż raz nie przemknęło mu przez myśl, jakby to zrobić, żebyś zgodziła się...
- STOP! – wydarła się dziewczyna. – Może nie jestem dorosła, ale dzieckiem też już nie jestem i nie jestem głupia! A Marcin wcale na nic nie nalega, wręcz przeciwnie, trzyma się ode mnie z daleka! – nie dodała, że było tak do niedawna.
- I nie mów mi, że tak sam z siebie zaczął ci się nagle zwierzać – rzekł Bulterier kpiąco.
- A kto powiedział, że sam? Po prostu... nieważne! W każdym bądź razie powiedział, to takie dziwne?!
- Tak! Nawet Weronice nie powiedział prawdy!
- Komu?!
- No swojej eks, co, nie mówił ci? Opowiedział ci swoją kryminalną przeszłość, a o takiej drobnostce zapomniał?!
- A, to ta, o której mówiliście na weselu? Ale co mnie obchodzi jego była? A ty możesz przestać się wtrącać w nasz związek?!
- Związek?! Dziewczyno, nie bądź głupia!
- Nie jestem! Kocham go!
Michał parsknął śmiechem.
- Kochasz? Daj spokój, masz 16 lat, znasz go kilka tygodni... Po prostu pociąga cię to, że jest starszy i że jest kim jest! Nie mów mi o miłości po tak krótkim czasie!
- Ty chyba się trochę zagalopowałeś. Mam ci przypomnieć po jakim czasie od pamiętnego poznania Violetty w butiku przylazłeś tu i wyznałeś mi w tajemnicy, że zostaniesz ojcem? Co ty na to?
- A może przemknęło ci przez myśl, że jestem dorosły, co ty na to?
- Dorosły i kompletnie nieodpowiedzialny! – wrzasnęła Andzia.
Drzwi do jej pokoju ponownie otworzyły się z hukiem.
- Co tu się dzieje? – zapytała Malwina, patrząc to na córkę, to na syna.
- Rozmawiamy – odparła Anita.
- Rozmawiacie? Nie róbcie ze mnie idiotki. O co się tak kłócicie?
Chwila ciszy. Michał patrzył na zaniepokojoną matkę, a Anita ze smutkiem przyglądała się jemu. Już dawno się tak nie kłócili. Od czasu, gdy się wyprowadził, chyba ani razu.
- Nieważne – rzekł w końcu chłopak. – Mamo, nie przejmuj się. Trzeba się czasem pokłócić, żeby później bez problemu się dogadywać, nie?
- Właśnie – powiedziała Anita. – To co, mamo, dasz nam dokończyć tę rozmowę?
- No... – patrzyła na nich podejrzliwie. – No dobrze. Tylko mi się tu nie pozabijajcie.
- Spokojnie.
Malwina wyszła zamykając za sobą drzwi. Rodzeństwo poczekało, aż matka odejdzie.
- Michał, co się dzieje? – zapytała ze smutkiem Anita. – Kiedyś mogliśmy sobie powiedzieć o wszystkim, a teraz cały czas się kłócimy i nawzajem wszystko wypominamy.
- Tak. Zwłaszcza od czasu, kiedy zaczęłaś chodzić z Marcinem.
- Kiedyś się z nim przyjaźniłeś. Nie przeszkadzało ci to, co o nim wiesz. Co się do cholery zmieniło?
- Zaczął się z tobą spotykać. Za bardzo się o ciebie boję i za dużo o nim wiem, żeby mu zaufać.
- Michał... – zaczęła siadając bliżej. – Uwierz mi, że on nie zrobi mi krzywdy. Kiedy opowiedział mi tę historię, na koniec dodał, że jeśli chcę to mogę wyjść, uciec. Że nie zmusza mnie, żebym z nim dłużej przebywała. Ale w jego spojrzeniu było coś takiego, co mówiło mi, że on nigdy nie zrobi mi krzywdy. Ufam mu, naprawdę.
- Ale... – zaczął Bulterier, lecz siostra ponownie mu przerwała.
- Ale jeśli coś zacznie się mimo wszystko dziać, to przysięgam ci, że dowiesz się o tym pierwszy, okej?
Chwila ciszy. Michał musiał przetrawić to, co powiedziała mu siostra, a było to dla niego bardzo trudne, zwłaszcza, iż wiedział, że ma ona rację. W końcu powiedział cicho:
- No okej.
Dziewczyna pisnęła z radości i rzuciła mu się na szyję. Po chwili położyła się na łóżku, założyła ręce za głowę i powiedziała:
- Wiesz co, brat?
- No? – rzucił się na łóżko obok niej.
- Ja to współczuję mojemu nienarodzonemu bratankowi. Jak to będzie chłopak, to jeszcze, ale jak dziewczyna? Ty ją chyba do kaloryfera przypniesz jak tylko wejdzie w okres dojrzewania.
- Wcześniej – odparł szybko.
Oboje wybuchnęli śmiechem.

Po pół godzinie oboje wyszli z pokoju.
- Wracasz już do Violi? – zapytała Endi.
- Nie. Jak już tu jestem, to pójdę trochę do rodziców.
Razem weszli do salonu. Malwina akurat opowiadała coś mężowi. Gdy zobaczyła dzieci zwróciła się do nich.
- I jak? Już pogodzeni?
- Jak zawsze – odparł Michał.
- To dobrze. Właśnie opowiadałam tacie przebieg dzisiejszej wywiadówki.
Anita próbowała wymknąć się do innego pomieszczenia, ale Michał złapał ją za łokieć i zmusił by usiadła w fotelu. Sam usiadł na kanapie obok ojca.
- I co ciekawego Anitka nacudowała tym razem? – zapytał.
- No właśnie nic szczególnego! I to mnie zdziwiło. Ma tylko kilka godzin nieusprawiedliwionych, a nie tak jak zeszłym razem kilkadziesiąt. Ma jak zawsze zagrożenie z matematyki, ale na 70% obejdzie się bez poprawki, bo w ciągu ostatnich kilku tygodni nałapała parę pozytywnych ocen, ma nawet jedną piątkę za zadanie domowe... – Anita uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie, jak długo Marcin nad tym zadaniem siedział - ...z innych przedmiotów też jest poprawa, co prawda nieznaczna, ale zawsze. A jeśli chodzi o zachowanie? No cóż... – spojrzała na córkę dziwnie. 
Anita przestraszyła się, że zaraz wyjdzie na jaw bójka. Gdyby Michał dowiedział się, jak Marcin rozprawił się z Damianem, cała ich rozmowa straciłaby sens. Matka kontynuowała:
- Wychowawczyni powiedziała, że o wszystkich większych akcjach już wiem, a poza tym tylko trochę poszturchała się z jakąś Anią, ale obyło się bez ofiar. No i tak ogólnie czepiała się tego ósmego i dziewiątego, że nikt do szkoły nie przyszedł, ale jakoś jej wytłumaczyliśmy, że to był koncert i was pousprawiedliwiała. Ale teraz wam powiem! Wpadła historyczka i powiedziała, że Anity na koncercie nie było, bo ona ją widziała w Warszawie! Rozumiecie to? – wybuchnęła śmiechem i kontynuowała – Mało tego, powiedziała, że jak ją na tym osiedlu widziała, to jakiś chłopak przed nią na kolanach klęczał! Normalnie przy wszystkich rodzicach śmiechem wybuchnęłam.
- I co jej powiedziałaś? – zapytała Anita udając rozbawienie.
- No że to niemożliwe, bo przecież byłaś wtedy we Wrocławiu.
- Aha. Zawsze mówiłam, że ta baba jest jakaś niedorozwinięta – powiedziała Andzia, po czym dodała w myślach „I zawsze widzi to, czego nie powinna”.
- No... Ale... tak ogólnie... ten Marcin to chyba jakiś cudotwórca jest! Po raz pierwszy nie rumieniłam się ze wstydu w tej ławce.
Anita uśmiechnęła się promiennie. „Nie wydało się!” – pomyślała.
- A najbardziej mi się podobało, jak wszyscy wychodzili i ta nauczycielka do mnie podeszłą i po cichu zapytała, jak ja to zrobiłam, że Anita przestała wyglądać jak satanistka. 
- A na to co odpowiedziałaś? – zapytał Mirek.
- No wolałam nie mówić, że stroi się dla chłopaka. Tylko się uśmiechnęłam. Ale Marcinowi naprawdę należą się wyrazy uznania. Właśnie, Anita, wiesz już kiedy przyjdzie na ten obiad?
- Mamo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)