piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 5

Dwunasta w mieszkaniu Marcina.
- Mówiłeś, że ja się grzebię, a ja tu czekam i czekam na ciebie – Anita weszła do pokoju Marcina. – Czego szukasz?
- Dokumentów, kluczyków od samochodu... czegokolwiek! Gdzie ja je wczoraj kładłem? – odparł rozglądając się po pokoju.
- Nie wierzę. Taki zawsze porządny byłeś, wszystko na swoim miejscu, a tu taka miła niespodzianka – dziewczyna objęła go w pasie od tyłu.
- Anita, muszę cię podwieźć do Ulki, a później pojechać do pracy. Bez samochodu nie dam rady.
- Okej, okej – niechętnie puściła go i wyszła z pokoju.
Usiadła na kanapie i oparła się o poduszkę. Usłyszała dziwny dźwięk. Ze zdziwieniem zajrzała pod poduszkę i uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc kluczyki i dokumenty do auta Marcina. Wzięła je do ręki i z powrotem ruszyła do pokoju Bladego. Przystanęła w progu i rzekła:
- Marcin, patrz.
Odwrócił się do niej przodem i zdziwiony zapytał:
- Gdzie były?
- Na kanapie. To jak? Jedziemy?

Pół godziny później pod drzwiami od mieszkania Dobrzańskich.
Puk, puk.
Drzwi otworzył im Marek.
- Cześć. Ula jeszcze jest niegotowa – zaznaczył na wstępie. – A ty, Marcin, pomożesz nam – rzekł spoglądając na Bulteriera, Sebę i Aleksa. 
Ściągnęli kurtki i weszli do salonu.
- W czym? – zapytał podejrzliwie Blady.
- No tak myślimy, żeby wybrać się na Sylwestra w góry i szukamy ośrodka – Marek usiadł na kanapie, którą najwyraźniej dopiero co opuścił.
Natomiast Marcin stał jeszcze w salonie, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Nieoczekiwanie Andzia objęła go w pasie od tyłu i włożyła mu ręce do przednich kieszeni. Blady nie zwrócił na to uwagi – najwyraźniej była to norma. Aleks, Cygan i Seba zaczęli przyglądać się z zaciekawieniem tej sytuacji, a Michał ledwo nad sobą panował – uderzyli w jego czuły punkt. Tymczasem Anita wyciągnęła z kieszeni swojego chłopaka telefon, odblokowała go i nadal obejmując Marcina napisała smsa. „Tak Monia, wiem że trzeba ich namówić na ten internat. Nie moja wina, że nasza buda się sypie. A może wpadniesz do mnie ze swoimi starszymi i jakoś razem ich przekonamy?” – wysłała go i schowała z powrotem telefon.
- Naprawdę myślisz o tym akademiku? – zapytał Marcin.
- A mam jakieś inne wyjście? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Jakim akademiku? – wtrącił się do rozmowy Michał.
Anita wyszła zza Marcina i zaczęła:
- W zeszłym tygodniu wychowawczyni ogłosiła, że zamykają szkołę do końca roku. Czaisz, do końca roku! W sensie szkolnego. Jest jakieś zagrożenie czymśtam i przenoszą uczniów do innych liceów. Mnie i Monię przenoszą do szóstego. Rozumiesz? Na drugi koniec miasta. No a przy szóstym jest internat, więc chcemy się tam ulokować.
- Po co? Przecież rodzice będą cię odwozić i przywozić znając ich – odparł Michał.
- Wiem. Ale powiedz mi szczerze: po jaką cholerę mam tracić kupę czasu na dojazdy?
- Ojciec ci nie pozwoli.
- Dzięki za wsparcie – rzekła, po czym ruszyła w stronę pokoju Ulki i na wstępie rzekła – Cześć, dziewczyny!
Natomiast Marcin obszedł kanapę i ustał za nią, po czym zaczął przyglądać się stronie internetowej w laptopie.
- Szukacie domku, tak?
- Owszem, tylko nie wiemy na ile osób. Ośmio- czy dziewięcioosobowy – dodał Seba.
- Dlaczego ośmio- czy dziewięcioosobowy?
- No bo napewno jadą tak: ja , Dorka, Cygan i Ulka, Bulterier i Violka, a także Aleks i Kaśka i to jest już osiem osób i nie wiemy, czy dziewięcioosobowy, bo nie wiemy, czy też chcesz jechać.
- Pojadę, ale to chyba raczej dziesięcioosobowy, nie?
- Dziesięcioosobowy? A kto jeszcze? – zapytał Cygan.
- A Anitka? – zapytał zdziwiony.
- Patrz! Nie pomyśleliśmy o niej. 
- Zapomnij! Ona nie jedzie! – zaznaczył Michał na wstępie.
- Ej no... – stęknął Marcin.
- Daj spokój. Niech jedzie.
- Ona na pewno nie chce jechać. Nigdy nie lubiła z nami nigdzie jeździć – powiedział pewny siebie Michał.
- Kotek! – zawołał Cinek.
Dziewczyna wyłoniła się z pokoju i rzekła:
- Tak?
- Chcesz jechać ze mną no i z nimi w góry na Sylwka? – zapytał ją z uśmiechem.
- Jasne, że tak.
- No to załatwione. Dziesięcioosobowy domek. Patrz na ten na dole! – wskazał palcem w stronę jednej z aukcji.
Chwilę później dziewczyny wyszły z pokoju i już miały wychodzić z mieszkania, gdy ponownie ktoś zapukał.
- Marek, ktoś do ciebie? – zapytała Ulka.
- Nie.
Zaciekawiona pani Dobrzańska podeszła do drzwi i je otworzyła.
- Renata? Coś się stało? - rzekła wpuszczając do środka kobietę trzymającą na rękach zapłakane dziecko.
- Muszę coś załatwić na mieście, a Jarek jest w pracy, więc pomyślałam, że wy się nią zajmiecie – rzekła podając córeczkę zaskoczonej Ulce.
- Ale...
- Ulka, jesteś moją ostatnią deską ratunku.
Dziecko nadal płakało. Ulka próbowała je uspokoić, ale jej się nie udało, wiec przekazała je Dorce. Dziewczynka jeszcze bardziej się rozpłakała, a przerażona Dorota przekazała ją Violi. Z kolei panna Kubasińska natychmiast oddała ją Kaśce. 
- Spokojnie. Ewelinka zawsze tak płacze. Tylko mąż umie ją uspokoić, ale też nie zawsze – Renata zaczęła myszkować w torbie, którą położyła na stole.
- Aleks, masz - Kaśka oddała Ewelinkę jemu.
- Ja... ja nie lubię dzieci. Marek, to twoja chrześniaczka – rzekł Aleks podając ją zaskoczonemu Cyganowi.
- Michał, ty teraz będziesz miał dziecko. Ucz się – i przekazał ją dalej.
Dziecko płakało wniebogłosy. Ni stąd ni zowąd odezwał się Seba, jednocześnie przyglądając się małej dziewczynce.
- Może jest głodna?   
- O! Znasz się na dzieciach! To masz! Uspokój ją! – Michał wręczył małą Sebastianowi.
- Jadła przed chwilą. Tu macie jej rzeczy. Ale czy aby na pewno wszystko dałam? – zapytała Renia samą siebie i jeszcze raz zaczęła przeglądać torbę.
- Telefon mi dzwoni! – powiedział Seba.
- Nieprawda. Nie kłam! – wtrąciła Dorka.
- Czuje wibracje w kieszeni – odrzekł Olszański.
- Twój telefon leży na stole..
Ten zlustrował ja wzrokiem. Zbulwersowana Anita podeszła do Seby i wzięła na ręce Ewelinkę i zaczęła ją kołysać szepcząc jej do uszka.
- Ćśś...
Po chwili dziewczynka przestała płakać. Ba! Nawet z zaciekawieniem przyglądała się nowej cioci, która, jak widać, była w swoim żywiole. 
- Ona nie płacze... – wydusił z siebie zaskoczony Cygan.
- Jak to zrobiłaś? – zapytała zdziwiona Ulka.
- Pasuje ci dziecko – dodała Renata.
Wkurzony Michał zmroził ją wzrokiem. Natomiast Anitka ruszyła w stronę Marcina mówiąc:
- A widzisz. To jest wujek Marcin... 
Dziewczynka uśmiechnęła się pokazując uroczego jednego ząbka i wyciągając rączkę by dotknąć lekko zaniepokojonego Cinka.
- Chcesz ją? – zapytała Endi nie zwracając uwagi na przyglądających się jej reszcie grupy.
- Ja? Ale... – nie zdążył dokończyć, ponieważ dziewczyna dała mu Ewelinkę i teraz czekała na reakcję małej dziewczynki. 
O dziwo dziewczynka nie zaczęła płakać. Ewelinka zaczęła przyglądać się jego bluzie, a raczej sznurkom od niej. Po chwili pociągnęła jeden z nich i włożyła sobie do buzi. 
- I co? Straszna? – zapytała Endi.
Marcin uśmiechnął się i jednym zwinnym ruchem złapał Ewelinkę pod paszkami i zaczął podrzucać ją do góry. Nieoczekiwanie Ulka palnęła.
- No no, Marcin. Chyba czas najwyższy, żeby sprawić sobie taką małą... Albo nieważne – urwała przypominając sobie partnerkę Bladego.
- Ona się ślini – zauważył sprytnie Seba.
- Tak, a także je i się załatwia – dodała Endi z irytacją, po czym zwróciła się do mamy małej – Renia, masz pelasię?
Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
- No tetrówkę – wyjaśniła widząc ich miny.
- Aaaa.... No tak – zaczęła grzebać w torbie, po czym wyciągnęła pieluszkę i dała Anicie.
Zapalona niania podeszła do Marcina bawiącego się ze śmiejącą Ewelinką i rzekła.
- Puciu, puciu, puciu – i zaczęła wycierać buźkę małej.
Dziewczynka jeszcze szerzej się uśmiechnęła. 
- Misiek, ale musisz przyznać – zaczęła Viola – Pasuje im dziecko.
Michał aż poczerwieniał ze złości. Natomiast Anita spojrzała zaciekawiona na Marcina, obawiając się nieco jego reakcji na wypowiedź Violi, ale on spojrzał na nią i lekko uśmiechnął.
- Andzia, my już chyba będziemy się zbierać – Ulka szybko zmieniła temat.
- Już, już – Andzia pobiegła po kurtkę, po czym wróciła do Marcina i dziewczynki, cmoknęła małą w czółko i Marcina w usta.
Na koniec pomachała dziewczynce i razem z Renią i resztą dziewczyn zniknęła za drzwiami. 
Ewelinka popatrzyła smutno na drzwi, ale po chwili wróciła do przeżuwania sznurków bluzy Cinka. Jednocześnie niepewnie dotknęła rączką jego policzka. Gdy poczuła dwudniowy zarost, natychmiast oderwała swoją delikatną rączkę. Marcin przyjrzał się jej zaciekawiony. Jednak dziewczynka nie odpuściła. Wypluła sznurek i swoje rączki skierowała ponownie w stronę twarzy uśmiechającego się chłopaka. Wyraźnie jej się to spodobało. Zaczęła piszczeć i machać rączkami z radością. Zebrani panowie wybuchnęli śmiechem.                                                                                                                                                                                                                                                         
- Dobra, chłopaki. Ja lecę, bo spóźnię się do jednostki – rzekł w końcu Marcin podając Ewelinkę Markowi – To cześć – i już go nie było.
Dziewczynka popatrzyła chwilę smutno na miejsce, gdzie przed chwilą stał jej nowy ulubiony wujek i nieoczekiwanie wybuchnęła płaczem. 
- Ej no. Z tym dzieciakiem jest coś nie tak – stwierdził Marek, próbując ją uspokoić.

Godzinę później. 
- Nie, Michał, no! Weź po niego zadzwoń! Ile można płakać? – zapytał załamany Seba chowając głowę w dłoniach.
- Ale... – zaczął Michał.
- No dzwoń! – krzyknął Cygan.
- Ja.... No dobra – zrezygnowany wstał, odszedł kawałek, wyciągnął telefon i po chwili zaczął mówić. – Z generałem Horacym Tyr... Tak. Michał Grabowski... Witam, tu... Tak. Ja w sprawie... Wiem. Ale ja nie... Mogę skończyć? Dziękuję. Ja w sprawie bardziej osobistej. Chciałbym prosić o zezwolenie na samodzielne opuszczenie jednostki wojskowej... Nie moje. Kolegi. Z dzisiejszej służby. Marcina Bojko... Tak, wiem, że on już jest w jednostce... Jak to nie można?! Oddam jeden dzień swojego wolnego... Przekaż, żeby przyjechał do Cygana... Tak, tego Cygana. I niech się pospieszy. Do usłyszenia – Michał rozłączył się i wkurzony zwrócił się do Marka – Musiałem mu oddać jeden dzień swojego urlopu!
- Nie przesadzaj. Cholera! Weź ją, bo mnie zaraz szlag jasny trafi! – Cygan podał małą Michałowi, wstał i ruszył w kierunku kuchni.
- A tak z ciekawości, kiedy się przeprowadzacie? – zapytał Seba.
- W przyszłym tygodniu, a co?
- A kiedy będzie parapetówka? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Seba, za dużo czasu spędzasz z Dorotą – stwierdził Marek.
- Wcale nie. Ja nie jestem alkoholikiem.
- Taa... Powiedz to przy niej, a już ona ci pokaże – Aleks zaśmiał się z „kumpla”.
- Sugerujesz, że boję się Doroty?
- Ty to powiedziałeś.
- Cwaniak się odezwał. A ty to co? Kaśka mówiła Dorce, że ty...
- Dosyć! Nie dość, że ona ryczy, to wy jeszcze się tu wykłócacie! – Michał stracił już całą swoją wyrozumiałość. – Usłyszę jeszcze jedno słowo, a mnie popamiętacie!
Panowałaby idealna cisza, gdyby nie płacz dziecka. Nie dalej jak piętnaście minut później rozległo się pukanie do drzwi. Marek z ulgą je otworzył i z uśmiechem na twarzy powiedział:
- Marcin, nawet nie wiesz, jak się cieszę. Weź zrób z nią coś, bo ryczy i ryczy...
- To po to mnie tu ściągaliście? Z dzieckiem sobie rady dać nie potraficie?
- To nie jest normalne dziecko! – zawołał z pokoju Seba.
- Właśnie – przytaknął Cygan.
- A co ja? Niańka?! Myślicie, że nie mam co robić, tylko zrywać się z roboty, by się dzieciakiem zajmować?!
- A co ty taki wkurzony? – zapytał Marek, jednocześnie wchodząc z Marcinem do salonu.
- Cholera! Ta mundurowa, niebieska menda złapała mnie pod samym blokiem! Kurwa! Trzy stówy! Ja pier...
- Stary, uspokój się. Tu jest dziecko – przerwał mu Seba.
Ty? Sory, zapomniałem – odgryzł się Marcin, po czym wziął na ręce Ewelinkę, która od czasu gdy wszedł wyciągała ku niemu swoje malutkie rączki i powoli przestawała płakać i zaczął ją uspokajać.
W czasie, gdy mężczyźni wyśmiewali Sebastiana, dziecko całkowicie przestało płakać. Marcin usiadł na fotelu, posadził sobie małą brunetkę na kolanach i zaczął:
- I jak tam? Wybraliście domek?
- Tak jakby. Dziesięcioosobowy domek w lesie ze dwadzieścia kilometrów od Zakopanego. Co o tym myślisz? – zaczął Aleks.
- Mi pasuje.
- To dobrze, jeśli nie znajdziemy nic ciekawszego weźmiemy to. Musimy też jeszcze ustalić, kiedy jedziemy.
- Po świętach – odparł Michał.
- Przed. Błagam. Nie chcę iść z Ulą na wigilię do moich rodziców. Bóg jeden wie, jaką część mojego dzieciństwa teraz by jej opowiedzieli – zaoponował od razu Marek.
Chłopacy zaczęli się śmiać (dziecko również, choć nie do końca wiadomo z czego). Gdy się opanowali Michał odparł:
- No dobra. Już widzę, jak moi rodzice pozwalają wyjechać Anicie na święta.
- To się załatwi – powiedział pewien siebie Marcin.
- Na pewno ją puszczą jak się dowiedzą, że jedzie z tobą – rzekł chłodno Michał.
- A jak się dowiedzą, że ty też jedziesz? Hmm, może nawet sami ją spakują – odgryzł się Blady.
- Dość! Nie zaczynajcie znowu! – powiedział stanowczo Cygan. – Na początku to było nawet zabawne, ale teraz? Ta wasza wzajemna niechęć jest po prostu żałosna.
- No właśnie – zgodził się Seba. – Stary, wyluzuj, będziesz ją miał cały czas na oku.
Michał z nietęgą miną zmienił temat:
- Tego małego kurczaka trzeba by chyba przewinąć, co? I może poszłaby spać... Przynajmniej tak tu jest napisane – wskazał na stronę internetową poświęconą opiece nad niemowlętami, którą włączyli przed przyjazdem męskiej superniani.
Marek pogrzebał chwilę w torbie i wyciągnął pampersa. Rozłożył go, obejrzał z każdej strony i rzekł zrezygnowany:
- Nigdzie nie napisali jak to się obsługuje.

Wieczorem.
- Nie mogę uwierzyć, rozumiesz, nie mogę, zgodzili się!
Anita krzątała się po swoim pokoju pakując ciuchy, kosmetyki, podręczniki, zeszyty i inne drobiazgi do ogromnej torby. Na łóżku siedziała jej równie mocno rozpromieniona przyjaciółka, Monika.
- No... Sama w to nie wierzę.
Anita przystanęła i spoważniała.
- Gdyby nie twoi starzy, to moi nigdy by się nie zgodzili. Naprawdę, dzięki.
- Nie ma za co. Tylko pakuj się szybciej! Jeśli mamy jeszcze dzisiaj się przenieść, to musimy się trochę bardziej przyłożyć, a pamiętaj, że ja też się muszę jeszcze spakować.
Dwie godziny wcześniej w pomieszczeniu obok odbyła się burzliwa dyskusja, w której udział wzięli rodzice Anity i Moniki oraz oczywiście ich córki. W końcu dorośli zgodzili się na zamieszkanie ich dzieci w bursie niedaleko szkoły. Teraz siedzieli w salonie przy kawie, a dziewczyny przygotowywały się do przeprowadzki.
- Jutro pierwszy dzień w nowej budzie – zaczęła Monika. – Ciekawe, jak będzie. Cholernie głupio tak przenosić się w połowie roku szkolnego i to jeszcze na miesiąc przed końcem semestru!
- Nie panikuj. Szybko się wkręcimy. Ciekawe tylko, jakich ludzi spotkamy...
- No... – Monika się rozmarzyła. – Niebieskooki brunet, wysportowany, wysoki i mega przystojny dla mnie, a dla ciebie...
- Hej, ej! – przerwała jej Anita. – Nie rozpędzaj się tak! Ja mam Marcina i to mi w zupełności wystarczy. Nie mam zamiaru nawet patrzeć na innych chłopaków, czaisz?!
- Dobra, Andzia, nie unoś się tak... Ale ja to bym chciała się tak zakochać... – zamyślona Monika położyła się na łóżku kumpeli.
- Nie rozwalaj się tak! Podnieś te swoje cztery literki i idź zakładać buty, bo ja już się spakowałam. Teraz jedziemy do ciebie.
Monika westchnęła i niechętnie się podniosła odrzucając od siebie wyobrażenie swojego wymarzonego chłopaka.

Następnego dnia rano.
- Monia, obczaj, chemia, matma, matma, PO, biologia, angol, historia i jeszcze na zakończenie tego przeuroczego dnia dwa wuefy. Lubię WF, ale nie po siedmiu lekcjach! To jest jakaś rzeźnia, a nie szkoła.
Dziewczyny krążyły po nowej szkole z planem zajęć w dłoniach szukając pracowni chemicznej. Były już 5 minut spóźnione.
- Masakra – Monia była równie mocno zniesmaczona. – Anita, szybciej, jak to będzie wyglądać jak wejdziemy w połowie lekcji?
Przyspieszyły. Właśnie miały skręcić, by przejść następny korytarz w poszukiwaniu odpowiedniej klasy, gdy zza zakrętu wyszedł jakiś wysoki, ciemnowłosy chłopak. Wyglądał na starszego od nich. Rozpędzona Monika nie zdążyła się zatrzymać i na niego wpadła. Anita parsknęła śmiechem, a Monika spojrzała na chłopaka mówiąc:
- Sorki, nie zdążyłam wyhamować!
- Jak łazisz?! – uniósł się chłopak.
- Ja... Przepr...
- Ty lepiej, laleczko, uważaj na kogo wpadasz! – przerwał jej w połowie wyrazu. – Bo następnym razem może się to źle skończyć dla twojej ślicznej buźki!
Monika nieśmiało przytaknęła. Chłopak zmierzył jeszcze raz ją i Anitę, po czym odwrócił się i ruszył dalej.
- Zaczekaj! – krzyknęła za nim Endi nie zwracając uwagi na protesty przyjaciółki.
Chłopak odwrócił się nie dowierzając, że dziewczyny śmiały się jeszcze do niego odezwać.
- Ty do mnie mówisz? – zapytał.
- A widzisz tu kogoś innego? – powiedziała kpiąco Anita, ale widząc jego minę szybko zmieniła ton głosu na nienaturalnie słodki. – Bo widzisz, my jesteśmy tu nowe i... i... mógłbyś nam pokazać gdzie tu jest sala od chemii?
Tym razem to chłopak parsknął śmiechem.
- A wyglądam na takiego co chodzi na chemię? Nie? No właśnie. Więc odpieprzcie się ode mnie nim naprawdę coś wam się przydarzy. W tej szkole koty nie są mile widziane.
Ponownie odwrócił się i odszedł.
- Co za... – powiedziała po cichu Anita.
- Chyba nasza pierwsza nowa zawarta znajomość nie należy do udanych, co?
- Bez kitu. Ciekawe, kto to był. Idzie sobie i robi lans na całą budę. Słyszałaś w ogóle, co on gadał? Koty... normalnie jakbyśmy prosto po gimnazjum przyszły. Ej, patrz, gabinet chemiczny!
- Świetnie! Mamy... moment... tak, 10 minut spóźnienia. To co, zawieramy kolejną znajomość?
Andzia kiwnęła głową.
PUK, PUK!

Późnym wieczorem w akademiku.
Anita leżała na łóżku i pisała z Marcinem, który wypytywał ją, jak minął pierwszy dzień w nowej szkole. Odpisywała mu krótko, bez większego zaangażowania, bo myślami była zupełnie gdzie indziej.
„To jedyny nauczyciel, który nie patrzył na nas jak na pomyłki genetyczne... Jest taki... męski i tak fajnie wygląda w tym dresie...”
- Andzia... Andzia! Anita, ziemia wzywa! Hello! – Monika machała jej ręką przed oczami.
- Co... co? – dziewczyna otrząsnęła się z rozmyślań i spojrzała na przyjaciółkę.
- No wreszcie, już myślałam, że w jakiś trans wpadłaś i że będę cię musiała zresetować, czy coś...
- Bardzo śmieszne. Co chcesz?
- Michał do mnie napisał.
- Kto?
- Twój brat!
- A skąd on ma twój numer?
- Trzeba częściej do mnie pisać z jego telefonu. Zresztą nieważne. Pytał, czy wszystko okej, bo nie może się do ciebie dodzwonić.
- A dzwonił?
Spojrzała na wyświetlacz. Faktycznie, 3 nieodebrane połączenia od brata i 1 nieodczytana wiadomość od Marcina.
- Oddzwoń do niego. I obudź się z tego magicznego snu, w który zapadłaś po dzisiejszym wuefie, księżniczko – powiedziała z uśmiechem Monika.
- Co? Mówiłaś coś? – zapytała Anita patrząc na nią nieprzytomnie.
Monika tylko pokiwała niedowierzająco głową i poszła w kierunku swojego łóżka.
- Monia...
- Hm?
- Mamy jutro wf?
- Już piąty raz pytasz! Nie!
- Szkoda...
- Anita, przypominam ci, na wypadek gdybyś zapomniała, że jesteś zajęta, masz Marcina.
- No właśnie.
- Anita... – zaczęła przerażona zachowaniem przyjaciółki Monia.
- Tak? – Endi spojrzała na nią znad telefonu.
- Wiesz co? Nieważne – Monika położyła się do łóżka i zgasiła światło.
Anita wzruszyła ramionami i wyszła do łazienki, by zadzwonić do brata.

Drugiego dnia Anita była równie mocno rozkojarzona, czym wzbudzała irytację Moniki i nauczycieli. Właśnie wychodziła ze szkoły z Moniką i zażarcie się z nią o coś kłóciła. Nie zauważyła, że za schodami czai się Marcin, zapewne by znów ją gdzieś porwać, i przysłuchuje się dyskusji.
- Przestań w końcu! Cały dzień gadasz tylko o nim! Już mi się rzygać chce!
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam! Ciągle o nim jęczysz!
Marcin się uśmiechnął, myśląc, że dziewczyny rozmawiają o nim. Monika kontynuowała:
- Znasz go od wczoraj, a już świata poza nim nie widzisz! Kompletnie ci odbiło! Ten gościu ma chyba z 30 lat!
Uśmiech zszedł z twarzy Marcina. Ta rozmowa zdecydowanie nie była o nim.
- Ty tego nie rozumiesz – odparła Endi.
- Masz rację. Ani trochę tego nie rozumiem. A co z Marcinem?
Anita zamilkła i zwiesiła głowę. W Marcinie coś pękło. Nie wytrzymał i podszedł do nich.
- No właśnie, co ze mną? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
Monika zrobiła przerażoną minę i powiedziała, cofając się:
- To ja was zostawię.
Po chwili już jej nie było. Anita nadal milczała. Nawet nie podniosła głowy. Była wyraźnie zawstydzona.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Nie masz odwagi powiedzieć chociaż fałszywego „przepraszam”? – Marcin wyraźnie przestawał nad sobą panować. – Jak się puszczasz, to chociaż nie bój się do tego przyznać!
- Uważaj na słowa! – Anita zaoponowała, gdyż ostatnie zdanie mijało się z prawdą.
- A co mam powiedzieć?! Z jednej strony mówisz, że mnie kochasz, że zawsze będziesz ze mną, a z drugiej odpływasz na samą myśl o jakimś gogusiu...
- Nie obrażaj go!
Marcin parsknął szyderczym śmiechem, choć wcale nie było mu wesoło. Wszystko się w nim gotowało.
- No tak. Przecież twoja nowa wielka miłość jest nietykalna. Michał miał rację: jesteś zwykłym, nie wartym poświęcenia uwagi szczeniakiem. I do tego puszczalskim. Nie wiem, na co ja liczyłem.
- Ja też nie wiem na co liczyłeś – powiedziała chłodno. W tej chwili miała go serdecznie dość, z całego serca pragnęła mu dopiec, powiedzieć coś, co na pewno go zrani do żywego. – Wiesz co? Ja bym na twoim miejscu zaczęła się przyzwyczajać. Ta... jak jej tam? Weronika, nie? Hmm, uciekła do Marka, widocznie czegoś jej brakowało, teraz ja... Może to te traumatyczne rzeczy, które widziałeś gdy byłeś nastolatkiem sprawiają, że nie potrafisz przy sobie utrzymać dziewczyny, że każda od ciebie ucieka, co?
- Jak śmiesz... – nie dokończył, bo Anita znowu mu przerwała.
- I wiesz, co ci jeszcze powiem? Masz rację, trzeba było od razu posłuchać Michała. Ten, hmm... związek od samego początku był śmieszny i nie miał sensu. Cieszę się, że w końcu to do mnie dotarło. A teraz zostaw mnie w spokoju. Nie chce mi się na ciebie nawet patrzeć.
Nie czekając na odpowiedź odwróciła się i odeszła. Marcin stał jeszcze moment z zaciśniętymi pięściami wgapiając się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała Endi. Po chwili podszedł do Audi, wsiadł do środka, z wściekłością trzasnął drzwiami i ruszył z piskiem opon, ślizgając się na nieodśnieżonej jezdni. Jechał chwilę z ogromną prędkością, nie zwracając uwagi na sygnalizację świetlną, znaki drogowe czy trąbiących na niego kierowców. W pewnym momencie, gdy akurat jechał przez jakąś małą, niezaludnioną uliczkę, zobaczył kilkadziesiąt metrów dalej małą, najwyżej dziesięcioletnią dziewczynkę, która akurat wybiegła na pasy. Od razu wcisnął hamulec oraz zaciągnął ręczny. W podświadomości wiedział jednak, że nie zdąży wyhamować: było zbyt ślisko. Dziecko stało sparaliżowane strachem na wprost nadjeżdżającego auta. Marcin widział wszystko w zwolnionym tempie. Widział jak mała dziewczynka patrzy na niego z przerażeniem, słyszał dźwięk opon ślizgających się po śniegu... Zamknął oczy, nie chciał zobaczyć konsekwencji swojego postępowania, czekał tylko na uderzenie.
Chwilę później było już po wszystkim.
Audi przejechało przez pasy, zmniejszając swoją prędkość co najwyżej o połowę. Na szczęście dziewczynka w ostatniej chwili oprzytomniała i odskoczyła w bok. Teraz biegła najszybciej jak potrafiła w stronę domu. Gdy Marcinowi w końcu udało się zatrzymać auto, nie ruszył dalej, tylko włączył światła awaryjne, położył łokcie na kierownicy i schował twarz w dłoniach. Wściekłość ustąpiła miejsca ogromnemu smutkowi, popadającemu nawet w rozpacz. Dopiero teraz dotarło do niego, że stracił wszystko, co dawało mu ostatnio chęć do życia i co napawało go radością. Nie wiedział co robić. Wyciągnął telefon, chciał usunąć jej numer, ale pomyślał, że nie warto, bo i tak zna go na pamięć. A może miał nadzieję, że Anita jeszcze zmieni zdanie, że zaraz zobaczy na wyświetlaczu napis „Endi;*”? Nie, chyba nie. I tak by nie odebrał. Zbyt mocno bolały go jej słowa. A może miała rację? Rozmyślał tak bardzo długo. Gdy w końcu odpalił silnik i pojechał, już powoli, w stronę domu, była już późna noc.

Tymczasem w akademiku.
Anita siedziała od ponad godziny wtulona w ramię przyjaciółki, zanosząc się płaczem, otoczona przez całą armię chusteczek.
- Anita, błagam cię, przestań płakać, bo mi się serce kraje – prosiła Monika. – Może się rozwiedzie...
- Co? – Anita wyraźnie nie zrozumiała o co chodzi koleżance. – O kim ty gadasz?
- Jak to o kim? O wuefiście! To przez niego płaczesz, tak?
Kilka godzin wcześniej dziewczyny dowiedziały się od koleżanek z III c, że nauczyciel jest szczęśliwym mężem i świeżo upieczonym tatą uroczych bliźniaków.
- Pogięło cię? Co mnie obchodzi jakiś tam nauczyciel?
- Łał, już ci przeszło?  Dziewczyno, znowu zawstydziłaś Turbodymomana! Zakochać się i odkochać w ciągu niecałych 48 godzin? Moje uznanie! – Monika była bezlitosna.
- Straciłam Marcina... – wyjęczała po raz któryś tego wieczoru Endi.
- To po cholerę z nim zrywałaś, jak teraz tak przeżywasz?
- To był impuls! Zaczął mnie obrażać, to ja zaczęłam obrażać jego i później znów on mnie... I tak mnie wkurzył, że nie miałam innego wyjścia...
- Niż powiedzieć: Spadaj, nie chcę cię znać. Gratuluję, Andzia! – Monika nadal oprócz użyczania przyjaciółce swojego ramienia nie robiła nic by ją wesprzeć.
Ani Anita, ani Marcin nie zmrużyli oka tej nocy.

Następnego dnia.
- Bojko, co z tobą? Wyglądasz jak duch!
- Chyba coś mnie bierze – powiedział Marcin przełożonemu.
- To co ty tu robisz? Chcesz nowych pozarażać? Jeszcze nam tylko brakuje w jednostce grypy i to na samą przysięgę! Jedź do domu i się wylecz, bo będziemy potrzebować ludzi, żeby tych żółtodziobów nauczyć zachowywać się jak na żołnierza przystało. Wróć w czwartek.
- Tak jest. Do widzenia.
Dziesięć minut później był już w drodze do domu. Nie był tym zachwycony: siedzenie w domu i nic nie robienie było w jego opinii jeszcze gorsze niż przebywanie z nowymi wojskowymi i uczenie ich chodzenia z bronią i śpiewania Roty, czym ostatnio zajmowali się wszyscy w jednostce. Nie było jeszcze siódmej, więc było ciemno jak w nocy. Marcin właśnie zastanawiał się, gdzie podziali się wszyscy ludzie, bo normalnie o tej porze na jezdniach panował już tłok, a dzisiaj obok przejeżdżały tylko pojedyncze auta, gdy z włączonego radia zabrzmiał gorąco zapowiadany hit ostatniej dekady.

„Ile dałbym by zapomnieć cię, wszystkie chwile te, które są na „nie”, bo chcę, nie myśleć o tym już, zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz, tak już po prostu nie pamiętać sytuacji, w której serce klęka, wiem. Nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę, mam nadzieję, że to wiesz i ty. 
Znowu widzę ciebie przed swoimi oczami, znowu zasnąć nie mogę owładnięty marzeniami. Wszystko poświęcam myśli, że byłaś kiedyś blisko, kiedy czułem ciebie obok, wtedy czułem, że mam wszystko. Tyle zostało po mnie – tylko ty i setki wspomnień. Ile dałbym za to, by móc o tym już zapomnieć. Teraz nie ma nas i nie chcę być tam, gdzie ty jesteś. Znowu staniesz przede mną, zawsze robisz mi to we śnie. Będę patrzył jak odchodzisz, chociaż chciałbym się odwrócić, będę myślał, ile dałbym komuś, kto by czas zawrócił. Kto by zatrzymał wskazówki tylko na ten jeden moment. W chwili, w której cię poznałem poszedłbym już w drugą stronę.”

Właśnie zatrzymał się na czerwonym świetle i zaczął wyglądać przez szyby Audi. Na wystawach sklepowych świeciły lampki na ubranych już choinkach. Nigdy nie lubił Bożego Narodzenia, które nadchodziło wielkimi krokami, zawsze kojarzyło mu się z siedzeniem w otoczeniu nieustannie skłóconej rodziny. Czasem żałował, ze nie urodził się w Gdańsku – tam, gdzie teraz mieszkali jego rodzice i starsza siostra. Wyprowadzili się z Warszawy kilka lat temu, by spróbować naprawić relacje między sobą i rozwiązać wszystkie problemy. I udało się, rodzice się dogadali i pogodzili, siostra założyła rodzinę... Tylko on został w Warszawie, trzymała go tu praca, studia, obietnica... Teraz tego żałował. Gdyby mógł cofnąć czas...

„To był sen na jawie, gdy marzenia się spełniały, wszystko takie realne, chwile szybko tak mijały. Tylko my zamknięci w czterech ścianach, a tak wolni, ważna ty byłaś obok, a ja czułem się spokojny. Pamiętasz jeszcze te dni, całe miesiące? Pamiętasz, chcesz zapomnieć! Ja nie mogę, wiem, że błądzę. Snute kiedyś opowiastki, ja, ty i srebrna taca. Kiedyś to nie przerażało, już do tego nie chcę wracać. Aura zepsucia w powietrzu, tracisz te pięćdziesiąt procent, chcę zapomnieć o tobie, zatrzeć w pamięci te noce. By odeszły w niepamięć chwile które zwałem złotem, tamte chwile to tombak, bo już wiem co było potem.”

Światło się zmieniło. Marcin ruszył z piskiem opon, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, włączyć jakąś ostrą muzykę najgłośniej jak na to pozwalały głośniki i położyć się na łóżku nie robiąc zupełnie nic.

„Moje myśli spiętrzone wokół jednej chwili. Kiedyś tak krótka potrafiła czas umilić. Teraz stojąc jakby obok wciąż się przyglądam, już nie cieszy jak kiedyś, wspominam, myślę dokąd zdążam. Inne cele w życiu, inne plany i pragnienia. Muszę wszystko pozmieniać, tak, jak czas wszystko zmienia. To co było nie wróci, wiem, bo czasem mam nadzieję. Po co mam więc pamiętać, ktoś wypowiedział stare dzieje. Wiem to – nie mogę zapomnieć jak było dobrze, wiem to – skończyło się, mój własny pogrzeb, wiem to – i proszę Boga, nigdy więcej niech nie pozwoli na to, by ktoś trafił w moje serce.
Ile dałbym by zapomnieć cię, wszystkie chwile te, które są na „nie”, bo chcę, nie myśleć o tym już, zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz, tak już po prostu nie pamiętać sytuacji, w której serce klęka, wiem. Nie wyrwę się, chociaż bardzo chcę, mam nadzieję, że to wiesz i ty.”

Zaczął prószyć śnieg. Piosenka w radiu dobiegła końca, więc Marcin je wyłączył, w końcu od domu dzieliło go już tylko jedno skrzyżowanie. Światło akurat zmieniło się na zielone, więc nie musiał zwalniać. Jednego tylko nie przewidział. Ułamek sekundy przed wjechaniem na ten niebezpieczny odcinek drogi, gdy było już za późno na jakąkolwiek reakcję, zobaczył coś, co sprawiło, że serce podskoczyło mu do gardła... W następnej sekundzie słychać było już tylko pisk opon, trzask niszczonej blachy i tłuczonego szkła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)