sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 15

Dwie godziny później Cinek właśnie odpalał silnik swojego auta. „Teraz po Andzię i przy okazji poproszę jej mamę, żeby zaopiekowała się Zdziśkiem” – pomyślał. Nie całe pół godziny później był już pod domem państwa Grabowskich. Zapukał. Otworzyła mu Malwina mówiąc:
- Witaj Marcinku. Wchodź, Anitka jeszcze pije... Boże! Co ci się stało?
- A tam. Nic wielkiego.
Malwina zlustrowała go wzrokiem.
- Otworzyłem nie tą szafkę co trzeba i... i się posypało.
Nieoczekiwanie dołączyła do nich Anita z kubkiem gorącej herbaty w ręku.
- Właśnie. Chcesz coś do picia? A może głodny jesteś? Kawy? Herbaty? Kanapeczkę?
- Nie, nie...
- Mamo, zrób mu kawę – wtrąciła się Endi.
- Okej – Malwina zniknęła w kuchni.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział Marcin.
Anita miała na sobie czarne rajstopy, jeansową, krótką spódniczkę i niebieską bluzkę z napisami.
- Dzięki. Za to ty nie. Boże, teraz widać je jeszcze bardziej – podeszła do niego, po czym dotknęła dłonią jego poobijanego policzka i rozciętej brwi.
Chłopak zmrużył oczy.
- Boli? – zapytała. – Kto to był?
- Anita, daj spokój.
- Co to jest? – zmieniła temat wiedząc, że i tak się nic nie dowie.
- Co?
Andzia spojrzała na jakieś zielsko, które trzymał w ręce.
- Kwiatki... dla mnie?
- Nie. Przecież ty i tak nie lubisz... hmm... jak ty to wtedy nazwałaś? Krzaczorów – rzekł z uśmiechem, po czym cmoknął ją w czubek głowy. – Właśnie! – Marcin wszedł do kuchni i rzekł – To dla pani. To te przyprawy z przepisu.
- Tak? Dzięki. Podobne do kopru... trochę.
- To nie jest koper – odparł żartobliwie. – Aha. Mam do pani ogromną prośbę.
- Tak? – spojrzała na niego podając mu kubek z kawą.
- Dziękuję – wziął go. – Czy mogłaby pani zaopiekować się Zdzisiem?
- Ależ oczywiście – zgodziła się z uśmiechem.
- Proszę, tu są klucze. Te z tym niebieskim to od klatki.
- A te z czerwonym?
- Od piwnicy.
- Czyli te srebrne od...
- Mieszkania, tak. To jest na...
- Wiem. Byłam tam wczoraj.
- Ach... Fakt.
- Głodny?
- Nie, dziękuję.
- Może zrobić wam w termos coś do picia? Albo jakiś prowiant na drogę? – nie czekając na odpowiedź wzięła się do roboty.

Za piętnaście siódma.
BMW Marcina zajechało na miejsce zbiórki. Stało tam również Mitsubishi Seby i nowe autko Uli. Wszyscy już byli. Marcin zaparkował koło Mercedesa i zgasił silnik, po czym wyszedł z auta, a za nim Anita.
- No nareszcie – zaczęła Ulka. – Cześć Mar... Co ci się stało? – zapytała widząc jego twarz.
Cinek wskazał na idącą obok Endi i rzekł:
- Zupa była za słona.
- Anita, ty go...
- Wcale nie! – przerwała Violi Andzia.
Ale jakoś nikt jej nie uwierzył.
- Stary – Marek zwrócił się do Michała. – Ona ma to za tobą?
- Że bije partnerów? Nie! Ja nie biję Violi.
- Bo by ci oddała – rzekł Aleks.
- Haha. Ona to w ogóle jest jakaś inna – podsumował siostrę Michał. – Dobra, koniec dyskusji. Jedziemy.
- Jak się dzielimy? – zapytał Marek.
- Tak, jak było mówione – odparła Ula. -  Ja, ty, Michał i Viola w moim... ach... w moim Mercedesie, Dorka, Kaśka, Aleks i Seba w jego Mitsubishi, a Marcin z Andzią w BMW, tak?
- Tak – skwitował to Marcin. – To jak się nazywało to zadupie, na które jedziemy?
- Nie zadupie, he? Tego miasteczka to ja na forach pół dnia szukałem – pożalił się Cygan. – Dobra. Kurs Szwajcaria, a miasto Zermatt.
- Jak? – zapytała Anita.
- Zet e er em a te te. Zermatt. Napisać? – zakpił Marek. 
- Daleko, nie?
- Noo... – wszyscy kiwnęli głowami.
Anita niepewnie spojrzała na Marcina.
- Dobra, to jedziemy.
Wszyscy zaczęli wsiadać do samochodów. Michał jednak podszedł do Marcina idącego w kierunku BMW i zapytał:
- Spałeś trochę?
- Nie.
- Pamiętaj. Jak coś to przerwa, albo cię zmienię, okej?
- Dzięki.
- I pamiętaj, łapy przy sobie – powiedział ostro, spoglądając na siostrę wsiadającą do auta.
- Stary, przecież jej nie pogryzę – odpowiedział, jednocześnie otwierając drzwi od samochodu, po czym dodał – Jeszcze.
Michał albo tego nie dosłyszał, albo po prostu nie chciał słyszeć.
- A teraz słuchaj – rzekł Cinek odpalając nawigację i wpisując cel podróży. – Puść muzykę... śpiewaj... zagaduj... opowiadaj kawały... byle co. Po prostu rób coś, co nie pozwoli mi usnąć.
- Spałeś choć trochę? – zapytała z troską przyglądając mu się uważnie.
- Nie. I właśnie dlatego liczę na twoją pomoc.
- Marcin, powiedz o co chodzi? Z kim się biłeś? Dlaczego nie spałeś?
- Bo po dwóch godzinach snu byłbym jeszcze bardziej zaspany, więc... – przerwał wciskając ostatnie „t” w nazwie miejscowości, po czym ponownie się do niej zwrócił. – Masz może tego pendrive’a co na weselu?
- Tak. Mam nawet dwa. I trzy płyty. W końcu muszę przesłuchać te TGD – rzekła.
Po chwili wszyscy byli już w drodze. Pierwszy jechał Marek w Mercedesie (nie pozwolił Uli prowadzić), następnie Marcin, a na końcu Seba.
- Marcin...
- Hmm?
- Ile się tam jedzie?
- Łoo... nie mam zielonego pojęcia.
- A tak około?
- No ze dwadzieścia... dwadzieścia parę godzin być może. W każdym bądź razie ze dwadzieścia na bank. Złotko, to jest Szwajcaria, a nie Czechy. Musimy jechać przez kawałek Polski, całe Niemcy i prawie całą Szwajcarię. Trochę to trwa – odparł spoglądając na nią.
- Aha. Nie jestem dobra z geografii.
- Dlaczego nie jedziemy na Poznań? – zapytał sam siebie. – Endi, otwórz schowek i daj mi telefon.
- Ale... nie można rozmawiać podczas jazdy. Nic nie spałeś. Nie dam ci go!
- To sama zadzwoń. Do Michała. On nie prowadzi. Marek by mu nie dał auta.
Zrezygnowana otworzyła schowek, wzięła jego telefon i poszukała numer brata.
- Weź na głośnomówiący – zaznaczył Cinek.
„Muszę sobie kupić bluetooth’a” – dodał w myślach.
- Marcin?
- Ty, dlaczego jedziemy naokoło? Nie prościej i krócej na Poznań? – zapytał. – I od razu Niemcy i już jesteśmy?
- Bo dziewczyny chcą pozwiedzać – wyjaśnił.
- Co?!
- Pragę i Berlin! – krzyknęła Ula.
- I Monachium – dodała Viola.
- CO?! – Marcin zaczął przypominać sobie mapę Europy. – To przez Wrocław, później Pragę i... i co? Berlin, Frankfurt, Monachium i dopiero Berno i te całe Zermatt? Przecież to z...
- Wiem. Ze dwa dni jazdy – przerwał mu zrezygnowany Michał.
- Ile? – Anita prawie krzyknęła.
- Kaśka wymyśliła Pragę, a Ula i Viola resztę. Sorry. Nam... w sensie całej reszcie też to się nie podoba. Ale cóż... uparły się.
- Zrób postój! – powiedział ostro Marcin.
- Co?! – zapytał Marek. Michał też miał głośnomówiący.
- No zjedź na bok!
Cygan zjechał na pobocze, a za nim Marcin i zdezorientowany Seba. Marcin pogrzebał chwilę w schowku i wyciągnął jakiś biały atlas, po czym wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku Mercedesa. Zdenerwowany rzucił go na maskę samochodu i zaczął przewracać kartki.
- Ej... uważaj! – oburzyła się Ula.
- Patrz – zaczął pokazywać trasę, którą dziewczyny zamierzały pokonać. – Tu macie Wrocław, tu macie Pragę, tu Berlin, tu Frankfurt, tu Monachium, tu Berno i mniej więcej tu Zermatt
- No i? – zapytała Kaśka.
- No i robimy zajebiście wielkie kółko. Dwudniowe kółko! – odpowiedział wkurzony Blady.
- Oj, nie przesadzaj. Prześpimy się gdzieś po drodze – powiedziała Ulka.
- Nie! Wybierajcie dwa z nich albo się rozdzielamy! Nie będę jeździć w kółko i zwiedzać Bramy Bramdemburskiej! Po cholerę mi to!
- Marek... – Ulka próbowała ratować sytuację.
Ten jednak uniósł ręce w geście „mnie nie tykać” i rzekł:
- Same to załatwiajcie.
- Wybierajcie! Poznań, Berlin i autostradą do Berno bez postojów czy Wrocław, Praga, ewentualnie Monachium, bo po drodze i Berno?
- Ja chcę Monachium... Misiek! – jęknęła Viola.
- Ja tu nie rządzę. Załatwiajcie to z nim – wskazał na Marcina.
Kaśka spróbowała z drugiej strony.
- Andzia, a ty nie chcesz sobie pozwiedzać?
- Marcin ma rację! Dwa dni! Oszalałyście? Ja to i tak bym jechała od razu do Berna, po co marnować czas? To nie ma sensu!
- Ty też przeciwko nam? – zapytała smutno Violka.
Marcin uśmiechnął się triumfalnie.
- Sory Viola, ale Marcin i tak idzie wam na rękę.
- Dobra – powiedziała zrezygnowana Ula. – Wrocław, Praga, Monachium, Berno i te Zermatt.
- Ale z postojem na obiad. Ile można jeść kanapki? – rzekła Viola.
- To w Monachium – odezwał się milczący dotychczas Aleks.
- Okej. To załatwione – powiedział Marcin zabierając atlas i ruszając w kierunku swojego auta.
- Marcin... – Anita go dogoniła.
- Tak?
- A teraz to ile czasu będzie trwała podróż?
- Jak dobrze pójdzie to może się wyrobimy w... dwadzieścia dwie godziny.
- Dużo trochę...
- Andzia – chłopak zatrzymał się i odwrócił w jej stronę. – Lepiej być na miejscu jutro o siódmej niż w piątek rano. A przypominam, że mamy wtorek.
- Dasz radę? – zapytała wchodząc do auta.
- Muszę – odpowiedział krótko, przekierowując nawigację.

W tym samym czasie w Mercedesie.
- Ja tam nie wiem. Kiedyś to można było go przekonać – powiedziała przybita Ulka. – A teraz?
- I dobrze. My jesteśmy zbyt ugodliwi, prawda Michał? – Marek zerknął na kumpla. – Jak coś to zwracajcie się do niego. W trasie to on rządzi.
- Ale że Andzia nam nie pomogła. Tego się nie spodziewałam – pożaliła się Viola.
„Taa... Ona myśli o swoim niewyspanym boyfriendzie. I dobrze. Dwa dni jazdy? Nie wytrzymałby i on o tym dobrze wie. A poza tym, to ja mu się nie dziwię. Dosyć ma kłopotów, to jeszcze sobie pozwiedza szwabskie zabytki. Paranoja!” – pomyślał Michał bawiąc się telefonem.
Po chwili telefon Marcina zawibrował na desce rozdzielczej.
- Endi...
- Już czytam – rzekła biorąc do ręki komórkę. – Od Michała. Napisał... cytuję: „Odezwali się?” – spojrzała na Cinka pytającym wzrokiem. – Kto miał się odezwać?
- Odpisz, że pogadamy później.
- Marcin. Powiesz mi?
Ten tylko spojrzał na nią krótko i z powrotem przeniósł wzrok na drogę. Nieoczekiwanie gwałtownie zahamował. Przerażona Anita spojrzała na jezdnię. Marcin tylko przeklnął bezgłośnie i wyjrzał przez okno. Sprzed maski wybiegł piesek z podkulonym ogonem i przebiegł na drugą stronę ulicy.
- Jebany szczeniak – warknął Marcin, ruszając gwałtownie, wręcz z piskiem opon.
Anita stwierdziła, że zmieni temat na jakiś milszy.
- Odpisałam. I jak tam? Zadowolony ze Zdzisia?
Cinek rozchmurzył się i uśmiechając się pod nosem rzekł:
- No lepszego prezentu to chyba mi sprawić nie mogłaś.
- Nie podoba ci się?
- Właśnie podoba!
- I właśnie to chciałam usłyszeć – rzekła szeroko uśmiechnięta, zmieniając piosenkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)