poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 55

Była niedziela.
Anita obudziła się koło dziesiątej. Wyszła z łóżka i wkroczyła do kuchni, gdzie Brutus siedział przy stole i jadł śniadanie.
- Dzień dobry – powiedziała radośnie.
- Mhm – przełknął to, co akurat miał w ustach. – Cześć śpiochu – wstał i odniósł pusty talerzyk do zlewu. – Zaraz wychodzę, idziesz ze mną? – zapytał.
- A gdzie?
Wzruszył ramionami.
- Do kościoła, a gdzie można iść w niedzielę?
Anita zakrztusiła się jego kawą.
- Co?
- A czego się dziwisz? Raz na jakiś czas trzeba. No chodź, przecież nikt cię nie porwie.
- Eee, nie chce mi się.
- Chodź, leniuchu, a co, w domu będziesz się kisić? Dalej, ubieraj się i idziemy, bo już mało czasu zostało.
Anita z kwaśną miną wstała i ruszyła w kierunku łazienki, mrucząc coś, co zabrzmiało jak „pobożny diler się znalazł”.

***

Trwało kazanie. Anita tępo wpatrywała się w księdza stojącego przy mównicy. Nagle z otępienia wyrwał ją szept rozbawionego Dawida:
- Tylko nie chrap.
Anita dumnie wyprostowała się na ławce.
- O co ci chodzi? – zapytała.
- Nie, no o nic – powiedział kpiąco.
Na chwilę ponownie skupili się na tłumaczącym ewangelię księdzu. A przynajmniej tak wydawało się Anicie, bo okazało się, że myśli Brutusa biegną w zupełnie innym kierunku.
- Ale przyznaj się, byłaś wczoraj trochę zazdrosna – szepnął z uśmiechem szturchając ją.
- Wcale że nie – odparła.
- Mhm, jasne. I wcale nie wściekałaś się, że niby miałem spotkać się z jakąś laską.
- Odwal się.
- Czyli jednak! – zaśmiał się.
- Możemy nie rozmawiać na temat tego głupiego testu, który wczoraj mi zrobiłeś?
- Ale wynik wyszedł pozytywny, więc było warto.
Zauważył, że dziewczyna ma coraz bardziej oburzoną minę, więc postanowił nie kontynuować. Nie podczas Mszy świętej.
- A nawet jeśli, to co? – warknęła.
- Nic.
Milczeli aż do zakończenia Eucharystii.

***

Gdy jedli obiad wrócił temat, który rozpoczęli dwa dni wcześniej.
- Głupio to będzie wyglądać. Naprawdę to nie ma sensu – mówiła Anita.
- A ja myślę, że przesadzasz. Mama zaprosiła nas oboje. Uważa, że skoro tak dużo czasu spędzamy razem, to fajnie by było jakbyś przyjechała.
- A twoja mama nie wyobraża sobie czasem za dużo?
Brutus grzebał widelcem w talerzu i nie spieszył się z odpowiedzią.
- Brutus?
- No... – odchrząknął. – Sławek jej naopowiadał.
Anita wypuściła sztućce z rąk.
- Pięknie. Nigdzie nie jadę.
- No proszę cię! To tylko kilka dni. I tak nie chodzisz do szkoły. A przy okazji sobie odpoczniesz. Co jak co, ale świeżego powietrza to tam nie brakuje.
- Gdzie to właściwie jest?
- Pojedź to zobaczysz. Ale na takim zadupiu jeszcze na pewno nie byłaś. Spakuj się jakoś skromnie i z rana wyjeżdżamy.

Rano Anita, chcąc nie chcąc, wsiadła z Dawidem na jego Suzuki i ruszyli w stronę jego rodzinnego domu. Jechali ponad godzinę. Gdy w końcu zatrzymali się na miejscu, Anita była w stanie głębokiego szoku. W głowie miała tylko jedno zdanie:
„Brutus miał rację”.
Bo miał. To miejsce to był koniec świata. Anita wcześniej nie miała pojęcia, że w pobliżu Warszawy są tak... zapomniane miejsca. Z wszystkich stron otaczał ich las. Między drzewami umieszczony był mały, wiejski domek, wokół niego budynki gospodarcze. Po podwórku biegały dwa psy, które w ogóle nie przejęły się nowo przybyłymi. W wiosennym słońcu wygrzewał się łaciaty kot.
- I co? – zapytał po chwili Dawid.
- Ty tu mieszkałeś? – zapytała zszokowana.
Brutus się zaśmiał.
- A co?
- Nie, no wiesz... Nigdy bym nie pomyślała, że mieszkałeś na aż takim zadupiu. Ale podoba mi się – rzekła z uśmiechem.
- Cieszę się – Dawid chwycił ją za rękę i ruszył w kierunki drzwi.
- Ale poczekaj! – dziewczyna gwałtownie się zatrzymała. – Nie powinnam. To był głupi pomysł. Twój pomysł! Co twoja rodzina sobie o mnie pomyśli, jak zobaczą efekty bójki? Że...
- Powiem im, że pobiłaś się o mnie. Zrozumieją – przerwał jej z rozbawieniem, ponownie ciągnąc ją do wejścia.
- Ale... to jest rodzinne święto! Ja...
- Naprawdę się stresujesz? – zatrzymał się i zwrócił się do niej poważnie.
Dziewczyna lekko się zarumieniła.
- Daj spokój – podszedł do niej bliżej i cmoknął ją w czubek głowy. – Oni nie gryzą. Chodź.
Wszedł do domu bez uprzedzania.
- Mamo, jesteśmy! – zawołał od progu.
Chwilę później z jednego z pomieszczeń wyszedł Sławek i wesoło pomachał do Anity. Za nim wyszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna, będąca mniej więcej w wieku Anity. Od razu do niej podeszła.
- Cześć – powiedziała wyciągając do niej rękę. - Jestem Paula.
- Cześć. Anita – dziewczyna odwzajemniła uścisk dłoni.
- Tak – rzekł Brutus. – To właśnie moja siostra – wskazał na Paulinę. – Paula, gdzie jest matka?
- Zaraz przyjdzie.
I faktycznie, następną osobą, która pojawiła się w przedpokoju była niewysoka kobieta mająca na oko około 50 lat. Spojrzała na młodszego syna z miną, która nie wróżyła nic dobrego.
- Ty cholero jedna! – krzyknęła do niego. – Co ty myślisz, że jak już dorosły jesteś, to że się matki i ojca nie odwiedza?! Że nie wypada?!
Dopiero teraz dostrzegła Anitę. Twarz jej złagodniała. Ruszyła szybkim krokiem w jej kierunku. Anita odruchowo cofnęła się do tyłu. Kobieta chwyciła ją za ramiona, obejrzała od góry do dołu i nagle nieoczekiwanie przytuliła mówiąc:
- Moje dziecko kochane! Czuj się u nas jak w domu.
Puściła ją i ponownie spojrzała na Dawida.
- Skaranie boskie z tobą mam! Wstyd mi za ciebie! – znów krzyczała. - Rodzony syn matki odwiedzić nie chce!
Złapała Anitę za rękę i uśmiechnęła się do niej łagodnie. 
- Chodź, pokażę ci gdzie będziesz spać – rzekła spokojnie.

Pod wieczór Anita faktycznie czuła się tam jak u siebie w domu. Rodzina Brutusa okazała się być bardzo sympatyczna, dziewczyna szybko dogadała się z Pauliną oraz rodzicami Dawida. Jego matka wbrew pozorom była bardzo ciepłą osobą, choć do tej pory przy każdej okazji wypominała synowi, że do niej nie przyjeżdża. Gdy siedzieli przy wspólnej kolacji Anita miała wrażenie jakby siedziała z ludźmi, których zna od lat. No i przede wszystkim cieszyła się, bo nikt nie snuł żadnych domysłów co do rzekomego związku jej i Dawida. A może jednak Sławek wcale nie opowiadał matce bzdur?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)