poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 41

Po ostatnich wydarzeniach Dawid stał się częstym gościem w mieszkaniu Anity i jej kolegów. Dzięki rozmowie z dziewczyną postanowił odpuścić swemu wychowawcy, co jednak nie przeszkadzało, by nadal przy każdej możliwej okazji mierzyli się wzrokiem. Wojtkowi, Jokerowi i Dawidowi udało się w ciągu dwóch tygodni odnieść również sukces – Anita nie opuściła ani jednego dnia w szkole.

***

Początek marca, poniedziałek, popołudnie
Anita i Brutus siedzieli po turecku naprzeciwko siebie na jej łóżku.
- No co, ani w gimnazjum, ani w trzecim nie miałam niemieckiego. Ja nawet po polsku nie zawsze umiem się wysłowić, a oni mi po niemiecku każą! – mówiła zbulwersowana dziewczyna do nabijającego się z niej Dawida.
- Ale tu nic nie ma do rozumienia – rzekł wesoło. – Musisz te końcówki wkuć, jak paciorek. E, st, t, en, t, en!
- Że co?
Dawid schował twarz w dłoniach.
- No w pierwszej osobie... jaka jest pierwsza osoba?
- Eee... ja?
- Brawo! Tylko że po niemiecku.
- Może... może... – Anita szybko zerknęła do książki. – Ich!
- No. To jaką dodajemy końcówkę w pierwszej osobie?
Anita zrobiła zrezygnowaną minę i powiedziała:
- Nie wiem.
Dawid westchnął ciężko, zamknął podręcznik i rzekł:
- Dopóki tego się nie nauczysz, to to w ogóle nie ma sensu. E, Anita, e!
Dziewczyna spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- To kończymy na dzisiaj, co? – zapytała przymilnie.
- A zaczęliśmy w ogóle? – burknął z udawaną złością. – To z czym ci teraz pomóc?
- Z niczym.
- Dzisiaj w szkole mówiłaś, że z wszystkiego masz lufki i obiecałem ci korki, a ty się zgodziłaś.
- Wiem, ale już mi się odechciało.
Dawid pokiwał głową z dezaprobatą.
- A masz zamiar kiedyś skończyć tę szkołę?
- Ja? A może to tobie by się przydało jeszcze kilka lat tutaj? Może wreszcie byś się dowiedział gdzie jest sala od chemii, co? – zaśmiała się.
Dawid zrobił głupią minę.
- Teraz cię nie ogarniam.
Anita przewróciła oczami.
- A nasze pierwsze spotkanie to pamiętasz?
- Noo... wymieniliśmy się wtedy plecakami.
- Ech... To było drugie, albo nawet trzecie jeśli się policzy lekcje, które mieliśmy razem.
- Aha. Skoro tak mówisz... To kiedy było pierwsze?
- A pamiętasz taki jeden dzień mniej więcej w połowie grudnia, kiedy to zaczepiły cię dwa, jak to wtedy nazwałeś, koty i poprosiły o wskazówkę jak dojść do sali od chemii?
Brutus intensywnie myślał.
- Taa...  - powiedział powoli. – Zaraz! To byłaś ty?
- Jaka skleroza... No ja, i to nawet z Moniką.
- Jo?! A to sory za te koty – uśmiechnął się słodko. Nagle zmienił wyraz twarzy na skrajnie rozbawiony. – A wiesz, że Kamil ją zostawił? – zapytał.
- Kto? A... Kamil. Monikę? Żartujesz – dziewczyna miała zszokowaną minę. – Długo byli razem.
- Eee tam, Kamil mi się przyznał, że urobił ją tylko po to, by mieć z kim iść na studniówkę.
- Naprawdę? – Anita wyglądała na oburzoną. – Wiesz, ostatnio serdecznie nie trawię Moniki, ale to nie zmienia faktu, że Kamil zachował się jak pospolita świnia!
Brutus podniósł ręce, jakby chciał pokazać, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Mnie do tego nie mieszaj. Nic nie wiedziałem.
Zmierzyła go chłodno.
- Przecież nic o tobie nie mówiłam.
Zapadła cisza.
- Była u mnie – powiedział nagle Dawid.
- Kto? – Anita była myślami gdzie indziej.
- Monika.
- Ach tak. A po co?
- No... zrozumiała swój błąd.
- Tak. Albo została wyrolowana. Jedno z dwojga. A co ty na to?
- Powiedziałem jej, że jest żałosna, że powinna się w końcu ogarnąć i takie tam. Chyba się obraziła.
Anita się roześmiała.
- I pewnie ci przykro z tego powodu, co?
- Okropnie – zakpił. – Spędza mi to sen z powiek.
Oboje wybuchnęli śmiechem. Gdy się uspokoili, Anita zapytała:
- To idziemy gdzieś?
Brutus od razu zaprotestował.
- Nie! Nigdy więcej z tobą nie będę w nic grać!
- Co, uraziłam wtedy męską dumę? – uśmiechnęła się złośliwie.
- Wcale że nie – odparł oburzony. – Poza tym nie chcę popaść w alkoholizm, a przy tobie o to nie trudno.
- Bardzo śmieszne. To co robimy?
Oboje siedzieli w ciszy, myśląc. Nagle Anita poderwała się z miejsca i klasnęła w ręce.
- Mam!
- Co?
- Pogramy w karty.
- Nie mam kart.
- Ja też nie. Ale zaraz będę miała – i wybiegła z pokoju krzycząc – Joker!
Po chwili znów siedziała naprzeciwko przyjaciela.
- To o co gramy? – zapytała.
- Na pytania i rozkazy, co?
- Okej – rzekła rozdając karty. 
Pierwszą rozgrywkę przegrał Brutus i wybrał pytanie.
- Więc... Nie wiem!
- Wymyśl coś.
- To może... – nagle wymyśliła. – Wiem! Dlaczego „Brutus”?
Dawidowi zrzedła mina.
- To nie jest ciekawa historia – rzekł.
- Ale chcę ją poznać. No? Dawaj – zachęciła go.
Brutus wziął głęboki oddech.
- Nie wiem od czego zacząć.
- Od początku.
- Więc... wszystko zaczęło się, gdy przeprowadziłem się do Warszawy.
- Co? To ty nie jesteś stąd? – zdziwiła się.
- Nie – odparł z uśmiechem. – Przeniosłem się tu do gimnazjum.
- No patrz. Nie wiedziałam. Co dalej?
- I wtedy... hmm... musiałem znaleźć sobie nowy... teren. Tak, teren. Jeśli wiesz co mam na myśli.
Przewróciła oczami.
- I?
- Jak już sobie znalazłem fajną miejscówkę i wszystko szło w jak najlepszą stronę, zgłosili się do mnie... – przerwał na chwilę. – Nitka, co w ogóle Ma... on ci powiedział o... o nas?
- O was? Ach tak! O tych „nas” ci chodzi! No... myślę, że wystarczająco, żebym zrozumiała, o czym do mnie mówisz.
- To dobrze. Więc zgłosił się do mnie Siwy, oczywiście nie osobiście, bo to by jakieś święto narodowe było, ale przez swojego pomocnika i jednocześnie prawą rękę.
- Przez niego, tak?
- Dokładnie. Wtedy go poznałem. To... nie było przyjacielskie spotkanie.
- Co ci powiedział?
- Dużo to on nie mówił – uśmiechnął się. – Ale chyba chodziło mu o to, żebym spadał z ich terenu. Bynajmniej ja, jak już się pozbierałem, to doszedłem do wniosku, że mam ich w dupie, nikt nie będzie mi rozkazywał i nie zaprzestałem swojej... działalności. Tak więc pewnego słonecznego dnia stałem sobie grzecznie na ulicy i czekałem na... kolegę i... tyle. Obudziłem się w dziwnym miejscu, które później okazało się być miejscówką Siwego. Wiesz, otwierasz oczy, a wokół ciebie banda jakichś mięśniaków, którzy wpatrują się w ciebie jak w okaz w zoo. Muszę przyznać, że trochę się zcykałem, że już po mnie, ale okazało się, że szef jest litościwy, a do tego prowadzi rekrutację nowych członków, a ja idealnie spełniam postawione wymogi. Zaimponowałem mu tym, że pomimo tego, że byłem dzieciakiem, nie dałem się zastraszyć i takie tam. Tak więc przedstawił mi propozycję, że jeśli chcę, mogę stać się jednym z nich. Że to będzie bardziej opłacalne, bo nie będę musiał się rozliczać z korzystania z miejsca. No to ja już zadowolony, że jak się zgodzę, to się ode mnie odpieprzą. Jednak mina mi zrzedła, kiedy Siwy powiedział „ale”. Postawił warunek, że przyjmą mnie z otwartymi ramionami, jeśli powiem wszystko co wiem o moim poprzednim, że tak powiem, szefie. Do tej pory nie wiem, czy zrobiłem dobrze, czy źle, ale przystałem na to.
Anita gwałtownie odsunęła się od niego mówiąc żartobliwie:
- Jaki konfas!
Dawid spojrzał na nią przymrużonymi oczami, więc oszczędziła sobie dalszych komentarzy.
- No i jak już im opowiedziałem wszystko, co chcieli wiedzieć, to najpierw podszedł do mnie Siwy, żeby mnie powitać w zespole, a później Bla... on i jak podawał mi rękę to powiedział, pamiętam dokładnie: „Oż ty Brutusie jeden!”. A reszta załapała i tak już zostałem tym Brutusem.
Do Anity w końcu dotarło.
- A że to dlatego, że Brutus wydał tę Kleopatrę i że ty też zdrajca, tak?
Dawid spojrzał na nią z politowaniem.
- Brutus zdradził i zabił Cezara. Co masz z historii?
- Aaa... Pewnie jeden. A z kim jest historia?
Brutus puścił to mimo uszu.
- Gramy dalej?
- Jasne.
Drugą kolejkę przegrała Anita i również wybrała pytanie.
- Więc... o! Przestaniesz w końcu pić, mały alkoholiku?
- Nigdy – powiedziała.
- Zobaczymy – odparł tajemniczo, trzeci raz rozdając karty.
I znów on przegrał.
- Pytanie czy rozkaz?
- Pytanie, a jak inaczej.
- Znowu mam wymyślać? – zapytała zrezygnowana. – Chwilę.
Zastanawiała się przez moment.
- A mogę zadać ci jedno pytanie poza konkursem?
- Właśnie to zrobiłaś – uśmiechnął się. – Ale dam ci drugą szansę.
- Bardzo śmieszne. Ile masz lat? Ale tak dokładnie, rocznikowo.
- A czemu pytasz? 
- Bo tak.
- Rocznikowo dwadzieścia.
- Okej. Tak mi się właśnie wydawało. To co ty jeszcze robisz w liceum?
Dawid spojrzał na nią wilkiem.
- Skąd ty bierzesz te pytania?
- Więc?
- Przecież z jakiegoś powodu musiałem przyjechać do Warszawy. W pierwszym gimnazjum mnie nie chcieli.
Anita wybuchnęła śmiechem.
- Oblałeś gimnazjum? Jak? Nawet ja przeszłam.
- O przepraszam, tylko pierwszą klasę. Dalej szło mi coraz lepiej. I kto komu korków dzisiaj udziela?
Dziewczyna się nachmurzyła, ale zapytała:
- A co oblałeś?
- Aaa... takie tam.
- Gadaj!
- Chemię – rzekł ze spuszczoną głową.
- A nie gadałeś przypadkiem, że teraz zdajesz maturę z chemii, bo to od zawsze twój ulubiony przedmiot?
- Mówiłem.
- Jaka patologia – skomentowała to. – A za co cię wywalili z tamtego gimnazjum?
- Wiesz, które to już pytanie?
- No weź!
- Za dilerkę. Dyrektorka poszła matce na rękę i nie zawiadomiła policji, ale warunek był, że się przenoszę.
- Aha – ponownie się roześmiała i rozdała karty.
Przegrała. I ku zaskoczeniu i równocześnie ku uciesze Dawida wybrała rozkaz.
- Świetnie! – poderwał się z miejsca. – To zaraz wracam.
I wybiegł z pokoju nim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Usłyszała zamykające się drzwi od mieszkania i krzyk Wojtka: „Do nie-zobaczenia!”. Nie minęło jednak nawet pięć minut, gdy usłyszała otwierające się drzwi i kpiący głos nauczyciela: „Jasne, że możesz wejść, w ogóle następnym razem nie pukaj”. Jednak Brutus nawet nie zwrócił na niego uwagi, bo już stał w wejściu do pokoju Anity i ku jej zdumieniu trzymał w ręku litrową butelkę wódki.
- Jakaś okazja? – zapytała zdezorientowana.
- Nie. Twój rozkaz – usiadł na łóżku naprzeciw niej i podając jej butelkę dodał – Jedziesz do dna. Bez przerw, bez popitki. Skoro tak lubisz alkohol, to nie powinnaś mieć z tym najmniejszego kłopotu.
- Ale tak... z gwinta?
- A jak? Słomkę ci przynieść?
- No... dobra.
Zerknęła z niepokojem na zamknięte drzwi i wyobrażając sobie minę Wojtka, gdyby teraz wszedł do pokoju, odkręciła nakrętkę i przyłożyła butelkę do ust.
Piła duszkiem, robiąc tylko krótkie przerwy na oddech. Z każdym łykiem była bardziej skrzywiona. Była mniej więcej w połowie, gdy zakrztusiła się i odstawiła butelkę mówiąc:
- Blee... Zaraz rzygnę, weź to ode mnie.
Dawid uśmiechnął się triumfalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)