poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 60

Kilka dni później – Niedziela Wielkanocna
Anita i Dawid podjechali pod dom państwa Grabowskich – rodziców Anity. 
- Już nie mogę się doczekać tego, jak matka będzie robić wywiad środowiskowy z tobą w roli głównej – zaśmiała się dziewczyna.
- Nitka, wiesz, chyba nie powinienem. To znaczy wiem, że ty u nas byłaś, ale teraz są święta i to będzie jakoś tak głupio wyglądać.
- Dawid, chyba mnie teraz tutaj nie zostawisz? – podeszła do niego blisko, złapała go za rękę i szepnęła – Proszę.
Chłopak westchnął. Przybliżył twarz do jej twarzy tak, że zetknęli się czołami.
- I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał cicho. – Nie umiem ci odmawiać...
Uśmiechnęła się i pocałowała go krótko, ale bardzo czule. Następnie ruszyła do domu ciągnąc go za sobą. Otworzyła drzwi. Nikt nie wyszedł im na powitanie, ale Anita najwyraźniej uznała, że to norma, bo nie zniechęciła się, tylko ruszyła w stronę salonu. Po chwili odwróciła się i spojrzała na swojego chłopaka, nadal stojącego w drzwiach i wyglądającego na zdezorientowanego.
- No chodź – powiedziała zachęcająco.
Brutus ruszył za nią. Wkroczyli do salonu, gdzie panowała idealna cisza.
Dawid rozejrzał się. Spośród zgromadzonych tu ludzi znał tylko Michała. Domyślił się jednak, że młoda kobieta z dużym brzuszkiem musi być jego narzeczoną, a siedzący nieopodal mężczyzna i jego żona to rodzice Anity.
- Dzień dobry – powiedział niepewnie.
- Dzień dobry – odpowiedzieli chórem Malwina, Mirek i Violetta. Michał nie zdobył się nawet na „cześć”.
Anita wkroczyła do akcji.
- Mamo, tato, Viola, to jest Dawid, mój... chłopak. Dawid, to moi rodzice i przyszła bratowa, Violka. Michała już znasz.
- Tak.
- Więc to ty – matka Anity podniosła się z kanapy. – Anitka dużo mi o tobie opowiadała. Oczywiście w samych superlatywach – uśmiechnęła się do niego jakoś tak... oficjalnie. – To ja pójdę po coś do zjedzenia. Czekaliśmy z obiadem tylko na was.
Wyszła w kierunku kuchni.
- Ty już sobie poradzisz – powiedziała Anita, kładąc Dawidowi rękę na ramieniu. – Więc pójdę pomóc mamie.
Brutus spojrzał na nią błagalnie.
- Czekaj, ja też idę! – zawołała Viola.
- Siadaj – powiedzieli równocześnie Michał, Mirek i Anita.
Kobieta usiadła nachmurzona. Gdy Nitka również zniknęła w kuchni, spojrzała na jej chłopaka i rzekła:
- Chodź, usiądź. Przecież nie będziesz tak stał.
Podczas gdy obie Grabowskie nosiły półmiski ze świątecznym obiadem, Violetta rozgadała się na dobre. Anita z trudem powstrzymywała śmiech, gdy przechodząc z dzbankiem soku usłyszała, jak jej bratowa opowiada zawzięcie Dawidowi, na czym polega badanie KTG i co ostatnio jej wykazało. Kiedy w końcu razem z matką usiadły do stołu, okazało się, że Dawid się przełamał i włączył do monologu Violetty.
- I do jakiego wieku się to podaje?
- Są 4 poziomy. Pierwszy w okresie noworodkowym, do szóstego miesiąca. Później drugi, do pierwszego roku. Trzeci, od pierwszego do drugiego roku i czwarty powyżej drugiego.
Anita z uniesionymi brwiami spojrzała na brata. Ich spojrzenia się spotkały.
- Bebiko – mruknął Michał. – Mleko.
- Aha.
- Słuchajcie, przepraszam, że wam przeszkadzam, ale obiad stygnie. Smacznego – wtrąciła się Malwina.
Tak więc wzięli się za jedzenie. Po kilku minutach ciszy przerywanej tylko dźwiękiem sztućców uderzających w talerze, odezwał się Mirek, sprawiając, że wszyscy (z wyjątkiem Dawida) spojrzeli na niego zaskoczeni – mężczyzna ten raczej słynął z milczenia.
- Twój motor to Suzuki, tak?
Dawid pokiwał głową. Gdy przełknął to, co akurat miał w ustach, rzekł:
- Tak. GSXR600.
- Świetne. Dawno nie widziałem tak zadbanego sprzętu.
- Dziękuję.
- Który to rocznik?
- 2008.
- A długo go masz?
- Troszkę ponad rok. Kiedy go odkupywałem, miał już parę kilometrów wyjeżdżonych.
- Mam nadzieję, że nie jesteś jednym z tych pieprzonych dawców organów, którzy jeżdżą w kółko po ulicach i myślą, że są królami? – wtrąciła chłodno Malwina.
- Mamo! – powiedziała Anita.
- Nie, Nitka, czekaj – rzekł Brutus. – Twoja mama ma prawo tak o mnie myśleć – następnie zwrócił się bezpośrednio do Malwiny. – Nie. Kocham motory, ale to nie znaczy, że chcę się zabić. Myślę, że wiem, gdzie są granice zdrowego rozsądku.
Malwiny chyba to nie przekonało.
- Malwina, daj mu spokój. Jesteś przewrażliwiona – rzekł Mirek.
- Mam prawo. Przypominam ci, że Dawid jest chłopakiem naszej córki, mieszka z nią i jest za nią odpowiedzialny! A jeśli nie potrafi zadbać o siebie, to nie potrafi też zadbać o nią!
Michał chrząknął.
- Są święta – rzekł cicho, ale rodzice go zignorowali.
- Jakoś jak za mnie wychodziłaś, to nie mówiłaś, że nie potrafię o ciebie zadbać! A też miałem motocykl! – kontynuował Mirek.
- Miałeś motor? – spytali z niedowierzaniem Michał i Anita.
- A myślisz, że dlaczego ci go sprzedałam? – powiedziała ze złością Malwina. – Bałam się, że zostawisz mnie z maleńkim dzieckiem! A nie chciałam, żeby nasz syn musiał swoje pierwsze kroki stawiać w kondukcie żałobnym za tobą!
- Sprzedałaś tacie motocykl?! Pogięło cię? – zapytała ze złością Anita.
- Kochani, nie chcę wam przerywać tej miłej dyskusji, ale myślę, że nie po to się tu spotkaliśmy – powiedziała Viola. W ogóle nie przejmowała się przyszłymi teściami.
Malwina kipiała ze złości. Widać było, że jeśli na ten temat padnie jeszcze choćby jedno słowo, to kobieta wybuchnie.
- A tak w ogóle to ustaliliśmy już wszystko w sprawie ślubu – dodała Violetta. – I chrztu Maćka.
- Tak? – zapytała Anita. – Kiedy? Najpierw ślub, czy najpierw chrzest?
- Równo. W jednym dniu.
- Ale... to ksiądz się zgodził?
- Tak.
- I jak to będzie wyglądało? – wtrąciła się Malwina przesłodzonym głosem.
- Najpierw ślub, wszystko normalnie, świadkowie, przysięga i tak dalej. Jedyna różnica polega na tym, że chrzestni siedzą z dzieckiem gdzieś z boku, a cały obrzęd chrztu odbywa się po nałożeniu obrączek.
- Aha. I ustaliliście termin?
- Tak. 22 maja. Maciek będzie miał około miesiąca, a ja stanę na nogi po porodzie.
- To niecałe dwa miesiące – zauważyła Anita.
- Mhm. Ale będziemy mieli te wszystkie formalności już za sobą. A tak w ogóle to mielibyśmy do ciebie pewną prośbę. Michał, ty ją zapytasz?
Michał wyprostował się na krześle i rzekł:
- Anita, chcielibyśmy żebyś została matką chrzestną naszego dziecka.
- Jestem niepełnoletnia – odparła od razu.
- To nieważne. Tu liczy się bierzmowanie. A to, o ile wiem, masz. Świadkowałem ci.
- Aha. Okej, nie ma sprawy. Naprawdę ja? – zaśmiała się. Nagle jednak zdała sobie sprawę, że jej bratanek będzie miał nie tylko chrzestną. – A kto będzie ojcem chrzestnym?
- Marek, a niby kto?
Anicie kamień spadł z serca. Przez moment myślała, że jej brat chciwie wybierze kogoś, kto niedługo wraca zza granicy.
- Aha – odparła.
- A wracając do ślubu, to co z weselem? – dopytywała Malwina. – Przy dziecku raczej ciężko to zorganizować.
- Zdecydowaliśmy się na kameralną imprezę w domu. Tylko najbliżsi. Będziemy mieli ważniejsze wydatki, niż wesele – wytłumaczył Michał.
- Aha. A kogo wybraliście na świadków?
- Kamilę, najbliższą kuzynkę Violi. I Marcina.
Anita zakrztusiła się herbatą. Wiedziała, że prędzej czy później Marcin gdzieś się pojawi. Cóż, najważniejsze, że nie będzie musiała przez całą uroczystość razem z nim zajmować się dzieckiem. Tymczasem głos znów zabrał Mirek.
- Jesteś pewien, że ten człowiek powinien zjawić się na naszym rodzinnym święcie?
Michał już otwierał usta by odpowiedzieć, gdy znów odezwała się Malwina.
- A co ci się w nim nie podoba?
- Nie zapominasz przypadkiem, co on zrobił Anicie? Już zapomniałaś, jak przez niego płakała? Taka z ciebie matka?
Michał schował twarz w dłoniach.
- Jak śmiesz?! – krzyknęła Malwina.
- Ja? Nawet nie stanęłaś po jej stronie!
- Jak to nie?
- Broniłaś synusia i tego faceta! I nie mów, że nie! – Malwina chciała coś powiedzieć, ale mąż jej przerwał. – Zamknij się już! Dosyć już dzisiaj powiedziałaś! – podniósł się z miejsca i zwrócił się do Brutusa. – Mogę obejrzeć ten twój motor?
- Jasne – Dawid również wstał i wyszedł z salonu za ojcem swojej dziewczyny.
Wszyscy odprowadzali ich wzrokiem. Gdy wyszli, Anita miała łzy w oczach. Spojrzała z wyrzutem na matkę i rzekła:
- Zawiodłam się na tobie, mamo.
- A co ja takiego znowu zrobiłam? Myślałam, że tamto już sobie wyjaśniłyśmy.
- Nie chodzi mi o tamto. Chodzi mi o dzisiaj. Dlaczego tak potraktowałaś Dawida? Wiesz, jak wiele dla mnie znaczy. Wiesz, jak bardzo chciałam, żeby poznał moją rodzinę z jak najlepszej strony. I oczywiście wszystko zniszczyłaś.
- Ten chłopak...
- Ten chłopak ma imię! Tylko on był ze mną kiedy straciłam wszystko! Kiedy pojechałam do jego rodziny, traktowali mnie tam jak księżniczkę! Miałam wszystko! A on? Przyszedł do nas i potraktowałaś go jak kogoś niepotrzebnego! Dlaczego?!
Malwina chciała odpowiedzieć, ale przerwał jej histeryczny, zupełnie pozbawiony radości śmiech córki.
- Ach tak! Już wiem! Przecież tobie chodzi o Marcina! – znów się zaśmiała. - Może załóżcie z Michałem jego fanklub, co? Oceniasz Dawida, bo ma motocykl, a co wiesz o Marcinie? Widziałaś go dwa, może trzy razy, ładnie się do ciebie uśmiechnął i już go uwielbiasz?! Muszę cię rozczarować. Wiem o nim takie rzeczy, które nawet do głowy by ci nie przyszły! Ale proszę, uwielbiaj go dalej, przecież on jest idealny!
Malwina wstała z miejsca. Nie patrząc na córkę zaczęła zbierać brudne talerze i rzekła:
- Po prostu nie chcę, żebyś znowu cierpiała. Co zrobisz, jak ten chłopak zabije się na motorze? Zakochałaś się i widzisz wszystko przez różowe okulary. Świat jednak nie jest kolorowy. I nie chodzi tu o Marcina. Choć przyznaję, że nadal żałuję, że się rozstaliście. Marcin wzbudził moje zaufanie, a Dawid...
- A Dawidowi nie pozwoliłaś – rzekła oschle Anita.
Jej matka zniknęła w kuchni.

Tymczasem na zewnątrz.
- To wspaniałe maszyny – mówił ojciec Anity rozanielonym głosem. – Dałbym wszystko, żeby się jeszcze kiedyś przejechać.
- Proszę, jeśli pan chce...
- Może innym razem. Dziś, no wiesz – wskazał z uśmiechem na swoje garniturowe spodnie.
Dawid również się uśmiechnął. Przynajmniej z „teściem” dobrze mu się rozmawiało. Mirek musiał zobaczyć coś w jego spojrzeniu, bo wciąż z każdej strony oglądając motor powiedział spokojnie:
- Nie przejmuj się moją żoną. Musi cię poznać. To dobra kobieta, ale... ona ubóstwia Marcina, wiesz, według niej to idealny zięć i wciąż nie może się pogodzić z tym, że go straciła. A poza tym może naprawdę martwi się przez ten motor. Jak wtedy mi go sprzedała... ale może i miała rację. Byłem młody i lubiłem się czasem powygłupiać. I nie wmawiaj mi, że nie lubisz szybkiej jazdy, bo w to nie uwierzę. A nie jesteś dzieckiem i wiesz, że to niesie za sobą ryzyko... Choć przyznam, tęsknię za tym. Pamiętaj – w końcu na niego spojrzał ze śmiertelnie poważną miną – Nigdy nie daj zmanipulować się babie.
Dawid wybuchnął śmiechem.
- Nie wiem, czy nie jest już za późno.
- Taak... moja córka ma taki charakterek jak mamusia – odparł Mirek z uśmiechem. – Chodźmy do środka. Wydaje mi się, że przestały na siebie wrzeszczeć.

Dwadzieścia minut później Anita i Brutus pożegnali się z domownikami i ruszyli w stronę domu. Kiedy już weszli do swojego mieszkania na Ligockiej, po raz pierwszy odezwała się Anita:
- Dawid, nie wiem, jak cię przepraszać.
- O co ci chodzi?
- Daj spokój. Matka zachowała się jak idiotka.
- Po prostu mnie nie polubiła – Brutus próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu z tego raczej grymas.
- Nie udawaj. Skreśliła cię na wstępie, tylko nie wiem dlaczego – Anita była naprawdę zakłopotana i wyraźnie było jej przykro. – Albo w sumie wiem dlaczego – rzekła zdecydowanie chłodniej. – Marcin...
- To jej idol – dokończył za nią Brutus. – Wiem, teściu mi powiedział.
- Słucham? – Anita uniosła brwi.
- Znaczy się twój tato. Wporzo gościu.
Anita wybuchnęła śmiechem.
- Mój stary to wporzo gościu? Jeny... Co on ci nagadał? To najbardziej nietowarzyski człowiek, jakiego kiedykolwiek znałam.
- Serio?
- Naprawdę. Widziałeś przecież jak zareagowaliśmy jak przemówił. A przy tobie... no, rozkręcił się niesamowicie. A ta kłótnia... zazwyczaj matka wrzeszczy, a on milczy, a dzisiaj było odwrotnie! No, i okazało się, że tatuś pamięta, że ma córkę, wie, jak mam na imię i nawet jak ma na imię mój były... załamka.
Brutus ukrył twarz w dłoniach.
- Patologia... – westchnął. – Mogłaś mnie uprzedzić.
- Miałam nadzieję, że się nie wyda – podeszła do niego i go przytuliła.
- Co chcesz? – burknął.
- Czemu mam coś chcieć?
- Bo się łasisz!
Parsknął śmiechem. Anita zrobiła oburzoną minę, ale powiedziała o co jej chodzi:
- Bo widzisz... zaprosiłam do nas Angelę. Na noc. Nie gniewasz się, prawda?
- Co?
- No... zrobimy sobie piżama party. Będziemy się stroić, czesać, malować paznokcie i obgadywać ludzi. Dołączysz się?
- Ty malujesz paznokcie?
- Tak. I również rzęsy i czasem oczy... Ach, i rozważam, czy nie pofarbować włosów.
- Co takiego?!
- Żartuję – zaśmiała się. – To jak, może przyjść?
- Jasne. Bardzo się z nią zakumplowałaś.
- Mhm. Wiesz, dopiero teraz zwróciłam uwagę, jak bardzo brakowało mi przyjaciółki. Przyjaciółki, nie przyjaciela – zaznaczyła. – Wiesz, bądź co bądź z tobą albo z Robertem... nie idzie pogadać o wszystkim. Ale co ci będę opowiadać. Będzie za godzinkę.
- Mam się wam ewakuować?
- Nie, przecież proponowałam ci, żebyś się dołączył.
- Chyba śnisz. Telewizor też okupujecie?
- Jasne.
- A laptopa?
- Jak nie będzie fajnej muzyki w telewizji.
- To świetnie. To może... zejdę na dół i kupię sobie jakieś sudoku.
- Chyba ci nie wypali. Wiesz, jest Wielkanoc.
Brutus jęknął.
- Czyli będę malował paznokcie?
Anita wzruszyła ramionami.
- Ty to powiedziałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)