sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 21

Po chwili na zewnątrz.
- No dobra. Czego chcecie? – zapytał zaniepokojony Blady.
Gutek sięgnął do tylniej kieszeni od spodni, po czym wyciągnął jakąś wymiętoszoną kartkę. Rozprostował ją w rękach, lekko ją naddzierając.
- Ups... Nieważne – rzekł, podając ją Marcinowi. – Nasza część umowy została spełniona. Teraz kolej na ciebie.
Marcin spojrzał na ową kartkę.

„Dla Marcina – Magik”

Przerażony, a  zarazem wściekły krzyknął:
- Czy ciebie czasem nie pojebało?! Takie coś się szanuje, a nie, kurwa, memła.
- Ale... – Gutek spuścił głowę.
- Dobra. Nie ważne, w jakim to jest stanie, czy w teczce, czy zwinięte w rulonik i przewiązane czerwoną kokardką, tak? Jest dla Marcina? Jest. Od Magika? Jest! Więc o co chodzi? – Dawid zaczął się burzyć.
- Nie pysk....
- Dobra – Brutus przerwał i tak złemu Blademu – Okej, sory.
- Pomijając estetykę tego... no... to my spełniliśmy twój jedyny warunek, więc... wszyscy tam na ciebie czekają. Wypadałoby, żebyś się pojawił – dodał Motyl.
Twarz Marcina nie wyrażała żadnych emocji. Kompletna pustka. W głowie burza. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to jest jedna z takich chwil kiedy chciałby zniknąć. Popełnił największy błąd w swoim życiu; no dobra, jeden z największych. Był pewien, że nigdy nie wypełnią swojej części umowy, więc myślał, że może być spokojny. Teraz się bał. Nie pierwszy raz, ale to był inny strach. Nie bał się o siebie. Doskonale wiedział, że akurat jemu nic się nie stanie. Jego kumple... współpracownicy... podwładni... nawet nie wiedział jak ich teraz nazywać... nie pozwoliliby na to, ale co z jego przyjaciółmi? Co z Anitą? Do tej pory nie może sobie wybaczyć sytuacji sprzed kilku tygodni. Gdyby nie wyszedł na czas, nie wiadomo co Gutek, Niko i Żywy by jej zrobili. A teraz?
- Jedziesz z nami – pierwszy ciszę przerwał Dawid.
- Co? Nie. Jedźcie. Przyjadę sam – rzekł, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył w kierunku domu.
Motyl ruszył za nim. Jednak Dawid złapał go za rękaw od bluzy i cicho dodał:
- Daj spokój. Musi sobie teraz to wszystko poukładać.
Cinek otworzył drzwi. Z domku wypadła Viola ze szklanką przyłożoną do ucha. Ten jednak nie zwrócił na nią uwagi. Gdy wszedł do środka, wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. On jednak tylko ściągnął kurtkę z wieszaka i ponurym głosem rzekł:
- Wracam do Polski – i zaczął się ubierać.
Zszokowana Anita otworzyła usta, aby zaoponować, ale odebrało jej mowę.
- Daj mi chwilę. Ogarnę się i jadę z tobą – dodał Michał i ruszył do swojego pokoju z zamiarem przebrania szortów na jakieś inne, cieplejsze spodnie.
- Coś się stało? – zapytała Ulka.
Marcin spojrzał smutno na Anitę, odłożył kurtkę i rzekł:
- Kotek, chodź. Musimy pogadać – po czym ruszył w stronę schodów na górę. 
Anita posłusznie poszła za nim. O dziwo, Marcin zatrzymał się przed drzwiami od pokoju Violi i Michała. Bez pukania wszedł do środka. Michał odruchowo spojrzał w ich kierunku.
- Powiesz mi wreszcie, o co tutaj w ogóle chodzi? – zapytała Anita zamykając za sobą drzwi.
Chwila ciszy.
- Wszystko zaczęło się od tego, że zadzwonił do mnie Siwy i... – Michał dał mu znać ręką żeby przerwał, po czym podszedł do drzwi i je otworzył. 
Wpadła Viola.
- Violetta! – uniósł się Michał.
- No dobra, dobra, już idę – powiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Poczekali chwilę, po czym Michał ponownie otworzył drzwi, ale Violki już nie było.
- Kontynuuj – powiedział.
- No więc na czym skończyłem?
- Zadzwonił Siwy – odparła Anita.
- Ach tak. I powiedział, że mam natychmiast przyjechać. Później, jak już tam wszedłem, zobaczyłem wszystkich. To mnie zdziwiło. Wiedziałem, że coś się kroi. Zarzucili mi, że rozpowiadam naokoło o tym co się dzieje.
- Ale przecież... – przerwała mu Anita - ...Siwy jeszcze przy mnie prosił cię, żebyś mi powiedział.
- Tak. Ale to chodzi o mnie. Dowiedzieli się, że wiem – odparł Michał.
- Musi mieć jakąś wtykę w jednostce – powiedział Marcin.
- Myślisz o tym, którego teraz przenieśli do mnie? – zapytał Michał marszcząc czoło.
- A nie zwróciłeś uwagi, że zawsze jest blisko?
- Ostatnio nie. Rzadko go widuję.
- A mnie często w jednostce ostatnio widujesz? Mam chyba chorobowe, nie?
Michałowi zrzedła mina i nic więcej nie powiedział. Marcin dalej snuł opowieść.
- Wiedziałem, że z tego się nie wymigam, bo złamałem zasady.
- I co dalej?
- Siwy napuścił na mnie Motyla. No ale ja, zamiast zamknąć mordę, zacząłem się buntować i powiedziałem Siwemu, żeby w końcu przestał się wysługiwać innymi. Więc on uznał, że sam się ze mną rozprawi i ruszył w moim kierunku. Zdziwiłem się jego odwagą, ale zrozumiałem, o co chodzi jak wyciągnął kastet. No i się zaczęło. A później było już tylko gorzej. Wygrałem z nim.
- Chyba powinieneś się cieszyć – zauważyła Anita.
- Nie do końca, bo... mamy tam zasady, nie będę ci ich teraz wymieniał. Jedna z nich mówi, że jak się pokona mistrza to samemu się nim staje. A ja o tej zasadzie zapomniałem. I już miałem wyjść, gdy Brutus wpadł na genialny pomysł, by o tym wszem i wobec przypomnieć.
- No dobra, i nic nie mogłeś już zmienić? Tak po prostu, klepnięte?
- Ależ owszem, buntowałem się, ale to nic nie dało. W końcu powiedziałem, że zgodzę się pod warunkiem, że załatwią mi autograf Magika z dedykacją dla mnie.
- To przecież niemożliwe!
- Też tak myślałem. Ale dla nich nie ma chyba nic niemożliwego. Dziś przyjechali i mi go przywieźli. Więc teraz chyba lepiej, żebym zjawił się u nich w Warszawie.
Nagle ni stąd i zowąd Michał wybuchnął wskazując palcem w stronę siostry:
- KŁAMAŁAŚ!
Anita chwilę pomyślała. Nagle ją olśniło.
- Aaa... Wtedy. Nie miałam innego wyjścia. Nawet matka by nas nie rozdzieliła jakbyś się dowiedział.
Marcin zastanawiał się, o czym gadają. Długo nie musiał o tym myśleć, bo Michał zwrócił się tym razem bezpośrednio do niego.
- Przysięgałeś! Przysięgałeś, że jej tam nie zabierzesz!
- Noo... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Michał wziął głęboki uspokajający oddech i zwrócił się do Anity:
- A ten bałwan co przed tobą na dole klęczał?
- A tak, ten. Eee... Nie chcesz wiedzieć.
- Może i racja. A ten którego pobiłaś? Co on ci zrobił?
- Mi nic! Opieprzyłam go w imieniu kogoś innego.
Michał zaczął szukać portfela w kieszeniach.
- Gdzie jest mój portfel? – rzekł, po czym otworzył drzwi i krzyknął – Viola, oddawaj portfel! Wiem, że go masz! – i ruszył na dół.
Marcin też się odwrócił i już chciał wyjść, gdy Anita powiedziała:
- Jadę z wami – i ruszyła za nim.
Ponownie się odwrócił i zagrodził jej drogę.
- Nigdzie nie jedziesz.
- Nie puszczę cię samego.
- Jadę z Michałem. Nie jedziesz i tym razem nie dam się zmanipulować – rzekł ostro.
Nadal żałował, że wtedy zabrał ją ze sobą.
- Co ty nie powiesz? – zakpiła.
- Anita... – westchnął. – Czy możesz chociaż raz zrobić to, o co cię proszę?
- Jeśli naprawdę mnie kochasz to zabierz mnie ze sobą albo zostań tutaj.
- Tak? A jeśli ty mnie kochasz, to zrozumiesz, że to dla ciebie niebezpieczne i zostaniesz tu z resztą.
- A dla ciebie to niby takie bezpieczne, tak? Myślisz że Siwy tak łatwo odpuści? Na jego miejscu chciałabym się zemścić.
- Nie jadę sam.
- Ale...
- Ale nie zapominaj kim jestem i... hmm... czym dowodzę.
- Ale przywódcę też można pokonać! Spójrz na Siwego.
- Eee tam... Siwy to ciota.
- Kiedyś tak nie mówiłeś – zauważyła.
- Nie łap mnie za słówka, okej?
- Po prostu się o ciebie boję!
- Endi... – objął ją w pasie patrząc jej prosto w oczy. 
Ta otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale on pokiwał głową na „nie”. Tym razem odpuściła. Dotarło do niej, że tym razem z nim nie wygra. Marcin domyślił się, że poskutkowało, pocałował ją krótko, odwrócił się i już otwierał drzwi, gdy Anita je z powrotem zatrzasnęła.
- Ale obiecaj mi, że wrócisz – powiedziała.
Marcin przymknął powieki i głośno wciągnął powietrze. Odwrócił się, chcąc jej dać reprymendę, żeby w końcu zrozumiała, że nic mu nie grozi, ale gdy zobaczył jej twarz, od razu złagodniał. Patrzyła na niego z ogromnym smutkiem, w oczach szkliły się jej łzy. Podszedł do niej i mocno przytulił do siebie. Nie chciał jej tutaj zostawiać, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia.
- Posłuchaj... – zaczął, odsuwając się od niej. – Wrócę, uwierz mi. Bywałem w gorszych tarapatach. Wrócę.
- A jeśli nie?
- Wrócę... chociażby... po to! – wyciągnął z kieszeni kluczyki od swojego auta i podał je jej. – Dobrze wiesz, jak jestem do niego przywiązany.
Anita schowała kluczyki do kieszeni, ponownie spojrzała na niego smutno i nieoczekiwanie rzuciła mu się na szyję z taką siłą, że poleciał na zamknięte drzwi.
- Ałaaa...
- Tęsknię! – krzyknęła zalewając się łzami.
- Już? Przecież nawet nie zdążyłem wyjść z tego pokoju.
- Bo ty nie rozumiesz co ja przeżywam! Ja... ja... ja cię kocham! A ty...
- A ja nie? – zapytał, delikatnie odsuwając ją od siebie. – Kotek, obiecuję, wrócę i do tego w jednym kawałku – i uśmiechnął się do niej, po czym przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował. – To jak, pozwolisz mi pojechać do tej Warszawy?
Anita złapała go za rękę i otworzyła drzwi, po czym oboje ruszyli w stronę salonu. Marcin ścisnął mocniej jej dłoń i z uśmiechem szepnął cicho:
- Wszystko będzie dobrze.
Byli już w połowie schodów, gdy nagle ze śmiechem odezwał się Seba:
- A co tam tak trzasnęło? Żegnaliście się?
Michał zmierzył Sebę od góry do dołu, wstał (bo wcześniej wiązał buty) i zwrócił się do Marcina:
- To jak? Już?
- Yyy... No niezupełnie... – zaczął puszczając rękę ukochanej, po czym podszedł z czarującym, łobuzerskim uśmiechem do Uli. – Ulka... – powiedział niezwykle uwodzicielskim głosem, jednocześnie opuszkami swoich palców przesunął wzdłuż jej ramienia i delikatnie chwycił jej dłoń patrząc jej głęboko w oczy. – Uluś, mogę cię na chwilkę porwać do pokoju? – mówił to w taki sposób, że Ulka na chwilę zapomniała, że ma męża i że stoi on obok.
Zadowolony Marcin ruszył w stronę jednego z pokoi jednocześnie obejmując ją jedną ręką w pasie. Po krótkiej chwili oboje zniknęli za drzwiami. W Marku aż się gotowało. Miał dłonie zaciśnięte w pięści i z trudem powstrzymywał się, żeby nie ruszyć za nimi i nie obić Marcinowi twarzy do końca.
- Czyżby z nią też chciał się pożegnać? – Seba miał niezły ubaw.
Marek spojrzał na niego tak ostrym wzrokiem, że Olszański przestał się śmiać i spuścił głowę.
- Marek, nie denerwuj się – zaczęła Anita siadając na skórzany fotel ustawiony naprzeciwko jednej z dwóch kanap w salonie rozmieszczonych wokół drewnianej ławy.
- Nie denerwuj się?! – Cygan tracił nad sobą panowanie.
- Wyluzuj.
Marek przyjrzał się jej uważnie. „Ona jest zbyt spokojna” – pomyślał zakładając sobie ręce na brzuchu.
- Ty coś wiesz... O co chodzi?

W tym samym czasie w pokoju.
- Coś się stało? – zapytała Ula.
- Bo widzisz Ula... Nigdy między nami... Wiesz, że nigdy nie byłaś mi obojętna...
Ula uśmiechnęła się do niego słodko, po czym zrobiła krok w jego stronę mówiąc:
- Skarbie, a do czego ty zmierzasz?
Marcin zrobił krok w przód, co sprawiło, że Ula czuła jego cichy oddech na policzku.
- Bo widzisz... – Marcin odgarnął jej włosy za ucho.
Kobieta spojrzała mu w oczy. Chłopak kontynuował:
- Jeszcze nigdy nie potrzebowałem aż tak bardzo wsparcia od drugiej osoby, pomocy od niej – wziął jej dłonie w swoje. 
Widząc jej minę pomyślał: „Teraz już będzie mi jadła z ręki. Wiedziałem, że poskutkuje”.
- Ulka, pożyczysz mi auto? – zapytał bardzo nienaturalnym głosem.
- Aaa... – wyraźnie posmutniała. – Jasne. Ale... przecież ty masz auto.
- To długa historia.
- Okej. Tylko wezmę od Marka kluczyki.
Dumny z siebie Marcin cmoknął ją w policzek, po czym wesoło powiedział:
- Kochana jesteś! – złapał ją za rękę i pociągnął w stronę salonu.
Wszystkie spojrzenia spoczęły na nich. Marek zmierzył Marcina zabójczym wzrokiem.
- Już koniec? Szybko wam poszło – zaśmiał się Sebastian.
Wszyscy go olali.
Cinek spojrzał na Ulę i rzekł:
- Trzeba mu powiedzieć.
Ulka zerknęła na męża i westchnęła.
- Wiem... Nie mam serca już go tak krzywdzić.
- W końcu i tak się dowie – Marcin z trudem powstrzymywał śmiech.
Michałowi opadła szczęka. Ulka splotła swoją dłoń z dłonią Cinka i rzekła:
- Marek, wybacz...
- Ale... jak? Kiedy?
Marcin w ułamku sekundy stanął za Ulką i objął ją w pasie, po czym delikatnie pogłaskał jej zaokrąglony brzuszek i z czułością pocałował ją w szyję. Niepewnie spojrzał na miny zgromadzonych. Widząc, że nawet Anita uwierzyła, śmiał się w duchu. Nieoczekiwanie Ula wybuchnęła śmiechem, jednocześnie mówiąc przy tym:
- Marcin, wybacz. Nie mogłam się powstrzymać.
Rozbawiony Cinek wskazał na Cygana i odparł:
- Żałuj, że nie widzisz swojej miny.
- Zabiję was! – krzyknął Marek. – Tak się nie robi!
- Ale was w jabłonki wprowadzili! – palnęła Viola.
To już całkiem rozluźniło atmosferę. Tylko Anita stała cały czas z wielce obrażoną miną, ale w końcu też nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem.
- To popsuło efekt – rzekł do niej z uśmiechem Marcin, po czym zwrócił się do Marka – Dawaj kluczyki.
- Co?!
- No daj mu te kluczyki – powiedziała Ula.
- Ale...
Ula podeszła, wyszarpnęła kluczyki mężowi i podała je Cinkowi, karcąc Marka wzrokiem.
- Dzięki – Marcin wziął swoją kurtkę i otworzył drzwi wyjściowe. – To cześć – i już go nie było.
- Siema – powiedział Michał, po czym cmoknął Violę w policzek i także wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Ula! Możesz mi wytłumaczyć dlaczego on wziął nasz samochód?
- MÓJ samochód!

W tym samym czasie.
- Anita wzięła w zastaw samochód?
- Oczywiście... Gwarancja, że wrócę.
- Taak. Cała ona. Jak szedłem do wojska, też jej musiałem coś dać.
- Co jej dałeś?
- Nie pamiętam. Do dzisiaj mi nie oddała.
Marcin zrobił przerażoną minę, po czym ukrył twarz w dłoniach.
- Moje auto...
- Ty, stary, a dlaczego Anita dała w pysk temu gościowi co przyjechał?
- Bo zasłużył.
- A co zrobił?
- Wkurzył ją. Po prostu.
- Tak. A skąd ona go zna w ogóle? – zaczął nerwowo stukać palcami w deskę rozdzielczą.
- Do szkoły z nią chodzi.
- Aha. No chyba że tak. Tej, a co ona do tego dzieciaka gadała? Znaczy do kumpla twojego?
- O czym?
- No o tych kolanach. Gdzie ty takiego doświadczenia nabrałeś?
Marcin się nachmurzył.
- Oj tam. Raz się zdarzyło, a Anita robi z tego wielkie halo!
Michał wybuchnął śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)