Popołudnie, kilka dni później. Anita
właśnie przekroczyła próg mieszkania braci Czołgowskich.
- Cześć, co tam? – zapytała.
Zatrzymała się w salonie i ze
zdziwieniem zmarszczyła brwi. Ujrzała wyraźnie zmęczonego Roberta, któremu oczy
same się zamykały, i który z całych sił próbował się temu nie poddać. I Wojtka,
który wydawał się być obojętny na całą tą sytuację. Właśnie był w trakcie
przygotowywania obiadu (otwierał pudełko od pizzy).
- Nic ciekawego – odparł starszy z
braci, po czym zapytał, jednocześnie wskazując głową na karton. – Chcesz?
- Chciałabym, ale doskonale wiesz, że
nie mogę. A jemu co? Balował do rana?
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia –
odpowiedział.
- Na pewno? – wtrącił z ironią Joker. –
Choć faktycznie, byłeś zajęty czymś innym, żeby nie rzec kimś innym.
Można było odczuć, że jest on wyraźnie
rozeźlony.
- Co się stało? – dopytywała
zaciekawiona.
- Nic szczególnego.
- Nie no, nic. To nie ty nie mogłeś
spać.
- Nikt ci nie zabraniał. Ja nie robię ci
wyrzutów jak przyprowadzasz kogoś do domu. MOJEGO domu, śmiem przypomnieć.
Anita wybałuszyła oczy w kierunku
Wojtka.
- Masz pannę, przyprowadzasz ją sobie na
noc i ja nic o tym nie wiem? – oburzyła się. – Myślałam, że jesteśmy
przyjaciółmi i mówimy sobie o wszystkim! – usiadła na kanapie i zapytała. –
Opowiadaj, kto to?
- No kto to? – wtrącił ironicznie
Robert.
Anita spojrzała na niego zdziwiona,
jednak to było nic w porównaniu z tym, jak poczuła się chwilę później.
- Paula – rzekł kompletnie nie
rozumiejąc brata Wojtek.
- Chyba sobie żartujesz.... – dziewczyna
nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. – Ale... Przecież wy się
kompletnie nie znacie... Ona miała ci pomóc, jako psycholog, a nie... To jest
wbrew przysiędze Hipokratesa! – oburzyła się ostatecznie.
- Nie, Anita. Możesz mi uwierzyć na
słowo – zaczął lekko zniesmaczony Robert. – Wczoraj to ona tu była doktorem.
Blondynka parsknęła śmiechem, po czym
dodała:
- Współczuję ci, Rob. Nie mogłeś się
gdzieś zmyć?
- Sądziłem, że szybko skończą, ale się
myliłem.
- W takim razie możesz być dumny z brata
– odpowiedziała ponownie wybuchając śmiechem.
- Ja tu jestem – wtrącił się Wojtek. –
Możecie, po pierwsze: nie mówić o mnie w trzeciej osobie, a po drugie: zmienić
temat?
- Oczywiście – odparła, po czym zwróciła
się bezpośrednio do bruneta. – I jak było? Zanosi się na coś poważniejszego,
czy to kolejna z serii panienka na jedną noc, co profesorku?
Morderczy wzrok uciszył ją na chwilę,
ale tylko na chwilę.
- Joker, jak sobie wyobrażasz Paulę jako
swoją bratową, bo odniosłam wrażenie, że wasze pierwsze spotkanie można uznać
za bardzo udane. Ba! Może jakiś wspólna zabawa w doktora i dwóch pacjentów?
Dajcie się jej wykazać... – zaniosła się gromkim śmiechem dziewczyna.
Tymczasem w innej części miasta.
- O, witamy szefa – przywitał się Motyl
widząc Marcina.
- Cześć – odparł, po czym rozejrzał się
po pomieszczeniu.
Zobaczył swoich kolegów w dość posępnych
nastrojach. W panującej atmosferze czuć było wyraźnie jeszcze skutki ich
wcześniejszej akcji, stratę kolegi.
- Słuchajcie, to wszystko zaszło już
zbyt daleko. Pewnie niektórzy z was już to zrozumieli, zaś na resztę pewnie
jeszcze przyjdzie czas. Na mnie już przyszedł dawno temu, chciałem uciec od
takich właśnie sytuacji, nigdy nie chciałem przejmować tej władzy, ale skoro
już ją mam to choć raz spróbuję ją wykorzystać tak jak powinienem. Kończę z
tym. I jeżeli ktokolwiek będzie chciał także stąd odejść to pomogę mu zrobić to
bez żadnych konsekwencji.
Jego słowa wywołały szum wśród
wszystkich mężczyzn, którzy spoglądali na siebie zaskoczeni nie wierząc w to,
co usłyszeli.
- Że co?! Chyba sobie żartujesz! –
uniósł się jeden z nich.
- Nie.
Wiśnia wybuchnął pozbawionym radości
śmiechem.
- Chcesz się nawrócić? Haha, jak
chcesz, to twoja sprawa. My działamy dalej, ktoś przejmie po tobie dowództwo i
po problemie – obwieszczał, jednocześnie spoglądając na Motyla.
Ten jednak zdawał się tego nie zauważać,
tylko odparł:
- Twierdzisz, że jeśli ktoś zechce
odejść, to może to zrobić bez konsekwencji? Okej, niech będzie. Tylko jak taka
osoba wytłumaczy swojemu ewentualnemu pracodawcy czym zajmowała się przez
ostatnie lata? Za co będzie żyć, gdzie znajdzie pracę nie mając stażu pracy i doświadczenia?
W jakim ty świecie żyjesz? Nie każdy ma dobrze płatną robotę, jak ty.
- Z tego co wiem, jesteście wszyscy
dorosłymi ludźmi, jeśli będziecie chcieli to sobie poradzicie. Najłatwiej
powiedzieć, że się nie da rady – odgryzł się Marcin.
- Ty też chcesz odejść? – zapytał Motyla
Wiśnia. – To chodzi o Pawła? Takie jest życie! Wiedział na co się pisze. Każdy
z nas wiedział i co was nagle skłania do nawrócenia?!
Gutek prychnął.
- Jak to co? Ta mała niunia – dodał
spoglądając rozbawiony na Marcina - Nie powiem, trochę mi jej szkoda, ale to
nie oznacza, że trzeba z tym kończyć. Każdemu z nas się to opłaca. Gdzie
znajdziemy lepiej płatną pracę, jak tu? A to, że czasami jesteśmy trochę
poobijani to się nazywa ryzyko zawodowe.
- Przestań sobie wycierać gębę Anitą.
Naprawdę myślisz, że chodzi tylko o nią? – następnie zwrócił się do całości. – Nie
widzicie, do czego to wszystko nas prowadzi? Zresztą... Nie będę powtarzał w
kółko tego samego. Przemyślcie to i jak podejmiecie jakieś konkretne decyzje,
to dzwońcie. Na razie – zakończył i wyszedł.
Siedział w samochodzie i czekał. Czekał
na osobę, z którą chciał porozmawiać na osobności, bez osób postronnych. Tak
naprawdę niewiele obchodziło go, czy mężczyźni dostosują się do jego rady i
zerwą z nielegalną działalnością, jednak w przypadku tej jednej konkretnej
osoby zależało mu wyjątkowo mocno. Nie chciał, by jego przyjaciel wpakował się
w końcu w problemy, które będą się ciągnęły za nim latami. Zwłaszcza, że miał
możliwość mu pomóc.
W końcu Brutus wyszedł z budynku i
skierował się w stronę swojego Suzuki. Ku uciesze Marcina był sam – mogli
spokojnie porozmawiać. Marcin wyszedł z samochodu i podszedł do Dawida, który
zakładał już kask.
- Zaczekaj.
Brutus powoli opuścił kask na dół i
uśmiechnął się pod nosem.
- Wiedziałem, że przyjdziesz, tylko nie
myślałem, że tak szybko. Nie, posłuchaj – rzekł szybko, gdy zobaczył, że Marcin
chce coś powiedzieć. – Nie wiem, co kombinujesz, ale mnie w to nie mieszaj.
Jestem dorosły i wiem, czego chcę. Gdybym chciał odejść, wiedziałbyś o tym już
dawno.
- Ale dlaczego nie chcesz? Brutus, po
części rozumiem, dlaczego oni się buntują, nie wiedzą co dalej, boją się, że
nie odnajdą się w normalnym życiu, ale ty do cholery dopiero skończyłeś szkołę,
tak czy siak dopiero zaczynasz!
- Jedno drugiego nie wyklucza. Nie
wpadłeś na pomysł, że może lubię to co robię? I na dodatek mam za to
pieniądze, i to nie małe!
- Lubisz dilować? – zapytał Marcin z
ironią, uśmiechając się kpiąco. – Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Przyznaj
się lepiej że lecisz na łatwą kasę, nie chce ci się zarabiać legalnie,
narkotyki są dla ciebie lepszym rozwiązaniem.
- Nie będę się przed tobą tłumaczył –
burknął poirytowany Brutus, ponownie unosząc kask z zamiarem założenia go.
- Czekaj! – powtórzył Marcin,
przytrzymując jego ramię. Wziął uspokajający oddech, pomyślał, że przecież
wiedział, że nie będzie łatwo i rzekł – Nie możesz po prostu pójść na tą swoją
farmację i później poszukać pracy w zawodzie?
- A z czego twoim zdaniem utrzymam
mieszkanie? Spłacam kredyt, jakbyś chciał wiedzieć, nie mogę tak po prostu na
kilka lat przerwać i sobie spokojnie studiować.
Marcin przewrócił oczami.
- I na pewno rodzice zostawią cię samego
z ogromnym kredytem.
- Nigdy ich o nic nie prosiłem, więc...
- Więc może czas najwyższy poprosić? –
przerwał mu Marcin. – Przecież nie musieliby płacić wszystkiego, ty byś sobie
zorganizował jakąś weekendową robotę, ja też bym mógł ci pomóc.
Brutus wybuchnął śmiechem.
- Słyszysz, co mówisz? Stary, weź
odpuść. Dobrze jest tak, jak jest.
Zbliżył się do motoru z zamiarem wejścia
na niego.
- A pomyślałeś przez moment o Anicie? –
zapytał Marcin z nutką desperacji w głosie. – O tym, jak by się poczuła gdybyś
kiedyś wpadł? Jeśli będziesz miał pecha zamkną cię w pierdlu, a ona zostanie
sama, tego dla niej chcesz?!
Brutus zerknął na niego z kpiącym
uśmiechem.
- Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale
Gutek miał rację. To o nią ci chodzi. Chyba trochę cię zaskoczę – przerwał na
chwilę, wsiadł na motor i dopiero wtedy dokończył. – Rozstaliśmy się.
Założył kask i zapalił silnik. Już miał
ruszyć, gdy Marcin jedną ręką chwycił go za ramię, a drugą zgasił silnik.
Brutus ze złością zdjął kask i warknął:
- Czego jeszcze?
- Co się stało?
- Nic, a co się miało stać? Rozstaliśmy
się, proste.
- Ludzie się nie rozstają bez powodu.
Dawid westchnął.
- Nie pasujemy do siebie jako para,
jesteśmy przyjaciółmi, pasuje? Punkt dla ciebie. Mogę już jechać?
- Możesz – odparł Marcin,
uśmiechając się lekko.
Brutus pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Tyle czasu minęło, a ty ciągle masz
nadzieję... Długa droga przed tobą, stary.
Ponownie odpalił silnik i nie czekając
na odpowiedź Marcina, odjechał.
Leżał na łóżku Anity z rękoma pod głową
patrząc się w sufit. Po jego minie na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że
jest czymś bardzo oburzony. Anita weszła do pokoju z dwoma szklankami i butelką
mineralnej wody. Przystanęła, spojrzała na swojego przyjaciela, westchnęła,
odstawiła szklanki i butelkę na biurko i usiadła na łóżku obok Dawida kładąc
swoją dłoń na jego dłoni i lekko ściskając.
- Co jest? Od czasu jak przyszedłeś
jesteś jakiś nieswój.
Zerknął na nią krótko.
- Mam kiepski dzień.
- Jak rano rozmawialiśmy przez telefon
zachowywałeś się normalnie, co się później stało?
Chłopak gwałtownie usiadł i przetarł
twarz dłońmi.
- Marcinowi odbiło.
Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Niby w jakiej sprawie?
Dawid opowiedział jej sytuację sprzed
kilku godzin. Gdy skończył zapadło milczenie – Anita układała sobie w głowie to, co usłyszała, on natomiast zajął się nalewaniem wody do szklanek.
- Czyli Marcin chce się wyrwać z tego
waszego cholernego gangu? – zapytała w końcu.
- No tak – odparł, unosząc szklankę to
ust.
- I chce, żebyś ty także odszedł i
przestał handlować?
- Tak.
- Ma rację – wzruszyła ramionami.
Dawid zakrztusił się wodą, którą właśnie
pił. Odkaszlnął kilka razy.
- Że co? Będziesz teraz stała po jego
stronie?! – oburzył się.
- Nie stałabym po jego stronie, gdybym
się z nim nie zgadzała. Znasz moje zdanie na temat tych twoich pieprzonych
drugów. Nie mówiąc już o przynależności do tej bandy.
- O co wam wszystkim, do cholery,
chodzi?! – krzyknął, zrywając się z łóżka. – To moje życie i będę...
- Robił co chciał? – przerwała mu. –
Pamiętasz, jak często to powtarzałam i jak to się skończyło? Dawid, wycofaj się
z tego póki nie jest za późno, zwłaszcza, że Marcin ci to ułatwia.
- Jak ułatwia? – zaczął krążyć po
pokoju. – Tylko ładnie gada, wszystko to, co mówi, jest takie piękne i proste,
tylko nierealne! Za co będę spłacał kredyt, utrzymywał się i studiował?
Anita pokręciła głową.
- Lepiej się przyznaj sam przed sobą, że
przyzwyczaiłeś się do luksusu.
- Przestańcie mnie wszyscy oceniać! –
wrzasnął.
- Ciiiiszej, bo zaraz to moja matka
przyleci – rzekła spokojnie, całkowicie ignorując jego atak gniewu. – Sam
mówiłeś, że Marcin zaoferował ci pomoc.
- W nosie mam tę jego pomoc. Co on może
zrobić? Może mam do niego pójść i poprosić, żeby mi płacił za mieszkanie, co?
Anita zaczęła się irytować.
- A korona ci z głowy spadnie jak
znajdziesz sobie jakąś robotę? NORMALNĄ robotę? – zaznaczyła.
- Idę na studia.
- Ale weekendy będziesz miał wolne. A po
drugie jestem pewna, że gdybyś poprosił rodziców, to też by ci pomogli. Sławka
wykształcili, Paulinę utrzymują cały czas, tobie też się coś należy.
- Gówno wiesz.
Anita parsknęła śmiechem.
- Wiem na pewno, że unosisz się jakimś śmiesznym
honorem. Coś musi w tym być, skoro mówię ci to samo, co Marcin. Poza tym jestem
pewna, że jeśli zapytałabym Sławka co sądzi na ten temat, to także by się ze
mną zgodził.
Brutus spojrzał na nią z wściekłością.
- Weź się lepiej zajmij sobą, co?
- O co ci teraz chodzi? – zapytała
wzdychając.
Usiadł obok niej na łóżku i patrząc jej
prosto w oczy odparł z sarkazmem:
- A myślisz, że dlaczego Marcin tak
nagle się nawraca, co? Sumienie zaczęło go gryźć?
- Nie obchodzi mnie co on robi i
dlaczego.
- A powinno, bo z tego co sama
powiedziałaś, nigdy nie podobał ci się ten, jak ty to nazywasz, gang. I na
pewno niejednokrotnie dawałaś mu to do zrozumienia.
- Do czego dążysz? – zapytała.
- Jeszcze się nie domyślasz? Przecież na
pierwszy rzut oka widać, że zmierza do tego, żeby w jakiś sposób powrócić do
twoich łask.
Dziewczyna przez moment przyglądała mu
się w milczeniu.
- Bredzisz – mruknęła w końcu, by po
chwili dodać głośniej – Poza tym nie zmieniaj tematu. Obiecaj mi, Dawid, że
przemyślisz to wszystko. Proszę – zrobiła słodką minkę.
- Jak będę miał ochotę to przemyślę –
burknął po kilku sekundach.
Anita jednak uznała jego odpowiedź za
twierdzącą, więc uśmiechnęła się triumfalnie i tym razem to ona zmieniła temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)