środa, 10 lipca 2013

Rozdział 93

Marek wziął telefon i zadzwonił do sekretariatu.
- Ula?
- Słucham.
- Przygotuj mi cztery kopie sprawozdania za zeszły miesiąc i także cztery kopie całego sprawozdania ze współpracy z Pro-S.
- Co?! Przecież to są dwa całe segregatory!
- Ja nie widzę problemu.
- W czterech kopiach? Po co?!
- Potrzebne mi, a zresztą chyba nie muszę się tłumaczyć? - zapytał z ironią.
- Dobrze, na kiedy?
- Na wczoraj.
Wkurzona dziewczyna rozłączyła się, sięgnęła dwa segregatory, po czym udała się do ksero mrucząc  pod nosem:
- W czterech kopiach. Przecież to mi zajmie z cztery godziny, jak nie więcej.
W tym samym czasie.
- Jestem ciekawy czy wyrobi się do siedemnastej? Zostały jej trzy godziny.

Dziewczyna uwinęła się szybciej niż się spodziewała. Za dziesięć siedemnasta weszła do gabinetu prezesa domu mody, po czym położyła mu na biurku skserowane dokumenty i z wściekłością  zapytała:
- Coś jeszcze?
- Nie, nic, dziękuję - rzekł z trudem powstrzymując śmiech.
Dziewczyna  wyszła z gabinetu i nie czekając na narzeczonego udała się do domu taksówką. Zdziwiony Marek wszedł do auta jednocześnie mówiąc do siebie:
- Obraziła się.
Po dłuższej chwili był w mieszkaniu.
- Już jestem!
Nie usłyszał odpowiedzi. Wszedł do salonu i ujrzał obrażoną narzeczoną siedzącą na kanapie i psa podgryzającego nogę od stołu.
- Tami, nie wolno! - skarcił psa, po czym zwrócił się do kobiety. - Ulka chyba się nie gniewasz?
Cisza.
- Ulka, to tylko taka nauczka, no wiesz... za tą kawę - usiadł obok niej.
Dziewczyna wstała i weszła do kuchni.
- Świetnie! - poszedł za nią. - Co mam zrobić, żebyś się już nie gniewała?
Nadal cisza.
- Zrobię wszystko.
- Tak?
- Tak - rzekł z uśmiechem.
- To napisz mi na kartce tyle razy słowo „przepraszam”  ile ja musiałam skserować kartek.
Markowi uśmiech zszedł z twarzy.
- Ale to przecież z 1500 stron było.
- Dokładnie 2142 strony. Zacznij teraz pisać, to do rana może się wyrobisz.
- Ula...
- Powiedziałam.
- Ale...
- Przynajmniej sobie rękę wyćwiczysz.

Zrezygnowany Marek usiadł na kanapie w salonie, wziął do ręki laptopa i już chciał zacząć pisać, gdy w jego stronę poleciał zeszyt (A4).
- Nie, Marek. W zeszycie, ręcznie.
- Ulka...
- Pisz!
Pisał długo. O trzeciej się poddał.
- Jutro skończę. Co ja mówię? Przecież dzisiaj jest jutro...
Poszedł się umyć, po czym położył się spać. Gdy wstał, Uli już nie było. Zrezygnowany ubrał się, schował zeszyt do aktówki, zaniósł psa sąsiadce i udał się do firmy. Violi jak zwykle nie było, a Ula nawet na niego nie spojrzała. Wszedł do swojego gabinetu, usiadł przy biurku i znowu zaczął pisać. Chwilę przed lunchem wyszedł z gabinetu i bez słowa położył zeszyt na Uli biurku, po czym wyszedł na lunch (sam). Zaciekawiona Viola spytała:
- Co to?
- Jego pokuta. Muszę podliczyć.
Siedziała całą przerwę i podliczała. Widząc ostatnie słowo „przepraszam” napisane po raz 2142 uśmiechnęła się mówiąc zupełnie nieświadomie:
- Czy on nie jest kochany?
Nie wiedziała, że właśnie w tej chwili do sekretariatu wszedł Marek.
- Zgadza się? - zapytał z uśmiechem.
- Mhm.
- To jak? Jeszcze się gniewasz?
- Nie.
Dziewczyna wstała, podeszła do narzeczonego i pocałowała go.
- Wiesz, że jesteś kochany?
- Słyszałem to już dzisiaj, ale stwierdziłem, że ja miałem gorszą karę niż ty.
- Nie powiedziałabym. Ty nie musiałeś się tłumaczyć każdemu, że ksero jest chwilowo nieczynne, co chwilę, przez przeszło trzy godziny.  

Nazajutrz w firmie.
Dzień jak każdy inny: Ula była zawalona robotą, prezes jak zwykle się obijał, a Violetta? Violi jak zwykle nie było (lunch z Michałem).
- Prezes u siebie? - zapytała Klaudia wchodząc do sekretariatu.
- Tak, ale jest bardzo zajęty.
Marek testował nową grę pożyczoną do Seby.
- Nic nie szkodzi. Na pewno się ucieszy - rzekła podchodząc do drzwi.
- Nie słyszała pani?! Zajęty to zajęty!
- Nie będziesz mi rozkazywać ty... - nie dokończyła, bo przerwała jej Ula.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek przeszły na „ty”!
- To Marek  jest moim szefem, a nie ty, więc nie pozwalaj sobie!
- Tak się składa, że jestem jego...
- Marną asystentką - dokończyła Klaudia.
Ula poderwała się z miejsca i szybkim krokiem podeszła do kobiety, już miała coś powiedzieć, gdy weszła Paulina.
- Ula, masz jakiś problem? - zapytała spoglądając na Klaudię.
- A wy co?! Założyłyście stowarzyszenie narzeczonych Marka?!
- Nie przejmuj się tą pustą, naiwną lafiryndą - powiedziała Paulina do Uli patrząc na Klaudię z nienawiścią.
- Ma pani rację. Wywłokami się nie będę przejmować!
- Nie wywłoko ty...
- Uważaj na słowa! - przerwała jej Paula.
Krzyki było słychać w gabinecie prezesa. Zdezorientowany Dobrzański wyszedł z gabinetu, jednak żadna z kobiet go nie zauważyła. Kłóciły się nadal.
- Bo dłużej sobie tu miejsca nie zagrzejesz! - syknęła Ula.
- A ja osobiście pomogę jej to zorganizować! - dodała wściekła Paulina.
- No ty, Cieplak, chyba w tej kwestii nie masz nic do powiedzenia. Nie masz ani wysokiego stanowiska, ani nie jesteś członkiem zarządu!
- Ale niedługo będzie! - wtrącił się Marek.
Ula i Klaudia spojrzały na niego zaskoczone.
- Co? - zapytała zdziwiona Ula.
- Oh, Dio, Marco. Ty jej jeszcze nie powiedziałeś? - zapytała oburzona Paula.
- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytał Klaudię Marek.
- Ja? -zapytała zdziwiona.
- Nie, ja! - rzekł z ironią.
- Umowa mi się kończy.
- Wiesz, takie jest życie, wszystko, co piękne, kiedyś się kończy - powiedział oschle, po czym zwrócił się do reszty kobiet. – Ula, kochanie, zapraszam do mnie, Paula, kochan... o Boże, to przyzwyczajenie, przepraszam - Marek się uśmiechnął. – Paula, ty też chodź.
Odwrócili się i po kolei weszli do gabinetu. Oburzona Klaudia wyszła.
Ula i Paulina usiadły na kanapie, a Marek na brzegu biurka.
- Teraz będzie tu przychodzić - powiedział Marek bardziej do siebie niż do swoich towarzyszek.
- Dziwisz się? - zapytała Ula, po czym dodała ze złością. - Rozumiem ją, narobiłeś jej nadziei.
Marek już miał jej coś odpyskować, gdy wtrąciła się Paula.
- Dobra, było minęło. Nie macie się chyba zamiaru kłócić o tę prostacką, pustą lalkę. Porozmawiajmy lepiej o czymś innym.
- Właśnie - rzekł Marek. - Ale taka rozmowa, to tylko przy kawie, nie uważacie? Gdzie w ogóle jest Violetta?
- Na lunchu z Michałem - powiedziała szybko Ula.
Marek zagwizdał.
- Więc romans kwitnie!
- A daj mi spokój, on chyba naprawdę zawrócił jej w głowie, ciągle gada tylko o nim.
- TEN Michał? - zapytała z niedowierzaniem Paula.
- Tak. I nie musisz mówić, że to ci się nie podoba, wiem to, bo nigdy go nie lubiłaś - rzekł Marek.
- Bo jest zbyt... - Paula pomyślała, że najlepiej pasowałby tu wyraz „wyluzowany”, ale jej maniery zabraniały jej użyć tak prostackiego słowa, więc rzekła tylko - ...rozrywkowy.
- No i właśnie to jest w nim najlepsze - rzekł Marek. - Dlatego też pasuje do Violi. Ale wróćmy do tematu.
W tej samej chwili do gabinetu wpadła Viola.
- O, puk puk - powiedziała Paula.
- Już po lunchu? - zapytała Ula.
- Tak! Było...
- Dobra, później nam opowiesz. Co chcesz? - zapytał Marek.
- Ania wcisnęła mi pocztę - rzekła Violetta rzucając koperty na biurko.
- Dzięki. Mogłabyś zrobić nam trzy kawy?
- Jasne. Już się robi! - zasalutowała dziewczyna wychodząc z gabinetu.
Po chwili wróciła z dziwną miną i rzekła pokazując to na Ulę to na Paulę.
- Ale że niby... Ula? I Paula?
- Violetta, kawa! - rzekł stanowczo Marek.
Kubasińska ponownie wyszła.
- Co za dziewczyna! - powiedział Marek.
- Marco, miałeś coś wyjaśnić swojej narzeczonej - upomniała do Paula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)