środa, 10 lipca 2013

Rozdział 1

Krótką chwilę jechali w ciszy.
„Jestem ciekawy, czy chodziło tylko o podwiezienie, czy ona naprawdę jest zainteresowana? Mogłoby coś z tego wyjść, ale nie ukrywajmy: ryzykuję życiem jeśli chociaż troszkę się zaangażuję. Dam sobie głowę uciąć, że Bulterier nie będzie zadowolony, że ja i jego młodsza siostra... że się nią interesuję... poważnie interesuję...” – rozmyślał Marcin starając się nie rozpraszać piękną, młodą istotą siedzącą na siedzeniu obok. Ciszę pierwsza przerwała ona.
- A ty? – zapytała znienacka, jednocześnie wyrywając przy tym Marcina z rozmyślań.
- Co ja?
- A ty ile masz lat? – zapytała patrząc się na przednią szybę. Czyżby się bała?
- Dwadzieścia trzy.
- Aha.
„Nie, to chyba nie chodziło tylko o podwózkę” – myślał dalej jednocześnie spoglądając na swoją koleżankę, która akurat myszkowała w swojej małej torebce. Stali w korku, więc mógł się jej bardziej przyjrzeć.
- O, jest! – rzekła nagle, wyciągając coś z kopertówki, po czym rzuciła ją na tylne siedzenie i zapytała troszkę zawstydzona trzymając w ręce pendrive, najprawdopodobniej z muzyką. – Mogę?
- Tak, jasne.
„Ekstra! Nie dość, że co chwilę muszę stać w korku, a mam do przejechania jeszcze prawie całą Warszawę, to jeszcze posłucham sobie przy tym Dody, albo jakiejś innej Mandaryny...” – pomyślał zirytowany, jednocześnie mocniej zaciskając przy tym palce na kierownicy. Po chwili w głośnikach rozległa się bardzo dobrze znana Marcinowi piosenka.
„Nie ufam nikomu. Kocham tylko tych co na to zasłużyli.
Jeszcze nie szeleszczę kasą tak jak klasą z winyli...”
- Paktofonika? – zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. „Chwile ulotne” – rzekła z uśmiechem, jednak chwilę później posmutniała. – Nie lubisz. Mam wyłączyć?
- Nie, nie. Tylko... No wiesz... Ładna, młoda dziewczyna i Pfk? Doznałem szoku.
„Uważa że jestem ładna!” – pomyślała uradowana Andzia.
- A czego się spodziewałeś? – zapytała z uśmiechem. – Dody? Britney Spears?
- Szczerze? Tak.
- Nie słucham ścierwa.
- To dobrze. Ale powinnaś słuchać muzyki takiej jak twoi rówieśnicy, a nie Pakto... – nie dokończył, ponieważ przerwała mu w połowie zdania.
- Jakbym słyszała mamę czy Monikę, moją kumpelę z klasy. Słucham Paktofoniki, Hemp Gru, Peji, Kazika i nie zmienię swojego stylu muzyki, bo komuś się to nie podoba. Nie chcesz – nie słuchaj! – urażona Anitka w połowie swojej ulubionej piosenki wyciągnęła pendrive’a z radia w samochodzie i spojrzała na zatłoczone ulice miasta nie zamierzając się już nawet do niego odezwać.
Nagle poczuła rękę Marcina na swojej. Spojrzała na nią natychmiast.
- Nie o to mi chodziło... – rzekł, wyciągając jej mały przenośny dysk z ręki i ponownie odpalając go w radiu. - Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że normalne dziewczyny nie słuchają hip-hopu, a przynajmniej nie takiego.
- A kto powiedział, że jestem normalna? – zapytała spoglądając na niego.
- Chyba że tak – skwitował to, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
„Ta młoda jest na swój sposób urocza” – pomyślał Blady, po czym na jego twarz wkradł się mały uśmieszek.
- Kim jesteś w wojsku? – zapytała znienacka.
- Ja? A co? Zainteresowana?
Ku jego zdziwieniu dziewczyna zamilkła. Postanowił ją wyręczyć.
- Jestem od pastwienia się nad młodymi. Wiesz... ćwiczenia wysiłkowe, poligon, biegi i inne...
- Aha. To pewnie im ciężko – zerknęła ukradkiem na niego.
- Dlaczego tak myślisz?
- No bo wyglądasz na taką osobę, która jest w tym dobra...
- Dobra? – spojrzał na nią pytająco.
- No... no wiesz... wyglądasz na takiego, co dużo wymaga... a poza tym wysportowany chyba jesteś, więc tak sobie pomyślałam...
- Nie no, ja tam nie wiem, czy jestem w tym dobry, ale w każdym bądź razie słuchają się mnie i na ich szczęście. A ty jesteś w pierwszej klasie...
- Liceum, tak.
- I jak ci idzie?
- Może zmieńmy temat na jakiś inny, ciekawszy...
- Przyjemniejszy powiadasz...
- Dokładnie.
- Daj spokój, na bank nie jest tak źle.
- Powiedzmy, że nie jestem wybitnie zdolna czy utalentowana.
- Ale jedynek nie masz?
- To zależy...
- Nieładnie. Szkoła to najlepszy czas w twoim życiu, a ja tu słyszę, że sobie lecisz ze wszystkim...
- A co jest w niej takiego pięknego?
- Sam fakt, że nie musisz pracować na przykład. Imprezy i inne... no sama pewnie doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Gdybym jeszcze miała na nie z kim chodzić – rzekła cicho, bardziej do siebie niż do niego, po czym dodała głośniej – A poza tym to ja nie jestem... Nie jestem zbyt lubiana, czy w jakiś szczególny sposób zauważana w szkole. Nie jestem cheerleaderką czy jakąś inną... osobą publiczną. Tak. Nie jestem osobą publiczną. – powtórzyła.
- Nie wmówisz mi, że nigdy żaden chłopak się za tobą nie oglądał, bo w to nie uwierzę. Lepiej powiedz tak, że żaden twoim zdaniem nie jest godzien zostać twoim boyfriendem.
- No jest taki jeden, ale nieosiągalny.
- Na pewno jest osiągalny. Żonaty? – zapytał żartobliwie.
- Nie, chyba nie.
- No to jaki problem? Bo ja nie widzę żadnego.
- A ja widzę. I to ogromny.
Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Ujmijmy to tak: nie ta sfera. Za wysokie progi.
- Dla chcącego nic trudnego – zachęcił ją. – Spróbuj się przełamać. Zaryzykuj.
- Taa... Weź z zaskoczenia, tak? – rzekła z ironią.
- Dokładnie.
„Nie, no nie wiem, czy ciebie idzie wziąć z zaskoczenia” – pomyślała przybita, po czym dodała:
- Dobra. Proszę cię, zejdź ze mnie. Zmień temat. Sprawa jest przegrana zanim w ogóle się zaczęła.
- Okej, okej – rzekł trochę zaniepokojony spoglądając na nią.
„Na co ty liczyłeś?! Odpuść! Jak ona to ujęła? Nie ta sfera! Wbij sobie to do tej pustej łepetynki!” – pomyślał.
Oboje w ciszy wsłuchiwali się teraz w jedną z piosenek z ostatniej płyty Paktofoniki.

Babilon to iluzja, więc odrzuć ją.
Mówię Ci odrzuć ją, 
bo Babilon to wtedy, gdy myślisz, 
że wiesz, co widzisz, a jest zupełnie inaczej.
Patrz na wszystko i wiedz, 
że jest tylko takie, jakie jest... 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc fikcyjne szczęście, czas swój trwonił. 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc iluzoryczne szczęście, czas swój trwonił. 

Poczuj to, idealny dzień, pogoda dla bogaczy.
Taki, jak ten, dzień jest bez zmartwień, 
więc nie martwię się, bo nie ma czym.
Wszyscy naraz to dla wypoczywaczy, 
na dwa zapalam na trzy, 
Każdy niech zobaczy tyle, na ile głęboko patrzy, 
no bo to tam jest haczyk głębiej.
Głębiej, jestem tam, gdzie ciemniej, 
widzę jasno miasto nie mniej niż w ciszy słyszysz ode mnie.
Potajemnie powiem wam, 
dlaczego nam jest ciężko, a im lekko.
Zainfekowani tym, zanim skończą z kolebką swą.
Skąd - stąd swąd pieniędzy władzy stoimy przed nimi, 
nadzy - a oni, my - skąd wziąć azyl, muzyka mą Mekką.
To tak, jak smak ekstazy, nie piguły fazy, 
totalna magia nazywana też selektom.
Poczuj to, to ze słabości siła, 
bo skąd byłaby złość, gdyby nie było miłości
lub byłaby ona niemiła.
Poczuj to, to ze słabości płynie i nie minie
i nie winię tych, co mi nie pozwalają i w krainie
odrzuć to, daleko to,
to, bo łapie na każdym pułapie będzie wiedział, że to
za papier jest to wszystko.
Uważaj - spadniesz nisko, uważaj z kim - to blisko
Ciebie oddajesz się błyskom... 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc fikcyjne szczęście, czas swój trwonił. 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc iluzoryczne szczęście, czas swój trwonił.

Hear me guy, zawsze stać Cię na więcej, 
Hear me girl, ważny efekt nie intencje.
Kontroluj czyny, bo za ich konsekwencje, 
jeśli są złe - sam miej do siebie pretensje.
Pamiętaj o tym, bo w Babilonie
tak bardzo, bardzo łatwo jest ubrudzić swoje dłonie. 
Pamiętaj o tym, bo w Babilonie
tak bardzo łatwo jest ubrudzić swe dłonie.

Dumny ten, kto czysty jak lew Judy w koronie. 
Czysty ten, w którego sercu żywy ogień płonie, 
trawi to, co złe, aby gdy doszło nowe.
Więc rozpal go w sobie i wszystko gotowe, bo... 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc fikcyjne szczęście, czas swój trwonił. 

Są dni, kiedy widać to jak na dłoni, 
jedyne, czego dziś od Ciebie chcą oni.
Chcą, abyś zgubił sam siebie w pogoni, 
goniąc iluzoryczne szczęście, czas swój trwonił.

Polska - kraj, w którym żyję, tfu, gniję, 
w telewizji wciąż te same zakazane ryje.
I tak sobie myślę, że w tym kraju szykuje się rewolucja, 
nie na ulicach - w głowach, w sposobie myślenia, 
w sposobie postrzegania rzeczywistości, w świadomości.
To oni nas tego nauczyli, to oni chcąc nie chcąc nas do tego przygotowali.
A przygotowywali długo, tak więc pewnego dnia 
dzieci rewolucji podniosą dumnie głowy, 
nastąpi przewrót - ci, którzy będą w pierwszych szeregach,
pogryzą się o władzę z tymi, którzy byli w cieniu,
z tymi, którzy czekali.
Rewolucja zje swój ogon, historia się powtórzy, 
wszystko i nic ulegnie zmianie, 
zmieni się wszystko i nic,
równowaga zostanie utrzymana - to stanie się na Twoich oczach, 
tuż obok Ciebie.
To od Ciebie zależy, czy będziesz wiedział, kiedy to się stanie, 
bo wiesz, to się dzieje codziennie, 
dzień w dzień w każdym mieście,
w tym pojebanym kraju -to się nazywa walka o przetrwanie.

- No, zaraz będziemy – oświadczył Marcin, spoglądając na dość sporą restaurację, przed którą za chwilkę miał zaparkować.
- To fajnie – powiedziała bez entuzjazmu w głosie.
Blady przyjrzał się jej bardzo uważnie.
- Coś ci jest?
- Nie – rzekła odpinając pas i z impetem wyszła z samochodu.
„Stary, sam przejebałeś sprawę! Trzeba było nie zaczynać tego tematu!” – pomyślał wychodząc z samochodu.
„Weź go z zaskoczenia. To co mam zrobić?! Podejść do niego i: „Cześć Marcin! Podobasz mi się. To co, że jesteś o 7 lat starszy. To nie ma znaczenia”? A może podejść bez słowa i pocałować go, co? Powiedzmy sobie szczerze, jestem żałosna i to bardzo” – rozmyślała Anita wychodząc z toalety i kierując się w stronę sali na której odbywało się przyjęcie Ulki i Marka. – „Pewnie wszyscy już pozajmowali swoje miejsca. Jestem ciekawa koło kogo przyjdzie mi siedzieć. Nie, nie, nie...! Ja nie chcę!” – krzyknęła w myślach stając w progu wejścia na salę i widząc tylko jedno, jedno jedyne miejsce. Jak na ironię losu miejsce koło Marcina. – „Za jakie grzechy?! No za jakie się pytam?! Dobra, wiem za jakie...”. Ruszyła w stronę swojego „wymarzonego” miejsca. Podeszła bliżej i zapytała:
- Mogę?
Blady spojrzał na nią, po czym rzekł:
- Jasne.
„ Nie będę z nim rozmawiać. To będzie proste” – pomyślała biorąc głęboki wdech.
- Znasz Rudego i Łysego? – zagadnął Marcin wskazując na kumpli siedzących przy tym samym stole, tyle że naprzeciwko nich.
„No to się myliłam...”
- Osobiście nie, ale coś tam słyszałam od braszki.
- To ta Anita? – zapytał Rudy Bladego.
Dziewczyna spojrzała na Marcina pytająco, po czym powtórzyła:
- Ta Anita?
- No bo mówiłem im, że z rodzajem muzyki wdałaś się w braciszka.
- Ach tak.

Godzinę później.
„Nie, no nie wytrzymam. Wiem, mamo, obiecałam się ograniczać. Ale to jest silniejsze. Powiedzmy szczerze, jak jestem zdenerwowana, wkurzona, to muszę... Boże! Gdzie jest moja torebka?!” – myślała nastolatka rozglądając się dookoła.
- Czegoś szukasz? – zapytał Marcin.
- Torebki. Nie widziałeś jej może? Taka mała, czarna.
- A nie zostawiłaś jej u mnie w samochodzie na tylnym siedzeniu?
- Faktycznie! Dasz mi kluczyki?
- Pójdę z tobą. Trochę się przewietrzę – rzekł, jednocześnie wstając od stołu, po czym oboje udali się w stronę wyjścia z lokalu.
Po kilku minutach byli już przy samochodzie.
- Musiałeś zaparkować tak daleko? Zresztą nieważne. Możesz otworzyć? – zapytała stojąc tylko w króciutkiej sukience na naramkach.
- Okej. Już – rzekł otwierając drzwi od swojego Audi.
Anita od razu wskoczyła na przednie siedzenie by sięgnąć swoją kopertówkę, po czym wyszła z auta. Otworzyła ją i zaczęła czegoś szukać. Po chwili wyciągnęła otwartą już paczkę Marlboro.
- Czy ja dobrze widzę?! – Marcin wyraźnie się wkurzył – Dziewczyno, ty chyba oszalałaś!! Nie pozwolę ci zapalić! – rzekł podniesionym głosem, jednocześnie wyrywając jej papierosy wraz z zapalniczką. – Zapomnij! Nie będziesz się truła!
- To moja sprawa! Oddaj je!! – rzekła próbując odebrać mu swoją rzecz.
Blady nieumyślnie szarpnął mocniej, by Anita nie mogła mu jej odebrać, ale nie spodziewał się, że szarpnie aż tak mocno. Dziewczyna wpadła na niego. Podniosła wzrok. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Oboje zamilkli. Patrzyli sobie prosto w oczy tak, jakby próbowali z nich coś wyczytać. Nieoczekiwanie dziewczyna pocałowała go w usta. Po krótkiej chwili zaskoczony Marcin wziął jej twarz w dłonie i delikatnie odsunął od swoich ust, ale nadal jej nie puszczał. Zaniepokojony spojrzał jej głęboko w oczy, jakby szukał w nich pozwolenia i chyba je uzyskał, bo bez słowa wpił się z powrotem w jej słodkie niczym miód usta. Dziewczyna odwzajemniła czułość chłopaka. Splotła swoje ręce na jego szyi, lecz nie bawiły one tam zbyt długo. Po chwili koniuszki jej palców wplotły się w jego blond włosy, jednocześnie sprawiając mu tym niesamowitą przyjemność. Nagle ku zaskoczeniu dziewczyny Marcin brutalnie przerwał tę piękną chwilę. Odsunął się od niej, ściągnął jej ręce ze swoich barków i bez słowa sięgnął do kieszeni. Po chwili wyciągnął dzwoniący telefon, odchrząknął, spojrzał na nią niepewnie i przyłożył słuchawkę do ucha.
- No?
- ...
- Tak, jest ze mną.
- ...
- Nie irytuj się tak. Zostawiła coś u mnie w aucie.
- ...
- Tak, już wracamy.
- ...
- Wiem, że jest cienko ubrana. No chyba ją widzę, nie?
- ...
- Zaraz będziemy – zakończył, po czym rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
Bez słowa wrzucił do samochodu paczkę Marlboro, zamknął drzwi i oboje ruszyli w stronę drzwi do lokalu.
- Marcin... – wyszeptała Anita.
- Nie jest ci zimno? – zapytał czule, patrząc na nią uważnie.
- Nie. Marcin, bo ja... – spojrzała na niego zawstydzona.
On tylko kiwnął głową na „nie”.
- Doskonale wiesz, że to nie powinno się w ogóle zdarzyć.
- Ale...
- Nie. Anita. Słuchaj, najlepiej będzie jak o tym oboje zapomnimy, okej?
- Ale przecież sam mówiłeś...
- Co mówiłem? – przerwał jej lekko zdenerwowany.
- Mówiłeś, że z zaskoczenia – dziewczyna spuściła głowę. – Że ryzykuj...
- Tak, ale ja to mówiłem w kontekście tego twojego nieosiągalnego celu.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
- Tylko mi nie mów, że to ja jestem tym nieosiągalnym celem – rzekł z  niedowierzaniem, przystając.
Nadal cisza.
- No powiedz coś! – wręcz zażądał.
Dziewczyna również się zatrzymała, wzięła głęboki oddech, odwróciła się do niego przodem i spojrzała mu prosto w oczy.
- A co mam ci powiedzieć? Tak. Ty.
- Anita...
Anita zamknęła oczy i powiedziała:
- Proszę, nic nie mów.
Natomiast ten bez słowa podszedł do niej i przytulił ją do siebie, pocałował we włosy, po czym wyszeptał:
- Wiesz, że twój brat mnie za to zabije.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w jego silne ramiona.
- Chcesz, żeby Michał mnie zabił tu i teraz? – zapytał.
Pokiwała głową przecząco.
- To musimy wracać.
- Ale ja nie chcę... – objęła go jeszcze mocniej.
- Endi...
Dziewczyna wciągnęła powietrze i odsunęła się od Bladego.
- Masz ładny perfum, wiesz?
- Wiem – rzekł z uśmiechem.
- Marcin, zrozum... bo ja... – urwała słysząc głos brata.
- Tu jesteście! Chcesz być chora? – zapytał Michał podchodząc do nich. Najwyraźniej nie widział poprzedniej sytuacji. Na szczęście.
- Nie.
- No to marsz do lokalu.
- Michał, czy ty jesteś pijany? – zapytała brata.
- Jeszcze nie. A po co szłaś do tego samochodu?
- Jak to po co? Po... po... – spojrzała na Marcina, który od razu wtrącił się do rozmowy:
- Szła po bolerko, ale w samochodzie sobie przypomniała, że go w ogóle nie miała.
- Właśnie – potwierdziła.
Bulterier spojrzał na nią podejrzliwie, po czym zapytał:
- Ty piłaś?
- Ja? – zapytała zaskoczona.
Michał zwrócił się do Bladego:
- Pilnuj jej, żeby się tak nie schlała jak ostatnio, bo mnie matka przetrąci.
- Okej.
Cała trójka ruszyła w stronę lokalu. Po drodze Michał odłączył się i poszedł do toalety.
- Widzisz, masz mnie pilnować. Szczęściara ze mnie nie?
Ten nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do niej. Anita nie wiedziała, że w jego głowie toczyła się bitwa.
„Mam przerąbane na całej linii. Czy on jest nienormalny? Ja?! Ja mam jej pilnować?! To mi, a przede wszystkim jej nie wyjdzie na dobre!” – pomyślał. – „I co teraz? Jakby na to nie patrzeć, trochę się zaangażowałem. I trochę za szybko. Trochę?! On mnie zabije!” – zrezygnowany usiadł na miejscu.
- Marcin...
- Hm?
- Odpowiesz mi na jedno pytanie?
„Zaczynam się bać” – pomyślał.
- No wal.
- Czy mogę mieć nadzieję na to, że po weselu się jeszcze spotkamy?
- Sami? – zapytał, choć znał odpowiedź.
- Tak.
Blady już miał odpowiedzieć, gdy przerwał mu głos jednego z gości grających w zespole. Mówił jak potrącony. Chyba był już pijany.
- Proszę wszystkich o powstanie. Wznieśmy toast za... za parę młodą już był... to może za miłość. Jedyną, niepowtarzalną, tą prawdziwą. Trzeba skorzystać z szansy, która może się już nie... nie co? – zapytał Maćka stojącego pod sceną. – Ach tak. Nie powtórzyć. A teraz do sedna.
Facet wręczył mikrofon Maćkowi, który wziął go i ruszył w kierunku Ani.
- Aniu, wiem, że mnie zabijesz za to, że robię to publicznie, ale proszę odpowiedz mi. Odpowiedz, czy zostaniesz moją żoną? – zapytał klękając przed nią z czerwonym pudełeczkiem.
Wszyscy wstrzymali oddech. Czekali na reakcję dziewczyny, która płaczliwym głosem odpowiedziała:
- Tak.
W sali rozległy się brawa. Uradowany Maciek włożył Ani na palec pierścionek, po czym wstał i czule pocałował nadal zaskoczoną narzeczoną. Rozległa się piosenka. Nieoczekiwanie do stolika siostry Bulteriera podszedł pan młody.
- No to zostałaś mi tylko ty – rzekł uradowany Marek. – Chodź – wyciągnął ku niej rękę zapraszając ją do tańca.
- Ja? Nie... Ja nie chcę – zaprotestowała od razu.
„Za żadne skarby świata! Nie zrobię z siebie jeszcze większej idiotki niż jestem. Okej, nie umiem tańczyć, ale nikt nie musi o tym wiedzieć!” – pomyślała zdenerwowana.
- Ej no. Ze mną nie zatańczysz? – spojrzał na nią uważnie.
Do rozmowy wtrącił się Blady.
- Cygan, odpuść sobie. Było tu już przed tobą kilku chętnych. Wszystkich spławiła.
Nie mijało się to z prawdą. Anita definitywnie odmawiała wejścia na parkiet.
- Aha. Ale jak się namyślisz to znajdziesz mnie przy tamtym stoliku – powiedział, jednocześnie wskazując na stolik obok.
- Okej.
Dziewczyna odwróciła się przodem do stołu i ujrzała to, czego teraz potrzebowała najbardziej.
- O Rudy! Nareszcie jesteś! Zrobisz mi drinka? – zapytała z uśmiechem.
- Jesteś tego pewna? – zapytał.
- Tak. Tylko mocnego.
- Okej.
Chwilkę później podał jej kolorowy napój. Dziewczyna wypiła go duszkiem. Zaskoczeni chłopacy spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
- Teraz to już pewne, że mnie Michał zabije – rzekł zrezygnowany Marcin. – Rudy, mi też zrób, tylko podwójnego.
- To dwa razy to samo – wtrąciła dziewczyna podając mu pustą szklankę.
- A co ja? Kelner?
- Proszę – Anita zrobiła maślane oczka.
- No dobra, ale ostatni raz.
Po wypiciu jeszcze czterech drinków od Rudego i dwóch od Marzeny, kuzynki Uli, Anicie zrobiło się trochę niedobrze. Bez słowa wstała i powolnym krokiem udała się do wyjścia z lokalu. W połowie drogi dogonił ją Marcin mówiąc:
- Nie, no świetnie. Jest 20:30, a ty już nie trzymasz się na nogach.
- Trzymam się. Po prostu mi niedobrze. Wyjdę na dwór. Trochę świeżego powietrza i mi przejdzie. Spokojnie.
- Taa… Po co tyle piłaś? Chciałaś coś udowodnić?! – rzekł wychodząc za dziewczyną z lokalu.
- Taak. Swoją głupotę chyba.
Blady bez słowa ściągnął swoją marynarkę od garnituru i zarzucił dziewczynie na ramiona.
- Dzięki, ale nie musisz – odparła oddając mu ją.
Zirytowany Marcin złapał Andzię za rękę, jednocześnie zmuszając ją by stanęła w miejscu.
- Powiedz mi, o co ci do cholery chodzi?!
- Mi? O nic – rzekła z ironią próbując uwolnić swoją rękę.
- Boże, dziewczyno! Zacznij mówić, bo za tobą nie nadążam. Czy wy zawsze musicie
- wszystko owijać w bawełnę? Dlaczego nie możecie powiedzieć prosto z mostu o co wam chodzi? Takie proste istoty jak my, mężczyźni, kojarzą dwa razy wolniej!
- Uznanie za szczerość. A teraz możesz mnie puścić?
- A założysz ją? – zapytał, ponownie podając jej swoją marynarkę.
Dziewczyna wyszarpnęła swoją rękę z uścisku, zarzuciła jego marynarkę na ramiona i znów ruszyła przed siebie. Blady poszedł za nią.
- Może chcesz usiąść, co?
- Dam sobie radę – rzekła, jednocześnie poślizgując się na zamarzniętej kałuży. Piętnastocentymetrowe szpilki i duża ilość alkoholu nie sprzyjają poruszaniu się po śliskiej nawierzchni. Marcin w ostatniej chwili złapał dziewczynę w pasie i przyciągnął do siebie.
- I ty sobie dasz radę sama… - skomentował żartobliwie.
- Możesz mnie puścić? – zapytała przez zaciśnięte zęby cały czas stojąc do niego tyłem.
- A co jeśli nie chcę? – Marcin zaczął się z nią droczyć.
- Nie chcesz? – zapytała zdziwiona.
Natomiast on nachylił się nad nią i wyszeptał jej wprost do ucha:
- Co robisz w poniedziałek?
- A co? – nie domyśliła się o co mu chodzi.
- No nie wiem. Możemy się przejść gdzieś. Razem. Jak oczywiście chcesz – wyprostował się i jeszcze bardziej przyciągnął ją do siebie.
- Czekaj. Czy ty właśnie… zapraszasz mnie na… - nie dokończyła.
- Na randkę, tak.
Zaskoczona Anita odwróciła się do niego przodem, spojrzała na niego uważnie i rzekła:
- To żart, tak? Żartujesz sobie?
- Nie. Ja mówię jak najbardziej poważnie – rzekł robiąc krok do przodu, co sprawiło, że dziewczyna przywarła do czyjegoś samochodu, a Marcin nie dawał jej możliwości poruszenia się, a wręcz przeciwnie, zbliżył się jeszcze bardziej. Nachylił się nad nią i wyszeptał jej prosto w usta:
- Mogę?
Oszołomiona dziewczyna pokiwała głową na „tak”. Natomiast Blady nie czekając ani chwili dłużej pocałował ją bardzo delikatnie, jakby się bał, że może jej coś zrobić, nieumyślnie zranić, a tego by nie chciał.
- W poniedziałek kończę o pierwszej.
- Aha. Musisz wrócić do domu, zjeść obiad i odrobić lekcje. Przyjdę po ciebie o…
- O pierwszej pod moją szkołę. Trzecie liceum, tak dla twojej wiadomości – rzekła z uśmiechem.
- Nie, nie. Masz najpierw odrobić lekcje i zjeść obiad – zażądał na wstępie.
- Jaki problem? Możesz po mnie przyjechać i pojedziemy do ciebie. Tam zjem obiad i tam odrobię lekcje? – zapytała robiąc przy tym minę dziecka proszącego o zabawkę w sklepie.
- Okej. Niech stracę. To o pierwszej. Będę czekał na ciebie przy Audi.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego promiennie.
- To jak? Wracamy? – zapytał, jednocześnie robiąc dwa kroki do tyłu, aby Anita mogła się swobodnie poruszać.
- Mhm.
Oboje, razem, ruszyli w stronę lokalu.
- Lepiej ci już?
- O wiele lepiej.
- To dobrze – odparł, jednocześnie całując ją w czubek głowy i niepewnie obejmując ją ramieniem.
Czekał na jej reakcję. Natomiast dziewczyna zbliżyła się do niego bardziej.
- Jak tak dalej pójdzie to ominie nas większość wesela – stwierdził Marcin.
- Przejmujesz się tym?
- Nie. Tak tylko mówię.
Blady przed samymi drzwiami do lokalu zsunął swoją rękę z jej ramion. Dziewczyna spojrzała na niego.
- Bo…
- Tak, wiem. Michał – przerwała mu, jednocześnie otwierając drzwi i wchodząc do środka.
Byli już na sali i przechodzili między stolikami, gdy:
- Wow! U nas takiego nie ma! – rzekła Anita, jednocześnie biorąc w rękę kawałek ciasta i zaczynając je jeść. – Dobre, truskawkowe. Chcesz? – zapytała Marcina, jednocześnie podsuwając mu pod usta rękę z owym ciastkiem.
Speszony Marcin odgryzł kawałek ciasta delektując się tą chwilą. Uśmiechnął się do niej, ale mina mu zrzedła, gdy zobaczył Bulteriera zmierzającego w ich stronę.
- No Marcin, smakowało? – zapytał Michał wymijając siostrę i stając naprzeciwko Marcina.
- Smakowało – odpowiedział od razu.
- Misiek – zaczęła przerażona dziewczyna. – Misiek, nie denerwuj się tak. To… To nie tak jak myślisz. Ja…
- Z tobą porozmawiam później – przerwał jej – A ty… zapraszam. – rzekł, wskazując na wyjście.
Oboje wyszli jak gdyby nigdy nic. Przerażona Endi podbiegła do Ulki, która akurat rozmawiała z Dorotą i Markiem.
- Ula, Ula, ratuj! – prawie krzyknęła. – Oni się pobiją! On go zabije!
- Kto kogo? – zapytała Ula.
- Nie zabije… Mówił, że dzisiaj nic mu nie zrobi – wtrącił bez emocji Marek.
- Kto komu się pytam! – Ulka się wkurzyła.
- Michał z Marcinem. – rzekła Anita.
- Bulterier z Bladym. – powiedział równo z nastolatką Marek.
- Skąd wiesz? –zapytała przerażona Anita.
- Dziewczyno! To jest najgorętszy romans tego wieczoru. Wszyscy o tym mówią.
„A ja nic o tym nie wiem” – pomyślała Ula. Marek kontynuował:
- Pomyśl sobie, że to wszystko przez Michała. To on cię wsadził do jego samochodu.
- Nie, cholera! To Marcin się dosiadł do mnie w kościele! – widząc minę Marka szybko zmieniła temat – No pomożecie, czy nie?!
Tymczasem w holu.
Michał wyprosił recepcjonistę. Zostali sami. On i Marcin. Bogu ducha winien Marcin.
- Ty gnoju… Do mojej siostry się przystawiasz?! – zaczął Michał.
- Stary, strzała mnie musnęła. W sensie Amora.
- Żebym ja cię zaraz nie musnął!
- Michał! – krzyknęły Anita wraz z Ulą, jednocześnie wchodząc do holu.
- Stary, nie rób nic pochopnie – dodał Cygan.
- Michał, załatwmy to na spokojnie. Co to da, że się nawzajem pozabijacie? Nic. Tylko tyle, że ona… - Dorota wskazała na Andzię - …będzie w podwójnej żałobie.
- Dorota, ty jesteś pijana – stwierdziła Ulka.
- Tylko troszeczkę…
- Marek, do jasnej cholery! – krzyknęła Anita.
- Dobra. Dobra młoda, spokojnie. Ty! – spojrzał na Marcina – Dobra, załóżmy, że jestem po twojej stronie. Ale pamiętaj, że jeśli choć raz będzie przez ciebie płakać, albo co gorsza ją skrzywdzisz, to osobiście nogi ci z dupy powyrywam!
Marcin uśmiechnął się żywo.
- Ty też?! – wybuchnął Michał. – Ona ma czter… no dobra, piętnaście lat!
Marek wybuchnął śmiechem a Marcin rzekł z tyłu:
- Szesnaście, idioto.
- Nie. Ja i tak się nie zgadzam – powiedział stanowczo Bulterier.
- Za pół roku kończę siedemnaście – rzekła Anita.
- Za… - zaczął Michał.
- Nie! Koniec! – przerwała im Ula. – Będziecie się teraz tu kłócić?!
- Tak! – krzyknęli równo Anita z Michałem.
- A nie możecie porozmawiać po ludzku? -  zapytała najrozsądniejsza z całej zgromadzonej ekipy Ulka.
- No przecież rozmawiamy.
- A może tak metodą „za” i „przeciw”? – podsunęła im pomysł.
- Ona ma 16 lat! – rzekł od razu Bulterier.
- Stary, on jest odpowiedzialny – wtrącił Marek.
- Czy wy tego nie widzicie? – zapytał wpieniony Bulterier. – Przecież jemu chodzi tylko o jedno!
Marcin zaczął się burzyć. Zbulwersowała go opinia Michała.
- Czy ciebie do reszty pojebało?! Nie mam siedemnastu lat, żeby myśleć tylko o jednym! I nie jestem też Cyganem! Nie szukam panienki na 5 minut!
- Właśnie, nie jest mną! – skomentował to Marek, po czym niepewnie spojrzał na żonę. – Ale to prawda. To znaczy to była prawda, już mi przeszło!
- Ale Marek nie sypiał z małolatami! – powiedział Bulterier.
Cygan zwiesił głowę. Ula zrobiła się purpurowa na twarzy.
- Powiedz, że to nieprawda – rzekła do męża przez zaciśnięte zęby.
- No co? Wyglądała na starszą, a o dowód nie pytałem – wytłumaczył skruszony Cygan.
Ula pokiwała z niedowierzaniem głową, a Dorota wróciła do wyliczania „za” i „przeciw”.
- Przynajmniej zachowuje się jak facet. Będzie ją bronił, a nie tak, jak Rudy. Laska go broni.
- Właśnie – potwierdził Blady.
- Ona nie potrzebuje obrony. Doskonale sobie radzi. Nawet nie wiesz, co nosi w plecaku – powiedział jednym tchem Bulterier.
- Oprócz Marlboro? Faktycznie. Nie wiem. – wtrącił Blady.
- Ty palisz?! – zapytała zszokowana Ula.
- Już nie palę. Rzuciłam! – krzyknęła wkurzona Anita.
- Taa… Jasne – odparł Michał.
- Nie palę już z 7 godzin! Marcin mnie namówił. Widzisz, ma na mnie dobry wpływ – powiedziała Endi.
- Ooo… Normalnie już z pół paczki by spaliła – dodał z uznaniem Marek. – Na święta miałem ci kupić cały wagon, a tu lipa. Muszę wymyślić coś innego.
- Wcale nie odrabiasz lekcji! A teraz jeszcze on?! W ogóle przestaniesz się uczyć! – Bulterier kontynuował swoje „przeciw”.
- Jak pogorszę się jeszcze bardziej niż teraz stoję z nauką, to możecie go sprać – zapewniła brata Anita.
- Co?! – Blady się przestraszył.
- Ty i Cygan – dodała.
- Dobra – zgodził się Marek.
- Świetnie cału… to nie jest argument! – urwała od razu.
Cygan, Ulka i Dorota spojrzeli na nią zaskoczeni. A Blady już kompletnie się załamał. Na szczęście Bulterier nie zrozumiał, bo myślał nad następnym „przeciw”.
- Wiem! Marcin wygląda jak człowiek! – krzyknęła nagle Anita.
- No, w porównaniu z tym ostatnim to fakt – wtrącił Cygan.
- Dlaczego? – zapytała Ula.
- Sito z ryja. Dredy na łbie. Ciuchy jakby go mama nie kochała, a ogólnie to wyglądał jakby go w kołysce łopatą gasili – wyjaśniła Anita.
- To tego spraliśmy w lesie w czerwcu? – zapytał Blady Michała.
- No… Pamiętam, jaki cieć – odparł Bulterier.
- To dlaczego z nim byłaś? – dopytywała Ulka.
- Zakład. Koleżanki się śmiały, że nie przyprowadzę go do domu. A później nie chciał się odczepić. Dziewczyny stwierdziły, że zawstydziłam Turbodymomana i kupiły mi koszulkę z napisem „Jestem hardcorem”.
- Aha – skomentowała to Ula rozumiejąc co poniektóre słowa, po czym dodała – Nie ma nałogów. Chyba.
- Pamiętasz Werę? Ile z nią był? Marcin jak się angażuje to na długo – dodał Marek.
- Boże, teraz jeszcze moje byłe będą wspominać. – dodał cicho Blady.
- Ale Wera to była… Chłopak ma gust! – Marek wyraźnie się rozkręcił.
- To przez ciebie to się rozpadło! – zarzucił Cyganowi Marcin. – Ale odpłaciłem się – dodał z uśmiechem.
Cygan zdębiał.
- Nie, dobra. Koniec. Wychodzimy – rzekł Michał do Marcina.
Ruszył w kierunku wyjścia. Blady poszedł za nim. Trzasnęły drzwi od lokalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)