sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 16

Kilka godzin później.
- To jak? Od czego zaczynamy te zwiedzanie? – zapytał Marcin rozglądając się.
- Od obiadu! – wyrwała się Viola.
Nikt nie zaprotestował.
- Jak dobrze pamiętam, to tam... – Marek wskazał na jedną z uliczek - ...była jakaś knajpka. To jak?
Wszyscy ruszyli we wskazaną przez Marka stronę.
- I jak? Trzymasz się jeszcze? – zapytała z troską Anita.
- Endi... na razie jest okej – zapewnił ją Marcin.
- To dobrze – odparła przytulając się do niego.
Michał, który szedł za nimi tylko bezgłośnie przeklnął i zwrócił się do idącego obok Marka:
- Ja ją kiedyś zabiję, przysięgam.
- Daj spokój.
- Daj spokój?!
- Pomyśl sobie tak: to dopiero początek. Przed tobą jeszcze... dwa? Tak. Dwa tygodnie.
- Cygan, zamknij się – warknął w jego stronę wściekły Michał.
- Oj, no przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dzięki.
- Cygan, gdzie ty widziałeś tę knajpę?! – krzyknął z przodu Seba, zatrzymując się i odwracając w stronę kumpla.
Marek rozejrzał się dookoła i odparł:
- A może to faktycznie była tamta alejka?
Niepostrzeżenie Viola szturchnęła Ulkę i wskazała coś, ta z kolei szturchnęła Dorkę, a ta Kaśkę. Wszystkie z dziwną radością, a wręcz podekscytowaniem odwróciły się w podskokach do chłopaków (i Anity, która nie opuszczała Cinka), po czym Ulka zaczęła przemiłym głosem:
- Marek...
Violka zrobiła maślane oczka, złożyła dłonie w geście proszącym i zaczęła popiskiwać jak mały szczeniaczek. Chłopcy patrzyli na nie jak na idiotki.
- O co wam chodzi? – zapytała zdezorientowana Endi.
Teraz wtrąciła się Kaśka.
- O to – i wskazała kilkupiętrowy, mega duży, oszklony budynek z dość pokaźnym wejściem.
- O nie! Nie! Nie! Nie ma mowy – zaczął Marek – I tak się nie dogadacie.
- Po angielsku tak! – zaoponowała Ulka.
- Nie będę łaził pół dnia po jakimś sklepie! – Marek nie dawał za wygraną, choć dobrze wiedział, że nie wygra. Przecież z kobietą w ciąży się nie dyskutuje.
Natomiast Dorka położyła swoją dłoń na ramieniu przyjaciółki i rzekła:
- Przecież i tak bez nas nie odjadą. Chodźcie – i ruszyła w stronę owego miejsca.
Ulka przyznała jej rację i ruszyła za nią. W ich ślady poszła też wniebowzięta Violka z Kaśką, i reszta grupy z minami skazańców, którzy czekają na egzekucję.
- Masakra – skomentowała to po cichu Endi wlokąc się za Marcinem.
Po chwili byli już w środku. Ich oczom ukazały się prawie że kilometrowe alejki sklepów. Anita szturchnęła Marcina i wskazała głową w górę. Ten spojrzał we wskazanym przez nią kierunku i jęknął. „Cztery piętra w górę...” – prawie zawył w myślach.
- Dziewczyny, zaczynamy! – zawołała Viola zacierając ręce i ruszając w stronę pierwszego butiku.
- Idę coś zjeść. Idziecie? – zapytała Andzia kierując się bliżej nieznanym kierunku.
Chłopcy ruszyli za nią.
- A ty nie idziesz z dziewczynami? – zapytał Seba.
- Nie lubiłam, nie lubię i nigdy nie polubię zakupów, jasne? – powiedziała, po czym zatrzymała się przed ruchomymi schodami jadącymi w górę. – Dam sobie rękę uciąć, że budki z jedzeniem są na samej górze – i zrobiła krok w przód.
- Ona jest jakaś dziwna. To jedyna dziewczyna, która nie lubi wydawać pieniędzy – „I w dodatku cudzych” – dodał w myślach przybity Seba na wspomnienie swojej karty płatniczej, która była aktualnie w posiadaniu Doroty.

***

W tym samym czasie w Warszawie.
Malwina właśnie przekręcała kluczyk w drzwiczkach od mieszkania Marcina. Weszła głębiej.
- Zdzisio. Pewnie głodny jesteś, co? – rzekła podchodząc do terrarium – Zaraz dam ci coś do zjedzenia.
Po chwili wąż miał już swoje jedzonko. Blondynka ściągnęła płaszcz i odłożyła go na kanapę, następnie udała się do kuchni, by wstawić wodę na herbatę.
- A teraz poznam bliżej zwyczaje mojego przyszłego zięcia – powiedziała sama do siebie i ruszyła w stronę drzwi jednego z pokoi.
„Hmm... to było do przewidzenia. Przecież Marcinek jest wojskowym” – pomyślała na widok jego domowej siłowni.
Drugi pokój.
„Andzia miała rację, lubi porządek” – idealnie zaścielone łóżko robiło na niej wrażenie. To nie to samo, co porozwalana pościel na łóżku w dawnym pokoju Michała, ciuchy porozrzucane na podłodze czy brudne naczynia pod łóżkiem i butelki po napojach alkoholowych na parapecie zamiast kwiatków doniczkowych. Zajrzała do szafy z ubraniami, uznała, że komoda jest zbyt prywatnym miejscem, by w nim grzebać. Przerwała przeglądanie rzeczy, gdy usłyszała czajnik. Niezwłocznie ruszyła w kierunku kuchni.

***

Godzinę później chłopcy wraz z Anitą byli już po posiłku. Odnaleźli dziewczyny i niemalże siłą wyciągnęli je z galerii. Po chwili byli już w dalszej drodze. W samochodzie Marcina przez kilka pierwszych chwil panowała cisza. Chłopak postanowił ją przerwać.
- To na jaki temat chcesz rozmawiać? – zapytał spoglądając na nią
Dziewczyna zastanawiała się, czy zadać nurtujące ją od pewnego czasu pytanie.
- Śmiało. Widzę, że chcesz mnie o coś zapytać.
Miał rację. Było to widać na pierwszy rzut oka. Anita nie miała w zwyczaju przygryzać dolnej wargi.
- No bo wczoraj był 21 grudnia... – zaczęła niepewnie.
- I? – nie nadążał za jej tokiem myślenia.
- Minął miesiąc odkąd się poznaliśmy, więc...
- Nie, tylko mi nie mów, że uznajesz coś takiego jak pierwszy miesiąc.
- Nie – odparła. – Tylko stwierdzam, że to może być odpowiedni czas na pewną poważną rozmowę.
„A myślałem, że niejedną taką mamy już za sobą...” – pomyślał zrezygnowany.
- Tak? 
- A więc... – przerwała na chwilę. Musiała pomyśleć nad kolejnością. – Jesteś dla mnie ważny... Bardzo ważny – Marcin spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. – Ufam ci jak nikomu innemu. Wiem, że mogę polegać na tobie w każdej trudnej sytuacji. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że to, co do ciebie czuję to jest coś wyjątkowego, a wiem, że tak jest, bo nie raz byłam... zresztą nieważne.
- Do czego zmierzasz? – zapytał zaniepokojony. Nigdy wcześniej tak z nim nie rozmawiała.
- Już mówię. Nie wiem jak to jest z tobą.
- Jak...
- Poczekaj! – przerwała mu. – Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał, ale ja... zależy mi na tobie i... i... i po prostu nie chcę być kiedyś postawiona przed faktem dokonanym. Jesteś wojskowym, nie masz wyboru, nie możesz odmówić, a ja... a ja nie chcę, żebyś wyjeżdżał! Nie chcę zostać tu sama! – po jej policzku popłynęła pierwsza łza.
Marcin bez chwili namysłu zatrzymał auto na środku jezdni, a że jechał jako ostatni z całej grupy, nie spowodował żadnej kolizji. Zgasił silnik, odwrócił się przodem do Anity i zaczął:
- Kotek, spokojnie. Prawdopodobieństwo, że mnie wybiorą jest...
- Duże – wtrąciła.
Ten spojrzał na nią zdziwiony. Niespodziewanie zadzwonił telefon dziewczyny. Zero reakcji z ich strony.
- Rozmawiałam z Michałem i...
- No tak – tym razem to on przerwał. Zirytowany oparł się o zagłówek i z ironią dodał – Rozmawiałaś z Michałem, to wiesz lepiej.
- Wybierają z reguły tych najlepszych, a tak się składa, że ty ofermą nie jesteś.
- To chyba dobrze? – zapytał spoglądając na nią.
- Tak. Ale nie w wojsku! Jesteś dobry. A Michał twierdzi, że nawet bardzo dobry. Więc prawdopodobieństwo jest duże.
- Tak samo mogą wybrać Michała na przykład.
- O Michała niech się martwi Viola. Ja mówię o tobie.
- Czekaj. Nie martwisz się o brata? Hmm, tego się nie spodziewałem – zakpił. Widząc jej wściekłą minę dodał – Ale czego ty w ogóle ode mnie oczekujesz?!
- Po pierwsze to nie chcę się kłócić.
- Ale ja się wcale nie kłócę! – Marcin prawie krzyknął.
- Typowy facet – mruknęła naburmuszona, po czym dodała już głośniej – Przecież ty się wcale nie kłócisz tylko podnosisz głos.
- Nie podnoszę...
- No fakt! Ty krzyczysz! – teraz ona także krzyknęła.
W oddali pojawił się Mercedes Uli jadący w stronę, gdzie po raz ostatni widzieli BMW Marcina, a za nim Mitsubishi Seby.
- Spokojnie. Tak do niczego nie dojdziemy – Marcin próbował ich oboje uspokoić.
Dziewczyna spojrzała na niego wyczekująco. Chłopak wziął głęboki wdech.
- Zacznijmy jeszcze raz. Boisz się... a raczej martwisz...
- Boję się – wtrąciła.
- Tak. A więc boisz się, że każą mi jechać Bóg wie gdzie, tak?
- Tak.
- No i?
Anita spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- No i?! Przecież ty możesz już nie wrócić! Wyjedziesz na pół roku, rok, więcej! A ja zostanę tutaj sama, a jak wrócisz to może nie będziesz już mnie pamiętał, albo co gorsza w ogóle chciał! – zarzuciła mu.
- Co ty w ogóle gadasz?! Po pierwsze nic by mi się nie stało. Po drugie pamiętałbym cię doskonale, uwierz! A po trzecie to ja mógłbym się martwić, czy po kilku miesiącach nieobecności chciałabyś mnie widzieć!
W tym samym momencie z samochodu wyszedł dość zirytowany Michał i skierował się w kierunku ich auta.
- Dobrze wiesz, że tak!
- No to nie masz się o co martwić – zapewnił ją o wiele spokojniejszym głosem.
- Ale jakby naprawdę coś ci się stało, to ja już nie miałabym po co żyć.
Zamurowało go.
Nie wiedział, czy się cieszyć z takiej deklaracji czy raczej przemówić jej do rozumu. W tej właśnie chwili drzwi od strony Marcina otworzyły się z hukiem. I Marcin i Anita spojrzeli w ową stronę. Wcześniej nawet nie zauważyli, że reszta przyjechała sprawdzić co ich zatrzymało.
- Odbiło wam?! – uniósł się Michał.
- Nie widzisz?! Rozmawiamy! – Marcin z impetem zatrzasnął drzwi z powrotem, po czym odwrócił się do Anity i ponownie zaczął – Po pierwsze to nigdy tak nie mów, ani nawet nie myśl, jasne?! A po drugie to co, mam zmienić pracę?!
Na te słowa Michał odpuścił. Doskonale wiedział o czym rozmawiają.
- No to sobie poczekamy – mruknął odchodząc.
- Coś się stało? – zapytał Cygan.
- Co? Nie. Przeprowadzają bardzo poważną rozmowę.
Ulka spojrzała na niego zdezorientowana. Pozostali również.
- I tak nie zrozumiecie – rzekł wsiadając do Mercedesa.

W tym samym czasie w M3.
- Zrozumiano? Nic mi się nie stanie, tak? W gorszych sytuacjach już bywałem.
- Ale oni mają tam broń – rzekła płaczliwym głosem.
Marcin spojrzał na nią znacząco.
- Dobra. Głupia uwaga.
- To wróćmy do kwestii którą wcześniej poruszyłaś. Czekałabyś na mnie? – zapytał, spoglądając na nią uważnie.
- No wiesz co?! Ty się jeszcze pytasz?! – oburzyła się. – Oczywiście, że tak!
Cinek uśmiechnął się na to stwierdzenie.
- To możesz być spokojna.
- Powiedzmy – powiedziała opuszczając głowę.
- Endi? – przerwał na chwilę. Przemówił ponownie dopiero gdy na niego spojrzała – Możemy już jechać?
Anita kiwnęła głową potwierdzająco. Marcin bez zawahania odpalił silnik i ruszył przed siebie. „Czekałaby na mnie. Nie każda by czekała” – myślał z uśmiechem na twarzy. Tymczasem Anita dla rozluźnienie włączyła muzykę. W głośnikach zabrzmiało „Rób co chcesz” Paktofoniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)