wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 82

Dwadzieścia minut później wbiegła do domu z zamiarem rzucenia się na łóżko i odwrócenia od całego świata, jednak zapomniała o jednej rzeczy: jej pokój był teraz w całości oblegany przez jej chłopaka i dwóch przyjaciół, którzy bardzo szybko zauważyli, że dziewczyna jest co najmniej zdenerwowana. 
- Co się stało? – zapytał Dawid zastygając w połowie ruchu. 
Anita, w pierwszej chwili wściekła na siebie, że zapomniała o ich obecności w pokoju, postanowiła jednak powiedzieć co leży jej na sercu. 
- Jestem idiotką! 
Wojtek zmarszczył czoło. 
- Nie miałaś przypadkiem tej swojej wspaniałej terapii? Pani psycholog ci to powiedziała?
- Wojtek! – upomniał go stanowczo jego brat. – Anita, co się stało? Dlaczego tak mówisz?
Anita usiadła pod ścianą na najczystszym fragmencie podłogi jaki znalazła i rzekła żałośnie:
- Boże, jaka ja jestem beznadziejna. Jak mogłam zrobić coś tak głupiego?
Brutus westchnął, podszedł do niej i przysiadł obok. 
- A co niby takiego strasznego zrobiłaś? – zapytał łagodnie. 
Dziewczyna spojrzała na niego zapłakana i powiedziała drżącym głosem:
- Poszłam do Marcina.
Chłopak zbladł. 
- Żartujesz – zaśmiał się Robert, ale gdy napotkał jej poważne spojrzenie zapytał z niedowierzaniem. – Nie żartujesz? 
- Nie, nie żartuję – odparła, po czym ukryła twarz w dłoniach. 
- A po cholerę tam poszłaś?
- No właśnie nie wiem – powiedziała po chwili. – Rozmawiałam dzisiaj z Pauliną o tym, że jest dużo rzeczy, które powinnam mu powiedzieć i chyba źle odczytałam jej intencje... – teraz, kiedy już zaczęła mówić, nie chciała żeby ktoś jej przerywał. Chciała się wygadać. – Poszłam tam i strasznie mu nagadałam. I w sumie... Nie powinnam mówić co najmniej połowy z tego co mówiłam. W pewnym momencie chciałam po prostu dopiec mu do żywego, a im bardziej było po nim widać, że moje słowa go bolą, tym bardziej się nakręcałam. Jeny, on faktycznie okazał się być świnią, ale ja wcale nie jestem lepsza!
- Nie mów tak! – przerwał jej ostro Wojtek. – Bardzo dobrze, że mu nagadałaś. Zasłużył. Może już więcej nie skrzywdzi żadnej dziewczyny. 
- Jesteś okropny. Nic nie rozumiesz. 
- Ej, dobra, dosyć! – zakomendował Robert. – Stało się i się nie odstanie, czasu nie cofniesz, więc nie ma co się mazać. Lepiej nam pomóż, bo z tego co wiem to twój pokój, a my tu robimy jak dzikie woły. No, wstawaj! 

Następnego dnia praca dalej wrzała – chłopcy zaczynali malować ściany, na jednej z nich pojawił się już kontur graffiti robionego przez Jokera. Anita była zadowolona – a przynajmniej na tyle zadowolona, na ile pozwalało jej samopoczucie – i z szerokim uśmiechem patrzyła, jak przyjaciele powoli kończą odnawiać jej pokój. 
- No proszę... – dobiegło do niej w pewnym momencie od progu. 
- Michał? – dziewczyna była zaskoczona pojawieniem się brata. – Co tu robisz?
- Też się cieszę, ze cię widzę. – odparł chłopak z uśmiechem, po czym zwrócił się do pozostałych mężczyzn. – Więc jednak wywalczyliście te graffiti?
Odpowiedziała mu siostra:
- Ojciec to wywalczył z matką. 
- Poważnie? Ten facet chyba ostatnio przeżywa jakiś przełom, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wychodził z jakąś inicjatywą. Ale swoją drogą – gdzie są rodzice? Mama rano dzwoniła i mówiła, że mam przyjechać popołudniu, bo chcą z ojcem z nami porozmawiać. Wiesz coś na ten temat? 
Anita wyglądała na zaskoczoną. 
- Z nami? Nic mi nie mówili. Są w pracy oboje, powinni niedługo wrócić – zamyśliła się na chwilę. – Ale wiesz co? Prawdę mówiąc to wczoraj zauważyłam, że coś jest nie tak. Wiesz, usiadłam z nimi do kolacji i mama przez cały czas nic nie mówiła, w ogóle nie próbowała wciskać mi jedzenia, a jak zapytałam, czy wszystko w porządku, to tylko jakoś tak dziwnie na mnie spojrzała i powiedziała, że mam się nie martwić, bo wszystko będzie dobrze. Dopiero teraz mi się to przypomniało. 
- Dziwne – Michał też najwyraźniej nic z tego nie rozumiał. – Ej, a może... Anita, a może oni się rozwodzą czy coś?
- Weź wypluj te słowa! – szturchnęła go w ramię. 
- No dobra, dobra. Tak tylko... – w ty momencie usłyszeli, że otwierają się drzwi wejściowe. – O, chyba zaraz się dowiemy. Chodź. 
Gdy ich matka weszła do salonu, oboje już tam siedzieli.
- Och... i jak tam? – zapytała, z jakiegoś powodu nieco zbita z tropu.
- Dobrze? – Michał obserwował ją uważnie. – To ty chciałaś nas widzieć, słuchamy.
- Poczekajmy na tatę.
Anita i Michał spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. Ich matka po chwili usiadła naprzeciw nich i trwali przez kilka minut w dość niezręcznej ciszy, którą przerwało w końcu pojawienie się ich ojca.
- No wreszcie jesteś – przywitała go żona, jakby... z ulgą?
- Tak – odparł, po czym przysiadł obok żony.
Zapadła cisza, której najwyraźniej nikt nie chciał przerwać. W końcu Anita nie wytrzymała.
- Słuchajcie, może byście powiedzieli, o co wam chodzi, co? Przychodzi Michał, mówi mi, że szykujecie się na jakąś dziwną pogadankę, o której oczywiście nikt mi wcześniej nie powiedział, a teraz siedzicie i...
- Matka jest w ciąży – przerwał córce Mirek poważnym głosem.
Znów zapadła cisza. Rodzeństwo równocześnie otworzyło usta ze zdziwienia. Malwina patrzyła na nich niepewnie, jakby czekając na wybuch, jej mąż natomiast najwyraźniej nic nie robił sobie z opinii dzieci, bo rozsiadł się wygodnie i patrzył na nich z nieukrywaną obojętnością.
W końcu Michał odzyskał głos, odchrząknął i rozbawionym wzrokiem patrząc na matkę zapytał:
- To ty jeszcze możesz?
Jego ojciec parsknął śmiechem. Malwina odetchnęła z ulgą, myśląc, że najgorsza część rozmowy już za nimi. Nie wiedziała jak bardzo się myli.
Anita spojrzała z wściekłością na brata i wybuchnęła:
- Jak możesz się z tego nabijać?! Czy ty słyszałeś co ojciec powiedział?
- Słyszałem. No i co z tego? Wpadli... trudno.
- Trudno?! Zgłupiałeś, Michał, naprawdę! Mógłbyś być ojcem tego dzieciaka!
- Anitko... – zaczęła jej matka, ale córka nie dopuściła jej do głosu.
- I jak wy to sobie niby wyobrażacie? Że zrobiliście sobie bachora i ja będę się nim zajmować? Albo może że odstąpię mu pokój, co?!
Michał wybuchnął śmiechem.
- Wiesz... – jeszcze raz zaniósł się śmiechem. – Naprawdę spodziewałbym się każdej reakcji, ale nie tego, że będziesz zazdrosna.
- JA NIE JESTEM ZAZDROSNA!
Jeszcze raz spojrzała na twarze swojej rodziny. Michał i Mirek wyglądali na bardzo rozbawionych jej zachowaniem, Malwina natomiast sama chyba jeszcze nie zdecydowała, czy ma być smutna i skruszona, czy może szczęśliwa i rozbawiona.
- Nie... Ja naprawdę nie wierzę. – wstała i złapała się za głowę. – We łbach wam się poprzewracało! Nie wiecie coście najlepszego zrobili? Przecież to nieszczęsne dziecko może się urodzić jakieś niedorozwinięte!
- Już ostatnio im się takie urodziło – mruknął Michał.
Na jego nieszczęście Anita to usłyszała i warknęła z bezsilnej wściekłości.
- Banda idiotów! Antykoncepcja! Mówi wam to coś? Zresztą... w waszym wieku?! To niezgodne z zasadami współżycia społecznego!
Michał roześmiał się w głos. To do reszty rozjuszyło jego młodszą siostrę, która zacisnęła usta, odwróciła się i wyszła. Po chwili usłyszeli trzaśnięcie drzwi wejściowych.

Ruszyła przed siebie ulicą próbując się jakoś uspokoić. Cały czas zastanawiała się jak to w ogóle mogło się wydarzyć, i to właśnie jej. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że w domu pojawia się ktoś nowy; była przyzwyczajona do faktu, że ma starszego brata i to w zupełności jej wystarczyło. Nigdy nie brała pod uwagę takiej opcji, dziwne dla niej było myślenie o jej rodzicach... razem, w tym sensie. Byli skrajnie różni i nigdy nie widziała, żeby jakoś szczególnie okazywali sobie uczucia. A tu takie coś?!
I jeszcze reakcja Michała. Myślała, że on też się wścieknie, w końcu jego syn będzie prawie o rok starszy niż najmłodszy brat lub siostra. To nie jest pod żadnym względem normalne. Ale w sumie on ma to gdzieś, nie mieszka z nimi i nie będzie musiał biegać za wszędzie włażącym dzieciakiem, który z całą pewnością będzie niszczył jej wszystkie osobiste rzeczy, rysował po nowo pomalowanych ścianach, wszędzie za nią łaził i przede wszystkim ryczał, ryczał i ryczał...
Nagle przez myśl przemknęło jej, że tak naprawdę rodzice nie powiedzieli, kiedy ich nowy potomek pojawi się na świecie. Ale skoro matka dopiero się dowiedziała, można wywnioskować, że stało się to stosunkowo niedawno... czyli pewnie wtedy, kiedy nie mieszkała z nimi w domu! I wszystko jasne, rodzice poczuli zew wolności.
Porażka.
Z kwaśną miną maszerowała ulicami i rozważała wszystko to, co w ostatnich dniach zwaliło się jej na głowę. Wczoraj ta sprawa z Marcinem, dzisiaj to...
No tak. Marcin. Nadal żałowała większości słów, które mu powiedziała. Nie miała prawa mówić tego wszystkiego, prawdę mówiąc zwyczajnie się na nim wyżyła, wyładowała wszystkie złe emocje, które były w niej skumulowane. Obarczyła go całą winą za porwanie i ten nieszczęsny gwałt, podczas gdy tak naprawdę on był winien jedynie ich rozstania. I to o tym powinna mu powiedzieć. Miała poczuć się lepiej, a tak naprawdę poczucie winy zżerało ją od środka. Przeszło jej przez myśl, jak bardzo żałosną i słabą jest osobą. Było jej wstyd, ponieważ zawsze szczyciła się tym, że jest silna, odważna i bezpośrednia, a teraz wyszło na jaw, że nie potrafi zapanować nad swoim własnym życiem.
I w tym momencie podjęła decyzję, że pora coś zmienić. A zmiany trzeba zacząć od wyjaśnienia starych (a może całkiem świeżych?) nieporozumień.

Kiedy Marcin otworzył jej drzwi od swojego mieszkania, podobnie jak ostatnio zapomniała po co przyszła.
- Eee... – zaczęła nienaturalnie wysokim głosem. – Cześć?
Chłopak zbladł.
- Cześć – odparł.
- Yyy... To znaczy... Wracając do tego, co było wczoraj...
Marcin westchnął i odparł:
- Słuchaj, dałaś mi wyraźnie do zrozumienia czego oczekujesz. Nie zamierzam się narzucać i wtrącać się w twoje życie. Nie będę więcej pokazywać ci się na oczy.
- Nie o tym chciałam mówić – spuściła wzrok. Wstydziła się i nie chciała patrzeć mu w oczy. – Ja... przepraszam.
- Słucham? – był niemal pewien, że się przesłyszał.
- Chcę cię przeprosić.
- Za co niby? To ja powinienem cię przepraszać. 
- Nie. Już przeprosiłeś. A ja... Poniosło mnie wczoraj. Nie powinnam ci mówić tego wszystkiego. Oskarżyłam cię o rzeczy, na które tak naprawdę nie miałeś żadnego wpływu. Byłam na ciebie strasznie wściekła za to, że mnie w taki sposób zostawiłeś, wymyślając jakieś kompletne bzdury i mówiłam wszystko co przyszło mi na myśl, byle tylko jak najbardziej ci dopiec. Mogę cię winić tylko za rozstanie, a wyładowałam się na tobie za wszystko i teraz, jak już ochłonęłam i to przemyślałam, to bardzo żałuję. Zapomnij o tym, co ci mówiłam. Naprawdę przepraszam – dopiero teraz na niego spojrzała i uśmiechnęła się lekko. – Zamknij usta, ta mina psuje twój wizerunek.
Posłuchał.
- Więc... – nie miał pojęcia co odpowiedzieć. – Spoko.
Anita odetchnęła z ulgą. Miała jednego wroga mniej. Zrobiła krok w tył i miała się pożegnać, gdy Marcin ponownie przemówił, z wyraźną nadzieją w głosie:
- Może wejdziesz pogadać?
Nie spodziewała się tego pytania.
- Wiesz, chyba raczej nie.
Chłopak tak wyraźnie zmarkotniał, że zrobiło się jej go żal.
- Ale... – dodała, nim zastanowiła się co właściwie mówi. - ... jak chcesz mógłbyś mnie odprowadzić. Robi się ciemno, a ostatnio niezbyt pewnie czuję się na ulicach.
- Jasne! Daj mi sekundę – od razu zniknął w mieszkaniu, a ona puknęła się w czoło szepcząc: „Co za kretynka!”.
- Coś mówiłaś? – zapytał wychodząc i zamykając drzwi na klucz.
- Nie. Chodźmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)