wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 61

- Czyli jeśli zaliczysz wszystkie egzaminy, zarówno teoretyczne jak i praktyczne, możesz wracać do Polski – podsumował obecny przełożony Marcina swój wcześniejszy wywód. – Bojko, to będzie kwestia miesiąca, jeśli nie będzie poprawek.
- Nie będzie – wtrącił Marcin.
- Możesz wracać do reszty, w końcu jest Wielkanoc. Ciesz się wolnym.
Marcinowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, wyszedł niemal natychmiast i ruszył w stronę czekających już kumpli.
- Czego chciał? – zapytał Darek podchodząc do niego.
- Jak zdam egzaminy to wracam do domu – wyjaśnił Marcin. – Więc to nasza przedostatnia przepustka. Chodźmy.
Cała piątka ruszyła prosto przez korytarz.
- Myślałem, że będziesz się cieszył. Wiesz, wrócisz, no i może pogodzisz się z tą małą – powiedział Darek do idącego obok ze spuszczoną głową Marcina. – Wiesz, ty i ten twój wierny przyjaciel będziecie mieli równe szanse.
Chwila ciszy.
- Znaczy się prawie. Wiesz, przekichałeś sprawę, więc najpierw musi ci wybaczyć i dopiero wtedy możemy mówić o równych szansach.
- Wcale mnie nie pocieszasz – zarzucił mu.
- Nie będę cię oszukiwał. Choć może jednak pomimo złości nie przestała cię kochać?
- Ma innego.
- Bo chce sobie wmówić, że już cię nie chce.
Marcin zatrzymał się i spojrzał na kumpla z politowaniem.
- Sam w to nie wierzysz.
- Próbuję ci jakoś pocieszyć, w końcu narzekałeś przed chwilą, że tego nie robię.
Ruszyli dalej.
- Gdzie idziemy?
- Przed siebie.
- Marcin, głowa do góry. Rozerwiesz się. To jedna z twoich ostatnich przepustek. Może kogoś poznasz i zapomnisz o tej swojej...
Darek przerwał, gdy poczuł na sobie zimny wzrok Marcina. Tak więc szli w milczeniu, przysłuchując się trzem kumplom idącym przed nimi. Darek jednak nie potrafił długo nic nie mówić.
- Nadal mimo wszystko nie rozumiem. Stary, to pomyśl sobie, że wreszcie ją zobaczysz!
Na twarz Marcina wkradł się delikatny uśmiech.
- Tak. To chyba jedyny plus. I od razu wyobrażam sobie też jej reakcję na mój widok.
Jeden z mężczyzn idących z przodu odwrócił się i zapytał ze śmiechem:
- A ty jeszcze tam jęczysz? Daj spokój, w końcu idziemy się bawić, co nie?
Marcin przewrócił oczami zdając sobie sprawę, jak świetnie będzie się bawił dzisiejszego wieczoru. Dołączył razem z Darkiem do kolegów myśląc, ile by dał, żeby móc posiedzieć gdzieś w samotności.

***

Dochodziła czwarta rano.
- Marcin, wracamy.
- Nie.
- Chodź.
- Nie!
Darek zrezygnowany próbował odciągnąć kumpla od stołu. Bezskutecznie.
- Słuchaj, dosyć już kasy natraciłeś. Daj sobie spokój. Jak wytrzeźwiejesz będziesz tego żałował.
- Nie jestem pijany – warknął Marcin, po czym zwrócił się do nowopoznanych polskich kolegów – Rozdawaj.
Darek próbował dalej.
- Po cholerę się znowu bierzesz za pokera? Nie widzisz, że ci nie idzie? Dalej, wychodzimy stąd!
- Nie. Idź sobie do reszty!
- Chłopaki już dawno sobie poszli.
Zero jakiejkolwiek reakcji. Darek westchnął zezłoszczony.
Jednak już pięć minut później problem sam się rozwiązał.
- Dareeek... – Marcin zrobił słodką, zupełnie nie pasującą do niego minkę. – Pożyczysz trochę kasy?
Mężczyzna stojący z rękoma założonymi na brzuchu prychnął.
- Pięknie. Przegrałeś wszystko. A teraz wyjazd. Impreza się skończyła.
- Nie! Dobrze się bawię!
Oburzony Darek złapał kolegę za łokieć i wyciągnął go zza stołu. Nie było to trudne – alkohol zrobił swoje i Marcin nie był za bardzo w stanie się opierać. Dzięki temu chwilę później znaleźli się przed lokalem.
- Wracamy do jednostki – burknął Darek. – I módl się, żeby cię stary nie dojrzał, bo wiesz, że jest cięty na picie. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, chłopie, jesteś stary, a jaki głupi. Przepiłeś połowę kasy, drugą połowę przegrałeś w pokera... bo co? Bo laska cię nie chce? Tylko się dodatkowego kaca dorobiłeś, Bóg jeden wie, co jeszcze postawiłeś w te karty... Szlag mnie już trafia jak...
- Będę rzygał – przerwał mu słabym głosem Marcin.
Darek jęknął i popchnął go w kierunku krzaków.
- Nigdy więcej – powiedział patrząc jak mężczyzna znika w ciemności.

***

- Tej, wstawaj, zaraz zbiórka!
Nagle Marcina oślepiło światło. Poczuł, jakby ktoś rozłupał jego głowę na milion kawałków.
- Zgaś to – powiedział cicho zachrypniętym głosem.
- Co mam zgasić? – zapytał z uśmiechem Darek. – Słońce? I jak się spało?
Marcin jednak zakrył głowę poduszką.
- Na twoim miejscu nie robiłbym cyrków, bo udupią cię tu na następny rok. Rusz tyłek i ogarnij się. I obejrzyj sobie swoje wczorajsze ciuchy, bo podejrzewam, że masz na nich pół kolacji. Miłego dnia! – zakończył wychodząc z pokoju.
Marcin powoli usiadł. Przymrużonymi oczami rozejrzał się po pomieszczeniu. Bolała go głowa, czuł się, jakby zjadł poprzedniego dnia dywan i teraz próbował go strawić. Zsunął się z łóżka. Zauważył swoje wczorajsze ubrania leżące na podłodze – szczerze przyznał się sam przed sobą, że nie pamięta kiedy je zdjął. Że nie wie, o której i z kim wrócił. I że nie ma pojęcia, co w ogóle robił poprzedniej nocy.
Westchnął ciężko, sięgnął po butelkę z colą stojącą koło jego łóżka. Wypił łyk i od razu tego pożałował – słodki napój podziałał na jego żołądek jak płachta na byka. Biegiem rzucił się do łazienki. Gdy wrócił, całkowicie pozbawiony jakichkolwiek motywacji, zaczął szperać w kieszeniach w poszukiwaniu telefonu.
Żadnej nowej wiadomości.
Czego tak właściwie oczekiwał? Po jaką cholerę codziennie po przebudzeniu sprawdza, kto do niego dzwonił i przeżywa zawód, gdy brakuje tam nieznanego numeru z Polski?
Usiadł poirytowany na łóżku. Jak dobrze pójdzie, to za miesiąc będzie już w domu. Tylko co to za dom, do którego nie ma się dla kogo wracać? Teraz czeka tam na niego tylko... pustka. Jak przez ostatnich kilka lat, pustka zapełniana raz na jakiś czas jakąś krótką, przelotną, pozbawioną jakichkolwiek uczuć znajomością.
Marcin wstał i ubrał mundur. Byle tylko przetrzymać poranną zbiórkę. Później będzie mógł dalej w samotności rozmyślać. Gdy się ubrał, jak codziennie rano wspominał czas spędzony z Anitą. Jej uśmiech. Jej zielone oczy. Jej paskudny charakter. I jak codziennie rano pogrążył się w rozpaczy, z każdą chwilą coraz głębszej. Niechętnie myślał o przyszłości, o egzaminach, które go czekają. Skąd weźmie siłę, żeby się uczyć? A może to właśnie nauka będzie w nadchodzących dniach jego największą siłą, może te wszystkie przepisy, regulaminy i cała teoria, którą będzie musiał wkuć, pozwolą mu oderwać się od rzeczywistości?
Jeszcze raz westchnął, wziął się w garść, zerknął na zegarek i poszedł na zbiórkę. Pół godziny później był z powrotem, w Wielkanoc nie dręczyli ich porannymi długimi apelami. Wszyscy byli na śniadaniu – on nie poszedł, bo wiedział, że to może się źle skończyć dla jego schorowanego żołądka. Sięgnął (z przyzwyczajenia) po telefon. Znowu nic. Już miał go odłożyć, gdy przypomniał sobie, że są święta. Poszukał numer siostry i wcisnął „zieloną słuchawkę”.
- Halo? Przypomniałeś sobie o starej, poczciwej siostrzyczce?
Marcin uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia.
- No wiesz... Raz w roku, na święta, trzeba.
- Haha. Coś się stało, że dzwonisz? 
- Niee... – zamilkł na chwilę. – No dobra. Tak.
- Co jest?
- Wiesz jak to jest. Za miesiąc wracam. 
- To świetnie! – kobieta wyraźnie się ucieszyła.
- Nie, Ania, nic nie jest świetnie.
- Sam to sprawiasz. Podnieś głowę do góry i przestań się zadręczać, to będzie inaczej. Na miłość boską, gdzie się podział mój przemądrzały brat?! Weź się w garść!
- Nie umiem. Anka, nie mam siły.
- Bla, bla, bla. Przestań pieprzyć bzdury! Kopa ode mnie dostaniesz jak wrócisz! Marcin, wracaj tam jak najszybciej i walcz o nią, skoro ci tak zależy!
- Przestańcie mi to wszyscy powtarzać! – wybuchł. – Ona mnie nie chce. I nie zachce.
- Sam to sobie wmawiasz. A po drugie... do jasnej cholery, Marcin, co ty w ogóle robisz, żeby cię zechciała? Bo jak na razie to widzę, że od czterech miesięcy siedzisz na tyłku, użalasz się nad sobą, jaki to jesteś biedny i opuszczony. I jak cię znam, to wszystkim naokoło nerwy psujesz i pewnie jeszcze chlasz non stop, żeby zatopić smutki! Marcin, szlag mnie trafia jak na to patrzę!
- Ania, ja...
- Nie. W tej chwili bierzesz się za robotę, a po powrocie do Warszawy kontaktujesz się z Anitą i robisz wszystko, żeby ci uwierzyła! Jak nie, to sama się tam przejadę. Bo i tak będę cię odwiedzać z małym, więc będę miała po drodze! Zrozumiałeś?!
- Ania...
- Zrozumiałeś?!
Chwila ciszy.
- Tak – odparł.
- I bardzo dobrze. Starszej siostry się słucha, pamiętaj!
- Okej.
- I tak ma być. Jak coś to dzwoń. A teraz bierz się za robotę.
- Dobrze. I... Ania?
- Tak?
- Dziękuję. Kocham cię, siostrzyczko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Ja też cię kocham. Trzymaj się tam. Papa.
- Cześć.
I rozłączył się.
Schował telefon do kieszeni. Wziął się za czytanie przepisów. Teraz już podjął decyzję – siostra weszła mu na ambicję – robi wszystko, by zdać jak najlepiej egzaminy, wraca do Warszawy i błaga Anitę o wybaczenie. I koniec z użalaniem się! Jak się już jest żołnierzem, to trzeba walczyć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)