sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 20

Marcin wyszedł z kuchni do salonu mówiąc przy tym:
- JEST! – i podskakując z radości.
- Coś ty jej zrobił? – zapytał Marek.
- Czuły punkt. Skrytykowałem pierogi – rzekł z uśmiechem.
- Cwaniak – skomentował to Seba. – A ja się wykręcałem kontuzją ręki.
Nagle z kuchni wyłoniła się uspokojona już Ulka. Złapała Cinka za rękę i przez moment patrzyła na niego stojąc tak. W końcu przemówiła słodko:
- Kotek, rybcia czeka.
Marcin jęknął. Natomiast Ula o wiele groźniejszym głosem zwróciła się do męża:
- A ty jedź do sklepu. Tu masz listę – drugą ręką podała mu kartkę.
Następnie z powrotem udała się do kuchni, cały czas nie puszczając ręki Marcina.
W salonie zapadła idealna cisza. Wszyscy byli zszokowani zaistniałą sytuacją. Zdezorientowana Anita spojrzała na Cygana i praktycznie równocześnie oboje ruszyli w stronę kuchni. Gdy tam weszli Marcin kończył rybę, a Ula była w połowie faszerowania i sklejania pierogów. Zatrzasnęli za sobą drzwi, a Cinek i Ulka spojrzeli w ich stronę. Zobaczyli tupiącą Anitę i wkurzonego Marka.
- Aha – skomentował to Marcin i wrócił do rybki.
- Marek! Ty jeszcze tutaj?! My potrzebujemy tych produktów, a ty stoisz i się patrzysz! – hormony Uli plus jej charakter to była mieszanka wybuchowa.
- Co to było?! – zapytała podniesionym głosem zbulwersowana Anita.
Marcin spojrzał na nią zdezorientowany i zaczął:
- O co ci chodzi? - Cinek włożył skończoną już rybę do lodówki i zwrócił się do Dobrzańskiej – Co teraz?
Kobieta rozejrzała się po kuchni i rzekła:
- Mógłbyś zrobić sałatkę, ale nie ma produktów – spojrzała sfrustrowana na Marka.
Endi widząc, że Marcin nie zamierza jej nic wyjaśniać naskoczyła na Ulę.
- Jak ty się zachowujesz?! Najpierw w galerii pocałowałaś Michała...
- Żeby ukarać Marka za oglądanie się za każdą panienką! – przerwała jej Ula.
- ...a później z Marcinem łazisz za rękę. I każesz swojemu mężowi na to patrzeć! – rozwścieczona wyszła trzaskając drzwiami.
- Właśnie – dodał Marek.
- To ja... ten... zostawię was samych – rzekł Marcin, pośpiesznie ulatniając się z kuchni.
Chwila ciszy.
- Eee... Marek, kochanie, chyba się nie gniewasz?

Następnego dnia.
Wszyscy byli już po uroczystej wigilijnej kolacji. Życzenia, opłatek – też już poszły w zapomnienie. Teraz przyszła kolej na prezenty.
Pod małą, prowizoryczną choinką pełno było mniejszych lub większych paczuszek. Ula, aby nie robić tłoku, usiadła przy drzewku i rozdawała je, niczym Święty Mikołaj. Anita była w ostatnich dniach zbyt zaabsorbowana innymi sprawami (prezent dla Marcina, później podróż) by zastanawiać się, co ukochany sprawi jej na Gwiazdkę, ale teraz nie mogła doczekać się niespodzianki. Jednak ku jej zaskoczeniu dostała prezenty od wszystkich z wyjątkiem Marcina. Po rozpakowaniu ich spojrzała na niego niepewnie, lecz ten akurat dorwał lustrzankę Aleksa i bawił się w fotografa. Po chwili jednak dostrzegł jej spojrzenie. Rzucił Aleksowi aparat („Nie rzucaj tym kretynie, wiesz ile to kosztowało?!”), podszedł do niej, złapał ją za rękę i wyprowadził z zatłoczonego salonu. Dopiero, gdy byli sam na sam, przemówił.
- Zastanawiasz się, dlaczego Gwiazdor nie przyniósł ci jeszcze jednego prezentu? Muszę cię uspokoić. Przyniósł, ale prezent był za duży i staruszek nie mógł się z nim przecisnąć przez komin. Tak więc wrzucił go przez okno i kazał ci przekazać po kolacji. A że Gwiazdor nie umiał go zawinąć, to nie położyłem tego prezentu pod choinką, bo nie byłoby żadnej niespodzianki. Chodź.
Pociągnął ją w kierunku sypialni. Gdy weszli, Marcin zapalił światło. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju i...
- Aaaaaaaaaaaaaa! – zaczęła piszczeć, puszczając rękę Cinka i podbiegając do łóżka, na którym siedział naprawdę przeogromny pluszak.
Jednak to nie on ucieszył ją najbardziej, lecz jego ubranie. Pluszowy niedźwiadek miał założony t-shirt, na którym była dedykacja „Dla Anity”, a wokół dedykacji mnóstwo podpisów. Podpisów całych grup – Hemp Gru: Wilku, Bilon, Żary, DJ Brzydal, PTP: Zawik, Brozi, Luba, Zelo, Buczer, Firma JP: Tadek, Kali, Bosski Roman – oraz solistów i wykonawców z nieistniejących już zespołów – Peja, Fokus, Rah, Kazik Staszewski, Marcin Kitliński (KaRRamBa), Adam Piechocki (PIH), Kaczy, Dab, Joka, Kajman, Sobota, Jajonasz, Miodu, Hans, Góral... Anicie aż troiło się w oczach gdy próbowała to wszystko przeczytać. Te autografy były spełnieniem jej marzeń. Odłożyła z powrotem misia i rzuciła się na szyję uśmiechniętemu Marcinowi. Dopiero po chwili odkleiła się od niego i rzekła z trudem łącząc słowa:
- Ale... Jak... Kiedy... Jeny... Jesteś kochany!
- Wiem. Podoba ci się?
- I ty się jeszcze pytasz? Nikt mi jeszcze nigdy nie zrobił większej niespodzianki! Jak ty to zrobiłeś?
- Ma się te znajomości.
- Ale...
- Po prostu znam ludzi, którzy znają ludzi. Tyle.
Endi pocałowała chłopaka krótko w usta, wyszeptała „Dziękuję” i z powrotem podbiegła do łóżka, by teraz już dokładniej przyjrzeć się prezentowi.

Następnego dnia.
Toczyła się zawzięta dyskusja.
- Ula, po cholerę chcesz iść do kościoła? I tak nikt poza tobą nic nie zrozumie z tego gadania – Marek nie dawał za wygraną.
- Ale Marek, są święta, wypada iść!
- Owszem, wypada, ale...
PUK PUK
Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi.
- Viola, idź – rzekł Marek.
Blondynka ruszyła w stronę wyjścia. Otworzyła drzwi i zobaczyła trzech, wysokich, dobrze zbudowanych facetów, roztaczających wokół siebie nieprzyjazną, wręcz mrożącą krew w żyłach aurę.
- Hey! I don’t speak German. I don’t help you.
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Idziemy. To nie ta chata – rzekł jeden z nich.
- Wait! Polish? Eee... Polacy? – zapytała zszokowana Violetta.
- Yyy... No – panowie cofnęli się.
- Super. Violetta Kubasińska przez „v” i dwa „t” – rzekła Viola wyciągając rękę w ich stronę.
- Fajnie. Brutus, Motyl, Gutek. Jest szef? To znaczy Marcin? – poprawił się Brutus.
- Marcin? Marcina nie ma, ale możecie wejść – odparła wskazując na salon.
„Szef? O Boże!” – pomyślał przerażony Michał.
Tymczasem troje gości weszło do środka.
- Marcin jest w sklepie z Anitką, niedługo będą. Rozgośćcie się. Może herbaty? Kawy? Pomidora? – Viola wyraźnie była w swoim żywiole.
- Co was tu sprowadza? – zapytała Ula.
- Blady obiecał, że jeśli...
- Stul pysk! – przerwał Michał Motylowi. – Nie chciałbym być w waszej skórze, jeśli Marcin by się dowiedział, że im powiedzieliście – Michał ruszył w kierunku drzwi wyjściowych wyciągając telefon z kieszeni. – Zadzwonię po niego – i zatrzasnął drzwi.

Kwadrans później.
Anita weszła pierwsza.
- Hej... Brutus!
Marcin zamknął drzwi. Dawid wstał.
- Cześć – powiedział tylko.
Endi w pośpiechu odwiesiła kurtkę na wieszak i zaczęła:
- Ty świnio! – ruszyła w jego stronę.
- Ale to nie moja wina!
BANG!
Aż plasnęło.
- To nie twoja wina?! A czyja?!
- No... No dobra, moja też, ale...
- Nieodpowiedzialny dupek! Najlepiej, wykorzystać i zostawić!
BANG!
Policzek Dawida był już bordowy. Brutus pociągnął kumpla siedzącego na kanapie, aby wstał i schował się za nim. Nieoczekiwanie Gutek upadł na kolana i zaczął mówić:
- Przepraszam, ja... ja nie wiedziałem, że ty to ty.
Marcin wybuchnął śmiechem. Cała reszta stała jeszcze bardziej zdezorientowana niż na początku.
- Zejdź mi z drogi! – wrzasnęła Anita i ponownie ruszyła w stronę Brutusa.
- Przepraszam! Obiecuję, że jak wrócimy do Polski to się z nią pogodzę – Dawid próbował się ratować.
- A spróbuj nie! Na kolanach masz ją przepraszać! A jak nie wiesz jak, to zapytaj Marcina, on ma już wprawę!
Wszystkie spojrzenia spoczęły na Cinku, który nagle spoważniał.
- Dobra. Koniec. Chłopaki, wychodzimy – Marcin ruszył w kierunku wyjścia.
Cała trójka niezwłocznie i bez żadnego komentarza wyszła za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)