poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 44

Nazajutrz Brutusa obudził dzwonek do drzwi. Zrezygnowany wstał i ruszył w kierunku salonu. W owym pomieszczeniu zauważył Anitę, która była równie wzburzona faktem, że jakiś palant ich budzi.
- Wyspana? – zapytał kierując się w kierunku drzwi.
- Chciałabym. A ty? – odparła, ziewając.
Dawid otworzył drzwi i zobaczył swojego brata i Kryspina. Przypomniał sobie, co Sławek myśli o nim i o dziewczynie, która siedzi właśnie w salonie w jego koszulce. Zamknął oczy, głęboko wciągnął powietrze przeczuwając co się zaraz stanie.
- A ty jeszcze w piżamie paradujesz? – zapytał Sławek razem z Kryspinem kierując się w stronę salonu. – Do roboty, a nie tu... – urwał widząc Anitę.
Kryspin odchrząknął i rozbawionym głosem dodał:
- To może my przyjdziemy później? Bo mi się wydaje, że chyba wam przeszkodziliśmy.
Dawid bez mruknięcia okiem przyglądał się szeroko uśmiechniętemu bratu, który pokazał mu uniesiony w górę kciuk.
- Ta noc była stanowczo za krótka. Nie wyspałam się i na dodatek wszystko mnie boli – powiedziała nieświadoma niczego Anita, ponownie ziewając.
Kryspin z szerokim uśmiechem na twarzy patrzył to na Anitę, to na Dawida.
- Ostro – skomentował to ze śmiechem Sławek.
Zirytowany Brutus zdzielił brata w tył głowy.
- Dobra, dobra. To nie nasza sprawa, co Kryspin? To my zaczniemy kończyć tę szafę co wczoraj zaczęliśmy, a wy... ogarnijcie się trochę.
Anita spojrzała pytająco na przyjaciela, który nawet na nią nie patrząc odparł:
- Nie chcesz wiedzieć – i poszedł się ubrać.
Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę na niego i uczyniła podobnie.

Późnym wieczorem.
Dawid odprowadzał właśnie Nitkę do domu. Byli już prawie na miejscu.
- Jeszcze raz dzięki, że pomogłaś mi to ogarnąć. Nie poradziłbym sobie bez ciebie.
- Spoko. Wejdziesz? – zapytała patrząc na niego.
- Nie, raczej nie. Wiesz, jest chwila przed pierwszą. I ty i ja musimy się wyspać. Jutro imprezka!
- Przyjść wcześniej? Pomogę ci trochę, co?
- Nie, dam sobie radę.
- Okej. Jak chcesz. To cześć – odparła, po czym jak zwykle cmoknęła go w policzek i ruszyła w stronę wejścia do klatki.
Brutus poczekał aż wejdzie, dopiero wtedy ruszył rześkim krokiem i z uśmiechem na twarzy w stronę swojego mieszkania. „A może jednak?” – pomyślał.

Dzień imprezy, 14.30.
- Anita? Już? – Brutus z zaskoczeniem otworzył drzwi uśmiechniętej dziewczynie.
- Nom. I jak ci idą przygotowania? – bez zaproszenia weszła do środka.
Po drodze cmoknęła go w policzek. Chłopak uśmiechnął się i ruszył za nią.
- A tu już wszystko prawie gotowe? – powiedziała na widok salonu.
Mieszkanie było urządzone w nowoczesnym stylu. Dwa pokoje, salon, kuchnia, łazienka. Ogólnie mało mebli. Dużo przestrzeni, dużo kontrastów kolorystycznych. Dobrze zaopatrzony barek – podstawa każdej imprezy, i szwedzki stół.
- Mam pytanie – rzekła obracając się w stronę przyjaciela.
- Jakie?
- Nie będziesz puszczał tej swojej muzyki, nie? Bo wszyscy się tu załamią.
Brutus wybuchnął śmiechem.
- Postaram się coś z tym zrobić.

***

Goście zaczęli się pojawiać chwilę przed czwartą. Zjawili się prawie wszyscy znajomi Dawida i jego brat. Impreza szybko się rozkręciła. Było już chwilę po północy (kiedy to minęło?!). Brutus stał właśnie z Kryspinem i Motylem – kumplami z grupy, której szefem był od niedawna Marcin – i rozmawiał z nimi. W pewnym momencie Motyl wskazał gestem na Anitę przechodzącą między gośćmi i powiedział:
- I co, ogarnęła się? Wiesz, Blady wyjechał już stosunkowo dawno, ale wiadomo jakie są laski.
Dawid od razu zareagował.
- Nawet nie waż się jej o to pytać!
- A czyli jednak – zaśmiał się Motyl.
- Ale... zaraz – Kryspin był nie w temacie. – To to jest dziewczyna Marcina?
- Była jak już – poprawił go Brutus. – Szybko się obudziłeś.
- Ale, że... Zaraz. Umawiasz się z byłą Bladego?
- Nie umawiam się z nią – powiedział Brutus przez zaciśnięte zęby. – Wbij to sobie wreszcie do tego pustego łba!
Nagle Anita pojawił się przy nich nie wiadomo skąd. Była już uszykowana do wyjścia.
- Ja już lecę – powiedziała Dawidowi.
- Odprowadzę cię – Dawid od razu odstawił szklankę z drinkiem.
- Nie, nie. Joker mnie odwiezie. Zostań z gośćmi.
Podeszła do niego, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Weszło jej to już w nawyk.
- To cześć.
- Siemka – pożegnał ją.
Przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem. Dopiero po krótkim czasie dotarło do niego, że obaj jego kumple się śmieją.
- A wam co? – zapytał.
- Nie, nic – powiedzieli równo z niewinnymi minami.
- Podziwiam cię – Motyl poklepał go po ramieniu i odszedł.
Kryspin poszedł za nim, zostawiając zrezygnowanego Dawida samego. Chłopak dokończył jednym haustem swojego drinka, po czym wszedł między gości. Podszedł do swojego brata, złapał go za łokieć i pociągnął do kuchni. 
- Musimy pogadać – powiedział.

Rano w mieszkaniu Wojtka.
Dawid właśnie przekroczył próg pokoju Anity. Dziewczyna jeszcze spała. Ściągnął kurtkę, po czym rzucił ją wraz z plecakiem na podłogę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się śpiącej przyjaciółce. „Ciekawe, co jej się śni?” – pomyślał widząc lekki uśmiech na jej twarzy. Po cichu podszedł do jej łóżka, pochylił się nad nią i szepnął jej wprost do ucha:
- Anita...
Dziewczyna nie zareagowała.
- Nituś...
Blondynka lekko się przeciągnęła i otworzyła oczy.
- Dawid? Myślałam, że odsypiasz imprezkę – powiedziała zaspana, przecierając oczy i siadając na łóżku.
- Na odsypianie przyjdzie jeszcze czas. Wstawaj, ubieraj się i porywam cię gdzieś.
- Gdzie? – zapytała wstając. Przeciągnęła się i podeszła do niego. – Cześć – pocałowała go w policzek.
- Cześć – odparł z uśmiechem. – I dopakuj coś sobie do tego plecaka. Coś do spania i na przebranie... Bo wracamy dopiero jutro.
- Co?
Tak. Nie wiedziałem jak podziękować ci za pomoc przy mieszkaniu i w ogóle no i wpadłem na pomysł, żeby pojechać sobie na weekend gdzieś za miasto. To znaczy tak właściwie to Sławek mi to podsunął.
- Aha – dziewczyna przeczesała włosy. – I on też jedzie?
- Niee... Im kupiłem flaszkę, no ale tobie by się chyba takie podziękowanie nie spodobało, co? – uśmiechnął się.
- Nie – odpowiedziała szybko, krzywiąc się przy tym okropnie. – A gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
- Aaa... Sam jeszcze nie wiesz – rzekła wesoło.
- Tak, tak. Ty się ubieraj, ja poczekam u Jokera. Zwalę go z łóżka, bo chyba z powrotem się położył.
Wybuchnęła śmiechem.
- Okej.

Południe.
- Kielce? – Anita zeszła z motoru i zszokowana spojrzała na kumpla. – Co my tu robimy? – przeciągnęła się. – Ścierpłam strasznie.
Dawid wyciągnął telefon i spojrzał na zegarek.
- Mamy trzy godzinki, żeby znaleźć sobie nocleg.
- A co później?
Brutus oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na nią.
- Mam dla ciebie niespodziankę i mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Jaką?
- Mam bilety na koncert Liroya. Dwadzieścia ileś lat twórczości czy jakoś tak. Za bardzo się tym nie interesuję... nie. W ogóle się tym nie interesuję, ale powiedzmy, że w ramach podziękowań się dla ciebie poświęcę.
Anita stała z otwartą buzią.
- Co? Nie trafiłem w gust, tak? – Brutus trochę posmutniał.
- Ale... Liroy?! Skąd wziąłeś te bilety? Przecież... jego koncerty są kultowe... Wow...
Dawid się uśmiechnął.
- Czyli zadowolona?
- No pewnie! – rzuciła się w jego kierunku, pocałowała w policzek i przytuliła mocno. – Liroy!
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- Ja tam nie wiem co wy w nim widzicie. Stary chłop, niedługo o lasce będzie na scenie stał...
Anita odskoczyła od niego gwałtownie.
- Cham! Słyszałeś w ogóle jakąś jego piosenkę?!
- Słyszałem, nawet nie jedną. Żartuję przecież, nie unoś się tak – postanowił ją zawczasu udobruchać. – Gdybym w ogóle go nie lubił to chyba bym się jednak aż tak nie poświęcał. A „Scyzoryk” to nawet słuchałem swego czasu non stop.
Twarz Anity złagodniała.
- Aha. „Scyzoryk” to faktycznie. W nocy byś mnie obudził to bym z pamięci recytowała – rzekła z uśmiechem.
- Ja... może też. Musiałbym sprawdzić. Szukamy jakiegoś miejsca do spania, co? Wyprostowałaś się już?
- Na koncercie się wyprostuję – dziewczynie uśmiech nie schodził z twarzy.
Założyła kask i razem z Dawidem wsiadła na jego Suzuki.

***

„Ekhm... tu Kielce...
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają,
Bo ja jestem z Kielc i tak już zostanie. 
Czy chcesz tego czy nie 
Zapamiętaj jedno, 
Że o Kielcach (o Kielcach!), o Kielcach ta historia. 
Mieście pełnym cudów, brudów, 
Śmieci, żuli, dziwek, ćpunów, 
Księży, uprzęży, skarbów pełnych węży boa. 
Wystarczy spojrzeć dookoła. 
Tego nie ma w podręcznikach i nie mówią o tym w szkołach, 
Że to miasto (hu!) to miasto (ha!) 
Jest jak czynny, kurwa, wulkan 
I coś w sobie, kurwa, ma.
Jest dziwny niczym New York 
I powabne jak nanana. 
A tak w ogóle moi mili 
To ja jestem Liroy. 
Zupełnie mocny gość, jakby nie było. 
Trochę ludzi mnie zna,
Ale to nieważne (nie!). 
To nie o to tu chodziło. 
Bo o jednym, tak, o jednym chcę powiedzieć wam, 
Że Kielce (Kielce!) Kielce to jest to. 
Nie ma drugiej takiej nory, 
Więc dlatego kocham to.
Jedyne unique mather fucker fantasy 
I miasto me wspaniałe i dumny jestem gdy... 

Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają, 
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają.
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja, 
A życie jest jak dziwka, nanana.

Bom scyzirbom, scyzirbom, scyzirbom. 
Na Wojska Polskiego jest nasz dom. 
W moim mieście (mieście!), powiem wam wreszcie, 
Są kumple z mej ulicy, to jest Wojtas i Grześ, 
A tym, którzy nas słuchają mówię dzisiaj haj. 
Radoskun to ja i nie każdy mnie zna. 
Nie jestem człowiekiem ciszy i spokoju. 
Już mam szczerze dosyć, dosyć tego gnoju, 
Że cała subkultura Kielc jest na dnie. 
I każdy z was każdy to wie. 
Więc wy młodzi nie dajcie zniszczyć się. 
Zbierzcie się w grupę, nie dajcie się zastraszyć, 
A to co wywalczycie zostanie w duszach waszych, 
Bo Kielce są potęgą i ty to wiesz, 
Bo ja już o tym przekonałem się. 
A to, co najbardziej wkurwia mnie tak, 
To to, że w Kielcach tolerancji brak. 
Raz siedząc z kumplami przy wódki butelce 
Myślałem sobie, by opuścić Kielce. 
Wyjechałem stąd na kilka dni 
Lecz tamtejsze środowisko nie odpowiadało mi. 
I doszedłem do wniosku, że nie odejdę stąd, 
Bo tu się urodziłem i tu jest mój dom. 
Tu jest moja ulica i nie jestem sam. 
Fakt, ale to nie byłem ja. 
Tu Silnica, Silnica, Silnica płynie tu. 
Tu dziwek, Rumunów i ping-pongów jest w chuj 
Chuj mój - twój – wypierdalaj! 
Trzymaj tych skurwieli jak najdalej, z dala. 
Bo to Scoobie-dobie-doo. 
A co to kurwa jest? 
To takie bydle, to zajebisty pies. 
A scoobie-doo'ya, scoobie-dobie-doo (scoobie-doo!)
Scoobie-doo'ya, scoobie-dobie-doo (scoobie-doo!)
Scoobie-doo'ya, scoobie-dobie-doo'ya 
Scoobie-dobie-doo'ya, scoobie-dobie-doo. 

Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają, 
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają. 
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja, 
A życie jest jak dziwka, nanana. 

Jeśli ktoś mnie nie słucha jest moim wrogiem. 
Niech szybko stąd odejdzie, bo go zaraz zrobię. 
Jestem Wojtas, Liroya fan i coś do powiedzenia mam. 
Moje miasto nie jest duże, ludzi tu full. 
Dłużej się pokręcisz, czeka cię wpierdul.
Na każdej ulicy spotkasz oszołomów, 
Paru buców, pasiory, dzieci, kwiaty, 
Reszta bydła, kaleki, kochające dyskoteki 
Jest ich cały rój, kładę na nich chuj. 
Będziesz szukał dymów, przyjedziesz do Kielc, 
To musisz niestety wiedzieć o tym, że 
Każdy nosi kosę w kieszeni. 
Spróbuj kogoś zdenerwować, to cię nią ożeni. 
Gorzej będzie jeśli przyjedziesz tu, 
Spotkasz na mieście scoobie-doo. 
To pierdolona banda, więc ratuj się, 
Bo bardzo źli ludzie dopadną cię. 
Tak to bywa, jak nie jesteś u siebie. 
Uno, dos, tres, quatro... 
Hej posłuchaj, posłuchaj, posłuchaj głosu mego, 
Najbardziej wiarygodnego, uwagi godnego, 
Bo Zajka jest w Kielcach znany. 
KSM to pany, choć Kielce to nie Stany. 
W mej dzielnicy jest wielu pijanych. 
To zwykłe chuje, trochę ich żałuję. 
Alkoholizm (ooo!) to jest choroba. 
Wymięka żołądek, a później głowa,
Więc piją (piją!) śmierdzą i srają. 
Pieniądze się dupy nie trzymają. 
A w sklepach i pod sklepami 
Załatwiają swe rachunki tłuczonymi butelkami. 
Nie słuchaj ich, bo, bo, bo oto
wpadniesz w to samo co oni błoto. 

Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają,
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj.
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają.
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja,
A życie jest jak dziwka, nanana. 

Ej ty, kurwa, ty, kurwa, kurwa, kurwa mać, 
Posłuchaj chuju jeden, co mówi nasza brać. 
Brać to ja, Zbych, do papy jadź. 
Kali won chuju mówiąc, ty kutasie zwarty. 
Bo to Kielce (Kielce!), Kielce są bracie. 
Zajebista nora, lepszej nie znajdziecie. 
Jak świat długi (długi!), długi i szeroki. 
Słyszę kroki (kroki!), jakieś dziwne kroki. 
To ona, ona moja wymarzona 
Stary bury lachociąg, to biskupa dupa, żona. 
Wielokrotnie przełożona przez scoobie-dobie-doo 
Ale to nie o tym, nie o tym, nie o tym była mowa. 

Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają, 
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają. 
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja, 
A życie jest jak dziwka, nanana. 

A teraz finał, finisz, koniec i kropka. 
Koniec z tym pieprzeniem, to ostatnia zwrotka.
Czas powiedzieć prawdę, powiedzieć tak jak jest. 
W kraju latających noży numerem jeden jest rap, 
Bo o nim tak naprawdę mowa. 
Czarny rytm, he!, i dosadne słowa. 
Jestem z Kielc i tak już zostanie, 
Więc zapamiętaj jedno, zapamiętaj chamie... 

Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają, 
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają. 
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja. 
A życie jest jak dziwka, nanana. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają, 
Że Scyzoryk, Scyzoryk to równy gość. 
Jeśli w to nie wierzysz to wypierdalaj. 
Scyzoryk, Scyzoryk, tak na mnie wołają 
Ludzie spoza mego miasta, pewnie oni rację mają.
Bo Scyzoryk (Scyzoryk!), Scyzoryk to ja.
A życie jest jak dziwka, nanana.”

Nawet Dawid dobrze się bawił. Przypomniał sobie kawałki, o których istnieniu już dawno zdążył zapomnieć, ale przede wszystkim był szczęśliwy kiedy patrzył na Anitę roześmianą od ucha do ucha, skaczącą i wykrzykującą słowa piosenek.
Kiedy wrócili do hotelu był wieczór. Oboje byli wykończeni podróżą do Kielc i koncertem, jednak ani po niej, ani po nim nie było tego widać. Anita za to gadała jak najęta.
- ... i w ogóle już dawno nikt mi nie zrobił takiej niespodzianki, świetnie się bawiłam i ty też się rozkręciłeś, a to już coś. Za takie podziękowanie to ja bym mogła urządzać setki mieszkań... jeny, Liroy...
Właśnie weszli do ich wspólnego pokoju (z dwoma łóżkami, żeby nie było!).
- ...Boże, jaki on był boski... po tylu latach jeszcze taki koncert... i w ogóle jaką trzeba mieś banię, żeby takie piosenki pisać...
Brutus jednym uchem słuchał, a drugim wszystko wypuszczał. Zabrał ją tu, by powiedzieć jej coś ważnego i chyba właśnie nadszedł odpowiedni moment by to zrobić.
- ...a ty co o tym sądzisz? Bo według mnie gościu jest naprawdę zajebisty i...
- Podobało mi się – przerwał jej. Przełknął ślinę i dodał – Ty mi się podobasz.
- No dokładnie! A widziałeś jak...
Brutus stał zdezorientowany. Zastanawiał się czy można być aż tak zaabsorbowanym, by nie zrozumieć TAKICH słów. Cóż, najwyraźniej można.
W nagłym przypływie odwagi chwycił ją za ramiona i powiedział głośno:
- Poczekaj!
Dziewczyna zamilkła.
- Zabrałem cię tu nie tylko ze względu na koncert. Chciałem... chcę ci coś powiedzieć. Ja... ty... – teraz dla odmiany jego gardło było suche. 
Było mu gorąco, serce waliło mu jak oszalałe. Poczuł, że odwaga opuszcza go tak szybko jak się pojawiła.
Anita przyglądała mu się z zachęcającym uśmiechem na twarzy. On natomiast tylko lekko rozchylił wargi, ale zapomniał, jak używa się mowy. Zbliżył się do niej bardziej. Puścił jej ramiona i jedną dłoń przeniósł na jej policzek, a drugą chwycił jej rękę. Anicie uśmiech zszedł z twarzy. Teraz stała zdezorientowana. Natomiast Dawid spojrzał w jej zielone oczy i wyczytał z nich zaniepokojenie. Powoli zmniejszał odległość dzielącą ich usta. W końcu zamknął powieki i delikatnie dotknął jej warg swoimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)