wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 68

- Ojej, jak miło, że wpadłeś – powiedział z ironią Brutus otwierając drzwi. – Chciałeś coś konkretnego, czy po prostu z nudów przyszedłeś irytować innych swoim widokiem?
Marcin zostawił to bez komentarza.
- Kim jest ten ciemnowłosy koleś, z którym Anita przed chwilą całowała się w parku? – zapytał.
Brutus zdębiał na moment, ale przeczuwając, o kim mowa, rzekł bez emocji:
- Słuchaj, to nie jest twoja sprawa. Nie wiesz nic, czego ja bym nie wiedział. A teraz sorry, nie obraź się, ale właśnie wychodzę.
- A... – Marcinowi zabrakło słów, którymi mógłby wyrazić to, jak właśnie się poczuł. 
Dawid właśnie potwierdził, że jego ukochana jest w związkach z wieloma mężczyznami. No, przynajmniej z dwoma. Był przekonany, że jak wróci do Warszawy, to na drodze do prawdziwego szczęścia będzie stał mu tylko jego dawny przyjaciel, a nie jeszcze jeden, nie wiadomo czy nawet nie starszy od niego samego facet. Musiał teraz poważnie się zastanowić jak pozbyć się ich obu. „Muszę pogadać z Michałem...” – pomyślał, po czym na głos dodał:
- Okej, to ja idę. Cześć – i już go nie było. 
Po dłuższej chwili do mieszkania weszła Anita w towarzystwie Jokera. 
- Nie wiem, czy chcesz zostać, czy nie – zwrócił się Dawid do mężczyzny. – Ale ja muszę porozmawiać z Anitą. 
- Pewnie, że zostanę – powiedział, jednocześnie usadawiając się na kanapie. 
- O co chodzi? – zapytała dziwnie poddenerwowana Anita.
- Całowaliście się, tak? – Brutus był bardzo bezpośredni. 
- Przyszedł tu?! Jak on śmiał?! – Anita wręcz pisnęła. 
- Nie zmieniaj tematu. 
- Tak. 
- Ale że z kim? – zapytał Robert. 
- Z Wojtkiem – powiedział Brutus w ogóle na niego nie patrząc. 
- Chrzanisz – powiedział Joker, po czym zwrócił się do Anity. – Całowałaś się z nim?
- Tak. Tak jakoś wyszło. Przepraszam cię, Dawid. 
- Przepraszam? Słucham? Przepraszam?! – Brutus wyraźnie się uniósł. – Myślisz, że to jakoś załagodzi sprawę? Nie! Jeszcze wczoraj mówiłaś, że...
- Wiem, co mówiłam – przerwała mu. – Ale to nie było tak jak myślisz. Po prostu kłóciliśmy się o to, jak on mnie traktuje i... i on mnie wtedy pocałował. I tyle. Nic wielkiego się nie stało. Przecież wiesz, jak to jest. Myślałam, że... 
- Postaraj się mnie zrozumieć. Wkurza mnie coś takiego. Po prostu staraj się unikać takich sytuacji. Dla mnie, okej? – zapytał przytulając ją do siebie. 
- Dobrze – wyszeptała wtulając się w niego. 
- Ale, że... Tylko tyle? Zero wyzwisk? Rzucania wazonami? I innych takich? – zapytał wyraźnie zawiedziony Joker. 

***

Był sobotni poranek. Popołudniu miał się odbyć ślub Michała i Violi oraz chrzest ich syna. Joker siedział rozwalony na swoim łóżku i patrzył nieprzytomnie na stojącego przed nim, rozgorączkowanego Dawida. 
- Jeszcze raz – powiedział ziewając. – Budzisz mnie w weekend o ósmej godzinie... bo co? Bo nie ogarnąłem. 
- Musisz iść z Anitą na dzisiejszą imprezę. 
- Niby dlaczego?
- Bo ja nie mogę! Ten skur... No po prostu jestem zajęty. Wypadło mi coś nagle i nie sposób tego odwołać. 
- Aha – Robert przeczesał ręką potargane włosy. – No... ja też nie mogę. Umówiłem się już, mam randkę. 
- To ją przełóż! 
- Chyba ci się coś pomyliło. Co niby mam powiedzieć? „Hej, Dorota, sorry, ale nici z naszej randki, bo idę z kumpelą na wesele”. To w życiu nie przejdzie! 
- Jaki cienias! Weź z nią...
- Nawet w soboty tu przyłazisz? – przerwał mu Wojtek, wchodząc do pokoju brata. – Anity tu nie ma jakbyś nie zauważył. 
- Nie szukam Anity – warknął Brutus. 
- Szuka jej za to faceta na imprezę – dodał Joker. 
Wojtek spojrzał na Brutusa z uniesionymi brwiami, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Dawid ponownie zwrócił się do Roberta. 
- No błagam cię, samej jej nie puszczę. 
- Nie wiem, Dawid, ja nie mogę, naprawdę. 
- Cholera, nie znam nikogo, kto... – Dawid nagle przerwał. Spojrzał na Jokera, a następnie razem z nim przeniósł wzrok na Wojtka. 
- Co? – zdziwił się nauczyciel. – Ale, że... Nie! Ja z nią nigdzie nie idę! Wybijcie to sobie z głowy!  
Dawid zbliżył się do niego o dwa kroki. 
- Całować ją umiałeś, a na imprezę nie potrafisz się z nią przejść?!
- A... ale... – Wojtek nie wiedział co powiedzieć. – Nie. Nie idę. 
Brutus ruszył w stronę drzwi. 
- Anita będzie czekała na ciebie o czternastej trzydzieści. Przyjedź po nią. Aha, i ubierz się jakoś stosownie. Bo nie wiem czy wiesz, ale ta impreza to mini wesele. To nara – miał już wychodzić, ale cofnął się jeszcze raz. – Aha... I trzymaj łapy i tą swoją gębę przy sobie. Bo inaczej jak wrócę, to ci nogi z dupy powyrywam. Życzę udanej imprezy. 

- Co?! – wrzasnęła  rozeźlona Anita. – Jak to nie pójdziesz? Olewasz mnie?! 
- Nitka, naprawdę nie mogę – powiedział łagodnie Brutus. 
- A niby co takiego się dzieje?! Okazja na mieście?! Hurtowe ceny?! – zakpiła. 
Zmierzył ją zabójczym wzrokiem. 
- Nie – mruknął. – Jakbyś nie zauważyła, ktoś wrócił nagle z zagranicy. I jakbyś nie zauważyła, to jest przełożonym grupy, do której, jakbyś nie zauważyła, należę. I jak coś mi każe zrobić, to nie mogę odmówić, jeśli życie mi miłe. 
Anita aż usiadła. 
- Marcin... on... ja myślałam, że on ma tą grupę w nosie i dał wam wolną rękę. 
Dawid zaśmiał się. 
- On? Marcin nie przepuściłby takiej okazji. On lubi dowodzić. A przy okazji... Anita, nie widzisz tego? On to zrobił specjalnie! 
Dziewczyna prychnęła. 
- Co za...  – jej dalsze, niezbyt cenzuralne słowa zagłuszył dzwonek telefonu Brutusa. 
Dawid odebrał.
- Joker? Szykuje się? No to dobrze. Ja od razu wiedziałem, że on takiej okazji nie przepuści. Dobra. To siema – rozłączył się i zwrócił się do swojej dziewczyny. – Idziesz z Wojtkiem. 
Dziewczyna spojrzała na niego jakby nagle oszalał.
- Chyba zwariowałeś! – powiedziała oburzona. – Nigdzie z nim nie idę. A dlaczego akurat Wojtek? Nie mogę iść z Jokerem? 
- Nie. Nie pasuje mu. A temu głupkowi zawsze. 
- Ale... Wojtek się do mnie nie odzywa i... na miłość boską, Dawid, przecież on mnie ostatnio pocałował! 
- No i? 
- No i?! Boże, co z tobą? 
- Już się do ciebie nie zbliży. A jak się zbliży, to ja się później zbliżę do niego.  
- Ha, ha, ha. I akurat pomyślałeś o Czarnym, tak? 
- No już wolę, żebyś poszła z nim niż sama. Pamiętaj, że tam będzie Marcin. I będzie tylko szukał okazji, żeby się do ciebie dowalić. A co jak co, ale tego, że profesorek nie pozwoli mu się do ciebie zbliżyć, to jestem pewien w stu procentach. 
Anita zmarkotniała. 
- Kurczę, faktycznie. Wyleciało mi z głowy, że on jest świadkiem. Masakra. Jeszcze mi tego brakuje, żeby za mną łaził i te swoje morały prawił. 
- No i właśnie po to jest ci potrzebny Wojtek. Ja nie mogę cię chronić, więc on to zrobi. 
- A tak właściwie to co będziesz robił?
- Ściśle tajne – zażartował, ale niemal od razu spochmurniał. – Muszę się trochę przejechać po Polsce. Nie myśl o tym. 
Anita westchnęła i podniosła się z miejsca. 
- Dobra, idę się przebrać. 
- Ja już muszę wychodzić.
Zbliżyła się do niego. 
- Uważaj na siebie – szepnęła i pocałowała go krótko. 
- Ty też. Nie daj się zwariować. 
- Nie mam zamiaru. Nie martw się o mnie. 

Pomiechówek, chwilę przed piętnastą. 
Marcin stał w wejściu do domu panny młodej, obserwował nadjeżdżających ludzi i smażył się w garniturze. „Cholera!” – myślał. – „Że też musi tak prażyć! O, Ula z Markiem”. Faktycznie, Dobrzańscy właśnie podjechali pod dom. Marek wysiadł, obszedł samochód i pomógł wysiąść z auta swojej żonie, która marudziła przy tym niemiłosiernie. Oboje od razu powoli podeszli do Marcina. 
- Cześć – przywitali się równocześnie. 
- Siema – odpowiedział im. – Co tam? Ulka, co się tak krzywisz?  
Ula spojrzała na niego wilkiem. 
- Jakbyś dwanaście dni wcześniej w wielkich męczarniach urodził duże dziecko, to też byś się krzywił – warknęła. – Ledwo chodzę! A o siadaniu to w ogóle nie wspomnę. 
- Ach... faktycznie – rzekł Marcin. – Kompletnie wyleciało mi z głowy, że urodził się wam synek. Gratulacje. 
- Dzięki – odpowiedzieli. 
- To dlaczego przyjechałaś? Skoro tak źle się czujesz... 
- Taak, Michał i Viola mówili mi, że się nie obrażą i zrozumieją. Ale spokojnie, dam radę. Po prostu po mszy od razu pojadę do domu. 
- Szkoda, może ominąć cię... – Marcin przerwał, bo dostrzegł, że z jednego z aut wysiadła Anita. I że wbrew jego oczekiwaniom (a może nadziejom?) nie była sama. 
Z początku nie był pewien, kim jest jej osoba towarzysząca, ale po chwili...
- A ta tu z nim? A gdzie mój szwagier? – zdziwił się Michał wychodzący akurat z domu.  
Marcin zmierzył go morderczym wzrokiem i zapytał:
- Kto to w ogóle jest?
- No ten cholerny nauczyciel – wyjaśnił, ale gdy zobaczył, że Marcin wpatruje się w niego nie bardzo wiedząc o czym mówi, kontynuował. – No jej anglista. Ten co u niego mieszkała zaraz po twoim wyjeździe. 
- Aha – powiedział z rezygnacją. – Nauczyciel. Świetnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)