wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 91

Andrzej rzekł:
- Kiedy my się ostatnio widzieliśmy? Kupę lat!
- No... – odrzekła speszona Ula.
- Musimy nadrobić zaległości. Jak tam Maciek i w ogóle, co tam u ciebie?
- Ooo... Dużo by opowiadać.
- Mam czas.
Oboje jakby zapomnieli, że w tym samym pomieszczeniu znajduje się jeszcze Marek.
- To może kiedy indziej. Nie wiem, może się kiedyś spotkamy? – zaproponowała.
Marek był coraz bardziej zazdrosny, a zarazem wkurzony, ale nie dał tego po sobie poznać. Bacznie przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Tak, to jest dobry pomysł. Masz mój numer?
- A nie zmieniłeś przez te wszystkie lata?
- Nie.
- Więc mam.
- No to ja czekam na telefon, a teraz słucham, co cię... – spojrzał na towarzysza Uli. – Sorry. Co was sprowadza do mnie?
- Wizyta kontrolna z psem – rzekł rozeźlony Marek.
- Ach tak. Proszę położyć pieska na stole i podać mi książeczkę zdrowia.
Marek podał mu ją.
- A jak tam w Rysiowie? Po staremu?
- Taak... Dąbrowska się nie zmieniła, jeśli o to ci chodzi.
- A Bar... – nie dokończył, bo Ula mu przerwała.
- To już zakończony rozdział w moim życiu.
- No i dobrze. Nigdy go nie lubiłem. A Maciek nadal ma tego starego...
- Nie, teraz ma nowe Volvo.
- Ooo... Jestem w szoku, że sprzedał swoje ukochane cudeńko. Muszę zobaczyć, czy te jego nowe jest lepsze od mojego – rzekł Andrzej jednocześnie przeglądając książeczkę zdrowia psa. – Za tydzień musicie przyjechać na szczepienie, okej?
- Okej, przyjedziemy – rzekła Ula.
Doktor podszedł do psa, oglądał go chwilę, po czym rzekł:
- Z Tami wszystko w porządku.
- Aha. To dobrze. Gdzie mamy zapłacić? – zapytała.
- Przestań.
- Andrzej!
- Ula...
- Andrzej!
- Może zróbmy tak: pierwsza wizyta gratis, okej?
Ula zrobiła kapryśną minę i rzekła:
- Zawsze taki sam. No dobra, to my już pójdziemy. Cześć.
- Cześć.

W samochodzie.
- Kto to był?! – wybuchnął wkurzony Marek.
- Andrzej – rzekła Ula bez większego zainteresowania, wzruszając ramionami.
- Tyle to i ja wiem! Ja się pytam KTO to był DLA CIEBIE?!
- Znowu zazdrosny?
- Nie zmieniaj tematu! KTO TO BYŁ?!
- Oj, opowiem ci kiedy indziej.
- Ula...
- Marek, daj spokój. Odwieziesz mnie do domu?
- Odwieziesz mnie do domu? – powtórzył z ironią.
- Wiesz co, Marek? Ja to kocham, kiedy jesteś o mnie zazdrosny, bo robisz wtedy taką słodką minkę...
- Haha.
- No po prostu kochaną...
W tej samej chwili znaleźli się pod blokiem Uli.
- Może wejdziesz? – zaproponowała wychodząc z samochodu.
Natomiast ten siedział w nim dalej z założonymi rękoma.
- Oj, Marek, nie dąsaj się.
- Ja mam się nie dąsać? Ty mi mówisz, że ja mam się nie dąsać? Proszę tylko, żebyś mi powiedziała, kto to był!
- Marek...
- Mam się tam wrócić i z nim sobie „porozmawiać”?
- W jakim sensie?
- Domyśl się. Powoli wchodzi mi to w krew.
- Marek, chodź. Wejdziemy na górę i pogadamy.
Marek spojrzał na nią wzrokiem mówiącym „Na pewno...”.
- Marek!

W mieszkaniu.
- Chcesz coś do picia? Nie wiem, kawy, herbaty?
- Kawy – powiedział chłodno.
- Okej.
Po chwili oboje byli już w salonie.
- Słucham. Co byś chciał wiedzieć?
- Skąd go znasz? – zapytał na początek.
- Z Rysiowa. Przyjeżdżał na wakacje do babci.
- Czy coś...? No wiesz.
- Czy cos między nami było? O to ci chodzi?
- Yyy... No tak – Marek trochę się zmieszał jej bezpośredniością.
- Tak. To znaczy nie. Może zacznę od początku. Nie było takiej dziewczyny na podwórku, która by się skrycie w nim nie podkochiwała. No wiesz, młody, wysportowany, inteligentny, przystojny blondyn to była rzadkość w Rysiowie. Jego babcia mieszkała kilka domów dalej. On zakumplował się z Maćkiem, a ten przedstawił mu mnie. Później pojawił się Bartek Dąbrowski. Wyleczyłam się z Andrzeja i wpadłam w sidła Bartka. Dopiero wtedy Andrzej zaczął się żywiej mną interesować. Ale to już przeszłość. Jesteśmy przyjaciółmi. Marek, nie masz o co być zazdrosny – opowiedziała w dużym skrócie historię znajomości z Andrzejem.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu, że go znasz?
- Ponieważ wiedziałam jaka będzie twoja reakcja.
- Haha – Marek przytulił Ulkę do siebie. – Ale cóż, z tego co widzę, to musisz się zacząć przyzwyczajać do moich wybuchów. W sensie zazdrości.
- Dlaczego?
- Bo gdzie się nie spojrzę, to albo ty znasz jakiegoś faceta, albo właśnie poznajesz i co najgorsze z nim flirtujesz. A ja chcę cię mieć tylko dla siebie, rozumiesz?
Dziewczyna wtuliła się w narzeczonego i rzekła:
- A co ja mam powiedzieć kiedy widzę nastą z kolei modelkę klejącą się do ciebie?
- Ulka...
- Marek, taka jest prawda.
- Uznajmy, że tego ostatniego stwierdzenia nie było, okej?
- Ale..
- OKEJ?
- Ale..
- Ula!
- No dobrze. To jak? Nadszedł wieczór, nie?
- Niby tak, a co?
- Mieliśmy przemyśleć jeszcze raz tą moją propozycję. No wiesz... w sensie sprzedaży mieszkania.
- Ach, to. No... Ja trochę myślałem i stwierdzam, że to nie jest taki zły pomysł.
- Bo mój – zaśmiała się Ula.
- No... Tylko które zostawimy, a które sprzedamy?
- I to jest problem. Z tego co liczyłam, korzystniej byłoby sprzedać twoje. Więc jak?
- Niech będzie. A właściwie to jest już twoje mieszkanie, czy jeszcze nie?
- Formalnie?
- Tak.
- Moje – rzekła z uśmiechem.
- Kiedy wy to zdążyłyście załatwić?
- Czary mary. To co, jedziemy po twoje rzeczy?
- Teraz?!
- Marek, chcę cię mieć przy sobie i nie chcę z tym zwlekać. Dosyć się już naczekałam.
- Co masz na myśli? A zresztą nie mów. Nie chcę wiedzieć.
- Więc jak? – Ula zrobiła słodką minkę. – Proszę...
- No... No... No dobra.
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i pocałowała bardzo namiętnie. Oszołomiony chłopak nie wiedział co zrobić – jeszcze nigdy nie widział jej tak szczęśliwej. Cieszył się, że to on  spowodował uśmiech na jej ustach. Nagle dziewczyna poderwała się z miejsca i pociągnęła go za sobą.
- Chodź.
- Gdzie?
- Do ciebie, po rzeczy. Chodź!
- Już, już.

Gdy wrócili do mieszkania z wszystkimi rzeczami Marka było już po drugiej w nocy.
- Jutro rozpakujemy, okej? – zapytał chłopak. – Zaraz będzie trzecia. Nie wyśpimy się.
- Okej. Chodź pod prysznic i idziemy spać.
- Razem?
- No idziemy spać razem, a chcesz osobno?
- Nie! Tylko powiedziałaś: Chodź pod prysznic. I to zabrzmiało tak... no wiesz. Że niby razem.
- Zdawało ci się.
- Szkoda. To pójdę pierwszy.
Po chwili zniknął w łazience. Nagle zawołał:
- Ula, możesz mi przynieść coś do przebrania?!
- Okej!
Zapukała do łazienki, lecz nikt nie odpowiedział. Zapukała ponownie i weszła. Zobaczyła, że Marek nie wyszedł jeszcze spod prysznica. Zostawiła rzeczy i wyszła. Po chwili wyszedł także Marek.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. Teraz moja kolej.
- Może ci pomóc? – zapytał z zalotnym uśmieszkiem na ustach.
- Ty już się umyłeś.
- Nadmiar wody i mydła nie szkodzi – zaśmiał się. – To jak?
- Jeśli chcesz...
- Serio?
Ula z delikatnym uśmiechem na ustach weszła do łazienki, a za nią Marek, cały w skowronkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)