Piątek po południu
W siedzibie firmy już prawie nikogo nie było. Marek wyszedł z gabinetu i powiedział do Uli:
- To jak? Zbieramy się? Rozumiem, że bagaż masz w domu?
- Tak, jestem gotowa. A bagaż czeka w Rysiowie.
- No to pojedziemy po niego?
- Tak.
- Więc chodź.
Ula i Marek wyszli tylnim wyjściem i wsiedli do auta. Po kilkudziesięciu minutach byli już pod domem Ulki. Ula poszła po bagaż, a Marek czekał w samochodzie. Nagle usłyszał pukanie do szyby.
Puk, puk, puk.
- Cześć.
- Cześć Maciek.
- Co ty tu robisz?
- Czekam, nie widać? - Marek drwiąco uśmiechnął się do Maćka.
- Pewnie znowu mieszasz Ulce w głowie?
- Ja? Kto miesza ten miesza.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Ja? Ależ skąd.
Ula wyszła z domu z czerwoną walizką.
- O, cześć Maciek.
- Cześć Ula, gdzieś wyjeżdżasz?
- Ja... tak...
- A po co?
- Służbowo oczywiście - wtrącił się Marek.
- Tak? A gdzie? - zapytał zdenerwowany Maciek.
- Maciek, a czy to ważne? - powiedziała Ula.
Marek spakował jej walizkę do auta i rzekł:
- My już musimy jechać.
- Udanych interesów.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć - odpowiedział Marek, jednocześnie uśmiechając się drwiąco.
- Cześć Maciek.
- Cześć.
Po kilku godzinach jazdy dotarli na miejsce. Była już późna pora, około 22. Zatrzymali się na parkingu przed SPA . Marek obudził Ulkę.
- Ula...
Ta nie zareagowała.
- Ulka, śpiochu... Nie śpij. Już jesteśmy - powiedział Marek.
Ula obudziwszy się powiedziała zaspana:
- Coś się stało?
- Już jesteśmy. Ciekawe, czy mają tu jeszcze jakieś wolne miejsca?
- To nie zarezerwowałeś pokoi?
- Nie - odrzekł Marek, uśmiechając się.
Wysiedli z auta i sięgnęli walizki. Podążyli do środka. Następnie podeszli do recepcji.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór. W czym mogę pomóc?
- Chcielibyśmy zarezerwować... - Marek nie dokończył, bo recepcjonistka mu przerwała.
- Pokój?
- Pokoje. Dwa pokoje.
- Bardzo mi przykro, ale jest ostatni pokój.
- Ostatni? - Marek spojrzał na Ulę. - Ostatni. Dasz wiarę?
- To co robimy?
- Jest już późno.
- No to będziemy się musieli jakoś pomieścić.
- Tak? Może być?
- Tak, niech będzie.
- To poproszę ten pokój.
- Proszę bardzo. - powiedziała recepcjonistka, jednocześnie wyciągając klucz z numerkiem 13.
Marek z Ula podążyli do windy. Wjechali na 2 piętro i weszli do pokoju. Ula stwierdziła:
- To ja mogę spać na kanapie.
- Nie, no co ty. Ja się prześpię na kanapie.
- Ale...
- Nie przesadzaj.
- No dobrze. To ja idę się umyć.
Ula weszła do łazienki. Nie było jej dłuższą chwilę. Natomiast Marek w tym czasie przygotował sobie kanapę do spania. Ula wyszła z łazienki. Miała mokre włosy i puszysty biały szlafrok na sobie. Marek odwrócił się i ujrzał zakłopotaną Ulkę. Nie zdając sobie sprawy, że mówi na głos powiedział:
- Muszę powiedzieć Sebastianowi, że wcale nie jesteś taka...
- No jaka?
- Powiedziałem to na głos?
- Tak. Proszę, dokończ.
- Nie, nie powiem.
- No powiedz. Jestem bardzo ciekawa.
- A nie obrazisz się?
- Nie.
- Nie, nie powiem.
- No... - Ulka nie dokończyła, ponieważ rozległ się głośny grzmot.
Ula zrobiła dziwną minę i zmieniła temat.
- Co jutro robimy?
Marek odpowiedział, będąc w szoku, że tak nagle mu odpuściła:
- No nie wiem, a co chcesz?
- Basen, dawno nie pływałam - powiedziała robiąc jeszcze bardziej przerażoną minę.
- Coś się stało?
Nagle zaczęła się konkretna burza, a światło w pokoju zgasło. Ula krzyknęła:
- O BOŻE!
- Spokojnie, Ula, zaraz się zapali.
Miał rację.
- No widzisz. Ale na wszelki wypadek poszukajmy świeczek. Powinny gdzieś tu być.
Poszli do kuchni i znaleźli świeczki. Marek z zainteresowaniem przyglądał się Uli, która miała coraz bardziej przestraszoną minę.
- Coś ci jest? Dziwnie wyglądasz?
- Mi?
- No, tak. Tobie.
- Nie ważne.
- No powiedz. Coś cię martwi? - zapytał Marek z uśmiechem.
- Nie powiem, bo będziesz się śmiał.
- Nie będę.
Znów strasznie zagrzmiało. Ula aż podskoczyła.
- Już wiem! Ula, boisz się burzy. A myślałem, że to coś poważniejszego - powiedział Marek.
- Fajnie, możesz się śmiać.
Ula wyszła z kuchni. Usiadła z podkurczonymi nogami na łóżku i wzięła do rąk poduszkę, do której natychmiast się przytuliła. Marek również wyszedł z kuchni. Zobaczył Ulkę wtuloną w poduszkę.
- Ale to ty nie żartujesz?
Ula nie odpowiedziała tylko jeszcze bardziej wtuliła się w poduszkę. Marek, widząc jej przerażenie, podszedł do niej, usiadł obok i wyciągnął jej poduszkę z rąk. Dziewczyna zaprotestowała:
- Marek, zostaw!
- Ulka, daj spokój - przytulił ją do siebie.
- Nie wysilaj się! - Ula z powrotem wzięła do rąk poduszkę.
- Ulka, chcę ci pomóc! - Marek spróbował jeszcze raz.
Ta tym razem się nie opierała. Wtuliła się w niego, a on powiedział do niej:
- Wszystko będzie dobrze, nic ci się nie stanie. Nie jesteś sama, jesteś ze mną. Ulka, nie płacz... - skończył Marek, gdyż zauważył łzy spływające po jej policzkach - Ja cię obronię!
Ula wybuchnęła śmiechem przez łzy i powiedziała:
- Ty?
- No wiesz co? A co ze mną nie tak?
Ula próbowała wybrnąć z sytuacji tak, aby nie urazić ukochanego.
- Nie, nic. Wszystko z tobą w porządku. Po prostu tak jakoś wyszło.
Marek głupio się uśmiechnął i rzekł:
- Ha, ha, ha...
- Ale o co chodzi? :)
Ten spontanicznie rzucił w nią poduszką.
- Eeej! - powiedziała i rzuciła również.
Tak dłuższą chwilę rzucali się poduszkami. Aż nagle Marek próbując wyszarpnąć Uli poduszkę, którą trzymała teraz w ręce, przytulił ją do siebie i spojrzał głęboko w jej zapłakane oczy. Ula przestała się śmiać. Jej wzrok zatrzymał się na jego niebieskich oczach. Stali tak przez moment, aż nagle Marek pocałował Ulę tak, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)