W szpitalu.
Marek i Ula czekali na lekarza przed drzwiami. W szpitalu był ogromny tłok - wypadek na Okęciu sprawił, że wszyscy byli zabiegani. Na szczęście pan Józef został szybko przebadany.
- Dobry wieczór. Czy państwo są z rodziny pana Cieplaka?
- To mój ojciec - rzekła Ula. - Nazywam się Urszula Cieplak.
- Stan pani ojca jest już stabilny. Nadal jest nieprzytomny, ale podaliśmy mu antybiotyk i niedługo powinien się obudzić. To był zawał. Gdyby przywieźli go państwo kilka minut później, pewnie teraz już by nie żył.
- Ale teraz już będzie dobrze, tak? - zapytał Marek przytulając zapłakaną Ulę.
- Myślę, że tak. Pan Józef musi o siebie dbać, od dawna wiadomo, że jego serce jest bardzo słabe. Zostanie jeszcze kilka dni na obserwacji.
- Dobrze - Ula wzięła się w garść. - Dziękuję za pomoc doktorze.
Lekarz uśmiechnął się.
- Taka praca. Nie ma za co dziękować - powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.
- Doktorze! - krzyknęła za nim Ula. - Możemy do niego wejść?
- Tak, tylko proszę go nie przemęczać jak już odzyska przytomność - odkrzyknął lekarz.
Para weszła do sali chorych. Usiedli na wolnym łóżku.
- Marek, nie wiem jak ci dziękować. Gdyby nie to, że tak szybko nas tu przywiozłeś, to pewnie teraz już bym nie miała ojca.
- Każdy na moim miejscu by tak postąpił, gdyby mógł.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że mi pomogłeś i to nie pierwszy raz. Najpierw uratowałeś życie mi, teraz tacie.
- Ty też mi wiele razy pomogłaś.
„Fakt” - pomyślała Ula.
- Zresztą bardzo dużo dla mnie znaczysz, więc jak mógłbym zostawić cię w potrzebie? Teraz najważniejsze, żeby twój tata wyzdrowiał. Wiem, co to znaczy martwić się o ojca. Przecież mój też choruje na serce.
Rozmawiali tak chwilę, aż w końcu zauważyli, że pan Józef otworzył oczy.
- Co się stało? - zapytał.
- Tato, miałeś zawał. Wróciłam do domu w samą porę. Marek przywiózł cię do szpitala. Już wszystko dobrze. Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. Jestem taki jakiś zmęczony. A co z Betty?
- Jest z Maćkiem. Nie martw się teraz o nią.
- To dobrze. Panie Marku, dziękuję. Jeśli to, co mówi Ula jest prawdą, a raczej jest, bo Ula nigdy nie kłamie, to uratował mi pan życie.
- Nie ma sprawy.
Józef rozmawiał jeszcze chwilę z szefem córki. Później przerwała im Ula.
- Marek, potrzebuję wolnego.
- Ale jutro jest konkurs!
- Wiem, ale mój ojciec jest w szpitalu i muszę być z nim i jest to dla mnie ważniejsze niż praca. Przepraszam.
Marek nie był zły. Rozumiał to. Sam postąpiłby tak samo.
- Dobrze. Rozumiem cię, ale mimo to zrobię wszystko, by ten konkurs przełożyć.
- Dzięki. Tato, będziemy się zbierać. Masz odpoczywać. Wpadnę jutro rano i przyniosę ci wszystkie potrzebne rzeczy. Dobranoc i wracaj do zdrowia.
- Dobranoc, panie Józefie.
- Spokojnej nocy. Dziękuję za pomoc - pożegnał się słabym głosem Józef.
- To co, jest już późno, odwiozę cię do domu, a później pojadę do Seby.
- No. Dzięki jeszcze raz. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to tylko tak się skończyło. Nie wiem co by się stało, gdyby tata...
W oczach Uli pojawiły się łzy. Nie była w stanie dokończyć zdania. Marek złapał ją za rękę.
- Nie myśl o tym. Na szczęście twój ojciec jest już bezpieczny. Mogę cię na moment przeprosić? Muszę zadzwonić do ojca.
- O tej porze? Obudzisz go, jest środek nocy.
- Trudno, konkurs miał się odbyć z samego rana, a pewnie będę potrzebował czasu aby go przekonać do przełożenia go.
Marek włączył telefon, który na czas pobytu wyłączył. Miał 65 nagrań na poczcie głosowej od Pauliny („Gdzie jesteś?! I Z kim?!", „Który dzień cię już w domu nie ma?!", „Odbieraj jak do ciebie dzwonię!") i jedną od Sebastiana, w której ten pytał go, kiedy wraca.
Podczas gdy Ula dzwoniła z wiadomościami do Maćka, Marek zadzwonił do Krzysztofa.
Jeden sygnał, drugi, trzeci... Poczta.
- Jeszcze raz.
Jeden, drugi...
- Halo! Synu, jest środek nocy, co się stało?
- Przepraszam tato, że cię niepokoję, ale to ważne. Chodzi o konkurs na dyrektora finansowego.
- Musimy teraz o tym rozmawiać? Nie możemy rano w firmie? - rzekł zaspanym głosem Krzysztof.
- Rano będzie za późno, bo zarząd zbierze się w firmie, a mi chodzi o to, aby przełożyć konkurs.
- Co?! Przełożyć?! Chyba ci się to przyśniło! Wszyscy są na rano umówieni.
- Nie mogę inaczej, moja kandydatka, Urszula Cieplak, ma kłopoty rodzinne i nie może jutro pojawić się w firmie.
- W taki razie dyrektorem zostaje Adam. Proste.
- Ale tato! Jestem prezesem i bez konkursu nie przyjmę jego kandydatury na to stanowisko. Najlepiej, aby przełożyć konkurs.
- A co takiego pilnego stało się z tą twoją asystentką?
- Jutro ci opowiem, ale wierz mi, że to nie są moje ani jej wymysły. Proszę, zgódź się.
Po drugiej stronie zaległa cisza. Krzysztof zastanawiał się, a Marek nie chciał mu w tym przeszkadzać. A po chwili:
- Dobrze. Tylko zawiadom wszystkich. Termin konkursu ustalimy jutro. A teraz dobranoc.
- Dziękuję ci tato i przepraszam za kłopot. Dobrej nocy - zakończył z uśmiechem Marek, po czym wysłał do Pauliny, Aleksa i Adama SMS-y o zmianie terminu. Nie miał ochoty rozmawiać z nimi osobiście. Wyłączył telefon.
Ula czekała już na niego w samochodzie.
- Jedziemy?
- Załatwiłeś?
- Tak. Aleksowi i reszcie wysłałem SMS-y. No i wyłączyłem telefon, żeby nie wydzwaniali. Która właściwie jest godzina?
- Już po północy.
- No to pięknie.
Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Maciek wyszedł Uli naprzeciw.
- Na pewno wszystko okej? Tak? To dobrze, idę do siebie, skoro wróciłaś. Mała śpi. Wpadnę jutro.
- Chyba raczej dzisiaj, ale później - rzekła Ula z uśmiechem.
Maciek kiwnął głową.
- Fakt. Dobranoc.
I poszedł do siebie. Ula odwróciła się do Marka.
- A może przenocujesz tutaj? Nie, nie, nie to miałam na myśli – dodała, widząc jego dziwnie zadowoloną minę - Pokój Jaśka jest wolny, więc bardziej opłaca ci się przespać u mnie niż wracać do Warszawy.
Marek chwilę pomyślał.
- No w sumie dlaczego nie.
Razem weszli do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)