Rano Marek obudził się i na początku nie bardzo wiedział, co się dzieje. Po chwili jednak sobie przypomniał: „Londyn!" Usiadł gwałtownie. „Jechać czy nie jechać?" - pomyślał. Serce mówiło: jechać, rozum: nie! I co teraz?
- Jadę - powiedział na głos sam do siebie.
Szybko skończył się pakować i zszedł na dół. Właśnie wsiadał do samochodu, gdy zadzwonił Seba.
- Jesteś jeszcze w Polsce?
- Tak.
- A gdzie dokładnie?
- Przed moim blokiem - odpowiedział Marek.
- Czekaj tam! - powiedział Sebastian, po czym nie czekając na odpowiedź się rozłączył.
15 minut później podszedł do Marka i powiedział:
- Już myślałem, że cię nie dogonię. Twój ojciec do mnie dzwonił i powiedział, że wybierasz się do Londynu. Więc pomyślałem sobie: Jadę z nim! I oto jestem!
Marek był bardzo zaskoczony.
- Po co chcesz ze mną jechać?
- A od czego się ma przyjaciół? Co dwie głowy to nie jedna! Pomogę ci ją znaleźć.
Marek się uśmiechnął. To dopiero przyjaciel! Razem wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę.
W tym samym czasie w Londynie.
Ula zajmowała miejsce przy nowiutkim biurku przed gabinetem prezesa. Trochę się bała, że nie da sobie rady w nowej pracy; co prawda polegała ona na tym samym co w F&D, ale był to zupełnie inny kraj z inną tradycją. Poza tym oprócz prezesa nie znała tutaj nikogo... Wczoraj wyrobiła sobie o nim dość kiepską opinię; wyglądał na kobieciarza i tym przypominał jej Marka.
- Dzień dobry - dobiegł ją głos zza pleców.
- Witam - Ula odwróciła się i uśmiechnęła do nowego prezesa.
- To co, gotowa do pracy?
- Oczywiście.
- Dzisiaj nie będę pani niczym obciążał. Niech zapozna się pani z bieżącą dokumentacją, jutro weźmiemy się do pracy. A teraz: mogę prosić kawę?
- Już robię.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że będzie się nam we dwójkę dobrze pracowało - spojrzał na nią dziwnie.
- Na pewno - odpowiedziała Ula, po czym wyszła.
Marek z Sebastianem przejeżdżali właśnie przez granicę Wielkiej Brytanii.
- I jak myślisz? Znajdziemy ją? - zapytał Sebastian.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak. Jak sądzisz, gdzie mogła się zatrudnić?
- Nie wiem. Może podobnie jak w Warszawie? Też w domu mody? Chociaż nie - powiedział Seba.
- Dlaczego nie? - zapytał Marek.
- Bądźmy szczerzy.
- No, słucham.
- Marek, z jej wyglądem by jej tu nie przyjęli - powiedział Sebastian.
- Dzięki stary za pomoc.
- Nie ma za co - powiedział, po czym dodał - A pomogłem?
- Nie! - powiedział wkurzony Marek i dodał - Ale zawsze możemy sprawdzić.
- No w sumie tak...
Wreszcie, po kilkudziesięciu godzinach podróży byli już w Londynie. Szybko znaleźli jakiś hotel. Wysiedli z samochodu, wzięli bagaże i weszli do środka.
- To co? Jak robimy? - zapytał Sebastian.
- No jak to co, idziemy do pokoju, jest dwudziesta. Dom mody jest już zamknięty.
- No fakt. Chyba że została po godzinach. O ile tam pracuje.
- Po godzinach? - zapytał Marek.
- No wiesz, brzyd... to znaczy Ula i szef. Sam na sam - powiedział, po czym głupio się uśmiechnął.
- Haha. Dzięki za wsparcie.
- Nie ma za co.
Po dłuższym milczeniu Seba powiedział:
- Spróbuj się do niej dodzwonić, może się dowiesz gdzie mieszka.
- Spróbuję.
Marek wziął telefon, wykręcił numer Uli. Jeden sygnał, drugi, trzeci, poczta.
- Nie odbiera.
- Poddajesz się?
- Nie!
Wykręcił numer jeszcze raz. Jeden sygnał, drugi i...
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! Myślałam, że już do ciebie dotarło co ci mówiłam. Daj mi spokój! - powiedziała Ula, powstrzymując się od płaczu.
- Jestem w Londynie.
- Co?!
- Powiedz mi, gdzie mieszkasz.
- Nie.
- A może chociaż gdzie pracujesz?
- Nie, Marek, nie! - powiedziała, po czym się rozłączyła.
Marek odłożył telefon i powiedział do Sebastiana:
- Rozłączyła się.
- No co ty? A myślałem że tak sobie odkładasz telefon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)