- OIOM?
- Tak. Pacjent jest w śpiączce, nadal w krytycznym stanie.
Ula była przerażona. Szybko pobiegła na OIOM i odnalazła pokój nr 4. Weszła i ujrzała nieprzytomnego Marka. Miał lewą rękę w gipsie, otarcia od pasów, rozciętą brew i poraniony lewy policzek. Ula przysunęła sobie krzesło, usiadła i delikatnie złapała go za rękę. Zaczęła płakać. „Mogę go stracić!” - myślała. Nagle stwierdziła, że nikt z jego rodziny prawdopodobnie nie wie o wypadku. Zadzwoniła do Doroty.
- No cześć. I jak Seba?
- Nie jest tak źle jak wszyscy mówili. Jest trochę poobijany, ale ma świetny humor.
- Super. Słuchaj, poproś go, żeby zadzwonił do ojca Marka i mu o wszystkim powiedział.
- Okej. A co z Markiem?
- Kiepsko. Leży na OIOM-ie, jest nieprzytomny.
- Ło... No okej. Już dzwonimy.
Rozłączyła się. Ula pocałowała Marka w policzek, po czym odwróciła się i wyszła, by wrócić do domu. Nazajutrz Ulka w pośpiechu udała się w kierunku szpitala. Bez problemu weszła na OIOM. Po chwili była już przy Marku. Złapała go ponownie za rękę z nadzieją, że się obudzi. Po kilku godzinach wyczekiwania Ula przysnęła. Wybiła godzina 17:30. Marek otworzył oczy. Zobaczył obok siebie śpiącą Ulę trzymającą go za rękę, opartą o łóżko. Poruszył się, co spowodowało, że Ula się obudziła.
- O Marek! Jak dobrze, że się obudziłeś. Strasznie się o ciebie martwiłam.
- Co się tak właściwie stało?
- Mieliście z Sebą wypadek. Karambol na autostradzie.
- A co z nim?
- Wszystko z nim w porządku. Trochę się poobijał. Jest z nim Dorota. To moja wina!
- Nie, Ula! - krzyknął, jednocześnie próbując się podnieść. - Ałaaaa...
- Marek, leż spokojnie!
Nagle wszedł lekarz.
- O, widzę, że wreszcie się pan obudził. Miał pan wiele szczęścia, że wyszedł pan z tego tylko z takimi obrażeniami. Pana narzeczona musi pana bardzo kochać, skoro siedziała przy panu prawie bez przerwy.
Ula się zaczerwieniła, a Marek się uśmiechnął.
- Skoro już się pan obudził przeniesiemy pana na zwykłą salę chorych.
- Panie doktorze, czy mogę wyjść na własne żądanie?
- Marek - przerwała mu Ula - Co ty robisz? Dopiero co się obudziłeś! Już chcesz wychodzić?! - protestowała.
- Pana narzeczona ma rację!
- Ale ja już chcę wyjść!
Lekarz spojrzał na niego ze złością.
- Dobrze. Ale robi to pan na własną odpowiedzialność.
- Tak, wiem.
- Nie może się pan przemęczać, musi pan dużo leżeć, dbać o siebie.
- Oczywiście panie doktorze.
- Niech się pan pojawi w poniedziałek w szpitalu. Wykonamy kontrolne badania.
- Tak, oczywiście.
- Przygotuję wypis. A pani niech narzeczonemu pomoże się ubrać - powiedział, po czym wyszedł.
- Marek, ja cię przepraszam. Skłamałam, że jestem twoją narzeczoną, bo inaczej by mnie tu nie wpuścili. Nie jestem z rodziny.
Marek się uśmiechnął, po czym dodał:
- Mnie się to nawet podobało, fajnie to brzmiało, „Ula moją narzeczoną”.
Ula udała, że tego nie słyszała i zaczęła krzyczeć:
- Co ty wyprawiasz?!
- Ale z czym? - zapytał zaskoczony jej nagłą zmianą zachowania.
- Marek, jesteś na OIOM-ie! I chcesz wyjść?!
- Ale Ula, raport czeka!
Ula nie wytrzymała.
- Firma jest ważniejsza niż twoje zdrowie?! Lekarz nie kazał ci się przemęczać!
- To moja decyzja, a ty, moja droga, dostosuj się do zaleceń lekarza - Marek ponownie się uśmiechnął.
- Co?!
- Pomóż mi się ubrać.
Ula pomyślała: „A on ma tylko jedno w głowie!”. Marek jakby wiedział o czym pomyślała rzekł:
- Nie tylko o to mi chodzi. Jest jeszcze firma, samochód... - nagle zrobił dziwną minę. - Samochód! Znowu nie mam samochodu!
Ula się uśmiechnęła.
- Więc w głowie masz jedno plus samochód i firma...
Śmiejąc się tak pomogła mu się ubrać. Lekarz przyniósł wypis, po czym zwrócił się do Uli.
- Niech pani o niego dba. Nie powinien wstawać, ani w ogóle się przemęczać.
- Dobrze. Osobiście tego dopilnuję.
Zachowywali się tak, jakby znowu byli parą. Choroba Marka bardzo ich do siebie zbliżyła. Wyszli ze szpitala. Ula złapała taksówkę i pojechali do mieszkania Doroty. Marek był zdziwiony.
- Co my tu robimy?
- Wezmę kilka swoich rzeczy. Obiecałam, że będę o ciebie dbać, więc dotrzymam słowa.
Marek nie protestował. Po chwili Ula zeszła z plecakiem i powiedziała taksówkarzowi adres Marka. W pół godziny dojechali na miejsce. Ula pomogła wyjść Markowi z taksówki (Marek utykał, dopiero po wyjściu ze szpitala zauważyła, że ma poobijane kolano), zapłaciła i zapytała go:
- I jak się czujesz?
- Lepiej być nie może - uśmiechnął się Marek, po czym oparł się o nią zdrową ręką.
Wejście na czwarte piętro zajęło im trochę czasu. Marek stwierdził, że budynek jest niedostosowany do takich sytuacji, bo nie ma windy. Weszli do mieszkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)