poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 59

Następnego dnia obudził ich blask słońca. A właściwie tylko Marka, który jednak postanowił nie wychodzić z łóżka i poczekać aż Ula obudzi się sama, co też nastąpiło już kilka minut później.
- Dzień dobry, kochanie - przywitał Ulę, gdy tylko otworzyła oczy.
- Dzień dobry - odpowiedziała, uśmiechając się słodko.
Chwilę leżeli w ciszy.
- Nie chcę stąd wyjeżdżać. Tu mi dobrze. A tam... praca, praca, praca... - powiedział Marek.
- I tak nic w tej pracy nie robisz - odpowiedziała Ula wybuchając śmiechem.
- Haha, a właśnie, że robię. Jestem prezesem.
- Temu akurat nie zaprzeczyłam, panie prezesie - Ula pocałowała go w policzek.
Nagle zaburczało jej w brzuchu. Marek wybuchnął śmiechem.
- Uups! Ktoś tu jest głodny. Tak więc... - Marek podniósł jej koszulkę nocną, która leżała obok łóżka i z uśmiechem rzekł - Dziś, kochana pani dyrektor, oddaję odzież.
- Ale śmieszne - Ula założyła koszulkę szybko, jakby bała się, że Markowi się odmieni i znowu będzie musiała chodzić po pokoju nago. - Idę do łazienki.
Po 15 minutach schodzili już na ostatnie śniadanie w tym przepięknym miejscu. Po zjedzeniu wrócili na górę, spakowali się i zjechali windą na dół. Tam zdali klucze, pożegnali recepcjonistkę i podziękowali za miłą obsługę. Ostatni raz spojrzeli na ośrodek, rozejrzeli po okolicy, chwilę powspominali swoje wieczorne spacery i z żalem ruszyli w stronę Warszawy. Po kilku godzinach jazdy wjechali do miasta, w którym nie było czasu na wyciszenie i refleksje, w którym nikt nie wiedział czym jest odpoczynek i spokój. Ciężko było znów się przestawić na taki tryb życia.
- Muszę spotkać się z Dorotą. Jutro są jej urodziny! Nie wiesz na kiedy Seba zaplanował te Mazury?
- Coś mi się obiło o uszy, że jutro wieczorem.
- Aha. To może dzisiaj... Marek... A mogłabym zaprosić do ciebie Dorotę?
- No jasne! Dlaczego mnie pytasz?
- Bo to nie moje mieszkanie. Ale mi chodzi o to, żebyśmy sobie we dwie posiedziały. Tak wiesz... babskie sprawy.
Marek spojrzał na Ulę zdumiony.
- Aha. No okej. To ja gdzieś wyskoczę z Sebą. Ale na noc mogę wrócić?
- No pewnie - odpowiedziała z uśmiechem.
- Z własnego mieszkania mnie wyganiają - mruknął Marek.
- To nie tak...
- Dobra, dobra.
Przekomarzali się tak chwilę, aż dojechali pod blok Marka.
- No już jesteśmy! To kiedy mam wam tę chatę zwolnić? - zapytał żartobliwie.
W tej chwili zadzwonił telefon. Marek odebrał.
- Halo?
- Marek?
- Tak. Coś się stało?
- Tak. Korzyński przyjechał. Chce z tobą porozmawiać. Coś o przedłużenie kontraktu... Już czeka na ciebie.
- To powiedz, że zaraz będę.
Marek szybko się rozłączył.
- Korzyński przyjechał. Muszę zaraz być w firmie.
- No to jedź.
- A widzisz? Mówiłaś, że nic nie robię... A ja tu od razu po urlopie z powrotem do pracy, a ty pogaduchy z koleżankami - zaśmiał się Marek.
- Marek...
- Oj Ulka, żartowałem przecież - powiedział jednocześnie wyciągając torby.
Zanieśli torby do mieszkania, po czym Marek rzekł:
- No to ja wychodzę. Życzę miłej zabawy.
Marek pocałował Ulkę w policzek i wyszedł z mieszkania.

Po godzinie w mieszkaniu Marka.
- No cześć Ulka, to ja, Dorota.
- Cześć. Wchodź.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Ula otworzyła je, po czym obie weszły do salonu.
- Czekaj, czekaj, czekaj... - zawołała Ula udając się do swojego pokoju.
Po chwili wyszła ciągnąc za sobą ogromnego misia z plecaczkiem na plecach.
- Wszystkiego najlepszego w przeddzień urodzin! - zawołał z radością do przyjaciółki.
- Dzięki! - odpowiedziała Dorota, rzucając się Ulce na szyję.
- Ale czekaj, to jeszcze nie wszystko... - powiedziała Ula uśmiechając się tajemniczo.
Dorota uniosła brwi.
- A co jeszcze?
- Zajrzyj misiowi do plecaka!
Dorota odpięła zamek, zajrzała do środka i wybuchnęła śmiechem.
- Oj nieładnie... - powiedziała.
- No co? Jak się bawić to na całego, nie? - zapytała Ula z uśmiechem.
- No tak - odparła wyciągając z plecaczka misia litrową „Finlandię” - A tak w ogóle to też mam - rzekła wskazując na swoją torebkę.
- To co, zamawiamy pizzę?
- No jasne!
Po dwóch godzinach na podłodze leżał pusty karton po pizzy, a obok niego leżała pusta butelka po wódce. W tle leciała muzyka z VIVY. Dziewczyny z bardzo dobrym humorem zaczęły na głoś śpiewać piosenki.
- To ja idę do łazienki - rzekła podpita Ula.
Ruszyła chwiejnym krokiem o dziwo nie w kierunku łazienki tylko w kierunku pokoju Marka. Otworzyła drzwi, weszła i po chwili ponownie otworzyła drzwi i wyszła mówiąc:
- To, to... to nie tu.
- Przecież mówiłam ci, że to tam.
- Dorota, tam jest kuchnia - rzekła Ula.
- To gdzie ty masz toaletę? - zapytała przerażona Dorota.
- Nie wiem - powiedziała Ula idąc w stronę przyjaciółki.
Szła na tyle chwiejnie, że potknęła się o szafę, co sprawiło, że spadł z niej na podłogę niewielki kartonik.
- Co to? - zapytała Dorota.
- Nie wiem. Ale zaraz się dowiem - powiedziała podnosząc karton, po czym razem z nim podeszła do Doroty.
Otworzyły go i zobaczyły w nim zdjęcia Marka i Seby w mundurach.
- Z wojska! - rzekła Dorota.
- A to skąd? Z przepustki?! - zapytała Ula na widok zdjęcia Marka i Sebastiana wpatrujących się w pół nagą striptizerkę.

Po kilku godzinach pod blokiem Marka.
- I co? Jak myślisz? Zauważą, że się trochę wypiło?
- Nie, no co ty. Jedna flaszka na dwóch! Ja to się bardziej martwię o tę twoją udaną wymówkę. Korzyński, oszalałeś? I co ja jej teraz powiem?
- Oj stary, coś wymyślisz.
Weszli do klatki. Po dłuższej chwili byli już pod drzwiami mieszkania Marka. Otworzyli drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)