Po dwóch godzinach Ula weszła do swojego gabinetu i zobaczyła w nim czekającego na nią Marka.
- Co ty tu robisz?
- Ja też się cieszę, że cię widzę kochanie - powiedział z ironią. - Ula, jestem prezesem, więc mam prawo zwolnić swoją sekretarkę, a tym bardziej Violę, nie wspominając już o okolicznościach tego zwolnienia. Nie zmienisz mojej decyzji tym, że się obrazisz.
Ula nadal sprawiała wrażenie obrażonej, jednak jej myśli były zupełnie inne. Nagle Marek wstał i udał się w kierunku wyjścia.
- Marek, czekaj!
„Ha! Wiedziałem!” - pomyślał Marek jednocześnie się odwracając.
- Marek, wiesz przecież jaka jest Viola. Daj jej jeszcze jedną szansę, proszę. Zrób to dla mnie.
- Szantaż? Nie ulegam - rzekł, po czym wyszedł.
Po godzinie Marek zapukał do gabinetu Uli i wszedł.
- Ula, dziś wracamy osobno, muszę coś załatwić.
Dziewczyna kiwnęła głową.
Po 5 minutach w samochodzie Marka.
- I co, pogodziliście się? - zapytał Sebastian.
- Nie, jak jej mówiłem, że wracamy osobno, to nawet na mnie spojrzała.
- A ty jej jeszcze taką niespodziankę robisz?
- Wiecznie się dąsać nie będzie.
- No w sumie racja. Kupisz jej... - Seba nie dokończył, ponieważ Marek mu przerwał.
- Z jakiej racji ja?! To ona się obraża! A o co?! O Violę! To moja decyzja, miałem prawo ją zwolnić! Z jakiej racji ja muszę zawsze ustąpić?! - Marek prawie krzyczał.
- Marek, widzisz, to są... - Seba znowu nie dokończył, ponieważ przyjaciel mu przerwał.
- Tak, wiem, uroki związku - powiedział z ironią.
- Zobaczysz, wszystko się jakoś wyprostuje - pocieszał Sebastian.
- Ja na pewno nie ustąpię - powiedział Marek.
Po 4 godzinach Marek był w mieszkaniu. Ujrzał Ulę czytającą książkę.
- Już jestem - rzekł zamykając drzwi, jednak ona nie zwróciła na to uwagi.
„Jak miło. Widzę, że nadal obrażona” - pomyślał Marek. Udał się w kierunku kuchni, otworzył lodówkę i wyciągnął picie, po czym poszedł do swojego pokoju. Po kilku godzinach Ula bez słowa weszła do pokoju Marka, wzięła piżamę, poduszkę i kołdrę i już miała wychodzić, gdy usłyszała:
- A może jeszcze prześcieradło? - zapytał Marek z ironią.
Ula się cofnęła, wyszarpnęła prześcieradło spod Marka i wyszła. Zdezorientowany chłopak wyciągnął telefon i wykręcił numer przyjaciela.
- Seba nie mam pościeli. Mam tylko poduszkę.
- Co?!
- Ula zabrała i śpi chyba w salonie.
- Aha. To się nie pogodziliście.
- No raczej nie.
W tym momencie weszła Ula mówiąc pod nosem:
- Coś mi za nisko - po czym wzięła poduszkę spod głowy Marka, co sprawiło iż chłopak uderzył się w metalową poręcz.
- Ała...
Natomiast Ula wyszła.
- Poduszki też nie mam...
- Przeproś ją.
- Nie!
- To się męcz. A swoją drogą, to Ula dobrze robi.
- Dzięki. Cześć, ty mój przyjacielu.
- Cześć.
Marek wyszedł z pokoju i skierował się w stronę łazienki. Ula leżała rozłożona na kanapie, wcinała krówki, popijała maślanką i oglądała jakiś film na DVD. Po dłuższej chwili Marek wyszedł z łazienki i poszedł do swojego pokoju. Próbował zasnąć przykryty kocem wygrzebanym z szafy. Minuty płynęły, a on cały czas leżał z otwartymi oczami. Ciągle słyszał film, który oglądała Ula. Zdenerwował się. Wstał, wszedł do salonu, podszedł do DVD, warknął „Może ciszej?!” i wyłączył. Ula zmierzyła go zabójczym wzrokiem i również wstała. Marek właśnie wchodził do pokoju, gdy znowu usłyszał telewizor. Westchnął, cofnął się i ponownie go wyłączył.
- Cham! - powiedziała Ula odwracając się tyłem do telewizora.
Marek bez słowa wszedł do pokoju. Oboje jeszcze nie spali, gdy zagrzmiało. Zaczęła się burza. „Może iść do niej. Przecież boi się burzy” - pomyślał Marek. Dziewczyna chodziła z kąta w kąt. „Nie śpi, chodzi. No Marek, idź, idź do niej!” - myślał Marek.
- Dobra, idę - powiedział sam do siebie, po czym wstał i wyszedł z pokoju.
Zobaczył Ulę, która akurat przytulała się do poduszki. Bez słowa usiadł na podłodze opierając się plecami o fotel, spojrzał na dziewczynę, która nadal kurczowo trzymała poduszkę.
- Chodź, usiądź - rzekł do Uli.
- Marek, daruj sobie, idź spać, nie potrzebuję pocieszyciela - rzekła stanowczo Ula.
- Oj, Ula, nie przesadzasz?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Po pewnym czasie burza zaczęła powoli mijać. Dziewczyna położyła się na kanapie, jednak nadal nie rozmawiała z Markiem. Po chwili zasnęła. Marek również, na siedząco, na podłodze, oparty o fotel. Rano pierwsza obudziła się Ula. Zobaczyła Marka w nietypowej pozycji, mianowicie leżał na podłodze z głową opartą o fotel. „On tu cały czas siedział ze mną. Chyba nie powinnam była go tak zostawiać” - pomyślała Ula jednocześnie wstając i zabierając poduszkę i kołdrę. Po cichu podeszła, podłożyła mu pod głowę poduszkę i przykryła go kołdrą, a sama poszła się ubrać. Po pół godzinie Marek się obudził, po czym jęknął:
- Ała... Mój kark...
Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech. „Pomyślała o mnie, może już się nie gniewa” - pomyślał, po czym podniósł pościel z podłogi. Zaniósł ją na kanapę, udał się do kuchni i zobaczył nadal obrażoną Ulę. „Ekstra” - pomyślał. Zrezygnowany poszedł do pokoju i otworzył szafę.
- Cholera!
Ula odruchowo spojrzała w kierunku pokoju. W drzwiach zobaczyła Marka, który ciągnął za sobą deskę do prasowania, w drugiej ręce żelazko, a w zębach koszulę. Deskę rozłożył dość szybko, ale z żelazkiem miał problem. „Miał kiedyś w ogóle żelazko w rękach?” - pomyślała Ula. W końcu udało mu się włączyć żelazko, rozłożył byle jak koszulę i zaczął prasować, sprawiając, że była jeszcze bardziej pognieciona, niż jak ją przyniósł. Nagle:
- Ała! Parzy.
Ula stłumiła śmiech i pomyślała: „Daję ci jeszcze 5 minut”. Po 5 minutach bez słowa podeszła wyszarpując mu żelazko i zaczęła prasować. „Jak mam to rozprasować? Nawet nie wiedziałam, że na głupim rękawie można zrobić tyle zagnieceń” - pomyślała. W końcu oddała Markowi koszulę, wyłączyła żelazko i bez słowa odeszła.
- Dzięki - mruknął Marek, ale Ula go zlekceważyła.
Ubrał się do końca. Nagle trzasnęły drzwi. „A miałem nadzieję, że pojedziemy razem” - pomyślał.
Po pół godzinie w firmie.
Marek wyszedł z windy trzymając się za kark i usłyszał:
- I co, pogodzeni? - zapytał Seba.
- Nie. Seba, co ty tu znowu robisz?
- Czekam na ciebie. Co ty robisz?
- Zmierzam do gabinetu.
- Chodziło mi o ręce.
- Aaaa... Długa historia.
- Mam czas.
Marek zaczął opowiadać, co wczoraj się działo. Tymczasem w gabinecie Uli:
- Byś się z nim pogodziła, chłopak całą noc leżał na podłodze, teraz pewnie go kark boli - powiedziała Ala.
Po dwóch godzinach rozmów z przyjaciółmi w dwóch gabinetach doszli do wnioski, iż się pogodzą. Ula udała się do sklepu. Marek uczynił podobnie, jednak nie był to ten sam sklep. Po powrocie dziewczyna szybkim krokiem poszła do gabinetu Marka z torbą ze sklepu. Z nadzieją, że go nie ma, otworzyła drzwi.
- Jest! Nie ma go! - powiedziała wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.
Natomiast Marek zmierzał do gabinetu Uli z tajemniczą paczką. Po chwili oboje (Ula i Marek) wyszli z gabinetów i ruszyli w stronę swoich miejsc pracy. W połowie drogi między gabinetami minęli się bez słowa. Marek wszedł do swojego gabinetu i ku swojemu zdziwieniu zobaczył na swoim biurku pucharek z truskawkami polanymi bitą śmietaną. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Podszedł bliżej i ujrzał kartkę: „Smacznego. Ula”. W tym samym czasie Ula weszła do swojego gabinetu. Dostrzegła koszyczek pełen krówek z liścikiem „Na osłodę życia. Marek”. Wyszła z gabinetu, podobnie jak Marek. Spotkali się w połowie drogi. Ula miała krówkę w dłoni, a Marek truskawkę. Oboje wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
- Chodź się przejść - powiedzieli jednocześnie.
Po chwili oboje spacerowali po parku trzymając się za ręce. Szli właśnie nad brzegiem stawku rozmawiając:
- Ale te truskawki to w jakim sensie? - zapytał Marek uśmiechając się zalotnie.
- A ty nadal tylko o jednym - rzekła popychając go.
Stali w błocie, co spowodowało, że Marek zgrabnie odjechał w dół i wpadł do wody.
- Dzięki! - rzekł Marek pływając w stawku.
- Ja nie chciałam... - rzekła z trudem powstrzymując śmiech.
- Pomóż mi wyjść! - rzekł wyciągając do niej rękę.
Ula chwyciła go za rękę i spróbowała pomóc mu wyjść. Natomiast Marek, jak to Marek, wciągnął ją do wody.
- Marek! I co, zadowolony?! - burzyła się Ula.
- Szczerze? Tak! - powiedział Marek podpływając do Uli, po czym pocałował ją w usta.
Po pół godzinie udało im się wygramolić ze stawku i udali się do firmy.
- Wszystko przez ciebie! - krzyknęła Ula.
- Przeze mnie?! Kto kogo wrzucił?!
- Ja cię wrzuciłam niechcący, a ty mnie umyślnie!
Szli kłócąc się i nie zwracając uwagi na przyglądających się im ludzi. Po chwili weszli do windy.
- Sprzątaczki nas zabiją - rzekł Marek.
- Nie denerwuj mnie! - powiedziała przez zaciśnięte zęby Ula.
Nagle drzwi od windy się otworzyły.
- Co wam się stało?! - zapytał Sebastian.
- Wrzuciła mnie do stawku! - krzyknął Marek.
- Niechcący! A ty mnie wciągnąłeś!
Seba wybuchnął śmiechem. Cała trójka poszła do gabinetu Marka. Prezes podszedł do jednej z szaf i wyciągnął garnitur.
- Marek, ale ja nie mam niczego, w co mogłabym się przebrać - oświadczyła Ula.
- To idź do Pshemko - dodał Seba.
Po dłuższym zastanowieniu Ula i Marek udali się do pracowni Mistrza.
- Czekaj tu - powiedział Marek, po czym wszedł do środka.
- Witaj, Marku!
- Cześć, Pshemko. Mam małą sprawę.
- Słucham.
Marek opowiedział całą historię.
- Zaraz coś się znajdzie.
Po dłuższej chwili Ula była już ubrana. Dziewczyna podziękowała i udała się do gabinetu narzeczonego. O dziwo miejsce Violetty było już zajęte. Ula chciała otworzyć drzwi, ale sekretarka nagle się odezwała.
- Pani umówiona?
- Nie - rzekła zdziwiona Ula.
- To pani nie może wejść.
- Dlaczego?
- Bo pan prezes jest zajęty.
Ula nadal chciała otworzyć drzwi, ale sekretarka ponownie się odezwała.
- Wyraziłam się niejasno?!
Marek wyszedł.
- Coś się stało?
- Ta pani nie była umówiona, a chce wejść - oświadczyła sekretarka.
Marek podszedł do Uli, pocałował ją w policzek, po czym rzekł:
- To jest moja narzeczona i ma prawo tutaj wchodzić kiedy tylko chce, a poza tym jest dyrektorem finansowym. Podpadniesz jej - podpadniesz mi.
- Aha. Przepraszam. Może kawy?
- Dwie proszę - powiedział Marek wchodząc do gabinetu i zamykając za Ulą drzwi. - Coś się stało? - zapytał.
- Nie. Stęskniłam się.
- Aha.
Marek podszedł do Uli i już miał ją pocałować, gdy:
BUM!!
- Już chciałem powiedzieć "Viola", ale ona już tu nie pracuje. Co się stało, pani Marto? - zapytał odwracając się. - Tu się puka!
- Aha. Przepraszam. Przyniosłam kawę.
- Proszę położyć i wyjść.
Dziewczyna postawiła dwie kawy na stoliku i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- To na czym stanęło? - zapytał.
- Że się stęskniłam.
- Aha.
Marek ponownie podszedł do Uli i ją pocałował. Dziewczyna uwiesiła mu się na szyi, a on zawył z bólu.
- Ałłaaaa...
- Jeszcze cię boli? - zapytała.
- Jak widać. Jesteś mi winna masaż.
- Teraz? - zapytała Ula.
BUM!!
Marta otworzyła drzwi, zamknęła je za sobą, zapukała, ponownie otworzyła drzwi i weszła.
- Chyba nie - rzekł Marek do Uli. - Coś się stało? - zapytał sekretarkę.
- Popołudniowa poczta i pan Nowak na linii.
- Okej, dzięki - powiedział, po czym podszedł do telefonu.
- Nowak? - zapytała Ula. - Chyba nie jestem na bieżąco.
Marek się uśmiechnął i odebrał telefon.
- Tak?
- Dzień dobry, panie Dobrzański.
- Dzień dobry, coś się stało?
- Tak. Kiedy mamy zacząć?
- No właśnie! - powiedział wymijająco Marek.
- Proszę? - zapytał Nowak.
- Ma pan całkowitą rację!
- Eee... Chyba nie może pan rozmawiać. Narzeczona?
- Właśnie.
- Dobrze. Zadzwonię później.
- Dobrze, wyślę to kurierem.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem i odłożył słuchawkę, a Marek powiedział:
- Do widzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)