poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 67

- Kto to był? - zapytała Ula.
- Nieważne. To co z tym masażem? W domu?
- No, w domu.
- A! Ula! Właśnie! Masz chwilkę teraz czy jesteś czymś szczególnie zajęta?
- Raczej nie, a co? - zapytała podejrzliwie.
- Chciałbym gdzieś cię zabrać.
Ula miała zdziwioną minę.
- Gdzie?
- Niespodzianka - rzekł łapiąc ją za rękę i ciągnąc w stronę drzwi. - Pani Marto, ja już dzisiaj nie wrócę - powiedział zerkając na sekretarkę.
Ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna patrzy z zawiścią na Ulę i niepewnym głosem powiedział:
- Do widzenia.
- Do widzenia - odpowiedziała, teraz już patrząc mu prosto w oczy i się czerwieniąc.
„Dlaczego mam przeczucie, że będę miał przez nią jeszcze kłopoty? Muszę pogadać z Sebą” - pomyślał Marek. Poszli jeszcze do gabinetu Uli po jej torebkę, uśmiali się dochodząc do wniosku, że ich telefony nie działają i poszli do auta. Po dłuższej chwili milczenie przerwała Ula.
- Marek...
- Hmm...
- Wiesz, ja kiedyś zachowywałam się w stosunku do ciebie dokładnie tak samo, jak ta twoja asystentka.
Marek chrząknął wymijająco. Ula kontynuowała.
- Obiecasz mi coś?
- No?
- Obiecaj, że nigdy mnie nie zdradzisz. To byłby definitywny koniec nas.
Marek spojrzał krótko na Ulę i rzekł:
- Obiecuję.
Ula się uśmiechnęła.
- Gdzie my właściwie jedziemy?
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział Marek.
Ula patrzyła przez szybę. Przejeżdżali przez miejsca, w których nigdy nie była, ba! nawet nie wiedziała, że takie wioski otaczają Warszawę. Gdyby miała przyjechać tu sama jeszcze raz, z pewnością by nie trafiła. W końcu się zatrzymali i wysiedli z auta. Z jednej strony był lasek, przy nim było widać jezioro, z drugiej strony był mały, wiejski domek. Natomiast oni stali przed ogrodzoną, dość dużą działką.
- No... super... - powiedziała Ula. - Eee... co my tu robimy?
Marek wyciągnął klucze, otworzył bramę, wziął Ulę za rękę, zaprowadził mniej więcej na środek działki i rzekł:
- No Ula! Mniej więcej tu będzie nasza kuchnia!
Ula z początku nie wiedziała o co mu chodzi. Marek westchnął i powiedział:
- Dwa lata temu kupiłem działkę. I postanowiłem, że jak kiedyś poznam „tą jedyną” to wybuduję dla niej dom.
- A Paulina? Chyba wtedy z nią już byłeś?
- Jak widać teraz, to nie była ta jedyna. A tak nawiasem mówiąc, to jakoś nigdy nie powiedziałem jej, że taka działka w ogóle istnieje.
- To dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Marek ponownie westchnął, wskazał ręką na północ i rzekł:
- Tam będzie nasze drzewko.
„Że to niby ja jestem tą jedyną...” - pomyślała Ula, po czym uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Tak Ula, to ty jesteś tą jedyną - rzekł przytulając ją do siebie.
Ula się popłakała.
Po godzinie byli już w mieszkaniu.
- To co z tym masażem? - zapytał Marek z uśmiechem na twarzy.
- A faktycznie! Zapomniałam! Usiądź, wezmę coś do picia i zaraz przyjdę.
Po chwili wróciła. Marek w międzyczasie zdążył zdjąć marynarkę, krawat i koszulę. Usiadł na kanapie, a Ula za nim na oparciu.
- Oo... Ooo... Ała... Oooo... Ale ulga...
Po 5 minutach Ula zaczęła:
- Marek...
- Hmm... – odparł z wyrazem ulgi w głosie.
- Ja już sobie nie radzę.
- Ale idzie ci bardzo dobrze!
- Nie o tym mówię! - powiedziała stanowczo, przestając go masować.
- Nie... nie przerywaj! - poprosił.
Ula z powrotem zaczęła go masować.
- Marek, ale ja mówię poważnie! Nie radzę sobie jako dyrektor finansowa! Ktoś mi zabiera papiery, później je oddaje... Nie wiem o co chodzi...
Zdenerwowana Ula mocniej zacisnęła palce zapominając, że trzyma je na karku i ramionach Marka.
- Ała! - wrzasnął Marek. - Ula, spokojnie, nie denerwuj się tak!
- Przepraszam.
- O czym ty mówisz? Radzisz sobie świetnie. Zresztą kogo ja na twoje miejsce znajdę? Adama? Czy mam zorganizować następny konkurs?
- Ale ja wpadłam na taki pomysł... Bo widzisz... W Anglii Dorota była dyrektorem finansowym, co prawda nie w domu mody, ale ma doświadczenie. A teraz nie ma pracy. I komu jak komu, ale jej można bezgranicznie ufać.
Marek zamilkł na chwilę.
- Przemyśl to jeszcze raz. Ja też o tym później pomyślę. A teraz masuj.
Po dłuuugiej chwili zadzwonił telefon domowy.
- Halo? - odebrał Marek.
- Cześć, synu.
- Cześć, tato. Stało się coś?
- Tak! Nie odbierasz moich telefonów!
- Komórka mi się zmoczyła.
- Zmoczyła? Dzisiaj nie padało. A Ulka gdzie ma telefon? Do niej też dzwoniłem.
- A nie będziesz zadawał zbędnych pytań?
- Nie!
- Wpadliśmy przypadkiem do stawku w parku.
Chwila ciszy.
- W porządku. Ale kupcie sobie nowe telefony, bo nie ma z wami kontaktu.
- Okej. Kupimy. A wiesz? Byłem dzisiaj z Ulką na działce - pochwalił się Marek.
- O! Postęp! To pierwsza kobieta poza twoją matką, która tam była.
Marek się uśmiechnął.
- To co chciałeś tato?
- Szukałem cię dzisiaj w firmie, ale cię nie było, więc chciałem zapytać, czy jutro będziesz, bo musimy porozmawiać.
- Tak, będę.
- Aha. To zobaczymy się jutro. Ucałuj Uleńkę.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Cześć.
Marek podszedł do Uli, pocałował ją w policzek i powiedział:
- To od moich rodziców.
- Dzięki - odpowiedziała z uśmiechem Ula. - Marek... A ja dobrze słyszałam?
- Co?
- Że byłam drugą kobietą, która oglądała tę działkę?
- Hmm. Tak.

Nazajutrz.
Po przebudzeniu Ula udała się do kuchni. Podeszła do kalendarza i wyrwała kartkę.
- Hmm. Dzisiaj czwartek, to w poniedziałek urodziny Marka.
Już miała się odwrócić, gdy poczuła, że ktoś ją obejmuje w pasie.
- Cześć kochanie - rzekł Marek całując ją w głowę.
Dziewczyna się odwróciła i rzekła:
- O, dzisiaj wstałeś wcześniej.
- No tak jakoś wyszło.
Po dłuższej chwili byli już w samochodzie.
- Marek...
- Hmm...
- Gdzie my jedziemy?
- Do sklepu.
- Po co?
- Po telefony. Ula, bez komórki, to jak bez ręki - rzekł z uśmiechem. - A właśnie, mam sprawę.
- Słucham?
- Bo kupujemy same telefony...
- No... i?
- No i ja miałem na abonament... I potrzebne mi jest zaświadczenie o zarobkach, żeby mi wydali duplikat karty.
- Okej. Jak dzisiaj wpadniesz, a na pewno wpadniesz, to ci je dam.
Po dwóch godzinach byli już w firmie. Oboje rozeszli się do swoich gabinetów. Ula od razu wzięła się za zaświadczenie o zarobkach Marka, żeby mieć je już z głowy. W czasie lunchu wybrała się na zakupy z Dorotą.

W tym samym czasie.
- Pani Marto, jak przyjdzie Sebastian, to niech od razu do mnie wejdzie.
Dziewczyna bawiła się włosami robiąc do niego maślane oczka. Marek bez słowa wszedł do gabinetu. Po krótkiej chwili wszedł Sebastian.
- No, stary, co to jest za ważna sprawa?
- Seba, zamknij drzwi.
- Uuuu, robi się poważnie. Coś z Ulką? Znowu się obraziła? Te dzisiejsze kobiety...
- Seba, zamknij się. Przez ciebie mogę mieć kłopoty.
- Przeze mnie?! Co ja znowu zrobiłem?!
Marek podszedł do niego i cichym głosem powiedział:
- Ta cała Marta coś do mnie ma. Dziwnie się patrzy, nienawidzi Uli, nawet Ulka to zauważyła. Co ja mam zrobić, żeby znowu wszystkiego nie spieprzyć?
- Nie wiem, ignoruj, pogadaj...
- Bo to akurat coś pomoże...
- Nie chcesz moich rad, to radź sobie sam - rzekł Seba wychodząc.
Po chwili Marek również wyszedł.

Dorota z Ulą odwiedziły kilka sklepów. Po dwóch godzinach były już w siedzibie firmy.
- To ja skoczę jeszcze do Sebulka, a ty pomyśl, gdzie to możesz schować.
- Perfum i krawat włożę do torebki, a reszta zostanie w torbie bo się nie zmieści.
Dziewczyny wysiadły z windy, każda poszła w swoją stronę.
W gabinecie Uli.
Dziewczyna zdążyła odłożyć torebkę i już miała schować do biurka torbę z zakupami, gdy wszedł Marek. Ula odruchowo schowała torbę za siebie.
- Co tam masz? - zapytał podchodząc do dziewczyny.
Ta okrążyła biurko idąc w przeciwnym kierunku niż on.
- Ula, i tak ci to zabiorę - rzekł z uśmiechem na ustach.
Podbiegł do niej od tyłu i próbował górą zabrać jej torbę. Wszedł Krzysztof.
- Marek, wiedziałem, że cię tu... - nie dokończył, bo Marek krzyknął:
- Ula, oddaj, to polecenie służbowe!
- To rzecz prywatna! Zostaw mnie!
- Tym bardziej pokaż! Już masz przede mną tajemnice, to co będzie po ślubie? Tato, powiedz jej, żeby mi to oddała.
Weszła Dorota.
- Dorka, łap! - wrzasnęła Ula rzucając jej torbę.
Dziewczyna wiedząc, co Ula chce ukryć, szybko złapała torbę i wybiegła. Marek już miał za nią pobiec, gdy zatrzymał go ojciec.
- Później sobie pobiegasz za tą paczką, teraz mam ważną sprawę.
- Ale...
- Marek, nie pyskuj ojcu - powiedziała z rozbawieniem Ula.
- No właśnie, nie pyskuj, chodźmy do ciebie, nie będziemy tu Uli przeszkadzać.
Marek miał zrezygnowaną minę.
- Masz to zaświadczenie czy nie? - zapytał Ulę.
- Mam. Trzymaj - odpowiedziała.
Mężczyźni wyszli z gabinetu Uli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)