poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 68

W domu.
- Ula, no powiedz, co to była za torba? - nudził w dalszym ciągu Marek.
- Niespodzianka.
- To tym bardziej...
- Przestań! - krzyknęła zirytowana Ula. - Dowiesz się w odpowiednim czasie.
- No ale Ula... Gdzie ją masz?
- Szukaj, a znajdziesz... - zachęciła.
Marek podbiegł szybko do jej torebki. „Jak dobrze, że zostawiłam krawat i perfum w biurze” - pomyślała Ula.
- Tu nie ma... - rzekł zawiedziony.
- Idź do Lexusa - zachęcała dalej.
Marek szybko wybiegł.
„Chwila spokoju” - pomyślała Ula i szybko zadzwoniła do Doroty.
- I co, schowałaś? To dobrze. A Sebastian nie znajdzie? Super. Dzięki. Bo widzisz, Marek już szuka.
W tej chwili wrócił Marek.
- To ja kończę. Pa.
- Z kim rozmawiałaś?
-          Nieważne - powiedziała odkładając telefon na stół i idąc do łazienki.
Marek skorzystał z jej nieobecności, zabrał jej telefon i zdziwiony powiedział na głos:
- Dorota?!
Szybko wziął swój telefon i zadzwonił do Seby.
- Stary? Szukaj takiej bordowej torby, Dorota ją gdzieś u was schowała.
- Jakiej torby?
- No takiej papierowej. Dosyć spora była. Na pewno rzuci ci się w oczy.
- Ale...
- Szukaj!
Rozłączył się. Po chwili jego telefon zadzwonił.
- Seba? Znalazłeś? Tak szybko? - pytał podekscytowany.
- Tak jakby.
- To co tam jest?
- No nie wiem, bo Dorota z nią uciekła.
- To goń ją idioto!
- Co?!
- No biegnij!
W tej chwili weszła Ula. Spojrzała na Marka podejrzliwie. Ten od razu się rozłączył.
- Cześć kochanie! Już wróciłaś?
- No przecież byłam tylko w łazience. Z kim rozmawiałeś?
- Nieważne.
Zadzwonił telefon Uli i Marek zobaczył na wyświetlaczu „Dorka”. Ula szybko wzięła telefon i poszła do innego pokoju.
- Tak?
- Przez ten twój prezent Sebastian mnie goni po mieście!
- Skąd on wie?!
- Marek do niego dzwonił!
- A Marek skąd wie, że akurat ty go masz?
- Czekaj, widzę Sebastiana!
- Dobra, uciekaj, zaraz zadzwonię.
Otworzyła drzwi.
- Ała!!
Siła uderzenia odrzuciła Marka do tyłu.
- Marek!
- No co?! - Marek trzymał się za nos.
- Dobrze ci tak. Jak Viola! Gorzej niż dziecko! - powiedziała, naprędce zakładając adidasy.
Trzasnęła drzwiami i wyszła. Ponownie zadzwoniła do Doroty.
- Gdzie jesteś? Zmienię cię.
- Nie musisz się spieszyć.
- Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona Ula.
- Siedzę na ławce, naprzeciwko twojego bloku a Sebastian cały czas myśli że uciekam i biega wokół bloku.
Ula wybuchnęła śmiechem.
- Powiedz mi, kiedy mogę wyjść.
- Czekaj... Czekaj... Czekaj... Teraz!
Ula szybko wybiegła z bloku i podbiegła do ławki, a następnie usiadła na niej. W tym samym czasie.
- I co, masz ją? - zapytał Marek.
Sebastian z trudem łapał oddech.
- Nie! Gonię ją pod twoim blokiem.
- Jak pod moim blokiem?
- No wokół.
- Czekaj, schodzę.
Marek się rozłączył. Po chwili był już na dole. Złapał Sebę i krzyknął:
- Ty idioto! One siedzą tam!
Ulka ich zauważyła, pociągnęła Dorotę za rękę i razem rozpoczęły ucieczkę. Marek, nie patrząc na Sebę rzucił się za nimi. Ula krzyczała do Doroty:
- Jaki szybki!! Zaraz nas dogoni!
- On ma garniak, jak on to robi?!
- Jogging! Musimy się gdzieś schować!
- Tu niedaleko moja kumpela ma sklep. Schowamy się tam!
- Dobra!
Dziewczyny słyszały już krótki oddech Marka. Nagle Dorota poczuła, że ktoś ją szarpie.
- Aaaa! - wrzasnęła.
Marek ściągnął z niej bluzę. Ula pociągnęła Dorotę do przodu. Wbiegły do sklepu i od razu udały się na zaplecze. Za nimi wbiegł Marek, jednak dziewczyn nie było ani śladu.
- Dobry wieczór - rzekł zdezorientowany.
- Dobry wieczór - powiedziała jeszcze bardziej zdezorientowana ekspedientka. - W czym mogę pomóc?
- Ja... ja szukam dwóch dziewczyn. Blondynki i brunetki. Miały torbę.
- Nie było ich tu.
-      Aha. Dzięki za szczerość - powiedział, po czym wyszedł.
Ekspedientka zamknęła sklep i udała się na zaplecze. Dziewczyny opowiedziały jej całą historię.
- To ten facet to twój? - zapytała patrząc na Ulę.
- Tak. A ten drugi właśnie doszedł.
- Dorotka, masz faceta z kiepską kondycją.
- Nie. Kondycję to on ma dobrą, tylko że my biegliśmy przez całe miasto, a on jeszcze pod blokiem.
Po dłuższej chwili dziewczyny wyszły tylnym wyjściem i udały się na główną ulicę.
- Co, chłopaki, tak wolno? - zapytała z uśmiechem Ula.
Marek zauważył torbę w jej ręce, dobiegł do niej i ją wyszarpnął. Otworzył i wyrzucił na chodnik.
- Haha - rzekł.
- A czego się spodziewałeś? Dowiesz się w poniedziałek.
- Gdzie to masz?
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Marek... - zaczęła Dorota.
- Hmm...
- Mam pytanko. Jak ty to robisz? Biegasz tak szybko w garniturze i w dodatku w takich butach...
- Lata praktyki i biegania, ale i tak każde buty są lepsze niż kapcie - rzekł z uśmiechem patrząc na stopy Doroty.
- Haha. Patrz na Sebę - rzekła z ironią Dorota.
- No co? Nie zdążyłem włożyć swoich...
Marek, Ula i Dorota wybuchnęli śmiechem na widok o połowę za małych japonek Doroty.
- Możesz już je sobie wziąć - powiedziała Dorota.

Po pół godzinie cała czwórka była już w mieszkaniu Marka.
- Stary, pożycz buty.
Marek spojrzał na niego jak na idiotę.
- No co? Ja ci spodnie i t-shirt pożyczyłem.
- Oj no dobra. Ale czekaj... Ja mam 43 a ty 48... Zapomnij! Moje skórzane czy adidasy? Chyba oszalałeś! Odwiozę was.

Niedziela rano.
- Marek, wstawaj! Obiecałeś mi.
- Jeszcze 5 minut... Proszę...
Pół godziny później.
- Marek! Wstawaj! Później przychodzą goście!
- Oj no dobra... - rzekł Marek wstając.
Spojrzał na zegarek.
- 6:30! Oszalałaś! - zerknął na Ulę rozzłoszczoną do granic możliwości. - Dobra. Idę się ubrać - oznajmił.

Po 10 minutach byli już na dole.
- To gdzie? - zapytała Ula.
- Pomyślmy. Trzeba wybrać taką łatwą trasę. Jak ja zaczynałem z Sebą? Ło, to było jeszcze przed wojskiem... Ula, do końca ulicy i z powrotem.
- Haha. Ja nie jestem początkującym. Chce trasę na twoim poziomie.
- Nie dasz rady.
- Dzięki - Ula się obraziła.
- No jak chcesz. Ale ja cię z powrotem nieść nie będę.
- A szkoda.
- Haha. To ruszamy.
Po trzech godzinach biegów i dwóch postojach byli już ponownie w mieszkaniu.
- I co? Nadal chcesz ze mną biegać? - zapytał z nadzieją na „nie” Marek.
- Tak. Kiedy? Dzisiaj wieczorem czy jutro rano?
- Jeszcze ci się chce?
- Marek, niejednokrotnie widziałam i słyszałam, że jesteś bardzo wysportowany. Weźmy na przykład czwartkową „pogoń”, czy pobicie Martina. Dlaczego nie chcesz biegać, ani w ogóle uprawiać jakiegokolwiek sportu oprócz tego twojego tenisa czy golfa?
- Oj, no bo tak jakoś jest.
- Nawet pływać nie chcesz, chociaż miałeś za to nagrody, miejsca, ba! najwyższe miejsca! Muskuły byś sobie wyrobił, chociaż nie twierdzę, że ich nie masz bo masz...
- Ula...
- Kurde blaszka, nie przerywaj! Zróbmy tak. Za każdy dzień, dobra, na początek za każdą godzinę uprawiania jakiegokolwiek sportu oprócz golfa będziesz otrzymywał nagrodę.
- Jaką? - zapytał zaciekawiony.
- Jaką tylko będziesz chciał - rzekła z uśmiechem.
- Naprawdę jaką tylko będę chciał?
- Tak, naprawdę.
- To ja idę pobiegać. Albo nie, idę z Sebą na siłownię. Wrócę wieczorem.
- Marek, dzisiaj przychodzą goście.
- Eee tam... To pójdę we wtorek.
- Okej. A jaką sobie nagrodę wybrałeś? - zapytała trochę poddenerwowana Ula.
- No jak to jaką? Truskawki, a co by innego?
- To muszę iść kupić.
- Nie o takich truskawkach mówiłem.
- Za każdą godzinę? No to się wkopałam.
Marek podszedł do Uli, pocałował ją i rzekł:
- Ulka, nie będę taki drobiazgowy, żeby liczyć godziny.
- Ale bez sportu truskawek nie ma - oznajmiła.
Marek zrobił przerażoną minę.
- Umowa? - zapytała Ula.
Marek westchnął i powiedział:
- Umowa.
Podali sobie ręce.

O czwartej byli już wszyscy goście. Siedzieli razem w salonie, rozmawiali popijając kawę i mocniejsze trunki. Marek otrzymał od wszystkich życzenia i upominki. Nadal dziwił się, dlaczego już dziś dostał prezent od Uli. Postanowił o to zapytać.
- Ula...
Wszyscy umilkli.
- Hmm...
- A dlaczego dałaś mi prezent dzisiaj? Obiecałaś niespodziankę w poniedziałek.
- I słowa dotrzymam - odpowiedziała z uśmiechem.
Dorota, która była trochę podpita zaczęła krzyczeć:
- A ja wiem! Ja wiem, a wy nie! I wam nie powiem.
- Milcz, Dorota - powiedziała Ula ostrzegawczym tonem.
Marek wstał. Pomachał butelką w whisky i rzekł zachęcająco:
- Dorotka... chodź.... Patrz co ja mam...
Wszyscy z wyjątkiem Ulki i Doroty, która właśnie zaczęła się podnosić z miejsca, wybuchnęli śmiechem. Ula również wstała, podeszła do Marka, odebrała mu butelkę i rzekła:
- Jeśli tak zrobisz, nie dostaniesz niespodzianki.
- A będziesz żałował... - rzekła Dorota.
Wszyscy równo:
- Uuuu!!!
Wtrącił się Seba.
- No stary, wolisz mieć niespodziankę, czy wiedzieć, co tracisz?
Marek bez zastanowienia usiadł z powrotem na kanapie. Po dziesiątej już nikogo nie było.

Nazajutrz Marek co pół godziny przychodził do gabinetu Uli i wypytywał ją, kiedy będzie niespodzianka. Zdziwiło go, że poszła na lunch bez niego, gdyż nie zastał jej w biurze. Wypytywał panią Kasię, ale ona nic nie widziała. Zrezygnowany poszedł do swojego gabinetu. O dziwo, jego asystentki nie było. Wszedł do gabinetu i ujrzał na biurku pudełko z niebieską kokardką. „Od Uli?” - ucieszył się Marek. Otworzył pudełko. Były w nim... czerwone bokserki i liścik. „Jednak nie od Uli” - pomyślał widząc charakter pisma.

„Po truskawki przyjdź do mnie. Czekam.
Cała Twoja -
- Marta”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)