- Już jestem - oświadczył Marek.
- Jak było? - zapytała Ula podchodząc do niego.
- O dziwo dobrze. Jak widać żyję. Czekam na nagrodę.
- A skąd mam wiedzieć, że ćwiczyłeś?
Marek pokazał na telefonie zdjęcie, na którym właśnie podnosił ciężary.
- Ile miała?
- 90.
- Ile razy podniosłeś?
- 10.
- Ooo... Coś jeszcze robiłeś?
- Tak.
- Po ile razy?
- Oj, Ula. Nie wierzysz? - Marek wyciągnął z torby mokrą, przepoconą koszulkę i rzucił w Ulę.
- O Boże. Czuję. Idź się umyć.
Po 15 minutach wyszedł z łazienki.
- Ula, czekam.
- Ja też. W kuchni. Kolacja gotowa.
Marek w zaskakująco szybkim tempie zjadł kolację.
- Już zjadłem.
- To dobrze. Pozmywam.
Właśnie wkładała ostatni kubek do zmywarki, gdy Marek podszedł do niej od tyłu, zarzucił sobie ją na plecy i ruszył w kierunku sypialni.
- Marek! Puść mnie! - protestowała dziewczyna próbując się wyrwać.
Po chwili odłożył ją na łóżko...
Nazajutrz.
Ulę obudziło stękanie Marka.
- Ała... Ja nie wstanę...
Ula wybuchnęła śmiechem.
- Trzeba było ćwiczyć, a nie teraz narzekasz.
- To nie moja wina, że mam zakwasy.
- Oj, Marek, nie przesadzaj, na pewno nie jest aż tak źle.
- Gorzej - powiedział wstając z trudem.
Powoli zaczął się ubierać. Ula uczyniła tak samo.
- Kumple wczoraj się śmiali z moich pleców - zaczął Marek.
- I co, może jeszcze im opowiedziałeś, co? - spojrzała na niego i widząc jego minę krzyknęła. - Powiedziałeś! Jak mogłeś?!
- I tak sami wiedzieli, o co chodzi - rzekł Marek wzruszając ramionami. - Ale byli zaskoczeni, chociaż w sumie ja też byłem.
Ula nie odzywała się do niego całą drogę do pracy.
- Oj, Ula, nie gniewaj się...
- Możesz do mnie zadzwonić, bo chyba nie wzięłam telefonu? W każdym bądź razie nie mogę go znaleźć.
Marek szybko wydusił jej numer. Rozległ się dzwonek. „Nie, nie, nie, nienawidzę szefa...!”. Ula wybuchnęła śmiechem.
- Zapomniałam zmienić. No, ale przynajmniej telefon się znalazł.
- Bardzo śmieszne. Po prostu boki zrywać - rzekł z ironią Marek.
Po chwili oboje byli już w swoich gabinetach. Marek, o dziwo, zastał dzisiaj swoją asystentkę.
- Dzień dobry, pani Marto.
- Witam.
- Zapraszam panią do gabinetu. Musimy porozmawiać.
Dziewczyna uśmiechnęła się z triumfem. Posłusznie weszła za nim do gabinetu.
- Chciałbym z panią porozmawiać o tym liściku - rzekł Marek bardzo poważnie, co zaskoczyło dziewczynę.
- Coś tam było niejasnego?
- Nie. Właściwie bardzo jasno było napisane. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Jeszcze jeden taki numer i już tu nie pracujesz - rzekł Marek siadając przy biurku.
- No nie wierzę, że te wszystkie historie o romansach z pracownicami były kłamstwem.
- To nie jest twoja sprawa.
- A może jednak moja? - zapytała uśmiechając się zalotnie, podchodząc do niego i siadając na biurku.
„Cholera! Jest za blisko!” - pomyślał Marek. Wstał z fotela. Marta jednak siłą posadziła go z powrotem, złapała za krawat i zaczęła go do siebie przyciągać. „Przegrałem...” - pomyślał Marek zamykając oczy do pocałunku. Nagle drzwi się otworzyły.
- Marek, pójdziesz ze mną... - Ula umilkła na chwilę, a później dokończyła cichym głosem. - ...na lunch...
Marek gwałtownie odsunął się od Marty. Ta spojrzała triumfującym wzrokiem na Ulę i uśmiechnęła się do niej. Ula ze łzami w oczach wybiegła. Marek zerwał się z fotela i ruszył za nią.
- Ula!
Nie zdążył dobiec do windy, więc zbiegł schodami. Dogonił ją przy wyjściu, przy stanowisku pana Władka.
- Ula, to nie tak jak...
Nie dokończył, bo zapłakana Ula z wściekłością odwróciła się, z całej siły go spoliczkowała i wybiegła. Marek stanął jak wryty. Po chwili się otrząsnął i rozmasowując policzek wybiegł na ulicę. Jednak Uli nigdzie nie było. Wściekły ruszył w kierunku swojego gabinetu. Marta siedziała w fotelu za jego biurkiem. Marek wrzasnął do niej:
- Wynoś się stąd! Już tu nie pracujesz! Zejdź mi z oczu! Zacznij się pakować!
Wybiegł z gabinetu i szybkim krokiem poszedł do przyjaciela. Wszedł bez pukania. Ze łzami w oczach krzyknął do niego:
- Seba, znowu wszystko spieprzyłem!
Szybko opowiedział mu całą historię. Sebastian spojrzał na niego z politowaniem.
- Racja. Wszystko spieprzyłeś.
- To wiem! - krzyknął Marek. - A jakaś złota rada?
- Co ja ci mogę powiedzieć? Jedyne co możesz teraz zrobić, to lecieć za nią i ją przepraszać, chociaż wątpię, czy ci wybaczy.
Marek szybko wybiegł z gabinetu. Po krótkiej chwili (i złamaniu z tysiąca zasad ruchu drogowego) otworzył drzwi od mieszkania, jednocześnie wpadając na Ulę ciągnącą torbę.
- Ula, proszę, wysłuchaj mnie - rzekł zamykając za sobą drzwi.
- Chcesz, to opowiadaj, ale i tak nie uwierzę.
- Kochanie, to naprawdę nie było tak, jak wyglądało. Rozmawiałem z nią o tym nieszczęsnym liściku i wtedy ona zeszła na temat moich romansów... zaczęła być nachalna... Wstałem, chciałem odejść, ale ona siłą mnie posadziła i przyciągnęła do pocałunku. Ula, ja naprawdę nie chciałem... Ona już tam nie pracuje! Ula, wybacz mi!
- Dziwne, bo wyglądało to trochę inaczej. Ty też ją chciałeś pocałować - rzekła ze łzami w oczach i wybiegła z mieszkania.
Zrezygnowany Marek usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili wziął się w garść i poszedł do sypialni. Na łóżku ujrzał kartkę. „Ślubu nie będzie!”. Na kartce leżał pierścionek. Marek się popłakał.
Tymczasem w taksówce.
- Ala? - zapytała zapłakana Ula.
- Tak. Ulka, dlaczego płaczesz?
- Mogę się na kilka dni do ciebie wprowadzić?
Ala westchnęła i zapytała:
- Co ci zrobił?
- Zabierzesz mnie spod firmy? Wtedy porozmawiamy.
- Dobrze.
W tym samym czasie.
Marek doszedł do siebie i zadzwonił do Sebastiana.
- No i jak? - odebrał Seba.
Marek otworzył szafę.
- Stary, jest tragicznie. Zabrała wszystkie rzeczy, z wyjątkiem kilku drobiazgów, które dostała ode mnie. No i oddała mi pierścionek.
Seba zamilkł na moment.
- No to faktycznie. Może wpadniesz do mojego mieszkania za moment? Ja też tam dojadę i pogadamy.
- Dobrze - odparł Marek.
Po 10 minutach.
- Ale panie władzo, nie odpuści pan?
- Odpuścić 120 na terenie zabudowanym? Będzie mandacik i punkty karne. Imię i nazwisko proszę.
- Marek Dobrzański.
- To będzie 600 złotych i 10 punktów karnych.
Pogrzebał w rejestrze i powiedział:
- O! Widzę, że niedługo pożegnamy się z prawem jazdy. Zostało panu tylko 5 punktów.
- Tak, wiem - odparł zrezygnowany Marek, wsiadając do Lexusa. - Do widzenia.
- Do widzenia. Szerokiej drogi.
Marek skręcił w prawo i już był pod blokiem Seby.
Ula siedziała w salonie u Ali.
- Jak on mógł ci to zrobić? Po tym wszystkim zaczęłam wierzyć, że mu naprawdę na tobie zależy, nawet zaczęłam go wspierać!
Ula płakała.
- Co ja mam teraz zrobić? Świat mi się zawalił!
- Odejdź z pracy!
- Nie odejdę! Nie pokażę mu swojej słabości.
- Ula, znów będziesz cierpieć. To błędne koło nie ma sensu.
W tym samym czasie.
Marek zapukał do mieszkania Sebastiana. Od progu przywitała go Dorota.
- Jak mogłeś?! Moją najlepszą przyjaciółkę! A ja ci wierzyłam! Ba! Wszyscy ci wierzyli! Jesteś z siebie dumny?!
Marek już miał odpowiedzieć, gdy ta zamknęła przed nim drzwi. Zrezygnowany usiadł na schodach i czekał na Sebę. Ten przyszedł po kilku minutach i wydarł się na całą klatkę:
- Pieprzony gliniarz! Pod samym blokiem mnie udupił!
- Ile dostałeś? - zapytał Marek wyciągając z kieszeni swój mandat.
- Czterysta i sześć punktów. A ty?
- Sześćset i dziesięć.
- To jak ty jechałeś?
- 120.
- Ja też jakoś tak - powiedział zdziwiony Seba.
- To czemu ja dostałem więcej o dwieście złotych i o cztery punkty karne?
- Idź się kłócić.
- Mam wyjebane. Chcę pogadać.
- Okej. Czemu siedzisz na klatce?
- Twoja dziewczyna mnie zjechała od góry do dołu, a później zamknęła mi drzwi przed nosem.
- Ło - Seba otworzył drzwi od mieszkania.
Dobiegł ich wrzask Doroty.
- Jak mogłeś?!
Sebastian szybko się nachylił, a Marek odskoczył w bok.
BUM!!!
Drewniany wałek uderzył w drzwi sąsiadki. Ta otworzyła drzwi.
- O! Dorotka! Oddajesz wałek! Dzięki! - powiedziała zabierając wałek i zamykając drzwi.
Sebastian niepewnym krokiem wszedł do środka.
- Pogięło cię?! Co ty w ogóle robisz?!
Niespodziewanie Dorota wybiegła z nożem w ręce. Marek odskoczył do tyłu, natomiast przerażony Sebastian złapał Dorotę w pasie.
- Co ty, z nożem na niego?! - krzyknął.
- Nie, no co ty? Obiad robię! - rzekła wypuszczając nóż z ręki. - Puść mnie!
Sebastian ją puścił.
- Co ty w ogóle zrobiłeś?! Jak mogłeś?! Ja dla ciebie zaryzykowałam przyjaźń, żeby was połączyć, a ty co, spieprzyłeś to przez jakąś puszczalską flądrę?!
Marek stał ze spuszczoną głową.
- Nie dobijaj go! - rzekł Seba. - Nie widzisz w jakim jest stanie?!
- No nie bardzo - rzekła z ironią.
Marek bez słowa podszedł do barku, wyciągnął butelkę wódki i zaczął sam pić. Dorotę zatkało Marek usiadł na podłodze przy barku i zaczął:
- Głupia szmata! Jak mogłem zrobić coś takiego Uli? - mówił bardziej do siebie niż do nich. - Zniszczyłem coś tak pięknego!
Po krótkiej chwili butelka była w połowie pusta. Sebastian usiadł koło niego i wziął kolejną butelkę dla siebie.
- Co ja w ogóle zrobiłem? Przecież zacząłem z nią rozmawiać o tym pieprzonym liściku... - sięgnął kolejną butelkę i wziął duży łyk. - A ta zrobiła się nachalna. A ja jak głupi i bezradny się poddałem!
- Jaki liścik? - zapytała Dorota.
- No ten co mi dała z prezentem na moje urodziny - powiedział Marek.
- Dostał bokserki i liścik w który było napisane, że po truskawki ma przyjść do niej, czy jakoś tak i jeszcze było podpisane „Cała Twoja - Marta” - dodał Seba.
- A skąd ona wiedziała o truskawkach? - zapytała Dorota.
- Nie wiem. Chyba czytała ten artykuł - rzekł Marek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)