Po godzinie Marek był już po dwóch butelkach wódki i połowie whisky. Seba dzielnie próbował mu dorównać, ale i tak mu się to nie udawało. Dorota udała się do łazienki. Gdy wróciła Marka już nie było.
- Gdzie on jest?! - wrzasnęła do pijanego Seby.
- Pojechał do domu - powiedział nieświadomy powagi sytuacji.
- Co?! Pijany i pojechał?! O Boże! - krzyknęła i wybiegła na ulicę.
- Witam ponownie, panie władzo - rzekł z ironią Marek.
- O, widzę, że trochę sobie wypiliśmy.
- To dobrze pan widzi.
- A gdzie samochód?
- Pod blokiem. A co?
- A pan gdzie zmierza?
- Przed siebie.
- No to koniec wędrówki, proszę za mną.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz, idziesz. Zenek, bierz go.
Po pół godzinie Marek wylądował na izbie wytrzeźwień. Nikt nie wiedział, że z wszystkiemu z daleka przyglądał się fotoreporter...
Następnego dnia Marek ocknął się w nieznanym mu miejscu. Po godzinie tłumaczeń wyszedł z izby. Złapał taksówkę i udał się pod swój blok. Przebrał się i wyszedł z mieszkania. Zadzwonił po Tomka.
- Stary, mam prośbę.
- No wal.
- Możesz do mnie przyjechać?
- Jasne, już jadę.
Po krótkiej chwili Tomek dojechał pod blok, a Marek wsiadł do auta.
- Ty, zawieź mnie do Seby.
- Po co?
- Po auto. Zostawiłem tam.
- Stary, dlaczego się tak schlałeś?
- Co?!
- Weź gazetę do ręki.
Na pierwszej stronie: „Nie wiadomo dlaczego Marek Dobrzański znalazł się na izbie wytrzeźwień”. I wielkie zdjęcie Marka wsiadającego do radiowozu.
- Ekstra.
- Stary, będzie dobrze - pocieszył go Tomek. - A swoją drogą jestem ciekawy, co powie Ula jak to zobaczy.
- Nie wiem i raczej się nie dowiem.
- Dlaczego?
Marek opowiedział mu całą historię.
- ...i proszę, nie komentuj.
- Dobra, ale...
- Tak, wiem! - krzyknął wkurzony Marek, wysiadając z auta.
Podszedł do Lexusa, wsiadł, odpalił silnik i odjechał w kierunku firmy. Natomiast Ula jadła śniadanie czytając gazetę z artykułem o Marku.
- Ala, czytałaś?
- Czytałam.
Nagle zadzwonił telefon Uli.
- Cześć, córcia.
- Aaa... To ty, tato. Cześć.
- Słuchaj, co tam się u was stało? Trzymam właśnie w ręku dzisiejszą gazetę.
- Taak... Ja też.
- To ty nic o tym nie wiesz?
- Poszedł do kumpla i chyba tak jakoś wyszło.
- Aha. To jak będziesz wiedziała więcej, to zadzwoń.
- Tak, zadzwonię.
- To cześć, córciu.
- Cześć, tato.
Ula odłożyła telefon, spojrzała na Alę i rzekła:
- A co miałam powiedzieć?
- Prawdę?
- Ala, proszę... Daj mi trochę czasu. I proszę, nie mów im.
- Ale...
- Proszę.
- No dobrze. Nie powiem.
- To jak? Zbieramy się?
- Tak, już idę.
W tej chwili Marek wychodził z windy.
- Marek, jak ty wyglądasz?
- Też się cieszę, Aniu, że cię widzę.
- Co ty masz pod tym okiem?
Marek przypomniał sobie jak oberwał od Uli w twarz.
- A to... nieważne.
Nagle rozbłysnął flesz aparatu. Rozległa się lawina pytań.
- Panie Marku, jak to się stało?
- Dlaczego?
- Co na to narzeczona?
- Bez komentarza - rzekł Marek przepychając się do swojego gabinetu.
Już miał wejść, gdy odwrócił się i rzekł do reporterów idących za nim.
- Ani mi się ważcie wchodzić za mną do gabinetu! Mam dużo pracy. Inaczej wezwę ochronę!
Wkurzony zamknął drzwi. Ujrzał swoich rodziców. „No to teraz dopiero będzie” - pomyślał.
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął Krzysztof.
„Moja głowa...” - pomyślał Marek.
- Ciszej... - poprosił.
- Jakie ciszej?! - krzyknął jeszcze głośniej.
Zrezygnowany Marek podszedł do barku, wyciągnął whisky i jedną szklankę. Nalał sobie do pełna i wypił duszkiem.
- Co się z tobą dzieje?! - krzyknęła Helena.
- Co powie na to Ula?! - dodał Krzysztof.
- Chyba już swoje powiedziała. Spójrz na jego policzek - rzekła Dobrzańska.
Zrezygnowany Marek powiedział:
- Ula mnie zostawiła.
Dobrzańscy mieli zszokowane miny.
- Dlatego, że wylądowałeś na izbie? - zapytał Krzysztof.
- Nie, odwrotnie, wylądowałem na izbie, bo mnie zostawiła.
- To dlaczego cię zostawiła? - zapytała Helena.
Marek nalał sobie kolejną szklankę whisky. Wypił ją do dna i zaczął dobitnie:
- Gdyby nie weszła do gabinetu to pewnie puściłbym się z inną.
Jego rodziców zamurowało. Po chwili odezwał się Krzysztof.
- Znowu? Niczego się nie nauczyłeś na swoich błędach?!
- Próbowałem się oprzeć, ale... nie mogłem. Przestałem nad tym panować.
- A co to w ogóle za dziewczyna była?
- Marta - powiedział z nienawiścią. - Nowa sekretarka.
Nalał sobie kolejną szklankę, ale jeszcze jej nie wypił.
- Próbowałeś rozmawiać z Ulą?
- Nie chciała mnie słuchać. Zabrała swoje rzeczy z mieszkania, zerwała zaręczyny i odeszła.
- To spróbuj do niej zadzwonić, sprawdź, czy jest w pracy, goń ją! - krzyknęła Helena.
Marek opróżnił szklankę i powiedział:
- Poddaję się. To nie ma sensu. Ona zasługuje na kogoś lepszego niż ja. Jestem nikim. Przegrałem.
Helena podeszła do niego i go spoliczkowała krzycząc:
- Weź się w garść! Walcz o nią!
W tej chwili wszedł Sebastian. Zamykając za sobą drzwi powiedział:
- Moja głowa, też cię tak... O! Dzień dobry.
- Witam - powiedziała Helena nadal stojąc nad synem z uniesioną ręką.
Krzysztof tylko kiwnął głową. Skacowany Sebastian palnął głupio:
- Ło. Pani go bije. To za picie? To ja wychodzę.
- Nie, no co ty! To za to, że jestem skończonym idiotą.
- Przyznałeś się rodzicom do zerwania z Ulką?
- Marek, idź do niej - nalegała Helena.
- I tak mu nie wybaczy - rzekł Sebastian.
Marek zrobił jeszcze smutniejszą minę. Nalał kolejną szklankę ulubionego trunku i już miał się napić, gdy podszedł do niego ojciec i zaczął się szarpać o szklankę. Helena mruknęła:
- To nic nie da.
I wyszła. Po chwili była przed gabinetem dyrektorki finansowej. Zapukała.
- Proszę! - usłyszała Ulę.
Weszła. Ula uniosła wzrok znad papierków od krówek, westchnęła, wstała i rzekła:
- Dzień dobry. Chodzi o firmę? Zapraszam. Marek tu panią przysłał? Nie ma tu pani czego szukać.
- Marek nie wie, że tu jestem.
- Czyli chodzi o niego.
- Tak. I nie.
Ula zrobiła zaskoczoną minę. Helena dodała:
- Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, wyjdę.
Ula pomyślała chwilę, po czym powiedziała:
- Proszę - i z powrotem usiadła. - Słucham. Co pani mi powie, o czym jeszcze nie wiem?
- Na początku chcę, żebyś wiedziała, że nie przyszłam tu bronić Marka.
Ula znów zrobiła zaskoczoną minę.
- Więc po co pani tu przyszła?
Helena wzięła głęboki oddech i zaczęła:
- Chciałam ci powiedzieć, że kiedyś byłam w podobnej sytuacji. Krzysztof zdradził mnie trzy tygodnie przed ślubem.
- I pani za niego wyszła?
- Tak. Jak widać - Helena miała łzy w oczach. - Zdusiłam to w sobie i mu wybaczyłam. Obiecał mi, że nigdy więcej tego nie zrobi... i słowa dotrzymał. A ja z czasem nauczyłam się mu ufać.
Ula się rozpłakała.
- Ale ja tak nie umiem...
- Wiem, że to trudne. Doskonale rozumiem, że nie wiesz jaką decyzję podjąć. Ale uwierz mi - jeśli się kogoś naprawdę kocha, można mu wybaczyć wszystko.
- A jeśli ja mu wybaczę, a on się nie zmieni?
Helena również się rozpłakała.
- Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Nawet wtedy, gdy wyjechałaś do Londynu. Myślę, że dostał już odpowiednią nauczkę.
Helena wstała, a za nią Ula.
- Uleńko, nie zmuszam cię, żebyś mu wybaczyła. Decyzja należy do ciebie. Przemyśl to co ci powiedziałam. Zastanów się, czy jesteś na siłach mu wybaczyć.
Kobiety się uścisnęły, po czym Helena wyszła. Przy biurku sekretarki Uli stał Marek, który w końcu zdecydował się jeszcze raz spróbować porozmawiać z ukochaną. Jednak gdy ujrzał swoją zapłakaną matkę wychodzącą z jej gabinetu zawahał się. Po chwili już miał wchodzić, gdy wparował Maciek. Maciek spojrzał na niego z pogardą, odepchnął na bok i wszedł bez pukania do Uli. Marek całkowicie się poddał i wrócił do swojego gabinetu, w którym nadal siedział Sebastian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)