- Tak, nadal jesteśmy parą.
- A co ze ślubem? Przełożymy? Odwołamy? Ula, czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz?
- Tak, ciągle cię kocham. Marek...
- Co?
- Przecież my w ogóle daty nie mamy ustalonej, co ty chcesz przekładać albo odwoływać?
- W sumie fakt. To co, ustalamy?
Ula się uśmiechnęła. Marek odwzajemnił uśmiech i złapał ją za rękę.
- Marek, wiem, że nie powinnam pytać, ale czy bardzo cię boli to miejsce gdzie uderzył Maciek?
Ten nie odpowiedział.
- Marek...
- Ula, daj spokój. Należało mi się.
- Odpowiedz!
Marek nadal milczał, więc postanowiła sprawdzić. Szła po jego prawej stronie, wyciągnęła lewą rękę i dotknęła go za plecami w miejscu uderzenia.
- Ała, Ula! - Marek zwinął się z bólu.
- Marek, pokaż!
- Oszalałaś?! - zaprotestował.
Ula się jednak nie poddała i zanim zdążył się zorientować, nie zwracając uwagi na innych przechodniów, podwinęła mu koszulę i aż syknęła.
- Kurde blaszka, co on ci zrobił?!
Marek się speszył.
- Jak mógł?! - kontynuowała Ula.
- Ulka, daj spokój! To tylko siniak! A że trochę boli to trudno, poboli i przestanie!
- Jak to poboli i przestanie? Do lekarza z tym idź, może ci żebra połamał!
- Panikujesz.
- Jak panikujesz? - wzięła go za rękę i pociągnęła do przodu.
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytał podejrzliwie.
- Do lekarza.
Marek wyszarpnął jej rękę i stanął jak wryty.
- Nigdzie nie idę!
- Idziesz!
- Nie! Dlaczego ty się tak tym przejmujesz?
- Bo martwię się o twoje zdrowie. Poza tym to przeze mnie.
- Chyba raczej przeze mnie. I powtarzam ci, że nie jestem za to zły na Maćka. Jestem zły na was, za to, że się wtrąciliście.
- Marek! Nie mów tak!
- Dlaczego? To prawda!
- Wcale nie!
„Zależy jej na mnie” - pomyślał i uśmiechnął się do niej znacząco, a Ula jak zwykle rozumiejąc go bez słów dodała:
- Tak, zależy mi na tobie.
Marek nadal się uśmiechając podszedł do niej i ją pocałował.
Po dłuższej chwili wrócili do firmy. Gdy wyszli z windy powitał ich Sebastian.
- I jak? - zapytał.
- A jak widać? - odpowiedział Marek pytaniem na pytanie łapiąc Ulę za rękę.
- Ula, a to o czym gadaliśmy pod koniec w taksówce?
Ula się uśmiechnęła, a Marek uprzedził ją z odpowiedzią.
- O zaufaniu mówicie? Nad tym musimy popracować.
- To super! Wreszcie znowu zgoda. Już ja dopilnuję, żeby ten idiota takich numerów więcej nie odwalał.
- Sam spróbuję się dopilnować, a w razie problemów będę alarmować - powiedział Marek.
- No to co? Może byśmy w czwórkę wypadli za miasto, żeby się odstresować? - zaproponował Seba.
- Co masz na myśli? - zapytała Ula.
Marek się wtrącił.
- Coś w stylu lipca 2005?
- Dokładnie.
- O czym wy mówicie? - zapytała Ula.
- A może jeszcze to samo miejsce? - zapytał Marek ignorując Ulę.
- Dlaczego nie? Fajnie tam było.
- Hej! Ja też tu jestem! - zawołała Ula.
- Stary, ale ty chyba nie weźmiesz tego namiotu co wtedy?
- Dlaczego?
- Przecież wiesz jak wygląda. Po tym co zrobiła Aśka?!
- Jaka Aśka?! - zdenerwowała się Ula.
Marek znowu zignorował Ulę.
- Trzeba było ją lepiej pilnować, to twoja laska. Ciesz się, że to namiot, a nie samochód, bo bym cię chyba zabił.
- A twoja Elizka co odwaliła?
- Weź mi w ogóle nie przypominaj.
Ula odchrząknęła. Marek spojrzał na nią, po czym powiedział:
- Stary, powspominamy kiedy indziej. To co Ula, jedziemy pod namiot?
- Po co mnie pytasz, przecież i tak wszystko ustalone.
- Ula... Bez ciebie nigdzie nie jadę.
- Zastanowię się.
- No Ulka... Powiedz, bo nie wiem, czy pogadać z Dorotą, czy nie.
Marek objął ją ramieniem, uśmiechnął się i powiedział:
- Pojedzie, pojedzie... Stary, a ile w ogóle ci jestem dłużny?
- No... potrójny kurs...
- Ja bym powiedziała podwójny - wtrąciła Ula.
Marek zrobił obrażoną minę.
- ...zamknięcie drzwi, uciszenie kierowcy, otwarcie drzwi i powrót... No stary, razem 1000 zł, ale widok Uli machającej do radiowozu - bezcenny.
- Jakiego radiowozu? - zapytał spanikowany Marek.
- Ula chciała zgłosić porwanie, ale wziąłem jej telefon, tak jak mi radziłeś, więc ona w akcie desperacji machała do jadącego równolegle radiowozu. A co na to policjanci? Odmachali jej!
Marek zaczął się śmiać.
- Haha. To było porwanie! - oburzyła się Ula.
- Ale za to w szczytnym celu. - rzekł Seba.
- Dobra stary, rozliczymy się później.
Marek złapał Ulę za rękę i poprowadził do swojego gabinetu. Po krótkiej chwili byli już w środku. Marek zamknął drzwi za Ulą, złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało - rzekł Marek. - Wiesz? Raz byłem na siłowni.
- Ooo... Sukces - rzekła z uśmiechem Ula.
- A dostanę nagrodę? - zapytał, po czym pocałował ją namiętnie.
Ula nie miała szans się oprzeć. Pociągnął ją w stronę biurka. Nagle przerwał.
- Coś się stało? - zapytała zdezorientowana Ula.
- Patrz - wskazał ręką na Sebę patrzącego na nich zza szyby.
Ula wybuchnęła śmiechem. Wściekły Marek podszedł do szyby i zaczął zasłaniać żaluzje, jednocześnie pokazując przyjacielowi środkowy palec. Zasłonił do końca i odwrócił się. Usłyszał pukanie do szyby. Do reszty wyprowadzony z równowagi krzyknął:
- Seba, spierdalaj!
Ula spojrzała na niego zdziwiona. Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Pomysł, jak ukarać Marka za akcję z Martą.
- Marek...
- Hmm...
Chciał do niej podejść i ją przytulić, ale ona go odepchnęła. Marek spojrzał na nią zaskoczony myśląc „Co jest?!”.
- Udowodnij mi, że chodzi ci o mnie.
- Przecież chodzi mi o ciebie - rzekł zdezorientowany.
- Ale udowodnij mi, że chodzi ci o mnie, a nie o... no wiesz.
- A jak mam ci to udowodnić?
- Zero seksu!
Marek zrobił przerażoną minę.
- Ale dlaczego?!
Nagle wszedł Krzysztof.
- Co to miało znaczyć?
- Ale o co ci chodzi? Aaa... Jestem dorosły! A poza tym to nie było do ciebie - zaczął tłumaczyć się Marek.
- Wiem. Ale to nie zmienia faktu, że masz się tak zachowywać. To po pierwsze.
- A po drugie? - zapytał zrezygnowany Marek.
- Dlaczego nie przyszedłeś na spotkanie z Terleckim?
- Zapomniałem - rzekł wymijająco.
- O, widzę, że z Ulką już pogodzeni. Chociaż jedna dobra wiadomość.
Ula się uśmiechnęła i rzekła:
- Pójdę już.
- Ale... - zaczął Marek.
- Do widzenia, panie Krzysztofie.
- Do zobaczenia, Uleńko.
Po chwili już jej nie było. Weszła do swojego gabinetu i ujrzała Alę.
- Cześć, Ulka.
- Cześć, Alu. Coś się stało?
- Nie. Przyszłam zabrać cię na kawę.
Ula się uśmiechnęła i rzekła:
- To chodźmy.
Po dłuższej chwili były już w bufecie. Usiadły przy stoliku i zaczęły rozmowę. Gadały dłuższą chwilę, gdy wszedł Marek. Podszedł do stolika i zapytał z uśmiechem:
- To od której zaczynamy jutro lekcje?
- A od której możesz?
- Od rana.
- No to dziesiąta?
- Okej. Przyjadę po ciebie.
- To będę czekać.
- Wilkońskiego, tak?
- Tak.
- To cześć - rzekł odchodząc.
- Pa!
Ala spojrzała na Ulę ze złością i rzekła:
- Pogodziliście się?!
- Tak - rzekła przeczuwając jej reakcję.
- Ula, będziesz tego żałować!
- Ala, zrozum, ja go kocham, on mnie też.
- I co, może jeszcze nad datą ślubu myślicie?
Ula nie odpowiedziała.
- Ula! Zobaczysz, znowu będziesz przez niego płakać!
Do stolika podeszła Ela.
- Dlaczego znów będziesz płakać? Coś się stało? - zapytała.
- Nie! - krzyknęła Ula podrywając się z miejsca i wychodząc z bufetu.
Szybkim krokiem udała się do swojego gabinetu. Zamknęła drzwi, usiadła przy biurku i zaczęła zajadać się krówkami. Po chwili bez pukania wszedł Marek.
- Ula, mam sprawę. Coś się stało?
- Nie, nic. O co chodzi?
- Ula, mi możesz powiedzieć.
- Ale nic się nie stało.
- Przecież widzę. Powiedz.
Ula powiedział co się stało w bufecie. Marek podszedł do niej, przykucnął i złapał ją za rękę.
- Ula, ja już nigdy, ale to naprawdę nigdy cię nie skrzywdzę. Wierzysz mi?
- Tak, wierzę, ale przykro mi, gdy słyszę coś takiego od mojej przyjaciółki.
- To moja wina.
- Marek...
- Ula, przecież ja wiem, że to moja wina.
- No dobra, twoja.
- Dzięki - rzekł z ironią Marek. - Może ja spróbuję z nią porozmawiać?
- Lepiej nie.
- W sumie racja. Najpierw wałki, później noże, to boję się myśleć, co by było teraz.
- Jakie wałki, jakie noże?
- Pamiętasz, to było tego dnia, jak dostałem od ciebie w twarz. Wtedy, kiedy zerwałaś zaręczyny.
- No tak, pamiętam. Ale nie rozumiem, o co chodzi.
- Poszedłem do Seby, zarobiłem mandat, ale mniejsza z tym... Od progu przywitała mnie Dorota.
- Przywitała?
- Coś w stylu: „Jak mogłeś?!” i trzasnęła mi drzwiami przed nosem. Później wszedł Seba, który też dostał mandat, cholera, mniejszy, ale to też nie o to chodzi. No i Seba otworzył drzwi i poleciał w moją stronę wałek, a później ruszyła na mnie z nożem.
- Nic ci się nie stało?
- Nic, oprócz tego, że wylądowałem na izbie.
Oboje wybuchnęli śmiechem. Pośmiali się chwilę, gdy nagle Marek wstał i zaczął szukać czegoś w kieszeni.
- Czego szukasz?
- Tego - rzekł wyciągając jej pierścionek zaręczynowy. - Ula, weźmiesz go z powrotem? - zapytał z nadzieją.
- Tak - rzekła z uśmiechem.
Uradowany Marek założył jej pierścionek na palec. Nagle do gabinetu wszedł Maciek.
- Cześć Ula! - zauważył Marka. - Co on tu robi?!
- No bo... - Ula się zawahała.
- Jesteśmy już razem - dokończył za nią Marek.
- CO?!
- Maciek, jak mogłeś?! - wrzasnęła Ula.
Marek i Maciek spojrzeli na nią zdezorientowani i zapytali równo:
- O co ci chodzi?
- O to, że pobiłeś Marka!
- Sam chciał.
- Maciek, ja nie mam pretensji. Zasłużyłem. Ale znasz Ulę.
- No fakt, znam Ulę. Zaciągnęła cię już do lekarza?
- Chciała, ale się nie dałem.
- No patrz. A ja zawsze z nią przegrywam.
- No bo patrz, musisz być twardy. Jesteś facet. Nie możesz się tak dawać - zaczął Marek. - Ja w takich sytuacjach stoję w miejscu, ona mnie ciągnie, a ja stoję dalej. Albo ewentualnie uciekam przed gazikiem.
Oboje usiedli na fotelach naprzeciwko siebie. Ula patrzyła na nich, jakby byli nienormalni.
- Ale kiedy ja odwijam takie numery, to ona się obraża.
- Wiem. Ale później się z reguły godzimy. Wy chyba też.
- Tak, racja.
- Ha! No widzisz!
Gadali tak jeszcze chwilę, jakby zapominając o tym że są skłóceni, gdy Marek wstał.
- To ja idę. Na razie. Cześć Maciek - rzekł wyciągając w jego stronę prawą dłoń.
- Cześć - Maciek uczynił tak samo.
Po chwili Marka już nie było.
- Zaraz, zaraz, po co ja tu przyszedłem? Aaa... Ula, jak mogłaś?!
Ulę zamurowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)