poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 75

Nazajutrz.
- Co ja mam na siebie włożyć?
- Żeby żałował?
- Tak, żeby żałował.
Po godzinie rozmyślań Ula ubrała się w czarne szpilki, czarne rajstopy, jeansową spódniczkę mini i białą koszulę głęboko rozpiętą od góry. Nagle zadzwonił telefon Uli.
- Cześć, Ula. Już czekam.
- To wejdź, bo mi jeszcze chwilę zejdzie.
- Nie, poczekam.
- Nie mów, że się boisz?
- Oj Ula, poczekam.
- Marek, wchodź!
- Ale…
- Ala nie ma nic przeciwko, prawda?
- Tak, mam.
- Widzisz, Marek? Nie ma.
- Ale… No dobra.
Po dłuższej chwili zapukał do drzwi. Otworzyła je Ala.
- Dzień dobry. Na pewno nie będę przeszkadzał?
- Nie, niech pan wejdzie.
Marek niepewnym krokiem wszedł do środka. Ula wyszła naprzeciw nich. Markowi zrobiło się gorąco. Poluzował krawat. Ula odwróciła się, nachyliła się i sięgnęła torebkę. Marek ściągnął krawat. 
- Ula, on już żałuje – rzekła Ala, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Tak, widzę – odpowiedziała Ula podchodząc do niego i wiążąc mu krawat.
Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco.
- Ale tu gorąco – rzekł speszony.
- Tu jest 15°C. Mam klimatyzację – rzekła Ala, po czym razem z Ulą wybuchnęły śmiechem. – Może coś do picia?
Marek przełknął ślinę i rzekł:
- Tak, jeśli można.
- Można.
Po chwili przyniosła mu szklankę soku. 
- Zimny, z lodówki, może trochę pana ostudzi.
Marek wziął szklankę i wypił duszkiem.
- Dziękuję, ale niezbyt pomogło.
Dziewczyny znowu wybuchnęły śmiechem.
- To jak, my już pójdziemy – rzekła Ula.
Marek nie odpowiedział.
- Miłej nauki – rzekła Ala z uśmiechem.
- Dzięki.
Po chwili oboje wyszli z mieszkania. Wsiedli do auta, a Marek odpalił silnik. Ruszyli w drogę.
„Co tu mogę zrobić, żeby jeszcze bardziej żałował? Wiem!” – pomyślała Ula, jednocześnie zakładając lewą nogę na prawą. Spódniczka trochę podwinęła się do góry. Marek to zauważył. Znowu poluzował krawat i rzekł:
- Prowadzę.
- Widzę – rzekła powstrzymując śmiech.
- Proszę, nie rozpraszaj mnie.
„Spróbuj się opanować. Weź się w garść! Prowadzisz!” – pomyślał Marek, po czym rzekł:
- Ty to robisz specjalnie. Najpierw zabroniłaś mi się zbliżać do siebie, a teraz to!
- Marek, o co ci chodzi, przecież nic nie robię.
Marek zatrzymał się na czerwonym świetle, ściągnął marynarkę i zerknął na nogi Uli. „Nigdy więcej jej nie skrzywdzę… Nigdy więcej jej nie skrzywdzę… Boże, jakie nogi!”
- Marek… Marek! Hej! Zielone! Trąbią na ciebie z tyłu!
Marek się otrząsnął i ruszył. „Jeszcze go pognębić, czy już ma dosyć?” – myślała Ula. – „Hmm, jakby doradziła mi Ala, albo Dorota? Dorota by powiedziała: gnęb go. Ala by w ogóle nie wsiadła do tego samochodu. Pozostaje mi go gnębić”. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem zmieniając ułożenie nóg, zakładając prawą na lewą, co sprawiło, że spódniczka ponownie się podwinęła. „Marek, jeszcze trochę, wytrzymaj jeszcze trochę!” – myślał starając się na nią nie patrzeć i zaciskając dłonie mocniej na kierownicy. Ula widząc jego reakcję zaczęła bawić się łańcuszkiem który miała na szyi, co sprawiło, że spojrzał na jej dekolt. „Cholera!” – pomyślał, po czym gwałtownie zahamował i bez słowa wyszedł z auta. Ula patrzyła zaskoczona jak Marek okrąża całe auto i wchodzi do małego sklepiku. Po chwili wyszedł z małą butelką picia z lodówki, wypił duszkiem, wyrzucił butelkę, podszedł do auta od strony Uli, otworzył drzwi, odpiął pas, siłą wyciągnął ją z auta, zamknął drzwi, przyparł ją do auta i pocałował bardzo namiętnie. Bez słowa odszedł i wsiadł do samochodu. „No nareszcie, mogę jechać” – pomyślał. Tymczasem Ula stała jak wryta i patrzyła na niego ze zdziwieniem. „Tego się nie spodziewałam” – pomyślała. Marek otworzył jej drzwi i zapytał:
- I co? Wsiadasz?
Ruszyli dalej. Ula się nie odzywała. Marek spojrzał na nią i rzekł: 
- Przepraszam, wiem, że miałem się do ciebie nie zbliżać, ale nie mogłem się powstrzymać.
- I co?! Ile wytrzymałeś! Nawet nie 5 minut! – burzyła się Ula. - I ty się miałeś sam pilnować!
- Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.
„Dobra, zobaczymy. Spróbuję za pół godziny” – pomyślała Ula. Jechali dłuższą chwilę w milczeniu, gdy Ula znowu zaczęła go kusić.
„Co ona robi?!” – pomyślał Marek na widok Uli, która w tej chwili przejechała koniuszkami palców od dołu wzdłuż nogi. Marek przydepnął pedał gazu. Ula rozpuściła włosy. „Teraz nie mogę się poddać. Obrazi się na amen!” – pomyślał Marek. Starał się w ogóle na nią nie patrzeć. Nie wychodziło mu to. Z każdą minutą czuł się coraz bardziej rozpalony. W końcu dojechali na miejsce. Zahamował gwałtownie i wysiadł jak oparzony jednocześnie krzycząc:
- JEST! WYTRZYMAŁEM!
Ula wybuchnęła śmiechem.
- Co, zamiana? – zapytał.
- Tak.
Ula wysiadła z auta. Zamienili się miejscami. 
- Ula, tu masz sprzęgło, tu hamulec, tu gaz – z tym ostrożnie, tu masz skrzynię biegów, tu hamulec ręczny, tu kierownicę, a tu masz kluczyk – rzekł podając jej go. – Włóż go do stacyjki, naciśnij sprzęgło i przekręć kluczyk. Sam powinien ci odpalić. Jak odpali to powoli wciskaj gaz. Ula, sprzęgło to to pierwsze, nie hamulec. No to co, wszystko wiesz?
- A jak chcę zmienić biegi to co?
- Najpierw go odpal.
- Marek!
- To musisz wdusić sprzęgło.
- Aha. 
Po czterech nieudanych próbach samochód w końcu ruszył. Marek odetchnął z ulgą.
- Ula, widzisz, tam jest taki drut. Odbij w lewo. Odbij w lewo! Lewo! ULA!
Nagle rozległ się głos rysowanego metalu. Ula gwałtownie zahamowała.
- Ja nie chciałam!
Lecz Marka już w aucie nie było. Oglądał z przerażeniem rysę, która biegła przez całą długość auta. Odwrócił się, odszedł kawałek, powymachiwał rękoma i krzyknął na całe gardło:
- Kurwa! Zabiję!
- Mnie? – zapytała potulnie.
Marek spojrzał na nią z nienawiścią.
- Ale ja nie chciałam…
Marek wsiadł do auta.
- Milcz, kobieto! Jedź dalej!
Ula zapaliła auto.
- Ula, gaz. Gaz! Gaz! 
Samochód zgasł.
- Wysiadaj, Ula – rzekł stanowczo Marek.
- Ale…
- Ula! 
Dziewczyna wysiadła. Marek podszedł do fotela kierowcy, posunął go do tyłu, usiadł na niego i rzekł:
- Siadaj!
- Ale gdzie?
- Na kolana.
Ula spojrzała na niego podejrzliwie.
- Ula, albo tak, albo wcale.
Ula usiadła mu na kolanach. Marek wziął jej dłonie w swoje i położył na kierownicy.
- Ula…
- Hmm…
- Wiem, że to trochę dziwnie zabrzmi, ale… ściągnijmy buty.
- Co?!
- Bo wtedy mógłbym ci pomagać kontrolować jazdę.
- Okej – rzekła pozbywając się szpilek i przy okazji uderzając łokciem w obolały bok Marka.
- Ałaaa… - stęknął Marek.
- Przepraszam! Nie chciałam!
- Który raz to dzisiaj słyszę?
- Chyba trzeci…
- Ha, ha, ha.
Po chwili oboje usiedli w miarę wygodnych pozycjach. Marek ponownie złapał dłoń Uli, odpalił silnik i ruszyli. (Za pierwszym razem!) Jechali w milczeniu przerywanym raz po raz przez Marka, który tłumaczył jej ,co ma dalej robić. Tymczasem Ula pogrążyła się w myślach. „Jest za blisko. Stanowczo za blisko”. Wciągnęła powietrze. 
- O, czuję perfum, który ci kupiłam.
Marek się uśmiechnął.
- Ula, na pierwszym zakręcie w prawo. 
„Teraz, jak jest tak blisko, to jeździ mi się o wiele lepiej…” – pomyślała Ula skręcając w prawo.
Po godzinie jazdy po lesie Marek stwierdził, że Ula radzi sobie już całkiem nieźle, więc puścił jej ręce i nogi. Jego dłonie dziwnym trafem znalazły się na nogach Uli. Ula się uśmiechnęła. Marek zauważył to w lusterku.
- No Ula, kiedy zapisujemy cię na kurs?
Ula z wrażenia puściła pedały. Samochód przejechał kawałek i zgasł. Marek oparł się o zagłówek i jęknął:
- Znowu…
- No co, ja się uczę…
Marek westchnął i rzekł:
- Jeszcze raz.
Ula przekręciła kluczyk i trzymając sprzęgło wdusiła do końca pedał gazu. Auto zaskrzeczało okropnie i zgasło. Marek się wydarł:
- Ula, nie tak! Spalisz mi skrzynię biegów!
- I co wtedy? – zapytała potulnie.
- Nie będę mógł zmieniać biegów – rzekł przez zaciśnięte zęby. – Może na dzisiaj koniec nauki, co?
- Ale ja się dopiero rozkręcam… Marek, dopiero od godziny jeżdżę…
- O godzinę za długo!
Ula się obraziła. Wzięła do ręki swoje szpilki i na boso wyszła na drogę.
- Ula… Nie przesadzaj…
Ula szła wzdłuż drogi. Nagle krzyknęła:
- Ała!
- Co się stało?! – wystraszony Marek wysiadł z samochodu.
- Nic, szyszka.
Marek wybuchnął śmiechem.
- Ale tu rosną same brzozy…
- Tak? A przede mną stoi taki jeden grab! – powiedziała z uśmiechem.
- Ło, czuję się otoczony – zażartował. – No dalej, zakładaj buciki i wsiadaj do auta.
Po godzinie byli już w firmie. Chwilę po wejściu do windy zaczepił ich Aleks. 
- Marek, co się stało z twoim autem? – zapytał kpiąco.
Marek poczerwieniał ze złości.
- A co cię to interesuje?! – odpowiedział.
Drzwi od windy się otworzyły, a Marek wyskoczył z niej jak oparzony. „Chyba przesadziłam…” – pomyślała Ula i poszła za nim. W holu podeszli do nich Seba i Dorota.
- Co ty tu robisz? – zapytała Dorotę Ula.
- Przyniosłam swoje CV, tak, jak prosił Marek.
- Marek, naprawdę? Zgadzasz się?
- Zobaczymy, co powie na to zarząd – rzekł obojętnie.
- Co się stało? – zapytał Seba widząc złość przyjaciela.
- Nie mów, że jednak zarysowałaś tego Lexusa? – zapytała ze zdziwieniem Dorota.
Ula zrobiła przerażoną minę, Sebastian zerknął na Marka, wybuchnął śmiechem i zapytał:
- I ty jeszcze żyjesz?!
Marek spojrzał na nią z wyrzutem.
- To ty to ZAPLANOWAŁAŚ?! – zwrócił się do Seby. – Od błotnika do błotnika, rozumiesz?! Przez całą długość!
Sebastian kwiczał ze śmiechu. Marek zmierzył go zabójczym spojrzeniem i bez słowa odszedł w kierunku gabinetu.
- Marek! Dziękuję! Zawsze wiedziałam, że ty masz dobre serce! Wszystkim wybaczasz!
- Też się cieszę, że cię widzę, Viola. Ale dziękuj jej – wskazał na Ulę, która szła za nim.
Viola rzuciła się na Ulę i zaczęła ją przytulać. Marek trzasnął drzwiami od gabinetu.
- Viola, nie teraz! – powiedziała Ula wchodząc za Markiem do jego gabinetu.
- Marek, nie obrażaj się.
Marek milczał.
- No nie rób tak.
Marek nadal milczał.
- Ja nie chciałam, to znaczy chciałam… Oj Marek, to taka nauczka…
Marek w dalszym ciągu milczał. Siedział na biurku. Ula do niego podeszła i zawiesiła mu ręce na szyję i powiedziała:
- No Marek…
Marek ją odsunął.
- Tym nic nie zdziałasz – powiedziała ze złością.
- Więc jest bardzo źle.
- Haha.
Wpadł Seba z Dorotą.
- Wow, stary, ja nie wiedziałem, że to jest taka gruba rysa.
Marek zaczął drzeć jakąś kartkę.
- Marek, co to jest? – zapytała Ula.
- Mało mnie to obchodzi. – rzekł wkurzony Marek..
Nagle weszła Viola i rzekła: 
- Marek, tam na biurku położyłam ci umowę o pracę z Nowakiem.
- Z Nowakiem? – zapytał Seba.
Marek zaczął składać kartkę. Seba wybuchnął śmiechem.
- No to sobie postawisz…
- Seba cicho! Viola dzięki.
Dziewczyna wyszła.
- Marek, jaka umowa o pracę? – zapytała Ula.
Marek spojrzał na Sebastiana wzrokiem mówiącym „Zmień temat! Zmień temat!”
- A, Ula, właśnie! – zaczął Seba. – Właśnie? – spojrzał się na Marka – Marek co właśnie?
Marek złapał się za głowę i cichym głosem rzekł:
- Co za idiota.
- Aaa. No, Marek, to jedziemy na ten namiot? – zapytał Seba.
Ula spojrzała na Marka, ten milczał.
- Marek, no nie przesadzaj – wtrąciła się Dorota. – To tylko samochód.
- Tylko!? TYLKO!? To MÓJ samochód i to jeszcze JAKI!
- Oj, naprawi się  i nie będzie śladu – powiedziała Ula.
- Ula, gdybym to ja zrobił tę rysę to chyba by mnie zabił – powiedział Seba.
- To mało powiedziane – odrzekł Marek.
- Marek, sam mówiłeś, że ja jestem na pierwszym miejscu – rzekła Ula.
- Dlatego jeszcze żyjesz - powiedział ze złością. – Seba, jakie masz plany na popołudnie?
- A co?
- Bo muszę się wyładować!
- Na mnie? – przestraszył się Sebastian.
- Jaki kretyn! Na siłownie idziesz?
- Aaa! To od razu lepiej. No, mogę iść. To jak z tym namiotem? Bo wiesz, mój namiot i twój namiot…
- Wiem… To jedziemy do lakiernika, po drodze kupimy namioty, a wy dziewczyny idźcie nas spakować.
- To kiedy ty chcesz jechać?
- Jak to kiedy? Jutro!
- Co?
- A! I wyjazd o czwartej. No chyba, że nie zdążę naprawić Lexusa.
- Lexusem?  Zawsze nim jeździmy, może teraz…
- Albo Lexus, albo wcale.
Seba zrobił smutną minę i powiedział:
- To jedziemy do tego lakiernika.
- A może Tomka weźmiemy? – zapytała Ula.
- A tobie co? Jakieś olśnienie? – zapytał Seba.
- Nie, no bo tak się z nim przyjaźnicie…
- On chyba pracuje.
- Aha.
Chłopcy wyszli.
- To co? – zapytał Seba. – Tak jak w zeszłym?
- No… Pół bagażnika jest już zajęte.
Sebastian się uśmiechnął. Już mieli wsiadać do windy, gdy Marek rzekł:
- Stary wracamy!
- Co?!
- Klucze, Ula nie ma kluczy.
- No i…
- Nie no Seba, ty jeszcze śpisz. Jak mnie Ula spakuje?
- Aaa… No fakt. Przecież wy już razem nie mieszkacie.
- No.
Oboje wrócili do gabinetu Marka.
- Ula masz tu klucze – rzekł podając je jej.
- Dzięki. Co mam spakować?
- Nie wiem. Wybierz coś. A uprzedzam, że para ma jedną torbę.
- Co? Przecież ja się nie spakuje w jedną torbę z Sebą – burzyła się Dorota. – Przecież Lexus ma duży bagażnik.
- Tak, tylko już połowa jest zajęta – oświadczył Seba.
- Na co? – zapytała Ula.
- Nieważne… - rzekł wymijająco Seba.
- Marek, o co chodzi? – zapytała Ula.
- Oj Ula, dwa namioty, cztery śpiwory, cztery karimaty. To trochę miejsca zajmuje.
- No fakt.
- Ale… Przecież… No dobra… Sebastian, ja biorę tyle rzeczy, ile chcę, więc przygotuj się na to, że nie wezmę za dużo twoich rzeczy.
- No dobra. Ale czego się nie robi dla…
- Seba, cicho! – krzyknął Marek.
Dziewczyny spojrzały na nich z zaciekawieniem.
- Marek, o co chodzi?
- My już pójdziemy. Seba, chodź!
Po sekundzie już ich nie było. Ula i Dorota wyszły z firmy i poszły się spakować. Ula weszła do mieszkania Marka, otworzyła jego szafę i zaczęła przeglądać jej zawartość.
- Garnitur…garnitur… garnitur… garnitur… o koszula… i następna… krawat… garnitur… Boże i następny garnitur. Kurde blaszka! Co ja mam mu spakować?
Sięgnęła  telefon i zadzwoniła do Marka:
- Marek…
- No…
- Co ja mam ci wziąć? Masz same garnitury.
- Nie, czarny! Nie granatowy! Boże…
- Co? Czarny garnitur mam ci wziąć?
- Co…! No i robocizna, ile razem? Co, ile?! Za co?! Ale na dzisiaj? Nie, nie na przyszły tydzień, na dzisiaj! Dobra, ile mam dopłacić? Jakie zdzierstwo…
- Co?! Marek z kim ty rozmawiasz?
- Ale na dzisiaj? No to do zobaczenia. A, Ula, jesteś?
- No…
- Co chciałaś?
- Co mam ci wziąć? Masz same garnitury, pomijając koszule.
- Nie ta szafa.
- To która?
- Na dole.
- Ale Marek… Tam…
- Nie, nie ta. Ula! Ta obok.
- Ale skąd ty to masz?
- Zostawiłaś u mnie. Ale to nie ta szafa. Ona jest po drugiej stronie… Masz?
- Mam. Ile zapłaciłeś? 
- Ula pomińmy ten bolesny temat. I z czego ty się śmiejesz?!
- Co? – zapytała zdezorientowana Ula.
- Nie, to nie do ciebie, to do Seby. Coś jeszcze?
- Nie. To ja kończę, pa!
- Pa!
- A Marek! Mam wziąć śpiwór czy coś?
- Nie, już je dla nas mam. Spakuj tylko ubrania i kosmetyki.
- Okej.
- To pa.
- Pa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)