Oboje odeszli spory kawałek od auta.
- Seba, wiesz o co chodzi? – zapytała Dorota.
- Nie.
- Ja też nie. Ale musi być coś poważnego skoro Marek tak szybko wyskoczył z auta.
Tymczasem Marek gorączkowo przedstawiał Uli swoje argumenty.
- Kocham cię, jesteśmy parą, niedługo bierzemy ślub i w ogóle, a ja nawet dotknąć cię nie mogę!
- Marek, sam powiedziałeś, że zależy ci na mnie, a nie na tym, co robimy.
- To nie podobało ci się? Nie brakuje ci tego? – zapytał Marek w akcie desperacji.
- Tego nie powiedziałam.
- No to o co ci chodzi?
- O zaufanie!
- Ale ja ci ufam bezgranicznie.
- A ja tobie nie.
Marek posmutniał i rzekł:
- Ula, postaw się na moim miejscu. Nie mogę cię przytulić, pocałować, ba! są zastrzeżenia jak łapię cię za rękę. Nawet nie wiesz jak się czuję, jak chcę cię przytulić. Nie słyszysz moich myśli. „Zrobisz to, to się obrazi, znowu ją stracisz.” – o dziwo Marek mówił bardzo poważnie.
Ula zastanowiła się chwilę.
- Hm. No dobra. Pójdziemy na kompromis. Możesz mnie łapać za rękę i przytulać.
- A pocałować? – zapytał z nadzieją.
Ula popatrzyła na niego i rzekła:
- No pocałować też.
Uradowany Marek wpił się w nią. Po pocałunku powiedział:
- Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało.
- Właśnie się dowiedziałam.
Złapali się za ręce i poszli do samochodu.
- I jak Marek, udało się? – zapytał Seba.
Marek spojrzał na Ulę i powiedział:
- Powiedzmy.
Ruszyli.
- Daleko jeszcze? Gdzie my właściwie jedziemy? – zapytała Ula.
- Nie pamiętam nazwy, ale wiem mniej więcej gdzie to jest. Spędzaliśmy tam całą ekipą wakacje w 2005.
- Aha. Marek, tu jest sklep. Może mały przystanek? Kupimy coś.
- Jak chcecie – powiedział Marek.
- Dorota, zatrzymaj się – rzekła Ula.
Po chwili cała czwórka weszła do sklepu.
- To co chcecie?
- No nie wiem, coś do picia?
- Ale jakie? – zapytał Seba. – Bo macie takie – pokazał na półki z piwami – i takie – teraz wskazywał na napoje bezalkoholowe.
W końcu wyszli z pięcioma paczkami chipsów, dwiema butelkami wody i drugą skrzynką piwa. Podeszli do bagażnika, wyjęli torby i wpakowali drugą skrzynkę piwa. Cały bagażnik był wypchany alkoholem, począwszy od dwóch skrzynek piwa, skończywszy na mocniejszych trunkach. Torby wpakowali pod nogi chłopaków z tyłu. Dorota już miała ruszać, gdy usłyszała z tyłu głos:
- Dokumenciki proszę.
Cała czwórka odwróciła się z przerażeniem. Dziewczyny się uśmiechnęły, a Ula wybiegła z auta i rzuciła się funkcjonariuszowi na szyję.
- Już komisarz? – zapytała Dorota wysiadając z auta.
- Dorotka, witam – rzekł policjant.
Chłopacy patrzyli się na tą scenę zdezorientowani.
- Ulka, widzę, że szykują się niezłe wakacje. Widziałem bagażnik.
- Jacek, nie przesadzaj...
- Pamiętasz Wiktora? – wskazał na początkującego policjanta.
- Ja pamiętam – wtrąciła Dorota podchodząc do nich.
Młody się uśmiechnął.
- Oczywiście, że pamiętam – powiedziała Ula. – A, zapomniałam! To jest Marek – mój narzeczony, to Sebastian – jego przyjaciel, a przy okazji chłopak Doroty. A to mój kuzyn, Jacek i jego kolega, Wiktor.
Panowie podali sobie ręce.
- Czyje to wypasione autko? – zapytał Jacek.
- Moje – rzekł Marek.
- Aaa... Który rocznik?
- 2009. A coś nie tak?
- Nie, nie. Gdzie jedziecie?
- Nie wiem – rzekła Ula.
- Aha... Można i tak. Marek... Marek.. Mogę mówić Marek?
- No spoko.
- Marek, skoro to twoje auto, to dlaczego prowadzi je Dorota, które skasowała mi radiowóz?
- CO?! Dorota, oddawaj kluczyki! – wydarł się Marek.
- Marek! – wtrąciła się Ula. – Spałeś 3 godziny! – po tych słowach zwróciła się do kuzyna. – Kapuś!
- A jak go skasowała? – zapytał zaciekawiony Sebastian.
- Wjechała w ścianę. Później ja musiałem się tłumaczyć inspektorowi, co nasz radiowóz robi w jego gabinecie.
Wszyscy poza Dorotą wybuchnęli śmiechem.
- Pomyliłam hamulec z gazem, wielkie mi co – dąsała się Dorota.
Pogadali jeszcze chwilę, po czym ruszyli w drogę. Prowadził Marek, nie zwracając uwagi na krzyczącą narzeczoną.
- Nie przesadzaj! To było siedem lat temu! Oddaj jej samochód!
- Nie! – rzekł stanowczo.
Sebastian płakał ze śmiechu.
- Marek!
- Nie i koniec! Prędzej dam tobie niż jej!
Ula już miała odpowiedzieć, gdy on krzyknął:
- Nie! Cofam!
- Marek... – zaczęła niepewnie Dorota.
- CO?!
- Nie krzycz.
- NIE KRZYCZĘ! – wydarł się Marek.
- Marek, nie denerwuj się, ale ja muszę do toalety.
- Znowu?! Jedziemy dopiero 5 minut!
- Zagadałam się.
Tym razem wtrącił się Seba z wyrzutami.
- No Marek, nie widziałeś? Dorotka zagadała się z Wiktorem – ostatnie słowo powiedział przez zęby.
- Masz coś do mnie?! – zapytała Dorota.
- Tak! – odpowiedział Sebastian.
- Marek, zatrzymaj się, bo wszyscy się w tym samochodzie pozabijamy – dodała Ula.
Marek zjechał na pobocze. Dorota wyszła, a Marek, nie chcąc wysłuchiwać pretensji Uli, włączył pierwszą z brzegu płytę.
„Ooooo oj Piętnastu Mc...
Stymulowani przez opary, gany wkomponowani w cztery ściany
mamy chamy trójwymiarowy rap pijany (szad)
Stymulowani przez opary gany wkomponowani w cztery ściany
mamy chamy trójwymiarowy rap pijany (null)
Stymulowani przez opary gany wkomponowani w cztery ściany
mamy chamy trójwymiarowy rap pijany (pork)
Piętnastu Mc, sprawdź to oooo...”
- Marek, wyłącz to, jak do ciebie mówię.
Marek przyciszył piosenkę, ale jej nie wyłączył. Wróciła Dorota i dalej zaczęła kłócić się z Sebą.
- Może wyjdziemy, oni nie muszą tego słuchać, mają swoje problemy! – powiedział Seba.
- Zabijesz nas wszystkich! – darła się Ula.
- Nie przesadzaj, jestem świadomy! – Marek wyszedł z auta, a Ula za nim.
„Jeszcze raz się wydrze, a ją uciszę!” – pomyślał Marek.
- Zabijesz mnie, zabijesz siebie, Lexusa skasujesz...! – kontynuowała Ula.
Marek przewrócił oczami i przerywając jej w połowie zdania podszedł do niej i ją pocałował. Ula stanęła zdezorientowana, a Marek mruknął:
- Wreszcie cisza.
- Seba, to tylko mój kolega! – wrzeszczała Dorota.
- Dużo masz tych kolegów.
- Jednego poznałeś!
- I o jednego za dużo!
- Ale o co ci chodzi?
- Podrywałaś innego! I to jeszcze przy mnie!
- Jakie podrywałaś?!
- Wiktor jest zaręczony!
- A skąd ty to wiesz?
- A myślisz, że o czym z nim rozmawiałam?
- Tak? I co? „Cześć? Jesteś zaręczony?”
- Nie! Chyba normalne, że spytałam co u niego a on mi o tym powiedział!
Ula z Markiem powiedzieli równo:
- Gorzej niż my.
Po chwili Seba i Dorka weszli do auta. Każde patrzyło w inną stronę. Dziewczyny siedziały z tyłu.
- Marek, a pamiętasz? – zaczął Seba.
Marek akurat odpalał silnik.
- Co?
- No nasz zakład.
- Jaki? O czym ty znowu gadasz?
- 160. Nie wyciągnąłeś.
- A dziwisz się, jak mi piały z tyłu? Po pysku dostałem. Zresztą ty też.
- Zakład, że teraz też nie wyciągniesz?
- Człowieku, więcej niż 180!
- Zakład?
- Zakład. O co?
- O rozkładanie namiotów. Kto przegra rozkłada obydwa.
- Okej. Dziewczyny, zapnijcie pasy!
- Co? Po co?
- Zapnijcie, jeśli wam życie miłe.
Dziewczyny, nie wiedząc o co chodzi, zapięły pasy.
- Ile stawiasz?
- 150.
- 190.
- Chyba nie! – zaśmiał się Seba. – Nie pozwolą ci.
- A kto je pyta o zdanie?
Do dziewczyn dotarło o co im chodzi.
- Marek!
- Seba! Nie podpuszczaj go!
- Ani mi się waż!
Lecz było już za późno. Marek ruszył z piskiem opon. Seba liczył na głos.
- 60... 70... 85... 90... 110... 120... 130... 140... 145... 150... Ku*wa, przegrałem! – przestał liczyć.
Seba i Dorota z przerażeniem patrzyli na licznik. Dorota liczyła Uli, która siedząc za Markiem nic nie widziała.
- 170... 180... 190... 195...
- Dobra, stary, wygrałeś! – powiedział przestraszony Seba.
- 200...
- Wreszcie się odstresowałem! – uśmiechał się Marek nadal nie spuszczając nogi z gazu.
- 205...
- W oddali radiowóz po prawej! – krzyknął Seba.
- Zatrzymaj się!
- Nie zatrzymuj się!
Dziewczyny krzyczały jedna przez drugą. W tym samym czasie Marek znacząco spojrzał na Sebę, który w pośpiechu zaczął szukać płyty. Marek uśmiechnął się wiedząc, o co mu chodzi i gwałtownie nacisnął hamulec. Sebastian w ostatniej chwili zdążył włożyć płytę. Samochód zatrzymał się kilka metrów za radiowozem. Z obu stron otaczał ich las. Marek i Seba zaczęli kpiąco uśmiechać się do funkcjonariuszy. Ci szybko wbiegli do samochodu nie przyglądając się rejestracji (plus dla Marka). Nie zdążyli wejść do radiowozu, gdy Lexus znów ruszył z piskiem opon. Sebastian śmiejąc się w głos puścił piosenkę.
„Nas ne dogonjat! Nas ne dogonjat! Nas ne dogonjat!”
Marek miał już 170 na liczniku, gdy spojrzał na Sebę pytając:
- W lewo?
- W lewo!
Marek wszedł w zakręt nie spuszczając nogi z gazu. Samochód skręcił z piskiem opon. Dziewczyny wrzeszczały wniebogłosy. Marek nie przewidział, że droga w lewo będzie z piasku, co sprawiło, że jednym kołem wypadł z niej. Chwilę zarył i ponownie ruszył z ogromną prędkością. Po dłuższej chwili radiowóz również skręcił, nadal ich ścigając (też nie wyrobił na zakręcie). Lexus miał jednak dużą przewagę. Seba krzyknął:
- Marek, rejestracja! Zobaczą!
Marek skręcił w prawo, wjeżdżając głębiej w las. Nadal słyszał za sobą syrenę radiowozu. Lewo... Prawo... Prawo... Lewo... Coraz głębiej wjeżdżali w zarośla. Radiowóz był coraz dalej. W końcu nie było go wcale słychać. Marek się zatrzymał. Dumny wyszedł z auta. Seba wyszedł za nim. Dziewczyny nadal siedziały cicho oniemiałe z przerażenia.
- Stary, pełen respekt – powiedział Seba z uznaniem.
- To co? Rozkładasz namioty?
- No jasne! Nawet złożyć mogę!
Marek wybuchnął śmiechem. W tym samym czasie dziewczyny wysiadły z auta. Marek, myśląc, że nadal są w aucie, odwrócił się w ich kierunku.
Nagle...
TRZASK!
- Ała... – rzekł trzymając się za policzek.
TRZASK!
- Ała... A od ciebie za co? – zapytał Dorotę.
W tym samym czasie Ula podeszła do zszokowanego Sebastiana.
TRZASK!
- Ale za co? – zapytał rozcierając policzek.
- Podpuszczałeś go! – wrzasnęła Ula.
Podeszła do niego Dorota. Seba skrzywił się wiedząc co go czeka.
TRZASK!
- Ała... Ula walnęła mnie mocniej.
TRZASK!
Oberwał od Doroty drugi raz. Ula spojrzała na niego z wściekłością i zwróciła się do Marka.
- Podejdź tu.
Marek nie odważył się jej odmówić. W takim stanie nie widział jej jeszcze nigdy. Podszedł do Seby. Dziewczyny wybuchnęły. Krzyczały jedna przez drugą. Marek myślał o czymś innym: „Ciekawe, ile by jeszcze wyciągnął?! 250? Ale ja jestem dobry!” itd. Z rozmyślań wyrwało go stwierdzenie Doroty skierowane do Seby (Ula już skończyła się drzeć, ale Marek tego nie zauważył).
- Zero seksu!
Cisza...
Po chwili Sebastian miał łzy w oczach.
- Dlaczego ty tego nie zrobiłaś? – zapytała Dorota Ulę.
Marek jeszcze bardziej spuścił głowę.
- Bo on już taką karę ma! – odpowiedziała wściekła Ula.
- Dorotka, nie przesadzaj – powiedział potulnie Sebastian.
- Nie przesadzaj! Jak mogliście!
Po godzinie krzyków padło jedno zdanie, które zszokowało Marka:
- Oddawaj kluczyki! – krzyknęła Ula.
- Co?!
- Ty nie prowadzisz!
Marek z żalem wyciągnął kluczyki w stronę Seby.
- Nie, on też nie!
- Dorocie nie dam! – zaprotestował Marek.
- Albo ona, albo ja! – krzyknęła Ula.
Marek pomyślał chwilę.
- Dobra. Ale ty prowadzisz.
Ula była zszokowana.
- Dobrze.
Marek wyciągnął rękę z kluczykami w jej stronę. Ula chciała je wziąć, ale Marek cały czas je trzymał.
- Siedzimy tak, jak kiedyś – oświadczył.
- Nie!
- To nie... – zabrał kluczyki.
Ula ściągnęła szpilki. Dorota i Sebastian patrzyli na nią zdziwieni. Marek uśmiechnął się i też ściągnął buty.
- Co wy robicie? – zapytał Seba.
- Wsiadamy do auta – rzekł Marek, jednocześnie posuwając siedzenie kierowcy do tyłu.
- Panowie przodem – odparła Ula.
Marek usiadł, uśmiechnął się i rzekł:
- Zapraszam na kolanka.
- Haha – rzekła Ula siadając Markowi na kolanach.
Seba i Dorota wybuchnęli śmiechem i również wsiedli do auta, Dorota z tyłu, a Sebastian z przodu.
- Sprzęgło, kluczyk... – mówiła cicho Ula.
Samochód zapalił za pierwszym razem.
- No Ula, brawo! – rzekł Marek.
- Nie podlizuj się – odpowiedziała Ulka ruszając z piskiem opon.
Marek zrzucił jej nogę z gazu i pospiesznie wcisnął hamulec. Samochód się zatrzymał.
- Co ty robisz?! – zawołał do Uli.
- Stary, nie wtrącaj się jej! Niech sobie prowadzi! Dobrze jej idzie – rzekł Sebastian.
- Właśnie – przytaknęła Dorota.
Marek westchnął. Ula ponownie ruszyła, tym razem spokojniej. Marek nie potrafił powiedzieć gdzie są, a nie chcieli wracać na główną drogę. Seba z Markiem sprzeczali się, w którym kierunku jechać.
- To na pewno ten las! Ula, w prawo! – mówił Seba.
- Nie słuchaj go, w lewo! – rzekł Marek.
Ula posłuchała narzeczonego, ale szybko tego pożałowała.
- W lewo?! Ślepa uliczka tu jest! Jak stąd wyjechać?! – krzyczała Ula.
- No cofaj! – powiedział Seba.
- Jak?
Po pięciu minutach tłumaczeń (Marek – jedno, Seba – drugie; Ula w końcu posłuchała Doroty) udało jej się wycofać. I znów się zaczęło.
- W lewo!
- W prawo!
- Nie słuchaj go!
Ula pojechała prosto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)