- Idę z wami! – rzekł Marek jednocześnie wstając.
- Cygan, daj spokój – rzekł Michał.
- Ale…
- Uspokój się.
- Ty, to jest…
- Wiem. O co ty mnie podejrzewasz? Jesteśmy kumplami, nie zrobiłbym ci czegoś takiego.
Marek usiadł.
„A szkoda! Nie, no żart...” – pomyślała Ula.
Oboje udali się w stronę mostku. Usiedli na jego końcu. I zaczęli ponownie rozmawiać. W tym samym czasie Dorota kleiła się do Bladego, a Seba dogryzał Markowi:
- Ty, Ulka z Bulterierem na mostku. Sam na sam.
- Seba, przymknij się, bo ja cię uciszę. Lepiej pilnuj Doroty.
- Okej. Ale przynajmniej ona nie idzie z moim kumplem w odludne miejsce.
- Sebuś, idę się przejść z Marcinem – oznajmiła Dorota.
- Co?!
- A widzisz – rzekł z ironią Marek.
- Nigdzie nie idziesz! – zaczęli się kłócić.
W tym samym czasie na mostku:
- Michał, to ty byłeś pirotechnikiem. A reszta?
- Seba był zwiadowcą – nieudolnym trochę, Tomek saperem – wybuchnął śmiechem.
- Dlaczego się śmiejesz?
- Bo nie umiał rozbroić mojego ładunku i wysadził pół poligonu.
Ula także wybuchnęła śmiechem.
- A Sebastian dlaczego nieudolny zwiadowca?
- Bo kompletnie nie miał orientacji w terenie.
- Jak to?
- Gdy miał gdzieś iść, to go kierowali.
- Jak?
- Na przykład Marek. Jak Seba szedł w złym kierunku to ten do niego strzelał.
- Co?! Ale jak to strzelał?! To kim on był?!
- To ty nie wiesz?
- Nie. On nie mówi o swojej przeszłości.
„Chyba, że się upije” – dodała w myślach.
- Cygan był snajperem i to cholernie dobrym.
Ulę zatkało, nie wiedziała co powiedzieć.
- Kacper był nawigatorem, a Punczo, to znaczy Blady był kucharzem.
- Dlaczego Punczo?
- Bo non stop jadł pączki. Chyba był od nich uzależniony. Pączki, pączki, pączki. Punczo. Łapiesz?
- Jasne - zaśmiała się. - A przezwiska?
- Kacper to Rudy, nie muszę wyjaśniać dlaczego – w ogóle to taka ciota. A Tomek to Łysy.
- Dlaczego Łysy?
- Bo jak się schlał, to go ojeb… przepraszam, ogoliliśmy mu włosy do łysej pały.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
- A najlepiej to było na pierwszej przepustce Marka i to zresztą ostatniej spędzonej z nami.
- Dlaczego?
- Bo jak poszliśmy całą paczką gdzieś razem, to do niego kleiły się wszystkie ładne laski. Te nieładne zresztą też. Stwierdziliśmy, że już nigdy z nami nie pójdzie. Chodził sam.
Ula pomyślała: „Od zawsze tak samo!”
- A byś widziała go w kwietniu – przez moment nie mógł opanować śmiechu. W końcu dodał - Wszyscy mu dziękowali. Przepustki mu oddawali! Punczo mu pączki oddawał!
- A co zrobił?
- No bo była afera. Marek nie chciał wstać o godzinie piątej i iść na poligon, więc wybuchła awantura. Kłócił się z oficerem, którego nikt nie lubił, taki wredny był – na chwilę przerwał.
- I co, i co dalej? – dopytywała Ula.
- Na pewno chcesz to usłyszeć?
- No, a dlaczego nie?
- Zaraz się dowiesz. Leciały wyzwiska od najgorszych… Zaczęło się od „jeszcze 5 minut”, a skończyło na „pakuj manatki i wypier... hmm do domu!”. Ten zaprotestował, położył się do łóżka i jak wyszedł na poligon to była druga afera, że ćwiczenia opuścił. Kazał mu iść na górkę z całym wyposażeniem i strzelać do ruchomych celów, które będzie mu pokazywać. W pewnym momencie dowódca pokazał jabłko, które trzymał w ręce. Najlepsze jest to, że Marek stał od niego półtora kilometra dalej, a zasięg broni przy dobrym snajperze był 1300 metrów. Przez krótkofalówkę kazał strzelić w ogonek jabłka. Marek położył się na ziemi, załadował broń, wycelował i nacisnął spust. Natomiast Horacy, czyli ten sku… hmm, oficer, opuścił rękę z jabłkiem niżej, więc Marek oczywiście spudłował. A ten mu jeszcze przez krótkofalówkę, że daje mu ostatnią szansę i jak nie trafi to wyląduje na zmywaku, a tam, wiadomo, najgorsza robota. Marek się wkurzył. Wszyscy patrzyliśmy ciekawi, co Cygan zrobi. A ten sku… yyy, sory, Horacy, znowu podniósł jabłko i czekał. Marek się wkur…sory wkurzył i strzelił.
- I co, trafił w jabłko?
- Nie, w nogę tego sku... yyy sory. Oficera.
- Ale jak w nogę? Spudłował?
- Nie. Zamierzenie strzelił. Wycelował w jego prawą nogę, tak dla ścisłości z centymetr w lewo, a by ten sku… Horacy śpiewał sopranem. Ten upadł na ziemię razem z jabłkiem. I wtedy BUM! Jabłko spadło bez ogonka. Odstrzelił sku… yyy gnoja i jabłko.
- A co z tym… eee... Horacym?
- Aaa, sześć miesięcy go nie było. Do tej pory jak go widzimy to się kłania w pas Markowi. Dlatego nikt nie zadziera z Cyganem.
- A dlaczego z tobą też nie?
- Bo ja mam zwinne palce i dostęp do C4.
- Łał. Aha.
- Dlatego też z Markiem najbardziej się trzymaliśmy.
- Ale to groziliście innym?
- Nie. Wspólnie z Markiem wysadziliśmy samochód tego sku…yyy... Horacego. Przed tą akcją. Ja skonstruowałem ładunek, a Cygan do niego strzelił ze stołówki. Nawiasem mówiąc trochę daleko było. Do dziś nie wie kto mu skasował Merca. No ale skur…yyy... skubany na to zasłużył.
- Zaczynam się was bać.
- Nie musisz. Tobie na pewno nic nie zrobimy. A reszcie... to zależy.
- Od czego?
- Od humoru.
Ula spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- No Ulka, takie jest życie. Nie jest ci zimno w tym krótkim rękawku? Masz moją bluzę.
- Ale…
- Tej! Bo zmienię zdanie.
Ula w pośpiechu założyła jego bluzę.
- Żartowałem.
- Haha.
- To jak? Wracamy, czy jeszcze coś chcesz wiedzieć?
- Nie. Możemy wracać.
- A ja mogę zadać pytanie?
- No słucham?
- To ty byłaś autorką tych paznokci na Marka plecach, którymi tak mocno się chwalił?
Ula się speszyła.
- Czyli to ty i te kajdanki i ten gorset?
Ula wstała jak oparzona i ruszyła w stronę ogniska.
- Ula! Nie rób nic pochopnie! Co ty chcesz zrobić?!
- Dokończę to, co zaczęłam!
- Czyli?
- Skasuję mu Lexusa!
- Co?! On cię zabije!
- A co, nie obronisz mnie?
- To zależy.
Ula się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
- Od czego?
- Od tego, co będzie chciał ci zrobić.
Michał podszedł do niej i rzekł:
- Mogę cię o coś prosić?
- Słucham.
- Czy możesz mu nie mówić o tym, że się wygadałem? Bo to nie do końca było tak, jak ci mówiłem.
- A jak?
- On nie chciał nam powiedzieć, a my nalegaliśmy. No wiesz, to było wtedy, na siłowni, on się przebierał i my to zobaczyliśmy. Proszę.
- Ale sam mówiłeś, że się chwalił.
- Oj, Ulka, taką laską to by się każdy na jego miejscu chwalił.
- Co masz na myśli?
- Byś go słyszała, jak coś o tobie mówi. Odpływa wtedy w marzenia.
- Co?
- No wiesz. On cię naprawdę kocha. A najlepsze było to, jak chciał ci się oświadczyć. To był dopiero cyrk.
- Cyrk?
- "Stary, ona się nie zgodzi. W życiu! Może za wcześnie? Michał, co robić?" Boże, to dopiero było.
- Tak się bał?
- Mhm. Ulka, nie mów, że się wygadałem, proszę.
- Dobrze, nie powiem.
- Dzięki – rzekł z uśmiechem.
- A mogę cię o coś jeszcze zapytać?
- Tak?
- Dlaczego jak opowiadałeś mi o wojsku to się powstrzymywałeś od przeklinania?
- Nie wiem. Z reguły tego nie robię. To jak, wracamy?
- Tak.
Oboje ruszyli w stronę ogniska. Po chwili siedzieli przy ognisku.
- To co, gramy w karty? – rzucił Marek.
- Pewnie – odpowiedzieli wszyscy.
Po chwili Sebastian skapnął się, że Ula ma na sobie bluzę Michała.
- Ula, co ty masz na sobie?
- Ciuchy.
- Chodzi mi o bluzę.
- Aaa… to Michała.
Marek kipiał ze złości.
- To co, GRAMY! – krzyknął wkurzony.
Po chwili Marek wygrał i miał zadać rozkaz lub pytanie Uli.
- Co wolisz? – zapytał.
- Pytanie.
- Dobrze, ale na osobności.
Wszyscy patrzyli na nich zdziwieni. Ula z Markiem wstali i odeszli kawałek.
- No słucham?
- O czym rozmawiałaś z Michałem?
- A co, nie ufasz mi?
- To ja miałem zadać pytanie, a ty odpowiedzieć na nie szczerze.
- No na różne tematy.
- Różne?!
- To już drugie pytanie mój ty kochany snajperze – rzekła odchodząc.
- Ula… Ty wiesz?
Jednak ona już usiadła przy ognisku.
- Michał, mogę cię prosić? – zawołał Marek.
- Po co?
- No chodź?! – powiedział przez zęby.
Bulterier wstał i podszedł do niego.
- Czego?
- Co ty jej jeszcze powiedziałeś oprócz tego, że byłem snajperem?! W ogóle o czym wy rozmawialiście?!
- Tak z grubsza to o tobie.
- Co?!
- Oj powiedziałem o Horacym, o jego Mercedesie, o przepustkach i ogólnie o wojsku i o tym cyrku przed oświadczynami.
- Idiota! – krzyknął. – Po co jej to mówiłeś?
- Bo pytała.
- Przyjaciel się znalazł! Ona nie miała o tym widzieć. Zresztą prawie nikt o tym nie wie.
- Nie ufasz jej?
- Ufam. Ale… ale… ona będzie pytać, a ja się krępuję z nią o takich rzeczach rozmawiać.
- Stary, nie poznaję cię!
- Ja siebie też nie. Nie rozmawiaj już z nią o tym więcej, dobra?
- No okej, chociaż nadal cię nie rozumiem. Tylko jest jedno „ale”.
- No?
- Niechcący się wygadałem o tym, że wiem o plecach, kajdankach i w ogóle.
- Co?! Stary! Ona mnie zabije!
- Gorzej! Chciała ci skasować Lexusa, ale ją powstrzymałem. Chyba.
Marek zaczął szukać po kieszeniach kluczyków.
- Uff… Są… - rzekł wyciągając je.
- Stary, ale jest jeszcze jeden problem.
Marek westchnął.
- Jaki znowu?
- W sumie to nie do końca problem… ale…
- Ale co?
- Ale ona…
- Ona?
- Obiecałem jej, że jeśli kiedykolwiek będzie miała problem z tobą, to będę jej bronić. No i ma mój numer.
- Nie za bardzo się z nią spoufalasz?
- Daj spokój – powiedział Bulterier odchodząc i wracając do ogniska.
„A może jednak? I jeszcze to hamowanie się? Nigdy tak nie robiłem” – myślał Michał.
Grali dalej. Tomek nurkował w jeziorze, Seba wspinał się na drzewo (i tak mu się nie udało), dziewczyna Tomka ku wściekłości swojego chłopaka musiała pocałować Bulteriera. Dorota musiała zatańczyć przy ognisku, Monika śpiewać, Kacper miał wygrać z Markiem na rękę (miał 5 podejść, przegrał za każdym razem), Seba wygrał przy tym sto złotych. Markowi kazali odkupić Uli identyczny pamiętnik, a Ula musiała wypić duszkiem całe piwo. Przy okazji dowiedzieli się rożnych ciekawych rzeczy na swoje tematy. Monika dowiedziała się, że Kacper był pośmiewiskiem całego wojska, Maja, że Tomek wysadził pół jednostki, a Ula pochwaliła się Dorocie, kim był Marek i wyśmiała Sebę. Śmiali się także z uzależnionego od pączków Puncza, pytali o skład C4, ale Michał nie udzielił informacji. Wyśmiali naukę jazdy Doroty, (wszyscy oprócz Marka) i nie znając przyczyny postępowania Uli pochwalili zrobioną przez nią rysę na Lexusie. Pytali także o szczegóły naganiania Seby i o celność Marka. Na koniec Ula dostała rozkaz spania w jednym namiocie z Markiem a nie z Dorotą (od Seby).
- No ale…
- Bez gadania. Rozkaz to rozkaz.
W końcu, kiedy nie było już żadnej butelki trunków, a towarzystwo wreszcie zaczęło odczuwać zmęczenie, wszyscy się rozeszli (Kacpra niósł Bulterier).
- To co, jutro do nas, tak?
- Jasne! – rzekła cała czwórka.
Udali się do swoich namiotów. Po 15 minutach wgramolili się w śpiwory. Ula odwróciła się tyłem do Marka i rzekła:
- Fajnie by było opisać ten dzień w pamiętniku, ale ktoś mi go zniszczył!
- Nie martw się, kupię ci kredki.
- Haha. Bardzo śmieszne.
- A co ja mam powiedzieć o perfumie?
- Przecież powiedziałam, że ci go odkupię!
- Dobra, dobranoc.
Marek przysunął się do Uli, objął ją ramieniem i czekał na jej reakcję, jednak ta nic nie powiedziała.
„Czyli się zgadza...” – pomyślał Marek, po czym jeszcze bardziej się do niej przytulił i ponownie powiedział:
- Dobranoc, kochanie.
Ula się do niego odwróciła i zaczęła:
- Marek…
„Dlaczego wszystkie kobiety robią się rozmowne jak człowiek chce iść spać?!” - pomyślał i rzekł:
- Hmm…
- Marek, dlaczego ty mi nie ufasz?
Marek westchnął:
- Co tym razem zrobiłem?
- A może czego nie zrobiłeś?
- No to czego nie zrobiłem?
- Nie powiedziałeś mi czegoś?
- Czego?
- Na przykład kim byłeś w wojsku.
Marek jęknął:
- Ula… A czy to ważne?
- Marek, ale takimi rzeczami powinieneś się chwalić, a przynajmniej przede mną.
- Imponują ci faceci w mundurach ze snajperką w ręku?
- Tak – rzekła uśmiechając się zalotnie.
- Za mundurem panny sznurem, tak?
- A na czele Ula – rzekła jednocześnie kładąc się na nim i całując go w usta.
- Co ty masz zamiar zrobić? – zapytał z uśmiechem na ustach (pojawiły się dołeczki).
- Chcę rozmawiać – rzekła schodząc z niego.
- Aha.
- Marek, a może raczej powinnam mówić do ciebie Cygan? Nauczysz mnie strzelać?
- Ula, proszę, tylko nie Cygan.
- To rozumiem, że Cygan dla przyjaciół?
Udała obrażoną.
- Ula… No Ulka… Po prostu nie lubię tego przezwiska.
- Ale kumple mogą cię tak przezywać?
- Ulka proszę…
- Dobrze, to jak mam mówić?
- No normalnie.
- Czyli?
- Na przykład: kochanie.
- Haha.
- No może kiedyś cie nauczę. Ale proszę, żeby to nie wyszło poza naszą ekipę. To, kim byłem w wojsku i w ogóle.
- No okej. Marek możesz mi coś wytłumaczyć?
- Co?
- Jeśli chłopak się hamuje od przeklinania przy dziewczynie, przeprasza za to i sam nie wie, dlaczego tak robi, to o co mu chodzi?
- Z reguły ta dziewczyna mu się podoba, a co?
- Nic.
- Ula…
- Marek, nic.
- Ula, nie jestem idiotą! Nie pytasz bez powodu.
- Oj no, tak się tylko pytam.
- Ula…
- Kurde blaszka, po co w ogóle zadałam ci to pytanie?
- Czekam.
- Michał tak robił.
- Co?!
- Marek uspokój się!
- Uspokój się! – Marek odwrócił się tyłem.
- Marek, przecież to twój przyjaciel, na pewno nie o to mu chodziło. Może po prostu jest dobrze wychowany.
- Taaa. Michał.
- A ty?
- Co ja?
- Dobrze wychowany, a jakie piosenki słuchasz?
- To co innego.
- Marek, uspokój się. A jeśli nawet tak by było, to przecież ja bym się nie dała. Wierzysz mi?
- Wierzę ci, ale mam nadzieję, że Michał… No wiesz...
- Ja też.
Marek ponownie odwrócił się do Uli.
- Ula…
- Hmm.
- Obiecaj mi, że zawsze będziesz tylko moja.
- Obiecuję. A ty mi to samo obiecasz?
- Ula, kocham cię i obiecałem, że nigdy cię nie skrzywdzę. I nigdy cię nie skrzywdzę.
- Marek, jesteś pijany, powtarzasz się.
- Wiem, ale i tak cię kocham.
Ula się uśmiechnęła i zamknęła oczy. Marek zrobił tak samo. Po 5 minutach.
- Marek…
- Hmm - stęknął zezłoszczony.
- Boję się…
- Czego?! – zapytał zirytowany.
- Bo tam chyba ktoś chodzi.
- Pewnie Dorota albo Seba. Daj spokój. Śpij!
- Marek, boję się.
Mężczyzna westchnął, odpiął swój śpiwór i powiedział:
- Właź.
- Nie zmieścimy się.
- Jakoś się zmieścimy.
Ula wyszła ze śpiwora i weszła do Marka. Z trudem udało im się zapiąć jego śpiwór. W końcu Ula leżała na Marku przodem do niego.
- I co? Tak będziemy spać? – zapytała.
- Mi się podoba – rzekł Marek i pocałował ją.
Jego dłonie powędrowały z jej talii niżej.
- Dobra, dobra – odparła Ula. – Gdzie te rączki?
- No co? Nie mam miejsca.
- Jasne. Lepiej się jakoś na bok przewróćmy.
Po dłuższej chwili udało im się ułożyć w miarę wygodnie.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Po chwili dobiegły ich krzyki z sąsiedniego namiotu.
- Co tam się dzieje?
- I on ma celibat.
Wiercili się dłuższą chwilę, gdy Marek rzekł:
- Może się przejdziemy?
- Chyba tak będzie najlepiej.
Zaczęli wygrzebywać się ze śpiworów. W końcu im się udało. Wyszli z namiotu.
- To gdzie idziemy?
- Jak najdalej – rzekł Marek. – Nie chcę tego słuchać.
- Racja. Chodźmy.
Ruszyli w las. Długo szli w milczeniu, aż nagle ciszę przerwał Marek:
- Nie jest ci zimno?
- Trochę.
Marek zdjął bluzę i dał Uli.
- Dzięki – rzekła z uśmiechem, po czym dodała. – To już moja trzecia. Kolekcjonuję męskie bluzy.
Marek wybuchnął śmiechem, ale po chwili olśniło go, przestał się śmiać i zapytał:
- Trzecia? Przesłyszałem się?
- Nie, trzecia. Twoja, Michała i… to znaczy tak, przesłyszałeś się.
Marek odchrząknął i rzekł:
- Nie kłam. Czyja była ta bluza?
- Oj no… nieważne! Pomyliłam się!
- Ula, jesteś ekonomistką i do trzech jeszcze umiesz liczyć. Nie oszukuj mnie! Mam ci szafę przeszukać?!
- Oj no, kiedyś się złożyło, że Sebastian mnie odwoził, było mi zimno, to dał mi swoją bluzę. Jakoś nie mogę mu jej oddać.
- Aaa… No to co innego.
Doszli na małą, dziką plażę. Usiedli na niej, Marek objął Ulę i rzekł:
- Ładnie tu, nie?
- Mhm – Dziewczyna wtuliła się w niego. - Musimy niedługo ustalić datę ślubu.
- Przydałoby się.
- Marek, bo wiesz…yyy… ja sobie zawsze marzyłam, że będę w takim białym futerku, takim do pasa.
- No… To nie mamy wyjścia. Ślub będzie w zimę. Nie wiem, grudzień, listopad?
- A dlaczego nie styczeń?
- Bo chcę szybko noc poślubną.
- Haha.
- To co, listopad?
- Marek!
- No co?
- Załatwimy tak szybko?
- Dobrzańskiemu się nie odmawia.
- A gdzie?
- Nie wiem. Masz w Rysiowie kościół?
- Mam. To u mnie?
- Może być. Kiedy konkretnie?
- Nie wiem, czternasty… dwudziesty pierwszy…
- Dwudziesty pierwszy.
Ula jeszcze bardziej wtuliła się w Marka.
- No to jeszcze zostały nam obrączki.
- Ale to nie dzisiaj.
- Raczej nie.
Marek pocałował Ulę we włosy.
- Może wracajmy? Zaraz zaśniesz.
- Tak.
Marek wstał, podał Uli rękę i oboje ruszyli w stronę namiotów.
- Jak myślisz, skończyli już? – zapytał Marek.
- Z tego co słyszałam od Doroty, to chyba tak.
- Aha. Ale jak?! To wy rozmawiacie o takich rzeczach?!
- My mówimy sobie o wszystkim – oznajmiła.
- Ale… Ula!
- Marek, nie przesadzaj. Chodź!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)