Ula poszła do kuchni. Zrobiła sobie herbatę. Z szafy sięgnęła krówki. Wzięła kubek i cukierki, wróciła do salonu, usiadła na kanapie i zaczęła rozmyślać: „Sny się czasami spełniają. Ale... czy byłabym w stanie zdradzić Marka? Nie... Przecież go kocham! A Michał? Co prawda fajnie się z nim gada, ale żeby...? Nie... To niemożliwe. A poza tym wtedy była inna sytuacja, z tego co mówił Marek byłam bardzo samotna, miałam z nim kiepski kontakt, za to z Michałem wręcz rewelacyjny. Teraz jest inaczej. Tak jak powinno być. I niech tak zostanie.”. Wstała, poszła do łazienki i weszła pod prysznic. Gdy wyszła zaczęła robić kolację. Nagle przerwała, sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Marka.
- Cześć, kochanie.
- O, cześć Ulka. Coś się stało?
- Nie. Stęskniłam się. Miałeś rację. Ala się wyprowadziła.
- Aha. No tak. Słuchaj, byłem dzisiaj na moment w firmie i wiesz? Jutro jest zebranie zarządu. Ale wstępnie przedstawiłem ojcu naszą propozycję. No wiesz, tę z Dorotą.
- Aha. I co on na to?
- Powiedział, że zajmiemy się tym jutro na zebraniu.
- Aha. Mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle.
- No... Hej! Zabrała mi krawat! Skubana! Oddawaj! – śmiał się w głos.
- Co?! – krzyknęła Ula.
- No maleńka, chodź, oddaj...
- Maleńka?!
- Gdzie te łapy?! Zejdź ze mnie! To łaskocze! – Marek nadal się śmiał.
- Marek, jak możesz?! Gzisz się z jakąś panienką i jednocześnie rozmawiasz ze mną?! – Uli łzy napłynęły do oczu.
- Ale... Ula... To nie tak jak...
Dziewczyna się rozłączyła. Pobiegła do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Po dziesięciu minutach Marek stał pod blokiem Uli trzymając coś pod bluzą. Był przezorny, więc zadzwonił od razu do sąsiadki. Ta, podobnie jak w śnie, otworzyła mu bez wahania. Dosłownie po niecałej minucie był już pod drzwiami ukochanej. Zapukał, lecz nikt mu nie otworzył. Zapukał ponownie. W końcu otworzyła mu zapłakana Ula. Gdy tylko go zobaczyła, chciała zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, lecz Marek zahamował je nogą.
- Ula, daj mi dosłownie chwilę!
Szybko rozpiął bluzę i wyciągnął spod niej małego pieska. Ula spojrzała na niego zaskoczona. Marek kontynuował.
- To jest ta panienka. To miała być niespodzianka, ale wyszło jak wyszło. To ona zabrała mi krawat, to ona mnie łaskotała, to ona wlazła na mnie łapami i to do niej powiedziałem „maleńka” – zerknął na pieska. – I na dodatek właśnie zżarła kokardkę, którą miała na szyi.
Ula przez łzy wybuchnęła śmiechem.
- A ja myślałam...
- Wolę nie wiedzieć co myślałaś. Wpuścisz mnie? To znaczy... nas?
- Jasne, wchodźcie! Co to w ogóle za rasa?
- Alaskan Malamute. To dopiero szczeniak. I NIE MÓW, że jest podobny do Husky’ego, bo chyba coś mnie trafi. Każdy mnie o to pyta, a przecież różnica jest zasadnicza.
- Husky chyba ma niebieskie oczy, nie? I chyba jest chudszy... Wiem, bo koleżanka miała.
Marek się uśmiechnął
- Przynajmniej jedna wie.
Postawił psa na podłodze. Ten od razu podbiegł do ogromnego fikusa, wgramolił się do doniczki i zaczął go obgryzać.
- NIE! – krzyknęła Ula. – Ala ma po niego wrócić, to jest Tośka, jej ulubiony kwiat!
Próbowała odciągnąć psa od kwiata, jednak ten wgryzł się w łodygę i nie chciał puścić. Marek wybuchnął śmiechem. Po chwili się opanował.
- Ulka, daj spokój – rzekł, jednocześnie łapiąc ją za rękę.
Dziewczyna się podniosła.
- Patrz, jak to się robi – rzekł, po czym stanowczo zwrócił się do psa. – Tami, do nogi!
Szczeniak o dziwo przestał podżerać kwiatka i podbiegł do właściciela. Usiadł, wywalił język i zaczął merdać ogonem.
- Jak ją nazwałeś?
- Tami. Tak już było.
- Aha – Ulka wybuchnęła śmiechem.
Marek złapał Ulę za rękę, natomiast Tami natychmiast zawarczała na Ulę.
- Oooo... Broni swojego właściciela – zaśmiała się Ula jednocześnie puszczając rękę Marka. – Coś czuję, że nie będę mogła się do ciebie zbliżać, bo mnie jeszcze pogryzie. Chcesz herbaty? – zapytała wchodząc do kuchni.
- No... – odpowiedział, po czym zwrócił się do psa. – Tami, nie wolno tak! – pogroził jej palcem.
Po krótkiej chwili cała trójka była już w salonie.
- Marek, mogę cię o coś zapytać?
- No...
- Odpowiesz szczerze?
Marek, lekko zdenerwowany, pokiwał głową.
- Wracając do twojego snu to...
- Ulka, nie wracajmy do tego – rzekł jednocześnie przysuwając się do niej, po czym ją pocałował.
- Ma... rek... Ała! – krzyknęła.
Chłopak gwałtownie się oderwał i zapytał:
- Co się stało?
- Weź zrób coś z tym psem! Ugryzła mnie! – rzekła rozmasowując nogę.
- Ojej, pokaż – powiedział próbując powstrzymać śmiech.
- Haha.
- Daj, pomasuję.
Ula położyła swoje nogi na kolanach Marka, natomiast ten zaczął je od razu masować.
- I co, lepiej? – zapytał.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Tylko nie myśl sobie, że tak będzie zawsze.
Ula zrobiła smutną minkę.
- A dlaczego?
Marek wybuchnął śmiechem. Tymczasem pies wył okropnie.
- Widać nie tylko ja jestem o ciebie zazdrosna – zaśmiała się Ula.
- To nie jest śmieszne. Jak wyszedłem z mieszkania i zagadała do mnie sąsiadka, nawiasem mówiąc ta stara zołza spod siódemki, to tak się rzucała na nią, że tamta uciekała, aż się kurzyło.
- Poznała się na niej – rzekła Ula z uśmiechem. – Chociaż nie wiem jak, bo jeszcze nie miała okazji słyszeć, jak włącza Radio Maryja o szóstej rano na cały regulator.
Oboje zaczęli się śmiać. Nagle Marek delikatnie zdjął nogi Uli ze swoich kolan, zwinnym ruchem się na niej położył i zaczął całować. Pies nadal wył niemiłosiernie, a gdy nie zwracali na niego uwagi wskoczył niezdarnie najpierw na kanapę, a stamtąd wskrobał się na plecy Marka. Znów zaczął wyć, tym razem prosto do ucha właściciela. Marek nie wytrzymał. Zerwał się na równe nogi sprawiając, że pies spadł na Ulę, złapał go za sierść i zaniósł do łazienki mrucząc pod nosem:
- Co za kundel!
Ula patrzyła na to, śmiejąc się w głos. Pies drapał w drzwi.
- Czekaj, czekaj! Może chociaż picia jej naleję, co? – zapytała Ulka. – Tylko nie wiem czego... Mleka? Wody? Co ty jej dałeś?
- Piwa z bagażnika – powiedział Marek poważnym głosem.
Ula zrobiła przerażoną minę.
- Co?! Zwariowałeś?!
- Żartowałem... – Marek się uśmiechnął. – Jeszcze nie upadłem na głowę.
- No ja myślę – rzekła Ula. – To co mam dać psu?
- Jak masz mleko, to daj mleka. To dopiero szczeniak.
- Okej.
Po chwili wróciła z miską mleka. Otworzyła drzwi do łazienki. Pies od razu pobiegł w jej kierunku. Ula położyła na kafelkach miseczkę, Marek z powrotem zaciągnął psa do łazienki i jakimś cudem razem zamknęli drzwi. Następnie usiedli na kanapie. Po chwili z łazienki dobiegł ich jakiś rumor. Ula zaczęła podnosić się z miejsca, ale Marek złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem.
- Daj spokój. Później drzwi znowu nie zamkniesz.
Ula usiadła mrucząc pod nosem:
- Moja łazienka...
- Nic jej nie będzie – powiedział Marek, po czym przybliżył się do niej i pocałował czule.
Ula odwzajemniła pocałunek, ale po chwili się od niego odsunęła.
- Marek...
Marek jęknął.
- Co znowu?
- No bo ten piesek chyba nie może tu zostać, skoro tak szaleje za tobą.
- No nie przesadzaj, przyzwyczai się.
- Tego bym nie była taka pewna.
Nagle zagrzmiało. Ula jęknęła.
- Znowu...
- Widzisz jak ładnie trafiłem? – Marek uśmiechnął się do Uli i ją przytulił. – Przynajmniej sama nie będziesz siedzieć.
Ula również się uśmiechnęła.
- Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak bardzo boisz się burzy.
- A ty się niczego nie boisz? – zapytała Ula.
Marek pomyślał chwilę i rzekł:
- No, jest taka jedna rzecz.
Ula się ożywiła.
- Naprawdę? Słucham, czego nieustraszony Cygan się boi?
- Ula, prosiłem.
- Oj, no dobrze, przepraszam – cmoknęła go w policzek. – To co to jest?
Marek zamilkł.
- Chyba się mnie nie wstydzisz?
- Ulka, daj spokój. To nie jest takie ważne.
- Marek, powiedz – nalegała.
- Oj, boję się... – Dobrzański urwał.
- No?
- Dentysty – dokończył bardzo cicho.
Ula wybuchnęła śmiechem, ale po chwili się opanowała.
- Dzięki – rzekł speszony chłopak.
- Dlaczego boisz się dentysty? – dopytywała z trudem powstrzymując śmiech.
- No bo... ten ich strój, zapach w pomieszczeniu... i te ich tandetne odzywki w stylu „Panie Dobrzański, to nie będzie bolało!”. Zawsze boli. Ten dźwięk borowania... Yyy... Aż mnie dreszcze przechodzą na samą myśl – spojrzał na narzeczoną. – Taa, śmiej się.
- Ale dentysta to nic strasznego! – pogłaskała go ręką po plecach. – Nie ma się czego bać.
- A ty dlaczego boisz się burzy? – zapytał Marek.
- Grzmoty, pioruny i tak ogólnie... wszystko.
- Ulka... – Marek wstał i pociągnął Ulę za rękę. – Chodź.
- Ale... Nie! – krzyknęła widząc, że Marek ciągnie ją w kierunku drzwi balkonowych.
Co prawda burza powoli przechodziła, ale nadal trochę grzmiało.
- Ufasz mi? – zapytał Marek.
- Tak, ale...
- Nie ma żadnego „ale” – rzekł stanowczo otwierając drzwi i ciągnąc za sobą Ulę na balkon.
Dziewczyna stała przerażona przy barierce. Marek przyciągnął ją do siebie, objął ją w pasie i wyszeptał do ucha.
- Spójrz. Nie jest tak strasznie.
- Łatwo ci mówić, bo się nie boisz.
- Zamknij oczy – poprosił.
- Ale po co?
- Zamknij.
Dziewczyna, nie wiedząc, o co mu chodzi, zamknęła oczy. Wtedy Marek jeszcze bardziej przytulił ją do siebie i wyszeptał:
- Wciągnij powietrze. Poczuj ten zapach. Jest całkiem inny niż zawsze i to właśnie lubię w burzy, a raczej po burzy. Tę świeżość.
Dziewczyna wciągnęła powietrze. Trochę się rozluźniła. Marek odczuł to wyraźnie. Uśmiechnął się. Ula czuła się pewniej w jego ramionach, ale nadal odczuwała strach.
- To jak, wracamy do środka? – zapytał.
- Mhm.
Oboje weszli do mieszkania.
- A co tak cicho w tej łazience? – zapytała Ula.
- Nie wiem. Może lepiej zobaczmy?
Podeszli do drzwi. Marek je otworzył. Ula wybuchnęła śmiechem na widok Tami, która leżała na koszulkach, spodenkach i bluzie Marka.
- Ale... Skąd ona to miała? – zapytał.
Ula wskazała ręką na przewrócony kosz do brudnej odzieży.
- Wzięłam torbę z wycieczki i tam były też twoje rzeczy. Chciałam je wyprać i dopiero ci oddać.
Tami na widok Marka wstała i podbiegła do niego merdając przy tym ogonem. Następnie usiadła przy jego nodze.
- Świetnie – powiedziała Ula. – Moja łazienka.
- Pomogę ci – rzekł Marek, po czym zaczął zbierać swoje rzeczy z podłogi.
Ula uczyniła tak samo. Po dłuższej chwili łazienka była już posprzątana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)