- Dziękuję, że zgodziłeś się ją wziąć.
- Ale nie myśl sobie, że już zawsze będzie z nami jeździła.
Ula kiwnęła głową.
- Ale wiesz, że jak przyjmą kandydaturę Dorki, to znowu będę twoją asystentką?
- Wiem – Marek się uśmiechnął.
- I Tami będzie siedziała u ciebie w gabinecie, bo ja będę musiała zwolnić Dorce biuro.
- Co?!
- No a gdzie? W sekretariacie ma być? Przecież ty w swoim biurze masz wiele fajnych rzeczy.
- O co ci chodzi?
- No wiesz... samochodziki, te kuleczki na biurku i takie tam...
- Zapomnij.
- Marek, przecież to twój piesek.
- ZAPOMNIJ. NIE I KONIEC – rzekł bardzo wyraźnie.
- Jeszcze zobaczymy – rzekła Ula z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Ula!
- No co?
Marek zaparkował pod swoim blokiem.
- Poczekaj chwilę – powiedział, po czym cmoknął Ulkę w policzek, wyszedł z auta i już go nie było.
Natomiast Ula zaczęła mówić do pieska:
- To jak Tami? Wyjdziemy na trawkę?
Piesek wywalił język. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła z pieskiem z samochodu. Puściła go na trawę i zaczęła się z nim bawić.
Po dłuższej chwili.
- Widzę, że wy się jeszcze polubicie – rzekł Marek uśmiechając się.
- O, Marek! Ty masz na sobie jeansy? Nie wierzę…
- No co? Nie ładnie?
- Nie, nie. Fajnie.
- Wiesz, Ula. Ten pies na lato linieje. Na jeansach nie będzie widać sierści, a na spodniach od garnituru tak.
- Aaa... Praktycznie i wygodnie.
- Dokładnie.
Po pół godzinie weszli do siedziby firmy. Marek trzymał Tami na rękach. Przywitali się z panem Władkiem i wsiedli do windy.
- I jak myślisz? Jaka będzie reakcja na pieska? – zapytała Ula.
- Będą w szoku – odparł z uśmiechem.
Drzwi od windy się otworzyły. Wysiedli z niej i od razu przywitał ich Seba.
- I jak, Ula, podobała ci się niespodzianka? W sensie piesek?
- O, cześć, Seba. Tak, fajna.
- Cześć – rzekł Marek.
Seba pogłaskał pieska i rzekł:
- To ja lecę. Dorota czeka na mnie na dole. Pa! – i już go nie było.
- Cześć! – zawołała Ania i podeszła do nich. – Jaki fajny... Czyj?
- Jej – Marek wskazał na Ulę.
- Jego – Ula wskazała na Marka.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
- Czyli wspólny, tak? – zapytała recepcjonistka.
Narzeczeni przytaknęli.
- A jak się wabi?
- Tami – rzekła Ula.
- Już tak było – dodał Marek.
- A to jest Husky, tak? – dopytywała zaciekawiona Ania.
Marek poczerwieniał ze złości. Już otwierał usta by „odpowiedzieć”, gdy wtrąciła się Ula.
- Nie, to nie Husky. To Alaskan. Alaskan Malamute.
- Aha... No faktycznie, Husky ma inne oczy, zielone albo niebieskie, a Tami... Tami?
Ula kiwnęła głową. Ania kontynuowała.
- Tami ma brązowe.
- No i Alaskany są troszkę niższe i tęższe. Husky są trochę chudsze i wyższe – dodał Marek. – My już pójdziemy. Ulka, wejdziesz na chwilę do mnie?
- Okej.
Ula i Marek z pieskiem weszli do gabinetu prezesa. Chłopak puścił pieska na podłogę i zamknął drzwi za sobą.
- Mam jedno pytanko.
- Słucham.
- Bo jeśli jednak nie będzie tak jak w moim śnie i nie przyjmą kandydatury Doroty na dyrektora finansowego to...
Ula mu przerwała.
- To będę nim dalej.
Uśmiechnęła się.
- Dzięki.
- Ale postaraj się.
- Spróbuję.
Wpadła Viola.
- Marek, ja mam sprawę wagi kosmicznej!
- Cześć, Viola – rzekli równo.
- Cześć. O, co to jest? – wskazała na pieska podgryzającego skórzaną kanapę.
- Tami, nie! – krzyknęli równo Ula i Marek.
Pies ustąpił.
- To jest piesek – oznajmiła Ula.
- Ale słodki! – Viola zaczęła go głaskać.
- Viola, co chciałaś? – zapytał Dobrzański.
- Ja... ja chciałam... Co ja chciałam? A! Marek, mam sprawę wagi kosmicznej!
- To już wiemy.
- Bo ja muszę się dzisiaj trochę wcześniej urwać z pracy. Mogę? – zapytała.
- A dlaczego? – dopytywał Marek.
- Bo się umówiłam. Dasz wiarę?!
- A ile wcześniej chciałaś wyjść? – pytał dalej.
- No... w sumie to teraz.
- CO?! Viola...
- Marek, daj spokój. Niech idzie – rzekła Ula.
- Ale...
- Marek, nie bądź bez serca – podpuszczała go narzeczona.
- No dobra. Ale robię to po raz ostatni – rzekł Marek.
- Dzięki Ula. Pa! – wybiegła z psem na rękach. (Wcześniej go wzięła żeby pogłaskać.)
Po chwili wpadła do gabinetu.
- Zapomniałam! – rzekła odkładając Tami na podłogę. – Lecę.
- Trzymam kciuki! – krzyknęła Ula.
- Nie dzięki! – rzekła Viola.
Po chwili już jej nie było w firmie.
- Dobra, Marek, to ja też już lecę. Dużo pracy mam.
- Ale... A co z nią? – wskazał na psa.
- Zajmij się nią. To tylko mały piesek – rzekła i nie czekając na odpowiedź wyszła.
Marek westchnął, pomógł wyjść psu, który zaklinował się wchodząc za szafę i usiadł przy biurku. W tym samym czasie Ula zjeżdżała windą w dół. Pod firmą czekała na nią Viola.
- No nareszcie! Masz? – zapytała.
- Mam.
- Super. To od czego zaczynamy?
- Od fryzjera! – zawołała uradowana Ula.
„Dobrze, że dałam się na to namówić” – pomyślała.
Tymczasem Viola gadała jak najęta:
- Trzeba coś z tobą zrobić. Kobieta musi zmieniać swój wizerunek jak jaszczurka...
- Kameleon – wtrąciła Ula.
- To też. Pamiętaj, jak cię widzą, tak cię słyszą, w sensie, że zdjęcia robią. Dasz wiarę? Wchodzimy tutaj – wskazała na duży butik.
- Miał być najpierw fryzjer.
- Ale przechodzimy koło butiku, nie? – Viola nie mogła się oprzeć.
- Dobrze, niech będzie.
Weszły do sklepu. Nagle Ula stanęła jak wryta.
- Coś się stało? – zapytała Viola, próbując wyciągnąć korek, który utknął jej w wycieraczce.
Ula miała coś powiedzieć, ale przerwał jej krzyk Michała:
- Anita, weź wybierz w końcu jakąś normalną, dziewczyńską, różową bluzkę, a nie tylko te czarne t-shirty, glany, szerokie spodnie! Matka się na mnie drze, że to przeze mnie! Masz 15 lat i jak ty wyglądasz?! Jakiej ty muzyki słuchasz?! Rodzice kazali mi cię normalnie ubrać, skoro masz jechać nad to morze, a tu już dziesiąty butik i ty ciągle tylko „To nie! To nie! To nieładne!”... Zdecyduj się!
Ula się uśmiechnęła.
- Jak „Jak wyglądam?”? Normalnie! Sam mi mówiłeś: „Słuchaj Paktofoniki, a nie jakiejś Mandaryny!”, więc słuchałam, a wiesz, jak Paktofonika to i Kaliber 44, jak Kaliber 44 to Hemp Gru, później Peja i jak wróciłeś z wojska to jeszcze Kazika mi pokazałeś... O co ci chodzi?! Przecież ty też tego słuchasz?
- Ale ile ty masz lat, a ile ja mam lat?
Ula niepewnym krokiem podeszła do Michała.
- Cześć, Michał – powiedziała niepewnie.
- O, Ula, kiedy ja cię ostatnio widziałem?
- Wczoraj – wtrąciła.
- No fakt. Ula, poznaj, to moja siostra Anita, a to jest Ula, Marka...
Tym razem wtrąciła się młoda blondynka:
- Następna laska?
- Mówiłem ci, że on już z tym skończył. Zresztą sam też to ci mówił! – wykrzyczał wkurzony Michał.
Zirytowana Viola krzyknęła:
- Nie zapomniałaś o kimś?!
- A, tak! Michał, pozwolisz, to moja... moja... hm. Moja przyjaciółka Viola. A to Michał, mój kolega i jego siostra Anita.
Viola nadal siłowała się z wycieraczką. W pewnej chwili Michał podszedł do niej i rzekł:
- Może pomóc?
Ukucnął. Viola także przykucnęła. Michał już po chwili uwolnił obcas Violi z wycieraczki, wstał, podał jej rękę i pomógł jej wstać. Stanęli blisko siebie. Michał patrząc jej prosto w oczy rzekł:
- Michał jestem.
- Violetta Kubasińska przez „v” i dwa „t”. Dasz wiarę?
Ula szturchnęła łokciem Anitę i rzekła cicho:
- Patrz na nich.
Stali i uśmiechali się do siebie. Zapomnieli o otaczającym ich świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przeczytałeś? Skomentuj! Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna. Łatwiej nam się pisze, kiedy wiemy, że mamy dla kogo.
Wszelkie dyskusje mile widziane :)